Читать книгу Lwów kres iluzji - Grzegorz Gauden - Страница 8

CZĘŚĆ I
Powitanie niepodległości
Rozdział IV

Оглавление

Kamienica Zippera zamyka pierzeję Rynku od strony północno-zachodniej, przy wlocie w ul. Krakowską, ulicę bogatych sklepów, których właścicielami byli Żydzi.

Ulica Krakowska prowadzi do pl. Krakowskiego i znajdujących się tuż obok pl. Strzeleckiego i pl. Gołuchowskich zamieszkałych wtedy w większości przez Żydów.

Za nimi zaczyna się Zamarstynów, stara żydowska część Lwowa, odpowiednik krakowskiego Kazimierza.

***

Po symbolicznym zalegalizowaniu pogromu w najważniejszym miejscu Lwowa polscy żołnierze ruszyli z Rynku w ul. Krakowską.

Strzelają do witryn sklepowych, wybijają granatami żaluzje i drzwi, strzelają do napotkanych Żydów i do ludzi w oknach.

Za nimi posuwa się rosnący tłum cywilów. Po przejściu tego pochodu na ul. Krakowskiej nie ocalał żaden sklep. Na jezdni i chodnikach leżały pierwsze trupy Żydów. Przed domami stali płaczący mężczyźni i kobiety wzywający ratunku. Na próżno.

Piątkowego poranka 22 listopada 1918 roku cywile trzymali się z tyłu, posuwali się za strzelającymi i rabującymi żołnierzami, podoficerami i oficerami wojsk polskich.

***

Sklep Chane Rosche Katz przy ul. Krakowskiej 25 został obrabowany w piątek przed południem. Jej mąż próbował interweniować w sobotę rano u polskiego oficera. I to nie we własnej sprawie. Prosił, by ten położył kres trwającym rabunkom. Kiedy podał swoje nazwisko, usłyszał „Żydzi do Palestyny” i został uderzony w twarz41.

***

Rano i przed południem 22 listopada na ul. Krakowskiej wojskowi i cywile rabowali sklepy. Potem przyszła kolej na mieszkania. Najpierw niższe piętra, potem wyższe.

„W piątek o godz. 4 jeden oficer legionowy i 2 legionistów wpadło na drugie piętro (…)” kamienicy przy ul. Krakowskiej 25 – zeznała Chane Rosche Katz. Żołnierze twierdzili, że szukają żydowskich milicjantów, którzy mieli tu przebywać w czasie rządów ukraińskich42. Na ganku oficer pobił nahajką Jakóba Bleia. Samo fizyczne okrucieństwo mu nie wystarczało. Kazał przywołać żonę i dzieci Bleia i zmusił ich, aby przyglądali się katowaniu męża i ojca.

Oficer bił tak zapalczywie, że aż sam się skaleczył. To go dodatkowo rozjuszyło. Zmęczony batożeniem Bleia, zażądał wody. Pijąc, pochwalił się, że jest z Warszawy i udało mu się już zdobyć futro.

Jego żołnierze ukradli skatowanemu futrzaną czapkę.

***

Przez okno, posługując się lornetką teatralną, Baczes starał się obserwować ulicę. Kiedy zaczęło się rozjaśniać, ujrzał na niej polskich milicjantów. Zatrzymują przechodzących Żydów i bardzo brutalnie ich biją. Rabują z wszystkiego, co ci mają przy sobie.

Znikają mu z oczu, a potem wracają z kilkoma cywilami. Prowadzi ich osobnik przezywany Krzywym Edkiem. Pracował kiedyś jako murarz, a teraz jest pomocnikiem hycla. Krzywy Edek wskazuje im żydowskie sklepy na ul. Smoczej. Ci rozbijają szyby w witrynach i rabują.

Około godz. 7.30 Baczes dostrzegł nadchodzących od strony pl. Zbożowego ok. 60 legionistów. Towarzyszący im oficerowie widzą trwające rabunki, ale nie reagują.

***

Określenie „legionista” pojawia się w relacjach polskich obrońców Lwowa. „Odsiecz Lwowa to także legioniści (…)”43 – pisał kpt. Antoni Kamiński i właśnie „legionistom” przypisywał z dumą największe zasługi podczas walk w obronie Lwowa w dniach od 1 do 21 listopada 1918 roku.

Opisał też odbudowę jesienią 1918 roku we Lwowie formacji wywodzących się z legionów Piłsudskiego, związanych z POW44.

***

W zeznaniach Baczes używa słowa „legioniści”. Słowo to pojawia się nieustannie w zeznaniach żydowskich, chyba nawet częściej niż słowo „żołnierz”.

Termin ten ma jednak w tych kontekście zupełnie inne znaczenie aniżeli to, którym posługuje się kpt. Kamiński.

W dniach 22 i 23 listopada 1918 roku i następnych dla lwowskich Żydów „legionista” to każdy polski wojskowy czy uzbrojony napastnik z polskimi oznakami militarnymi, mówiący po polsku.

I słowo „legionista” pojawiać się będzie na dalszych stronach tej książki właśnie w tym znaczeniu, które odnajdujemy w zeznaniach ofiar i świadków pogromu.

***

Baczes ujrzał ze swojego mieszkania przy ul. Bóżniczej napływających polskich mieszkańców Lwowa:

W tym czasie nadszedł tłum, w którym zauważyłem lepsze twarze, także panie w eleganckich płaszczach, kapeluszach, woalkach i rękawiczkach, które stanęły wprost naprzeciw mych okien na rogu Bóżniczej i Smoczej. Widziałem, jak legioniści podeszli z (…) [nieczytelne – przyp. G.G.] na ul. Smoczej po zrabowaniu każdy dawał swej damie pakunek45.

Kupcowa Katz widziała także w tłumie na ul. Krakowskiej panie w kapeluszach.

***

Imponuje ówczesna dbałość o przestrzeganie form publicznego pojawiania się osób przynależnych do najlepszych sfer we Lwowie.

Niedopuszczalne było, aby doktorowa A., profesorowa B., inżynierowa C., dyrektorowa D., hrabina E., mecenasowa F. mogły pojawić się na ulicy bez kapelusza i rękawiczek. Kobieta na ulicy bez nakrycia głowy to służąca albo przyjezdna młoda dziewczyna ze wsi.

Ówczesna etykieta wykluczała także pojawienie się na ulicy kobiety z dobrego towarzystwa samotnie. Jeśli nie towarzyszył jej mężczyzna, musiała być co najmniej w towarzystwie służącej.

Na zdjęciu ul. Halickiej46 z przełomu XIX i XX wieku wszystkie eleganckie kobiety noszą kapelusze, są w sukniach do kostek albo do ziemi, mają rękawiczki, czasami woalki.

To była wytworna ulica drogich sklepów prowadząca od pl. Halickiego do Rynku. Po przeciwnej stronie Rynku jej przedłużeniem jest ul. Krakowska. Na ul. Halickiej w dniu 22 listopada 1918 roku obrabowane zostały wszystkie sklepy żydowskie.

Elegancka kobieta nie mogła nieść osobiście jakiegokolwiek pakunku. Od tego były służące.

Polskie damy w czasie pogromu nie uchybiły obowiązującej etykiecie. „Panie w kapeluszach przychodziły razem ze służącymi, by te zabierały zrabowane rzeczy do domów” – zeznała kupcowa Katz47.

O udziale w pogromie ludzi z najlepszych warstw społecznych Lwowa pisze także w raporcie sędzia Rymowicz48.

***

Pod nr. 21. ul. Bóżniczej, stróżowa tego domu sprowadziła na ten dom patrol legionistów, a strzałami i kolbami otworzyli bramę, zaczęli rabować i wynosić z tego domu pościel i inne rzeczy. Sami legioniści polscy rabowali tu bez asystencji tłumu49

– zeznał dalej Maurycy Ignacy Baczes.

Rabunki na ul. Smoczej i ul. Bóżniczej trwały do godz. 14. Przez cały ten czas po ulicach krążyły samochody ciężarowe, na które ładowano zrabowane rzeczy. Około godz. 16 nadjechał nawet wóz Czerwonego Krzyża. Siedzieli w nim czterej sanitariusze. Zauważyli, że sklep ze szczotkami został pominięty przez rabujących, więc włamali się do niego i opróżnili go.

W trakcie rabunków Baczes widział przejeżdżających ulicami na koniach oficerów. Strzelali w powietrze i krzyczeli, że nie wolno rabować. Świadek usłyszał potem z okna, jak zwracają się do rabującej bandy: „Nie bójcie się, my strzelamy w powietrze. Możecie dalej Żydów rabować”.

Do kamienicy Baczesa weszło pięciu legionistów. Dwóch zostało na schodach, a trzech chodziło po mieszkaniach. Domagali się pieniędzy, przykładając lufy karabinów do piersi. W piątek nikt w jego kamienicy nie zginął.

Od dozorczyni pobliskiej kamienicy przy ul. Bóżniczej 20 dowiedział się, „że tam zamordowano 2 córki i zięcia Sonntagowej”.

***

2. Pierwsza strona zeznań Saly Sonntag złożonych 19 grudnia 1918, TsDIAL 505.1.201, nr 68.


Dozorczyni podała prawdziwą informację. O wydarzeniach, które miały miejsce 22 listopada 1918 od godz. 7 rano w kamienicy przy ul Bóżniczej 20, obszerną relację złożyła w dniu 17 grudnia 1918 panna Saly Sonntag50.

Odręcznie spisany ołówkiem po polsku, prawie pięciostronicowy protokół bywa miejscami trudny do odczytania. Panna Saly Sonntag występuje w protokole także jako Sala, a jej nazwisko również w pisowni Sontag. W lewym górnym rogu widać wyraźne odciski rdzy po spinaczu biurowym sprzed stu lat, a górne krawędzie kartek w środkowej części są mocno uszkodzone. Na jednym z odpisów w prawym górnym rogu znajduje się dopisana atramentem adnotacja „…egzempl pod mordy”.

(…) Brama naszego domu przy ul. Bóżniczej 20 II p. była szczelnie zamknięta tak, że mimo użycia granatów ręcznych nie rozbili jej. Weszli tedy ul. Owocową 5, która również była bardzo silnie umocowana. Jednakże rozbiwszy zamek granatem ręcznym, weszli do kamienicy, rozbili sklep, w którym było 8 worków pszenicy i 3 korce kartofli. Do naszego mieszkania wpadło około 30 legionistów, z których niektórzy mieli na głowach hełmy stalowe, wszyscy mieli odznaki biało-czerwone i mówili narzeczem zachodnim (…).

Napastnicy krzyczeli „dajcie nam złota, srebra, brylanty, miliony” – zeznała panna Sonntag, której udało się boso i w samej halce uciec na drugie piętro.

Saly Sonntag próbowała wrócić do domu, by się ubrać. Uratowała się, mówiąc, że jest Polką, służącą.

Od tego czasu jako sługa katolicka miałam wolny wstęp i 3 razy przychodziłam i wychodziłam z pomieszkania. W pomieszkaniu powstało wielkie zamieszanie. Zaczęto zrywać story, dywany perskie w salonie, makaty, narzuty na otomany, każdy z obecnych rabował i plądrował.

Między nimi była siostra miłosierdzia, średniego wzrostu, blondynka, głowa była zawiązana chustką białą za znakiem Czerwonego Krzyża.

Szwagier mój właśnie wkładał buciki na nogi, a siostra ubierała się. Do tego pokoju wpadła grupa z feldfeblem na czele i w towarzystwie wyż. wymienionej siostry.

Feldfebel niskiego wzrostu [fragment zniszczony – przyp. G.G.] z hełmem stalowym na głowie. Ja byłam w sąsiednim pokoju, wtem słyszałam strzał, po tym strzale i [nieczytelne – przyp. G.G.] p. Heyowie, krzyk siostry.

Po kilku minutach rozległ się strzał drugi. Również p. Heyowie podają, że przede wszystkim owa siostra Czerwonego Krzyża krzyczała do Feldfebla strzelaj.

Każdej pani ściągała kolczyki i pierścionek. Palce siostry mojej zabitej były skręcone, bo zdjęto z jej palców pierścionki brylantowe.

Z drugiego pokoju wbiegła wtedy mała siostra Klara Sonntag – 14-letnia upadła na kolana przed nimi, prosząc, by jej nie strzelano. Wówczas i ją zabili, strzelając jej w usta.

I na drugi dzień widziano ją w tej pozycji leżącą z założonymi rączkami, a z ust krew się lała.

W ten sposób zginęła siostra zamężna Gorne, szwagier Gorne i siostra Klara.

***

Napastnicy przeszli do innych pomieszczeń. W kuchni szablą skatowali matkę, a kiedy ta oddała im 15 000 koron, stwierdzili, że to za mało, i zagrozili zabiciem syna Maurycego Sonntaga. Przestrzelili mu rękę. Drugiego syna Jakuba bili kolbą po głowie, krzycząc: „Oddaj miliony”.

Żołnierze znaleźli

(…) magazyn z ubraniami męskimi, cywilnymi i uniformami wojskowymi dla oficerów, urzędników i studentów i futrami. Z okrzykiem „kurwa, mamy magazyn” zaczęli plądrować magazyn.

W tej samej kamienicy, w drugim podwórku, ci sam legioniści zabili niejaką Małkę Kies, a dwóch synów jej ciężko zranili. Ci leżą teraz w szpitalu powszechnym.

***

„Noc przeszła spokojnie” – zeznał Baczes.

W sobotę rano wyszedłem na ulicę, zauważyłem, że pali się dom na ul. Smoczej 4, gdzie się palił sklep nieznanego mi kupca. Następnie oglądałem spustoszenia na ul. Smoczej i Bóżniczej, a spostrzegłszy koło mego domu na ul. Bóżniczej 22 w otwartej małej bożnicy drukarzy porozrzucane 4 Tory na ziemi, zawołałem mieszkającego w tym domu szkolnika [nauczyciela szkoły żydowskiej (chederu) – przyp. G.G.], zabrałem z nim Tory i dałem do domu przy ul. Bóżniczej 19.

To jeszcze sobotni poranek 23 listopada 1918 roku. Już za chwilę w najściślejszym centrum Lwowa i na Zamarstynowie pogrom eksploduje ponownie. Tam, gdzie są sklepy żydowskie, tam, gdzie mieszkają Żydzi. Podpalane są domy żydowskie.

Na ulicach w innych częściach Lwowa osoby podejrzane o to, że są Żydami, są atakowane przez polskich przechodniów.

***

„Miarą dzikości pogromu był fakt, że zdarzały się wypadki strzelania do Żydów wyskakujących z okien płonących domów”51.


3. Zwłoki zmasakrowanej ofiary pogromu, J. Bendow, Der Lemberger Judenpogrom (Novemeber 1918 – Jänner 1919), dz. cyt., s. 82.


Sędzia Rymowicz na określenie tego, co wtedy działo się we Lwowie, użył jednego słowa: bestialstwo52.

***

Relacje ofiar i świadków spisywane są pospiesznie. Ich językiem – często nieporadnym, lapidarnym do bólu.

„Napastnicy weszli do kuchni i kazali nam ustawić się rzędem. Żądali pieniędzy i złota. Oficer strzelił do Altmana, a żołnierz zastrzelił mego ojca”. Trzy zdania. To cała relacja Natana Schnipsa53 z ul. Panieńskiej 9.

„Napastnicy wołali: Dziękujcie Bogu, że was nie zabijamy. My przyszli do Żydów, to nas chcieli zabić, teraz mamy prawo was mordować” – to całość zeznania Mochela Kesslera54 z ul. Słonecznej 44.

„Gdy zwrócono się do p. Dr. Medejskiego, by wystarał się o przyjęcie do szpitala rannego, odrzekł p. Dr. M., proszę Pani, dla Żydów w szpitalu powszechnym nie ma miejsca, a zresztą Żydzi sobie zasłużyli na to” – opowiada Leon Blauer 55 z ul. Serbskiej.

„Nie gaszono ognia, bo nie pozwalali żołnierze i strzelali” – to cała relacja Sury Guttmana56 z ul. Starozakonnej 5.

I krótki, odręczny, bez podpisu, jednozdaniowy i lapidarny opis sytuacji: „Patrol, którą poszukał, prosił o wezwanie straży pożarnej, odpowiedziała: «Nie na to podpalali, aby gasić»”57. Żelazna logika.

Wtedy rzeczownik „patrol” w relacjach używany był w rodzaju żeńskim. Ta patrol. We współczesnej polszczyźnie to rodzaj męski: ten patrol.


4. Spalony dom w dzielnicy żydowskiej, J. Bendow, Der Lemberger Judenpogrom (Novemeber 1918 – Jänner 1919), dz. cyt., s. 36.


***

Większość relacji to język bardzo prosty i zwięzły. Czy ktoś może być przygotowany do opisu dręczenia i zabijania najbliższych krewnych? Matki, ojca, siostry, brata? Pośpieszny zapis ludzi mówiących w traumie – rzemieślników, kupców, drobnych przedsiębiorców.

Językową sprawnością wyróżnia się zeznanie dr. Maxa Schaffa58. Nic dziwnego, bo to relacja adwokata. Mówi ze swadą. Używa wyszukanego języka.

Dnia 22/XI. b. r. dowiedziałem się o godz. 8 rano, że Polacy wkroczyli do miasta i że już o 6 rano rozpoczęły się w dzielnicy żydowskiej rabunki i plądrowanie. Celem ustalenia stanu rzeczy udałem się na miasto i skonstatowałem, że w Rynku splądrowane były sklepy jubilerskie Wischnitza i Zippera (…).

Relacjonuje dalej Max Schaff: „Niespełna 8 kroków od karabinu maszynowego rabowali żołnierze polscy sklepy żydowskie, podczas gdy sklepy katolickie, jak P. Mokrzyckiego pozostały nienaruszone”.

Opisuje strzelanie do żaluzji sklepowych, by w ten sposób otworzyć żydowskie sklepy i dostać się do środka. Pierwsi rabowali żołnierze, którzy dopiero po obładowaniu się towarami wpuszczają cywilów, „publiczność katolicką”, jak określa ją mec. Schaff. Ta publiczność kończy dzieło grabieży.

Mecenas Schaff widzi wśród rabujących osoby „o twarzach nader inteligentnych, wskazujące na lepsze pochodzenie i na zawód inteligentny”.

Jest świadkiem zachowania jednego z polskich żołnierzy, w mundurze austriackim z odznakami feldwebla. Żołnierz ów z rewolwerem w ręku zaprowadza porządek i sprawiedliwość w ten sposób, że zatrzymuje tych, którzy ze sklepów żydowskich jego zdaniem zabrali zbyt dużo, i dzieli między tych, którzy nic nie dostali albo z powodu tłoku nie mogli dostać się do sklepu. Pogromowy Janosik.

„Publiczność katolicka” bywa wymagająca. Na ul. Skarbkowskiej, która dochodzi do Krakowskiej, mec. Schaff widzi panią w kapeluszu, która robi awanturę żołnierzowi o to, że zrabował za mało sukien ze sklepu. I w dodatku jedna z nich okazała nieco podarta.

Relację swą mec. Schaff kończy informacją o tym, że podczas dwóch dni pogromu na ul. Karola Ludwika, 3 Maja i Akademickiej – najelegantszych ulicach Lwowa – polska publiczność mówiła wyłącznie o trwających rabunkach. To ulice wytwornych sklepów i restauracji, ówczesne Korso lwowskie, miejsce życia i spacerów elit.

Max Schaff nie wyróżniał się wyglądem na tych ulicach, bo mógł skonstatować, że „szereg pań zaznaczało z zadowoleniem, że Żydów na Korsie się nie widzi”.

***

Adnotacja na końcu protokołu, który sporządził dr Abraham Landes, brzmi: „Spisałem z uwagą, że Weitówna z ogromną trudnością i wysiłkami podpis umieściła, trzęsąc się na całym ciele”59.

Co spowodowało, że Laura Weit, dwudziestosiedmioletnia urzędniczka Zakładu Kredytowego, sześć dni po pogromie dygocze, składając zeznania, i z trudnością składa podpis?

Dla Weitówny pogrom rozpoczął się o godz. 8 rano w piątek 22 listopada 1918 roku. Do mieszkania położonego na II piętrze kamienicy przy pl. Krakowskim 5 przyszło ok. dwudziestu legionistów, w pełnym rynsztunku, uzbrojonych w karabiny, granaty ręczne, z bagnetami u boku.

Nie czekali na otwarcie bramy. Ostrzelali dom. Weszli do mieszkania. Trzech braci Weitówny zamknęli w pokoju. Ją samą i matkę pobili bagnetami, po czym wypędzili z mieszkania.

Potem bili braci. Dwójce udało się uciec. Trzeciego zatrzymali, aby go zastrzelić. Darowali mu jednak życie, ale pobili do nieprzytomności.

Żołnierze zrabowali bieliznę i suknie, zniszczyli sprzęt domowy, a tkaniny przechowywane w mieszkaniu wyrzucili przez okno. Zapewne był to dar dla zgromadzonej na ulicy polskiej publiczności. W tym samym czasie inni żołnierze zamordowali właściciela kamienicy Langnasa, jego syna i brata jego zięcia.

Przez cały dzień przez kamienicę przewijały się bandy. Weitówna widziała, jak z ciał ludzi zamordowanych w kamienicy rabusie ściągali odzież i buty. Grabili trupy. Obrabowane zostały wszystkie mieszkania.

Na koniec napastnicy podpalili kamienicę, korzystając z konewki z naftą.


5. Kamienice na pl. Krakowskim spalone podczas pogromu, J. Bendow, Der Lemberger Judenpogrom (Novemeber 1918 – Jänner 1919), dz. cyt., s. 53.


***

Na niektórych zeznaniach pojawia się adnotacja „Poufne”. Jest na zeznaniu Laury i Antoniny Piątek60 zamieszkałych przy pl. Krakowskim 10.

Dnia 22 listopada wtargnęła do domu przy pl. Krakowskim pod l. 10 banda żołnierzy uzbrojonych, która w nieludzki sposób znęcała się nad wszystkimi mieszkańcami domu i doszczętnie wszystkie pomieszkania zrabowała.

Wśród plądrujących żołnierzy poznaliśmy syna bogatego rzeźnika posiadającego na pl. Krakowskim w bazarze miejskim wyrąb mięsa: Karczewskiego.

Widzieliśmy też, jak około godz. [nieczytelna – przyp. G.G.] popoł. wyżej wspomniany Karczewski żądając „pieniędzy na legiony polskie” czterema strzałami p. Mojżesza Agida zamordował. Zeznania te gotowe jesteśmy pod przysięgą ponowić.

***

Michał Rudy61, urzędnik Browaru Akcyjnego we Lwowie, zeznał: „Po pogromie opowiedziała mi kantyniarka Friedowa, mieszkająca przy ul. Kleparowskiej, że idąc w dniu pogromu z dozorcą swoim pl. Krakowskim, spostrzegła 2 legionistów prowadzących Żyda, którego później wrzucili do płonącego domu”.

41

TsDIAL 505.1.207., prot. 283.

42

TsDIAL 505.1.207., prot. 283.

43

Obrona Lwowa 1–22 listopada. Relacje uczestników…, t. I, dz. cyt., s. 330 i 331.

44

Tamże, s. 285, 287 i nast.

45

TsDIAL 505.1.210., prot. 114.

46

I. Kotłobułatowa, Lwów na fotografii – 3. Lwowianie, Wydawnictwo Centrum Europy, Lwów 2014.

47

TsDIAL.505.1.207., prot. 283.

48

D. Engel, Lwów, November 1918…, dz. cyt., s. 394.

49

TsDIAL 505.1.210., prot. 114.

50

TsDIAL 505.1.201., nr 68.

51

Historia Polski, t. IV: 1918–1939, cz. I: 1918–1926, rozdz. I–XIII (1918–1921), pod red. L. Grosfelda i H. Zielińskiego, Makieta, Warszawa 1966, s. 125–126. Za: J. Tomaszewski, Lwów, 22 listopada 1918, dz. cyt.

52

D. Engel, Lwów, November 1918…, dz. cyt., s. 392.

53

TsDIAL 505.1.207., kwest. 1371.

54

TsDIAL 505.1.210., kwest. 341.

55

TsDIAL 505.1.205., kwest. 1767.

56

TsDIAL 505.1.207., kwest. 64.

57

TsDIAL 505.1.207., Lb. 591.

58

TsDIAL 505.1.210., L.p. 12, Lb. 280, prot. z dnia 11 grudnia 1918.

59

TsDIAL 505.1.207, L.p. 1, L.b. 70, prot. z dnia 28 listopada 1918.

60

TsDIAL 505.1.207., L.B. 39, prot. z dnia 4 grudnia 1918.

61

TsDIAL 505.1.205., L.p. 6, Lb. 81, prot. z dnia 5 grudnia 1918.

Lwów kres iluzji

Подняться наверх