Читать книгу Purpurowy zmierzch - Jakub Pawelek - Страница 5

Pa­łac Pre­zy­denc­ki, War­sza­wa, Pol­ska | 3 czerw­ca 2025, go­dzi­na 12:56

Оглавление

Ostat­nie wy­da­rze­nia po­to­czy­ły się tak szyb­ko, jak­by wszyst­ko trwa­ło le­d­wie kil­ka ude­rzeń ser­ca. Te­le­fon, któ­ry obu­dził go w środ­ku nocy, był jak gi­gan­tycz­ny głaz uci­ska­ją­cy pierś. Je­den, dru­gi, trze­ci za­mach, wia­do­mo­ści spły­wa­ły wo­do­spa­dem, a każ­da była gor­sza od po­przed­niej. Jesz­cze nim zdą­żył się ubrać i do­biec do ga­bi­ne­tu, se­kre­tarz po­twier­dził in­for­ma­cje o śmier­ci trój­ki przy­wód­ców Przy­mie­rza. Wła­di­mir Pu­tin zgi­nął w Mo­skwie, na mo­ście Krym­skim, ra­zem z kil­ku­dzie­się­cio­ma in­ny­mi, wkal­ku­lo­wa­ny­mi w ry­zy­ko ofia­ra­mi. Ka­zach­ski przy­wód­ca roz­bił się wraz z rzą­do­wą de­le­ga­cją tuż po star­cie z lot­ni­ska w Asta­nie. An­ton Misz­czen­ko zo­stał za­strze­lo­ny we wła­snej sto­li­cy.

Hen­ryk Żu­ław­ski wy­glą­dał jak cień czło­wie­ka. Sie­dzą­cy za sze­ro­kim sto­łem mi­ni­stro­wie i dy­gni­ta­rze mo­gli­by przy­siąc, że ra­dzie ga­bi­ne­to­wej prze­wo­dzi zja­wa. Przy­mie­rze, a ra­czej to, co z nie­go zo­sta­ło, wrza­ło. Cha­os za­pa­no­wał na wszyst­kich li­niach, re­sort spraw za­gra­nicz­nych na­pręd­ce or­ga­ni­zo­wał gru­py ro­bo­cze, któ­re mia­ły od­po­wia­dać za kon­tak­ty z tym­cza­so­wy­mi wła­dza­mi.

Tem­pe­ra­tu­ra kry­zy­su w Ark­ty­ce rów­nież utrzy­my­wa­ła się na nie­zmien­nym, zbyt wy­so­kim po­zio­mie. Ame­ry­ka­nie par­li na­przód i na­wet idą­ca z po­łu­dnia od­siecz nie zwia­sto­wa­ła ry­chłe­go za­koń­cze­nia kon­flik­tu. Świat wa­lił się Żu­ław­skie­mu w gru­zy, a po­my­sły na zni­we­lo­wa­nie skut­ków były co­raz mniej re­ali­stycz­ne. Co gor­sza, ze wscho­du co­raz czę­ściej pły­nę­ły pe­sy­mi­stycz­ne ko­mu­ni­ka­ty.

– Uda­ło się już za­in­sta­lo­wać czer­wo­ny te­le­fon z Mo­skwą? – za­py­tał pre­zy­dent zmę­czo­nym gło­sem.

Ma­ry­nar­ka wi­sia­ła na nim jak na ko­ścio­tru­pie. Żu­ław­ski wy­raź­nie schudł, zmarszcz­ki od­zna­cza­ły się na per­ga­mi­no­wej skó­rze. Cios w samo ser­ce Przy­mie­rza wy­da­wał się nie­mal zbyt bo­le­sny.

– Po na­szej stro­nie sta­no­wi­sko jest go­to­we, pa­nie pre­zy­den­cie. Mamy li­nie w MSZ-ecie oraz w Kan­ce­la­rii Pre­zy­den­ta. Nie­ste­ty, wciąż nie uzy­ska­li­śmy po­twier­dze­nia otwar­cia li­nii na Krem­lu – od­po­wie­dział To­masz Gard­ner, mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych.

Szef re­sor­tu nie wy­glą­dał wie­le le­piej niż pre­zy­dent. Obo­wią­zek ko­or­dy­na­cji utrzy­ma­nia kon­tak­tu ze wschod­nim Przy­mie­rzem oraz wy­kla­ro­wa­nie struk­tu­ry spa­dły przede wszyst­kim na jego bar­ki. Wciąż nie było wia­do­mo, kto rze­czy­wi­ście spra­wu­je wła­dzę na Ukra­inie oraz w Ka­zach­sta­nie. Ob­ję­cie zwierzch­nic­twa nad pań­stwem ro­syj­skim przez Pio­tra Zo­ri­na nie na­pa­wa­ło Po­la­ków opty­mi­zmem. Były mi­ni­ster obro­ny Fe­de­ra­cji od dłuż­sze­go cza­su jaw­nie sprze­ci­wiał się ła­god­nej li­nii po­li­tycz­nej, pro­po­no­wa­nej przez War­sza­wę. Pro­ble­my w ko­mu­ni­ka­cji wy­da­wa­ły się więc tyl­ko kwe­stią cza­su.

– Ile moż­na cze­kać? – za­py­tał Żu­ław­ski. – Prze­cież to tyl­ko pie­przo­ny te­le­fon. Mamy ja­kiś kon­takt z kan­ce­la­rią Zo­ri­na?

– Spo­ra­dycz­ny, ostat­nio roz­ma­wia­li­śmy z Mo­skwą dwie go­dzi­ny temu. Za­pew­nia­li, że pra­cu­ją nad usta­no­wie­niem li­nii oraz wy­zna­cze­niem ofi­ce­ra łącz­ni­ko­we­go – od­parł Gard­ner.

– Ofi­cer łącz­ni­ko­wy nie brzmi do­brze – stwier­dził pre­zy­dent.

– Sy­tu­acja w Mo­skwie jest bar­dzo nie­ja­sna. Wła­dzę po Pu­ti­nie po­wi­nien prze­jąć pre­mier. Sko­ro za­miast nie­go na szczy­cie sta­nął mi­ni­ster obro­ny, może to ozna­czać, że sche­dę w Ro­sji prze­ję­li si­ło­wi­cy. Nie wiem, co po­win­ni­śmy o tym my­śleć. Zo­rin od za­wsze stał do nas w opo­zy­cji – od­po­wie­dział szef MSZ.

– Dla­te­go utrud­nia za­ło­że­nie go­rą­cej li­nii? – Żu­ław­ski wciąż nie poj­mo­wał toku ro­zu­mo­wa­nia Gard­ne­ra. – Chry­ste, oni tam pro­wa­dzą otwar­tą woj­nę z Ame­ry­ka­na­mi o Ark­ty­kę. Po­waż­nie mie­li­by jesz­cze ro­bić so­bie pro­ble­my we­wnątrz so­ju­szu?

– Być może gra­ją na czas, by wy­pra­co­wać stra­te­gię. – Gard­ner wzru­szył ra­mio­na­mi. – Nie­ła­two jest prze­wi­dzieć, co zro­bi nowa wła­dza w Ro­sji.

– Czy pan do cze­goś zmie­rza? – za­py­tał otwar­cie pre­zy­dent. – Je­śli ma pan w gło­wie ja­kiś sce­na­riusz, to naj­wyż­sza pora, by go przed­sta­wić.

– Pa­nie pre­zy­den­cie, mamy przy­pusz­cze­nia, że tym­cza­so­we wła­dze w Ro­sji kon­tak­tu­ją się z rzą­da­mi w Ka­zach­sta­nie oraz na Ukra­inie. Jest wy­so­ce praw­do­po­dob­ne, że pró­bu­ją obrać ja­kiś wspól­ny front – do roz­mo­wy wtrą­cił się ge­ne­rał Ma­te­usz Ko­cjan, szef Służ­by Kontr­wy­wia­du Woj­sko­we­go. – Przy­mie­rze już ja­kiś czas temu po­dzie­li­ło się na dwo­je. Są­dzę, że Zo­rin bę­dzie pró­bo­wał usa­dzić na Ukra­inie i w Ka­zach­sta­nie swo­ich lu­dzi. Kry­zys może się tyl­ko po­głę­bić.

– Prze­cież nie oskar­żą nas o zor­ga­ni­zo­wa­nie tego za­ma­chu – prych­nął Żu­ław­ski. – Nad czym oni mogą się za­sta­na­wiać?

Ge­ne­rał Ko­cjan wy­mie­nił po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nie z sze­fem MSZ. To­masz Gard­ner spu­ścił wzrok, nie chciał być po­słań­cem złych wia­do­mo­ści. Od dłuż­sze­go cza­su nie prze­ka­zy­wał żad­nych in­nych. Każ­dy miał­by dość. Ge­ne­rał Ko­cjan mu­siał prze­jąć tę nie­chlub­ną rolę.

– Nie­ste­ty… Oba­wia­my się, że ga­bi­net Zo­ri­na może przy­naj­mniej przez ja­kiś czas for­so­wać na­szą od­po­wie­dzial­ność za za­ma­chy – po­wie­dział z cięż­kim wes­tchnie­niem. – To naj­prost­sza wer­sja, przez dłu­gi czas nie trze­ba po­pie­rać jej twar­dy­mi do­wo­da­mi, wy­star­czą po­szla­ki. Do­ga­dy­wa­li­śmy się z Ame­ry­ka­na­mi, mie­li­śmy za sobą przy­wód­ców Li­twy oraz Wę­gier. Przy­po­mi­nam, że oni wciąż żyją. Gdy­by ktoś chciał po­zbyć się ca­łe­go Przy­mie­rza, dla­cze­go oszczę­dził­by pana i ich?

Py­ta­nie za­wi­sło w po­wie­trzu jak oło­wia­na chmu­ra. Choć wszy­scy wie­dzie­li, że zgi­nę­li tyl­ko ra­dy­kal­ni przy­wód­cy pak­tu, ni­ko­mu nie przy­szło jesz­cze do gło­wy, by za­sta­no­wić się, dla­cze­go oszczę­dzo­no po­zo­sta­łych. In­for­ma­cyj­ny i kom­pe­ten­cyj­ny kosz­mar, któ­ry wy­buchł we wszyst­kich kra­jach so­ju­szu, sku­pił całą uwa­gę na roz­wią­zy­wa­niu bie­żą­cych pro­ble­mów. Kto miał­by czas za­sta­na­wiać się, dla­cze­go sam oca­lił skó­rę? Szcze­gól­nie gdy świat wo­kół wa­lił się jak do­mek z kart.

– Ro­sja­nie oskar­żą o za­mach nas? – Żu­ław­ski za­ak­cen­to­wał ostat­nie sło­wo. – Chy­ba upa­dli­ście wszy­scy na gło­wy, prze­cież to nie my. Po jaką cho­le­rę miał­bym za­bi­jać Pu­ti­na?

Ostat­nie sło­wa wy­wo­ła­ły u kil­ku zgro­ma­dzo­nych przy­jem­ny dreszcz. Jesz­cze kil­ka­na­ście lat temu wieść o tra­gicz­nej śmier­ci ro­syj­skie­go pre­zy­den­ta przy­ję­to by w Pa­ła­cu Pre­zy­denc­kim od­kor­ko­wa­niem szam­pa­na. Nie­licz­ni wciąż wi­dzie­li we Wła­di­mi­rze Pu­ti­nie wro­ga pu­blicz­ne­go nu­mer je­den, choć nie­co bar­dziej oswo­jo­ne­go. Te­raz cza­so­we con­ti­nu­um zda­wa­ło się wra­cać na tra­dy­cyj­ne tory.

– Pa­nie pre­zy­den­cie, my wie­my, że nie sto­imy za za­ma­chem – od­po­wie­dział Ma­te­usz Ko­cjan. – Po­win­ni­śmy się jed­nak przy­go­to­wać na ofi­cjal­ne oskar­że­nia i kam­pa­nię dy­plo­ma­tycz­ną wy­mie­rzo­ną prze­ciw­ko nam.

– Tyl­ko dy­plo­ma­tycz­ną? – za­py­tał pre­zy­dent, co po­głę­bi­ło i tak już gro­bo­wą at­mos­fe­rę spo­tka­nia.

– Je­śli ma pan na my­śli agre­sję mi­li­tar­ną, to na szczę­ście Ro­sja­nie zwią­za­li więk­szość swo­ich do­stęp­nych na za­cho­dzie sił w wal­ce z Ame­ry­ka­na­mi – uspo­ko­ił ze­bra­nych szef SKW. – Oczy­wi­ście, pro­wa­dzi­my mo­ni­to­ring sił sta­cjo­nu­ją­cych w ob­wo­dzie ka­li­nin­gradz­kim oraz na Bia­ło­ru­si i Ukra­inie. Obec­nie nic nie wska­zu­je na to, by Pol­ska oraz kra­je nam przy­chyl­ne mo­gły oba­wiać się… ata­ku lub in­cy­den­tów.

– Ja­sna cho­le­ra… – Żu­ław­ski na kil­ka se­kund ukrył twarz w dło­niach. – Do­brze, co na to Ame­ry­ka­nie? Mam na­dzie­ję, że przy­naj­mniej z nimi mamy sta­ły kon­takt? Co mówi am­ba­sa­dor Fo­ley?

– Tak jest, pa­nie pre­zy­den­cie, kon­takt z Ame­ry­ka­na­mi nie zo­stał w ża­den spo­sób za­kłó­co­ny – od­po­wie­dział pre­mier Ko­nar­ski. – Am­ba­sa­dor Fo­ley jest w sta­łej kon­sul­ta­cji z ga­bi­ne­tem pre­zy­den­ta Ar­mi­ta­ge’a. Ame­ry­ka­nie są wy­raź­nie za­nie­po­ko­je­ni za­ma­cha­mi. Oma­wia­ją moż­li­wość za­ha­mo­wa­nia prze­rzu­tu swo­ich sił do Pol­ski, rzecz ja­sna, by ode­gnać po­dej­rze­nia w związ­ku z za­ma­cha­mi. Wciąż jed­nak mo­że­my li­czyć na wspar­cie wy­wia­dow­cze. Je­stem pe­wien, że ge­ne­rał Ko­cjan może po­twier­dzić te sło­wa.

Szef SKW ski­nął gło­wą. Pre­zy­dent wcią­gnął po­wie­trze, wszyst­ko ukła­da­ło się zu­peł­nie od­wrot­nie, niż za­kła­dał.

– Za­ha­mo­wa­nia prze­rzu­tu sił? – po­wtó­rzył. – Czy­li nie po­my­lę się, je­śli uznam, że my­śliw­ce, któ­re już mamy w Po­wi­dzu, czy gdzie tam one sta­cjo­nu­ją, ra­czej nie będą bro­nić na­sze­go nie­ba, je­śli Zo­ri­no­wi uwi­dzi się bom­bar­do­wać War­sza­wę?

– Tego nie wie­my. – Ko­nar­ski po­krę­cił ły­si­ną. – Wciąż nie mamy wy­pra­co­wa­nych ja­snych pro­ce­dur uży­cia siły przez Ame­ry­ka­nów na na­szym te­ry­to­rium.

– Pie­prze­nie – prych­nął Żu­ław­ski. – Ile my tu sie­dzi­my, dwie go­dzi­ny? Do­wie­dzia­łem się już, że na­cjo­na­li­sta prze­jął wła­dzę w Ro­sji, w każ­dej chwi­li może nas oskar­żyć o za­mor­do­wa­nie Pu­ti­na, a Ame­ry­ka, z któ­rą spi­sko­wa­li­śmy prze­ciw­ko ro­syj­skiej po­li­ty­ce na pół­no­cy, wła­śnie wy­co­fu­je się ra­kiem z umo­wy. Prze­cież to nie może się dziać na­praw­dę.

– Mu­si­my się sku­pić na uzy­ska­niu po­twier­dzo­nych in­for­ma­cji o struk­tu­rze wła­dzy w Ro­sji, pa­nie pre­zy­den­cie. – Ma­te­usz Ko­cjan pró­bo­wał ra­to­wać sy­tu­ację. Pre­zy­dent spra­wiał wra­że­nie czło­wie­ka na skra­ju za­ła­ma­nia. – Wciąż mamy so­jusz­ni­ków, a cha­osu na wscho­dzie nie wol­no nam prze­cze­kać.

– Tak, oczy­wi­ście, ma pan ra­cję. – Hen­ryk Żu­ław­ski za­krył usta dło­nią, przy­mknął na chwi­lę oczy, świat wca­le jed­nak nie znik­nął. – Na­ci­skaj­cie na Ro­sjan. Mu­si­my mieć czer­wo­ną li­nię z Zo­ri­nem. Nasz MSZ ma jak naj­szyb­ciej do­ga­dać się z Krem­lem, prze­słać wy­ra­zy współ­czu­cia, za­ofe­ro­wać po­moc w śledz­twie, co­kol­wiek, co po­zwo­li ode­pchnąć od nas po­dej­rze­nia. Chcę mieć za go­dzi­nę te­le­kon­fe­ren­cję z przy­wód­ca­mi Li­twy i Wę­gier, my też mu­si­my mieć wspól­ny front.

Dy­gni­ta­rze zgod­nie po­ki­wa­li gło­wa­mi. Część ode­tchnę­ła z ulgą, wie­lu prze­łknę­ło śli­nę, sły­sząc przed chwi­lą ła­mią­cy się głos pre­zy­den­ta. Nikt nie miał­by za złe, gdy­by roz­kle­ił się, prze­wod­ni­cząc po­sie­dze­niu. Pre­sja, pod któ­rą się znaj­do­wał, po­wa­li­ła­by tura.

– Trze­ba też ja­koś przy­ci­snąć Ame­ry­ka­nów. Nie mo­że­my so­bie po­zwo­lić na ta­kie trak­to­wa­nie. Da­li­śmy im wol­ną rękę, nie wtrą­ca­li­by­śmy się, gdy­by chcie­li od­pa­lić Pu­ti­na… Kto wie, może to ich spraw­ka – za­sta­no­wił się Żu­ław­ski. – Oso­bi­ście po­roz­ma­wiam z pre­zy­den­tem Ar­mi­ta­ge’em. Pro­szę zor­ga­ni­zo­wać kon­fe­ren­cję tak szyb­ko, jak to moż­li­we.

– Oczy­wi­ście. – To­masz Gard­ner za­no­to­wał po­le­ce­nie w swo­im lap­to­pie.

W dźwięk pal­ców stu­ka­ją­cych o kla­wia­tu­ry kom­pu­te­rów wtar­gnął pis­kli­wy dzwo­nek. Mi­ni­ster spraw za­gra­nicz­nych spoj­rzał py­ta­ją­co na pre­zy­den­ta, po nie­mym przy­zwo­le­niu się­gnął po te­le­fon. Przez chwi­lę słu­chał, wresz­cie ob­li­zał wy­schnię­te war­gi. Po­zor­nie spo­koj­nym ru­chem odło­żył apa­rat na blat sto­łu.

– Pa­nie pre­zy­den­cie, wła­śnie od­wo­ła­no na­szych am­ba­sa­do­rów w Ro­sji, Ka­zach­sta­nie oraz na Ukra­inie. Otrzy­ma­łem też in­for­ma­cję, że praw­do­po­dob­nie te trzy kra­je za­wie­szą dzia­ła­nie swo­ich mi­sji dy­plo­ma­tycz­nych w Pol­sce. Nie wiem, czy do­ty­czy to rów­nież Wę­gier oraz Li­twy – zre­fe­ro­wał.

– Czy­li jed­nak. – Żu­ław­ski złą­czył drżą­ce dło­nie tuż przed sobą. Żo­łą­dek za­ci­snął mu się w su­peł, prze­łknął śli­nę, za wszel­ką cenę za­cho­wu­jąc opa­no­wa­nie. – Chy­ba bę­dzie­my mu­sie­li zor­ga­ni­zo­wać ćwi­cze­nia woj­sko­we. Trze­ba po­wia­do­mić do­wódz­two ge­ne­ral­ne. Niech prze­pro­wa­dzą kon­tro­lę, je­śli przyj­dzie taka po­trze­ba, mu­si­my być go­to­wi.

Szef SKW po­ki­wał gło­wą w uzna­niu. Re­ak­cja pre­zy­den­ta była szyb­ka, do­kład­nie taka, ja­kiej na­le­ża­ło ocze­ki­wać. Świat drżał w po­sa­dach, a hi­sto­ria nie­bez­piecz­nie za­ta­cza­ła koło. By oca­lić ju­tro, trze­ba było pa­trzeć w prze­szłość.

Purpurowy zmierzch

Подняться наверх