Читать книгу Purpurowy zmierzch - Jakub Pawelek - Страница 8

Cen­tra­la kor­po­ra­cji Har­mo­nia, Szan­ghaj, Chi­ny | 4 czerw­ca 2025, go­dzi­na 17:19

Оглавление

Uwiel­biał ten ta­ras, sa­mo­dziel­nie na­kre­ślił jego kształt, któ­ry po­tem do­pra­co­wa­li in­ży­nie­ro­wie od­po­wie­dzial­ni za kon­struk­cję. Nowa sie­dzi­ba kor­po­ra­cji wciąż była w bu­do­wie i obec­nie bar­dziej przy­po­mi­na­ła sta­lo­wy szkie­let, za­le­wa­ny to­na­mi be­to­no­wych mię­śni. Ga­bi­net wraz z roz­le­głym, łez­ko­wa­tym ta­ra­sem był już jed­nak go­to­wy. Pre­zes Har­mo­nii z lu­bo­ścią wpa­try­wał się w do­sko­na­ły owal je­zio­ra Di­shui, na któ­re­go brze­gu wzno­si­ła się po­nad dwu­stu­me­tro­wa kon­struk­cja.

Oczy­wi­ście, w Szan­gha­ju na pęcz­ki było znacz­nie wyż­szych bu­dyn­ków, ale Pre­ze­so­wi nie za­le­ża­ło na po­ko­ny­wa­niu ko­lej­nych in­ży­nie­ryj­nych ba­rier. Kom­pleks naj­wyż­szych bu­dyn­ków świa­ta zo­sta­wiał arab­skim szej­kom. Nie chciał wci­skać się w wą­skie par­ce­le biz­ne­so­we­go cen­trum me­tro­po­lii. Tu­taj, ze swo­je­go ta­ra­su mógł po­dzi­wiać spo­koj­ne wody je­zio­ra oraz dłu­gie, bia­łe li­nie fal Pa­cy­fi­ku, któ­re roz­bi­ja­ły się o fa­lo­chro­ny. Taka per­spek­ty­wa od­po­wia­da­ła Pre­ze­so­wi znacz­nie bar­dziej. Za­wsze wo­lał pa­trzeć w dal, ni­g­dy w górę. Sku­pia­jąc wzrok na nie­bio­sach, moż­na było za­po­mnieć, jak waż­ne jest to, co znaj­du­je się za ho­ry­zon­tem.

– Pa­nie Pre­ze­sie, mamy nowe in­for­ma­cje z Eu­ro­py – usły­szał za sobą ci­chy, acz sta­now­czy głos oso­bi­ste­go se­kre­ta­rza.

Ski­nął na po­twier­dze­nie, że usły­szał, lecz nie od­wra­cał się. Dał so­bie jesz­cze kil­ka se­kund na za­chwyt do­sko­na­łą rów­no­wa­gą mię­dzy na­tu­rą oraz sztucz­ny­mi two­ra­mi ludz­kich rąk. Do­pie­ro po­tem le­d­wie za­uwa­żal­nym ge­stem dło­ni ze­zwo­lił se­kre­ta­rzo­wi, by się zbli­żył.

– Jak wy­glą­da sy­tu­acja? – za­py­tał spo­koj­nie.

Se­kre­tarz spoj­rzał na trzy­ma­ny w dło­niach ta­blet. Pra­co­wał z sze­fem kor­po­ra­cji od sa­me­go po­cząt­ku, wie­dział, któ­re frag­men­ty ra­por­tu może po­mi­nąć. Pre­zes, choć z na­tu­ry był ła­god­nym czło­wie­kiem i ni­g­dy nie pod­niósł na nie­go gło­su, iry­to­wał się dość szyb­ko.

– In­for­ma­to­rzy do­no­szą, że rzą­dy we Fran­cji, Bel­gii oraz we Wło­szech już te­raz roz­pa­tru­ją wpro­wa­dze­nie w ca­łym kra­ju sta­nu wo­jen­ne­go – za­czął, prze­śli­zgu­jąc się wzro­kiem po ko­lej­nych li­nij­kach han­zi. – Niem­cy wciąż pró­bu­ją ogra­ni­czyć eska­la­cję. Za­miesz­ki wy­bu­chły w więk­szo­ści du­żych miast re­pu­bli­ki, ale nie­miec­kie służ­by po­rząd­ko­we za­czy­na­ją zdo­by­wać prze­wa­gę. Wy­da­je się, że we wszyst­kich kra­jach ogar­nię­tych za­miesz­ka­mi i za­ma­cha­mi naj­więk­szym wro­giem jest biu­ro­kra­cja. Po­li­cja, na­wet woj­sko są blo­ko­wa­ne licz­ny­mi re­gu­la­cja­mi praw­ny­mi, któ­re unie­moż­li­wia­ją bar­dziej zde­cy­do­wa­ne dzia­ła­nia.

– Spo­łe­czeń­stwo tak li­be­ral­ne, że samo za­trza­snę­ło so­bie kaj­da­ny. – Pre­zes zmru­żył oczy, przez ta­ras po­wiał moc­niej­szy po­dmuch wia­tru. – Jak wie­le ognisk walk wciąż tli się w Eu­ro­pie?

– Łącz­nie oko­ło trzy­stu, z cze­go po­nad set­ka we Fran­cji. Tam sy­tu­acja jest naj­trud­niej­sza. Par­la­ment sta­ra się o prze­gło­so­wa­nie usta­wy, któ­ra wy­pro­wa­dzi woj­sko z ko­szar – od­po­wie­dział se­kre­tarz.

– To jesz­cze po­trwa. Eu­ro­pej­ska ścież­ka le­gi­sla­cyj­na jest za­śnie­dzia­ła jak cały kon­ty­nent. Je­dy­nie siły ochro­ny Har­mo­nii sta­no­wią re­al­ną moc, któ­ra może za­trzy­mać ten kosz­mar. Czy na­sze pla­ców­ki w Eu­ro­pie są bez­piecz­ne, pra­cow­ni­kom nic się nie sta­ło? – Szef Har­mo­nii od­wró­cił się po­wo­li, jak­by w zwol­nio­nym tem­pie w stro­nę oso­bi­ste­go se­kre­ta­rza.

Męż­czy­zna w skro­jo­nym na mia­rę gar­ni­tu­rze prze­su­nął pal­cem po ekra­nie. Kil­ka stron ra­por­tu da­lej za­czy­na­ły się wy­kre­sy oraz dia­gra­my opa­trzo­ne licz­ny­mi ko­men­ta­rza­mi i od­no­śni­ka­mi do anek­sów. Se­kre­tarz do­sko­na­le na­wi­go­wał w wir­tu­al­nym oce­anie da­nych.

– Nie­ste­ty, pa­nie Pre­ze­sie. Mamy kil­ka nie­prze­wi­dzia­nych strat. Fi­lie w Dreź­nie oraz Lu­be­ce zo­sta­ły ob­rzu­co­ne kok­taj­la­mi Mo­ło­to­wa. Nie moż­na było tego unik­nąć, za­ata­ko­wa­no całe par­ki biz­ne­so­we.

– Ktoś zgi­nął? – za­py­tał Pre­zes.

– Brak da­nych o ofia­rach. Wy­bi­te szy­by, spa­lo­ne sa­mo­cho­dy służ­bo­we, kil­ku ran­nych, głów­nie ochro­na lob­by. Ofia­ry, nie­ste­ty, po­nie­śli­śmy we Fran­cji.

Męż­czy­zna skło­nił się, pe­łen żalu i skru­chy, cze­kał na kar­cą­ce sło­wa przy­wód­cy. Nic ta­kie­go jed­nak nie na­stą­pi­ło. Se­kre­tarz wy­pro­sto­wał się, ob­li­zał war­gi i wró­cił do wer­to­wa­nia ra­por­tu. Wie­dział, że Pre­zes wciąż cze­ka na szcze­gó­ło­we dane.

– Sie­dzi­ba w Tu­lu­zie do­szczęt­nie spło­nę­ła. To była głów­na ser­we­row­nia we Fran­cji. Ter­ro­ry­ści wdar­li się do kom­plek­su, zgi­nę­ło pię­ciu człon­ków ochro­ny oraz kil­ku­na­stu pra­cow­ni­ków cy­wil­nych. Uda­ło nam się wy­eli­mi­no­wać po­nad dzie­się­ciu na­past­ni­ków. Nie­ste­ty, na­sze siły mu­sia­ły się wy­co­fać do Mar­sy­lii. To na­sze naj­więk­sze stra­ty. Po­zo­sta­łe fi­lie wy­da­ją się wciąż bez­piecz­ne. – Męż­czy­zna pod­niósł wzrok na Pre­ze­sa.

Ten od­wró­cił się po­now­nie w stro­nę wód za­to­ki. Eu­ro­pa pło­nę­ła, już lata temu sama ob­la­ła się ben­zy­ną i wrę­czy­ła ob­cym za­pal­nicz­kę. Wy­da­rze­nia, któ­re mia­ły wła­śnie miej­sce na Sta­rym Kon­ty­nen­cie, nie mog­ły za­ska­ki­wać. Za­bi­tych w ata­kach i za­miesz­kach li­czo­no w ty­sią­cach, ist­nie­ją­cy po­rzą­dek ru­nął na łeb na szy­ję. Pre­zes nie mógł po­zwo­lić, by ko­leb­ka współ­cze­snej my­śli le­gła w gru­zach.

– Wy­star­cza­ją­co dłu­go przy­pa­try­wa­li­śmy się z boku. Wy­star­czy. – Męż­czy­zna o wło­sach bia­łych jak śnieg wy­ko­nał w po­wie­trzu nie­okre­ślo­ny ruch. – Wszyst­ko to­czy się wła­ści­wym to­rem. Eu­ro­pa nie zdą­ży oca­lić się sama. Eu­ro­pej­ska cen­tra­la ma zgło­sić się do Bruk­se­li. Za­pro­po­nuj­my tym skost­nia­łym rzą­dom na­sze roz­wią­za­nie. Nie od­rzu­cą ta­kiej pro­po­zy­cji. Za­ofe­ruj­my wyj­ście zgod­ne z du­chem Har­mo­nii, a tam­ci… ma­rio­net­ko­wi przy­wód­cy za­cho­wa­ją czy­ste ręce.

– Tak jest, pa­nie pre­ze­sie. – Se­kre­tarz skło­nił się uni­że­nie, by chwi­lę póź­niej zo­sta­wić Pre­ze­sa sa­me­go na ta­ra­sie.

Przy­wód­ca kor­po­ra­cji wie­dział, że rzą­dy w koń­cu za­czną skła­niać się ku sta­no­wi wo­jen­ne­mu. Każ­de­go dnia gi­nę­ły set­ki lu­dzi, po­ża­ry tra­wi­ły set­ki mi­lio­nów euro. Wszyst­ko, co za­pla­no­wał na za­cho­dzie, speł­nia­ło się krok po kro­ku, nie­mal dzień po dniu z ze­gar­mi­strzow­ską pre­cy­zją. Na wscho­dzie na­to­miast… tam dzia­ło się jesz­cze le­piej.

Purpurowy zmierzch

Подняться наверх