Читать книгу Amnezjak - Jakub Nowak - Страница 9

Z głowy pana Pio­tra

Оглавление

Piotr Ostrow­ski ma świetną pamięć. Dobrze pamięta swój poród.

Pamięta płacz matki i wła­sny, gdy poczuł wprawne, szorst­kie dło­nie aku­szerki. I wrzask, który roz­legł się chwilę potem. A wrzesz­czały wszyst­kie – aku­szerka, słu­żące i, gdy go jej poka­zano, rów­nież matka. Darły się wnie­bo­głosy, bo uro­dził się jego brat.

Ostrow­ski pamięta, że kobiety sowi­cie prze­ku­piono, by mil­czały. I rze­czy­wi­ście zamil­kły. Aku­szerkę zna­le­ziono kilka dni póź­niej w jej łóżku. Leżała uma­zana feka­liami i wymio­ci­nami, a jej opuch­nięta twarz miała barwę świe­żego szczy­pioru. Jedna ze słu­żą­cych prze­pa­dła bez wie­ści, druga powie­siła się w rupie­ciarni na dwor­ko­wym stry­chu. Na belce obok dyn­dała Dag­mara Ostrow­ska, matka bliź­nia­ków.

Piotr Ostrow­ski pamięta jej pogrzeb w upalne wrze­śniowe popo­łu­dnie, jedno z tych, gdy z wonią Bugu wiatr niósł polem świeży zapach nad­cho­dzą­cej jesieni. Pamięta, że nie został zabrany na pogrzeb, ale jed­no­cze­śnie pamięta robaki oży­wia­jące świeżą, mokrą glebę. I zaciętą twarz ojca, zie­mi­stą, mimo zacho­dzą­cego słońca malu­ją­cego oko­licę ogni­stymi jaskra­wo­ściami.

Pamięta, że tego samego wie­czoru został ochrzczony. Młody ksiądz ochrzcił go w obec­no­ści ojca i wyso­kiego męż­czy­zny o twa­rzy schla­sta­nej tuzi­nem blizn. Pamięta, że ksiądz był pijany i czę­sto się żegnał. Szcze­gól­nie, gdy chrzcił dru­giego syna Tade­usza i Dag­mary Ostrow­skich. Piotr ni­gdy wię­cej nie ujrzał brata, księ­dza ani ojca chrzest­nego.

Ojca, pogod­nego męż­czy­znę pach­ną­cego alko­ho­lem i ciężką pracą, Piotr Ostrow­ski pamięta dobrze. Miesz­kał z nim w pod­hru­bie­szow­skim majątku do ósmego roku życia. Potem, by uchro­nić syna przed nad­cią­ga­jącą nawał­nicą, Tade­usz Ostrow­ski wysłał go naj­da­lej, gdzie mógł. Mały Piotr tra­fił do Lon­dynu na tydzień przed tym, jak młoda Europa prze­bu­dziła się z wrza­skiem, chwy­ciła za sztan­dar i broń, by z pie­śnią na ustach rzu­cić się do boju. A po roku krwa­wych walk dała się zarżnąć.

Nazwali to Prze­bu­dze­niem Ludów, które ude­rzyły z furią w nie­okrzep­nięty Zimowy Sojusz. Pół­to­rej dekady po Oświe­ce­niu więk­szość Zimo­wych Kar­dy­na­łów wciąż żyła i coraz lepiej wyko­rzy­sty­wała nową wie­dzę. Prze­bu­dze­nie oka­zało się Soju­szowi dra­ma­tycz­nie potrzebne i nie­spo­dzie­wa­nie przy­datne. Nie dość, że sce­men­to­wało wymu­szony alians, to jesz­cze zapew­niło gwał­towny roz­wój Sztuki. Powstańcy ude­rzyli bowiem w stary porzą­dek i nową naukę, skwa­pli­wie wie­sza­jąc fran­cu­skich filo­zo­fów, gor­li­wych apo­sto­łów Oświe­ce­nia, i ści­na­jąc pierw­szych prak­ty­ków: nie­miec­kich, austriac­kich i wło­skich tech­ne­rów. Sojusz zare­ago­wał szybko, sku­tecz­nie i z okrutną fan­ta­zją, wypró­bo­wu­jąc na cha­otycz­nych i słabo uzbro­jo­nych powstań­cach (i znacz­nym odsetku pechow­ców sto­ją­cych po oświe­co­nej stro­nie) nowe tech­niki zabi­ja­nia. To wtedy po raz pierw­szy mon­stru­alne rogo­nosy tra­to­wały oddziały wroga, armat­nie kule nio­sły morową mgłę, a kara­bi­nowe poci­ski goto­wały krew w żyłach.

Piotr Ostrow­ski prze­żył wów­czas wła­sną rewo­lu­cję. Z nad­bu­żań­skiej wsi tra­fił do metro­po­lii pul­su­ją­cej ryt­mem setek fabryk. Lon­dyn dał mu nowe życie. I opie­ku­nów – kosmo­po­li­tyczny odprysk rodu matki: dobro­duszną fami­lię Sko­nec­kich, żar­li­wych wyznaw­ców teo­rii naro­do­wo­wy­zwo­leń­czych. Dał też edu­ka­cję, za którą hoj­nie i bez żalu pła­cił stary Ignacy Sko­necki. Ale Lon­dyn poda­ro­wał Pio­trowi coś wię­cej – sie­bie: wszystko to, co dora­sta­ją­cemu chłopcu ofe­ro­wać może mia­sto tej wiel­ko­ści, jeśli tylko chło­piec mieć będzie dość odwagi i swo­body, by się nim zachły­snąć.

To wła­śnie w Lon­dy­nie, kilka lat póź­niej, Piotr dowie­dział się, jak zgi­nął jego ojciec. Tade­usz Ostrow­ski został roz­strze­lany za kie­ro­wa­nie akcją nisz­cze­nia pierw­szych, wtedy wciąż nie­for­mal­nych eli­zjów w Kon­gre­sówce. Lon­dyń­scy opie­ku­no­wie Pio­tra nie chcieli uwie­rzyć, że ten zwa­li­sty męż­czy­zna o łagod­nej twa­rzy miał na rękach krew pra­wie stu Pola­ków i oso­bi­ście zastrze­lił kil­ka­na­ście mło­dych kata­ryn. Piotr Ostrow­ski, pamię­ta­jący pogrzeb matki i pija­nego księ­dza żegna­ją­cego się nad jego bra­tem bliź­nia­kiem, nie miał wąt­pli­wo­ści, że tak wła­śnie było.

Amnezjak

Подняться наверх