Читать книгу Purpurowy zmierzch - Jakub Pawelek - Страница 4
Murmańsk, Rosja | 3 czerwca 2025, godzina 07:01
ОглавлениеMapa, nad którą pochylał się Walerij Żyła, wyświetlana była na wielkim stole, ustawionym pośrodku sali sztabowej. Planistyczna perspektywa prowadzenia wojny już dawno zatraciła swój ludzki charakter. Choć zawsze dowodzenie wielkimi armiami wiązało się z przesuwaniem flag lub figurek, cyfryzacja pola walki do reszty zgrywalizowała sztukę planowania wojen.
Czerwień amerykańskiego natarcia nieco zwolniła, ale bynajmniej nie był to wynik silniejszego oporu Rosjan. Przeciwnik zdobył to, co chciał, umocnił się w rejonach, które uważał za kluczowe. Na wyspach wciąż trwały walki, Nowa Ziemia skąpała się w huku wystrzałów i mroźnych powiewach arktycznego wiatru. Murmańsk lada chwila mógł znaleźć się w oblężeniu. Zwiad meldował o amerykańskich czujkach kilka godzin temu, zaraz po tym, gdy gruchnęła wiadomość o wydarzeniach w Moskwie, Kijowie oraz Ałmacie.
Kandałaksza już teraz znalazła się w pierścieniu amerykańskich wojsk. Na razie obrońcy miasta stawali dzielnie, uniemożliwiając przeciwnikowi zdobycie przyczółków do dalszych ataków. Przełamanie linii było jednak kwestią czasu, tytaniczny wysiłek Rosjan nie mógł zniwelować przewagi technologicznej.
– Musimy przygotować ostrzał na tych kierunkach – mówił Żyła sam do siebie. – Amerykanie uderzają na nas tędy, tędy, no i z pewnością spróbują głębokiego ataku w tym miejscu. – Generał zakreślił kościstym palcem interesujący go obszar.
Brakowało mu prawie wszystkiego. Ludzi, sprzętu, zapasów amunicji, większość kanałów dostaw została przerwana przez amerykańskie lotnictwo. Dostawy z powietrza zawsze zmuszały do wyasygnowania dodatkowej asysty myśliwskiej. Ocalałe z pierwszych dni walk zestawy OPL skupiono na obronie krytycznych dla defensywy centrów oraz zgrupowań wojsk. Amerykanie ich przygnietli, ale Walerij Żyła nie miał zamiaru się poddawać. Pamiętał, że dziewięć lat temu musiał wykaraskać się z podobnej opresji.
– Drugi raz nie dadzą się złapać w pułapkę WRE. Ludzie Tamańczuka trzymają Murmaszy. – Generał wskazał tereny na południe od miasta. – Amerykanie będą chcieli uchwycić mosty. Możemy spodziewać się desantu na tyły albo dywersji ze strony sił specjalnych. Pułkownik będzie musiał się postarać.
Większość oficerów sztabowych nie zwracała na generała i jego monologi uwagi. Wiedzieli, że głównodowodzący w Arktyce lubił omawiać plany sam ze sobą. Swoich łącznikowych znał z imienia i nazwiska, gdy potrzebował pomocy, zwracał się bezpośrednio do konkretnego człowieka.
– No, to chyba tyle. Żeby tylko Moskwa nie zmieniła podejścia, bo wtedy wszystkie nasze plany będzie można wyrzucić do kosza. – Generał wyprostował się, cmoknął z dezaprobatą, gdy mapa zaktualizowała się, ukazując kolejny postęp terytorialny Amerykanów. – Żeby tylko dali nam robić swoje.
Walerij Żyła znał polityków od podszewki. Latami znosił humory szefów resortów, próbował uczyć się kuluarowych gierek. Dość szybko zorientował się, że to zupełnie nie jego poletko, a dużo młodsi od niego potrafią poruszać się na dyplomatycznym lodzie znacznie umiejętniej.
Dlatego też sporadyczny, pełen chaosu kontakt z Moskwą i tymczasowymi przywódcami Rosji nie był dla generała tak niepokojący jak dla podległych mu oficerów. Nie interesowała go gra o władzę, miał zupełnie inne zadanie, bardziej przyziemne, choć równie niewdzięczne.
Gdzieś w rogu pomieszczenia podniosły się pełne emocji głosy. Sztabowcy zaczęli wymieniać uwagi w znacznie wyższych rejestrach niż zwykle. Walerij Żyła wyprostował się i spojrzał wymownie na oficerów. Kilku złowiło jego wzrok, rozmowy przycichły, grupa wróciła na swoje miejsce, w stronę generała zmierzała za to trójka dowódców sekcji. Stanęli przed nim i zasalutowali regulaminowo.
– Co to za delegacja? Słucham – ponaglił Walerij Żyła.
– Generale, przechwyciliśmy kilka komunikatów z Moskwy – zaczął najwyższy stopniem, na ramionach błyszczały dystynkcje majora.
– Przechwyciliście? – zapytał generał zdumiony. – Nie sądziłem, że moskiewskie częstotliwości wymagają przechwytywania rozmów.
– Proszę wybaczyć, jeden z naszych ludzi prowadził nasłuch Kremla od momentu… od kiedy upewniliśmy się, że prezydent zginął w zamachu.
– Do rzeczy, majorze. Mamy Arktykę do odbicia. – Walerij Żyła złączył dłonie za plecami, co miało być wyrazem największego poirytowania.
– Moskwa twierdzi, że za zamachami stoi Polska, wspierana przez Amerykanów. Wygląda na to, że na czele rządu tymczasowego stanął minister obrony, Piotr Zorin. Zbiera wokół sobie ministrów oraz część generalicji – referował major.
– Polacy? Nonsens – prychnął Walerij Żyła.
Zaraz po tym, gdy dowiedział się o zamachu, a pierwszy szok ustąpił zimnej kalkulacji, próbował wykoncypować, kto mógłby popełnić tak barbarzyńską zbrodnię. Europa pogrążyła się w fali krwawych ataków terrorystycznych, Przymierze trzeszczało w szwach, Amerykanie szturmowali rosyjskie pozycje na całej długości arktycznego frontu.
Armitage? Prawdopodobne, mógł tym samym próbować zakończyć wojnę o północ jednym zdecydowanym ciosem. Terroryści? Owszem, historia uczyła, że tak zuchwałe działania mogły mieć miejsce. Chińczycy? Oczywiście, że tak. Nic nie stało na przeszkodzie, by zechcieli wbić im nóż w plecy. Porażka sprzed dekady spędzała im zapewne do tej pory sen z powiek. Ale Polacy, Litwini albo Węgrzy? Sojusznicy, którzy, owszem, nie podzielali rosyjskiej wizji świata, ale zamach, skrytobójstwo? Henryk Żuławski prędzejwypowiedziałby im otwartą wojnę, niż uciekł się do tak podłej zagrywki jak zamordowanie głowy państwa.
– Prezydent Żuławski nie posunąłby się do tak haniebnego występku. Jego niechęć do naszej walki w Arktyce jest mi dobrze znana. Nie oznacza to jednak, że zdecydowałby się na zlecenie zamachu. Poza tym, gdyby to polskie służby stały za atakiem, mielibyśmy wcześniej jakieś przecieki – powiedział Żyła.
– Piotr Zorin prawdopodobnie wkrótce wyda oficjalne oświadczenie – odparł major. – Uznaliśmy, że będzie pan chciał o tym wiedzieć, generale.
– Skontaktuję się ze sztabem w Moskwie. Dziękuję, majorze. – Żyła skinął głową. Oficer odpowiedział salutem i wrócił wraz z towarzyszami do grupki łącznościowców.
Generał odprowadził ich wzrokiem. Fuknął pod nosem, myśląc o moskiewskich rewelacjach. Ktokolwiek stał za zamachem na Władimira Putina, był zmartwieniem Piotra Zorina oraz służb bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Żyła miał na głowie amerykańską piechotę morską, eskadry myśliwców oraz mrowie okrętów, które opadły północ.
Podskórnie czuł, że to Armitage mógł zlecić zamach. Amerykanie z całą pewnością mieli najwięcej powodów, by uderzyć w czuły punkt Rosjan. Generał nie zamierzał jednak opuszczać gardy, Arktyka wciąż należała do Rosji.
Wpatrzony w interaktywną mapę sytuacyjną, nawet nie zauważył, gdy tuż przed nim ponownie wyrósł dowódca sekcji łączności. Walerij Żyła nie cierpiał, gdy nachodziło się go z zaskoczenia. Zbytnio przypominało mu to feralną noc pod Kiachtą.
– Generale… – zaczął oficer, nieco zbity z tropu.
– Słucham, majorze. – Walerij Żyła spojrzał na niego, zachowując stoicki spokój, choć krew w żyłach powoli zbliżała się do wrzenia.
– Telefon z Petersburga, ze sztabu Zachodniego Okręgu Wojskowego. Generał pułkownik Aleksiej Astapow prosi o pilną rozmowę.
Żyła westchnął przeciągle. Gestem dłoni odprawił majora i przeszedł do swojego stanowiska po drugiej stronie sali. Sięgnął po migający czerwoną lampką telefon na biurku.
– Generał Walerij Żyła – powiedział spokojnie.
– Dzień dobry, z tej strony generał pułkownik Astapow. Chciałbym porozmawiać na temat sytuacji w Moskwie. Liczę, że ma pan teraz czas. – Głos Astapowa sprawiał wrażenie, jakby temat rozmowy był bardziej niż pilny. – Doszły nas niepokojące informacje na temat ewentualnych sprawców zamachu na prezydenta Putina oraz przywódców Kazachstanu i Ukrainy.
– Również doszły mnie te brednie. Jestem przekonany, że prezydent Żuławski oraz jego litewscy i węgierscy partnerzy nie mają nic wspólnego z tymi atakami – odpowiedział natychmiast Żuławski.
– Nie zmienia to faktu, że Moskwa już znalazła winnych, panie generale – Astapow odbił piłeczkę.
– Puste oskarżenia nie są w sferze moich zainteresowań. Oczywiście, sprawcy zamachu muszą zostać schwytani i surowo ukarani, ale obecnie moja pełna uwaga jest skupiona na odparciu amerykańskiej inwazji.
– Generale Żyła, władzę w Moskwie przejął minister obrony Piotr Zorin. Poparł go premier oraz część resortów siłowych. Poza tym Zorin ma w kieszeni FSB oraz wielu dowódców GRU. Wkrótce może się okazać, że pański pogląd na temat Polaków jest dla Moskwy niewygodny.
Generał zmrużył oczy. Pamiętał czasy, w których odmienne zdanie kończyło się wycieczką na Kołymę. Liczył, że krok, który uczyniła Rosja po założeniu Przymierza, będzie krokiem w przyszłość. Miał nadzieję, że dla kraju rozpoczęła się nowa era, i bardzo nie chciał się rozczarować.
– Proszę mi powiedzieć, że nie sugeruje pan tego, o czym myślę.
– Piotr Zorin nie będzie pytał o pozwolenie, panie generale. Kiedy poczuje się pewnie, wysunie oskarżenia przeciwko Polakom i USA. Nie oszukujmy się, już teraz w Arktyce nie idzie nam najlepiej. Grupa Uderzeniowa, która idzie na odsiecz, może odbić z rąk Amerykanów cmentarz – perorował generał Astapow. – Moskwa nie będzie długo szukać winnych.
– Obawiam się, że pańskie podejście do sprawy również może nie przypaść nowej władzy do gustu – Żyła zdobył się na kwaśny żart.
– Właśnie dlatego do pana dzwonię, panie generale – odparł Astapow po chwili wahania. – Wielu ludzi w Petersburgu myśli tak jak my. To nie Polacy zabili prezydenta Putina. Jeśli niczego nie zrobimy, możemy nie mieć szans na uratowanie Rosji.
Doigrał się. Walerij Żyła bronił się przed polityką jak przed gwałtem. Zbyt wielu jego kolegów skończyło za biurkami jako cienie samych siebie. Sprawni, zdecydowani w polu, po kilku miesiącach w miękkim resortowym fotelu zamieniali się w galaretę, która w pionie trzymała się tylko dzięki opinającemu bęben paskowi. Walerij Żyła za wszelką cenę chciał uniknąć podobnego losu. Wyglądało na to, że Astapow, dowódca Zachodniego Okręgu Wojskowego, miał wobec niego inne plany.
– Czego pan oczekuje, generale? – zapytał bez ogródek Żyła.
– Chcemy uformować w Petersburgu opozycyjny rząd. Zachodni Okręg Wojskowy to najsilniejszy militarnie obszar w Rosji. Moskwa będzie musiała się z nami liczyć, panie generale – odpowiedział Astapow.
– Jeszcze miesiąc temu przyznałbym panu rację. Amerykanie jednak skutecznie zniwelowali nasze możliwości bojowe. Nie jesteśmy teraz mocniejsi niż pozostałe dystrykty, a i to może się wkrótce zmienić – odparł Żyła. – Poza tym to jawny bunt wobec władzy centralnej. Rozumiem, że obawia się pan rządów Zorina, to człowiek o dość… ograniczonych horyzontach. Niemniej, jak zamierza pan nie dopuścić do przejęcia przez niego pełni władzy, nie wspominając o dziesiątkach tysięcy Amerykanów, którzy dyszą nam w kark?
Przez chwilę po drugiej stronie linii zapanowało niezręczne milczenie. Gdzieś w tle przebijały się zduszone konsultacje, liczne głosy oponentów. Walerij Żyła zyskał pewność, że jego rozmowy z Astapowem słuchał cały sztab ludzi.
– Chcielibyśmy skupić się na obronie Arktyki. Wyjść do negocjacji z Amerykanami z silnej pozycji. Przymierze wciąż można uratować, rosyjskie społeczeństwo zaznało możliwości, jakie wykreował ten sojusz. Możemy mieć ludzi po swojej stronie, panie generale.
– By to osiągnąć, należy postawić na świeczniku silną osobowość. Kogoś, kto przeciwstawi się Zorinowi i jego poplecznikom – zauważył Żyła. – Lidera.
– Zgadza się. Właśnie dlatego chcielibyśmy, by to pan stanął na czele sił zbrojnych– odparł Astapow.