Читать книгу Purpurowy zmierzch - Jakub Pawelek - Страница 7

Bia­ły Dom, Wa­szyng­ton DC, USA | 4 czerw­ca 2025, go­dzi­na 08:42

Оглавление

Ski­nął na agen­ta Se­cret Se­rvi­ce, któ­ry ni­czym Cer­ber wa­ro­wał przy drzwiach Ga­bi­ne­tu Owal­ne­go. Ochro­niarz od­po­wie­dział lek­kim uśmie­chem.

– Cięż­ka od­pra­wa, sir? – za­py­tał agent.

– Szko­da ga­dać, woj­na to nie­ła­twe rze­mio­sło. – Al­bert Ar­mi­ta­ge od­po­wie­dział wy­mu­szo­nym unie­sie­niem ką­ci­ków ust. – Po­sie­dzę jesz­cze chwi­lę w spo­ko­ju. Zo­sta­ło mi może pół go­dzi­ny do naj­bliż­sze­go spo­tka­nia. Chy­ba nie było sen­su, bym szedł na górę na kawę.

– Już or­ga­ni­zu­ję… Czar­na z nie­wiel­ką ilo­ścią mle­ka?

– Je­steś moim bo­ha­te­rem, Scott. – Ar­mi­ta­ge klep­nął agen­ta w ra­mię i prze­kro­czył próg ga­bi­ne­tu.

Ode­tchnął głę­bo­ko, sły­sząc za sobą szczęk za­my­ka­nych drzwi. Pil­na na­ra­da w po­ko­ju sy­tu­acyj­nym trwa­ła kil­ka go­dzin. Woj­sko­wi wy­da­wa­li się nie zwra­cać uwa­gi na fakt, że od­pra­wa za­czę­ła się punkt o pią­tej nad ra­nem.

Kie­dy ze­rwa­no go z łóż­ka i po­pro­szo­no o do­łą­cze­nie do szta­bow­ców cze­ka­ją­cych w po­miesz­cze­niu głę­bo­ko pod po­wierzch­nią, przed ocza­mi prze­ska­ki­wa­ły mu co­raz mrocz­niej­sze sce­na­riu­sze. Kontr­atak Ro­sjan na wy­spach, kon­cen­trycz­ny na­lot na gru­pę ude­rze­nio­wą lot­ni­skow­ca, atak ra­kie­to­wy na da­le­kie za­ple­cze ame­ry­kań­skich wojsk. Gdy zjeż­dżał win­dą w to­wa­rzy­stwie mil­czą­ce­go ochro­nia­rza, przez chwi­lę miał w gło­wie ob­raz ata­ku tak­tycz­ną gło­wi­cą ją­dro­wą i uni­ce­stwie­nie wojsk sztur­mu­ją­cych Kan­da­łak­szę.

Ja­kie było jego zdzi­wie­nie, gdy zo­rien­to­wał się, że poza Mar­ti­nem Demp­sey­em oraz świ­tą z ko­le­gium w od­pra­wie bio­rą udział rów­nież ofi­ce­ro­wie łącz­ni­ko­wi z Fin­lan­dii. Sy­tu­acja wy­kla­ro­wa­ła się dość szyb­ko. Pil­ne ze­bra­nie za­ini­cjo­wa­li Fi­no­wie, któ­rzy oba­wia­li się cią­gną­cej z po­łu­dnia Gru­py Ude­rze­nio­wej Ro­sjan. Li­czą­ca dzie­sięć ty­się­cy lu­dzi kom­bi­no­wa­na pan­cer­na pięść sku­pia­ła ab­so­lut­ną eli­tę ro­syj­skiej ar­mii. Ar­mi­ta­ge’a wca­le nie dzi­wi­ły oba­wy Fi­nów. Byli pierw­szą li­nią obro­ny, któ­ra od­ci­na­ła Kolę od od­sie­czy. Hel­sin­ki na­ci­ska­ły na wzmoc­nie­nie swo­je­go zgru­po­wa­nia bądź wy­co­fa­nie sił do dru­giej li­nii, w re­jon Kan­da­łak­szy, i tam wy­da­nie Gru­pie Ude­rze­nio­wej wal­nej bi­twy. Pa­mię­tał re­zer­wę Mar­ti­na Demp­seya, nie­ko­niecz­nie chcą­ce­go re­zy­gno­wać z dzia­łań opóź­nia­ją­cych, do któ­rych zo­bli­go­wa­ni byli Fi­no­wie.

– Ro­syj­ska od­siecz od sa­me­go po­cząt­ku była w na­szych pla­nach – przy­po­mniał ze­bra­nym prze­wod­ni­czą­cy Ko­le­gium Po­łą­czo­nych Sze­fów Szta­bów. – Fin­lan­dia wy­asy­gno­wa­ła siły, któ­re w po­łą­cze­niu ze wspar­ciem na­sze­go lot­nic­twa oraz ar­ty­le­rii są w sta­nie spro­stać wy­zwa­niu i za­trzy­mać Ro­sjan. Na­wet je­śli prze­ciw­nik zdo­łał­by się prze­drzeć, prze­ćwi­czy­li­śmy wa­riant od­wro­tu oraz sfor­mo­wa­nia dru­giej li­nii nie­da­le­ko Kan­da­łak­szy.

– Ow­szem, nie spo­dzie­wa­li­śmy się jed­nak, że Kreml rzu­ci prze­ciw­ko nam naj­no­wo­cze­śniej­szy sprzęt, ja­kim dys­po­nu­je. Siłą ognia i za­awan­so­wa­niem tech­no­lo­gicz­nym do­rów­nu­ją ca­łej wa­szej dy­wi­zji – prze­ko­ny­wał fiń­ski ge­ne­rał. – Nie go­dzi­li­śmy się na rzeź. Moi lu­dzie nie za­trzy­ma­ją Ro­sjan, oba­wiam się, że na­wet za­an­ga­żo­wa­nie ame­ry­kań­skie­go lot­nic­twa może być nie­wy­star­cza­ją­ce.

– Dla­te­go chce pan po­rzu­cić szań­ce i na­tych­miast wy­co­fać się za ame­ry­kań­skie li­nie? Jesz­cze przed spo­tka­niem z prze­ciw­ni­kiem? – do­py­ty­wał Demp­sey.

– Prze­kra­cza pan swo­je kom­pe­ten­cje, ge­ne­ra­le – zwró­cił mu uwa­gę Fin. – To ja wciąż do­wo­dzę fiń­skim kom­po­nen­tem w Ro­sji. Je­śli uznam, że opór jest tyl­ko mar­no­traw­stwem środ­ków, wy­dam roz­kaz do wy­co­fa­nia się z zaj­mo­wa­nych po­zy­cji.

– Pro­szę pa­mię­tać, że wa­sze bez­pie­czeń­stwo w du­żej mie­rze za­le­ży od ak­tyw­no­ści ame­ry­kań­skie­go lot­nic­twa. – Szef ko­le­gium zbli­żył się do ja­sno­wło­se­go fiń­skie­go ge­ne­ra­ła. – Je­śli wy­co­fa pan swo­je woj­ska, Ro­sja­nie mogą uznać to za za­chę­tę. Zdo­ła­cie sa­mo­dziel­nie obro­nić Hel­sin­ki?

– Za­po­mi­na się pan… Po­ma­ga­my wam, jak mo­że­my, ale nie bę­dzie wy­tra­cać na­szych lu­dzi na obro­nie z góry stra­co­nych po­zy­cji. – Fin wy­raź­nie spu­ścił z tonu.

– Ma pan ra­cję, ale do­pie­ro wte­dy, gdy to my uzna­my je za stra­co­ne – od­parł Demp­sey, co w za­sa­dzie za­koń­czy­ło dys­ku­sję.

Ar­mi­ta­ge prych­nął pod no­sem na to wspo­mnie­nie. Demp­sey wraz z przed­sta­wi­cie­la­mi ko­le­gium w kil­ka chwil usa­dzi­li na­rwa­ne­go Skan­dy­na­wa. Plan po­zo­stał nie­zmie­nio­ny: ame­ry­kań­skie lot­nic­two udzie­li bez­po­śred­nie­go wspar­cia so­jusz­ni­czym si­łom na lą­dzie, gdy tyl­ko doj­dzie do kon­tak­tu z ro­syj­ską Gru­pą Ude­rze­nio­wą. Dok­try­na była świę­ta, a wszel­kie od­stęp­stwa od za­pla­no­wa­nych dzia­łań mo­gły tyl­ko wpro­wa­dzić nie­po­trzeb­ny za­męt i co wię­cej, przy­czy­nić się do klę­ski. Tego Mar­tin Demp­sey nie brał pod uwa­gę na­wet w naj­bar­dziej pe­sy­mi­stycz­nych wa­rian­tach roz­wo­ju wy­da­rzeń. Byli o krok od zła­ma­nia Ro­sjan.

Pre­zy­dent usły­szał pu­ka­nie do drzwi. Chwi­lę póź­niej w ga­bi­ne­cie zja­wi­ła się se­kre­tar­ka z tacą, na któ­rej zna­la­zła się świe­żo za­pa­rzo­na kawa oraz zbi­lan­so­wa­ne, przy­go­to­wa­ne pod okiem die­te­ty­ka śnia­da­nie. Ar­mi­ta­ge już ja­kiś czas temu mu­siał po­że­gnać się z uko­cha­ny­mi krwi­sty­mi ste­ka­mi. Pod wpły­wem nie­usta­ją­ce­go stre­su żo­łą­dek pre­zy­den­ta dzia­łał co­raz go­rzej.

– Dzię­ku­ję. – Ar­mi­ta­ge uśmiech­nął się ser­decz­nie, jak­by po­zo­wał dla re­por­te­ra „Ti­me­sa”.

– Oczy­wi­ście, sir. – Dziew­czy­na w ele­ganc­kim ko­stiu­mie o no­wo­czes­nym kro­ju od­po­wie­dzia­ła, bły­ska­jąc śnież­no­bia­ły­mi zę­ba­mi.

Jesz­cze nim se­kre­tar­ka zdą­ży­ła opu­ścić ga­bi­net, w drzwiach po­ja­wił się agent Scott i za­po­wie­dział Eli­za­beth Hawk oraz Ry­ana Sinc­la­ira.

– Kur­wa mać, na­wet kawy zdą­ży­łem siorb­nąć – rzu­cił pod no­sem Ar­mi­ta­ge. – Dzię­ku­ję ci bar­dzo, Scott, wpuść ich.

– Tak jest, sir.

Za­rów­no do­rad­czy­ni do spraw bez­pie­czeń­stwa, jak i szef jed­nej z sek­cji wy­wia­dow­czych CIA czu­li się w ga­bi­ne­cie swo­bod­nie. Od­wie­dza­li to miej­sce wła­ści­wie każ­de­go dnia, sta­ło się dla nich rów­nie zwy­czaj­ne jak ko­ry­ta­rze i wspól­na kuch­nia dla pra­cow­ni­ków ad­mi­ni­stra­cji.

– Sia­daj­cie, bez zbęd­nej ce­le­bry. – Ar­mi­ta­ge uniósł fi­li­żan­kę i wska­zał na dwie ka­na­py po­środ­ku owal­ne­go po­miesz­cze­nia. – Mów­cie, jak wy­glą­da sy­tu­acja.

Hawk i Sinc­la­ir za­ję­li miej­sca po prze­ciw­nych stro­nach, każ­de na swo­jej ka­na­pie. To był ich nie­pi­sa­ny zwy­czaj dla pod­kre­śle­nia tego, że re­pre­zen­tu­ją osob­ne in­sty­tu­cje. Oczy­wi­ście, jak wszyst­ko w po­li­ty­ce, ten spek­takl rów­nież był tyl­ko na po­kaz.

– Mamy dość spo­ro nie­po­ją­cych in­for­ma­cji, szcze­gól­nie z Mo­skwy – za­czę­ła Eli­za­beth. Do­rad­czy­ni odło­ży­ła na sto­lik ta­blet, wszyst­kie po­trzeb­ne dane były w jej gło­wie.

Gdy­by coś po­szło nie tak, Ryan miał przyjść jej w su­kurs z do­dat­ko­wy­mi in­for­ma­cja­mi.

– Ni­cze­go in­ne­go się nie spo­dzie­wa­łem – sko­men­to­wał Ar­mi­ta­ge, uno­sząc do ust por­cję peł­no­ziar­ni­ste­go mu­sli, uto­pio­ne­go w jo­gur­cie z do­dat­kiem po­kro­jo­nych na ćwiart­ki świe­żych bia­łych wi­no­gron. – Wie­my już, kto tam w ogó­le prze­jął wła­dzę? Czy za­cznie się bit­ka o sto­łek, jak to Ro­sja­nie mają w zwy­cza­ju?

– Na­sze źró­dła po­twier­dza­ją, że na cze­le tym­cza­so­we­go rzą­du na Krem­lu sta­nął nie pre­mier, lecz były mi­ni­ster obro­ny, Piotr Zo­rin. To ty­po­wy si­ło­wik, oskar­żał Po­la­ków o opie­sza­łość w spra­wie kry­zy­su na pół­no­cy – od­po­wie­dzia­ła Hawk. – Mamy rów­nież in­for­ma­cje o tym, że lu­dzie Zo­ri­na skon­tak­to­wa­li się z rzą­da­mi Ka­zach­sta­nu oraz Ukra­iny. Mu­sie­li osią­gnąć ja­kieś po­ro­zu­mie­nie za ple­ca­mi Po­la­ków i spół­ki.

– Słu­cham, słu­cham – za­chę­cił Ar­mi­ta­ge. – To się robi co­raz lep­sze z każ­dym zda­niem.

Ryan Sinc­la­ir nie po­dzie­lał we­so­ło­ści pre­zy­den­ta. Jako wie­lo­let­ni wy­wia­dow­ca, do­brze wie­dział, jak koń­czą pak­ty, gdy so­jusz­ni­cy za­czy­na­ją dzia­łać za swo­imi ple­ca­mi.

– Am­ba­sa­dor Fo­ley prze­ka­zał mi kil­ka go­dzin temu in­for­ma­cje, że w War­sza­wie za­mknię­to am­ba­sa­dy Ro­sji, Ukra­iny oraz Ka­zach­sta­nu. Praw­do­po­dob­nie ty­czy się to rów­nież pla­có­wek na Li­twie i Wę­grzech. Je­ste­śmy też stu­pro­cen­to­wo pew­ni, że dy­plo­ma­ci na­zy­wa­ne­go przez nas ro­bo­czo Za­chod­nie­go Przy­mie­rza zo­sta­li uzna­ni za per­so­na non gra­ta w Ro­sji oraz sprzy­ja­ją­cych jej kra­jach – do­koń­czy­ła Hawk.

– Czy­li mo­że­my śmia­ło po­wie­dzieć, że plan się po­wiódł. – Pre­zy­dent uśmiech­nął się i wy­tarł usta ser­wet­ką. – Cho­le­ra… Cie­ka­we, kto zle­cił te za­ma­chy? Mu­si­my wie­dzieć, na czy­je ręce skła­dać po­dzię­ko­wa­nia.

– Zo­rin twier­dzi, że to Po­la­cy do spół­ki z nami – wtrą­cił Ryan Sinc­la­ir.

– Non­sens. – Ar­mi­ta­ge ścią­gnął usta. – Ni­cze­go ta­kie nie au­to­ry­zo­wa­łem. Chy­ba nie dzia­ła­li­ście za mo­imi ple­ca­mi, praw­da?

– Nie do­szły mnie żad­ne in­for­ma­cje na te­mat ta­kiej ope­ra­cji. Ale trze­ba przy­znać, że to woda na młyn Zo­ri­na. Przy­wód­cy Pol­ski, Li­twy i Wę­gier żyją, na­wet im włos z gło­wy nie spadł. War­sza­wa nie ma się jak bro­nić. Ro­sja­nie za­la­li im kil­ka miast w tej ak­cji z za­po­rą. Ude­rze­nie od­we­to­we, jesz­cze po tym, jak za­czę­li się do­ga­dy­wać z na­szą ad­mi­ni­stra­cją… Gdy­bym nie sie­dział w tym od sa­me­go po­cząt­ku, sam de­du­ko­wał­bym tak jak Zo­rin.

– Co to dla nas ozna­cza? – Brwi pre­zy­den­ta zmarsz­czy­ły się.

Po­dob­ne py­ta­nie za­da­li so­bie, gdy po raz pierw­szy zer­k­nę­li na prze­ka­za­ne przez wy­wiad do­nie­sie­nia. Ame­ry­ka od kil­ku ty­go­dni była po­grą­żo­na w woj­nie z Fe­de­ra­cją Ro­syj­ską, wspie­ra­ną przez kra­je Przy­mie­rza. Część pak­tu nie była skłon­na gi­nąć za Mur­mańsk i jaw­nie sprze­ci­wi­ła się eska­la­cji kon­flik­tu. Za­raz po­tem Eu­ro­pa po­grą­ży­ła się w cha­osie naj­więk­szej w hi­sto­rii se­rii za­ma­chów ter­ro­ry­stycz­nych. Bia­ły Dom nie zdą­żył na­wet za­czerp­nąć tchu, jak ekra­ny te­le­wi­zo­rów za­lał po­tok in­for­ma­cji o ko­lej­nych ata­kach. Tym ra­zem ce­la­mi były gło­wy państw Przy­mie­rza. Mi­nu­ta po mi­nu­cie rzą­do­we agen­cje, a po nich me­dial­ne ko­lo­sy po­twier­dza­ły naj­gor­szy z moż­li­wych sce­na­riu­szy. Wła­di­mir Pu­tin, An­ton Misz­czen­ko oraz Nur­suł­tan Na­zar­ba­jew zgi­nę­li, po­ło­wa kra­jów Przy­mie­rza zo­sta­ła po­zba­wio­na przy­wódz­twa.

To mo­gło ozna­czać wszyst­ko, a prze­wi­dy­wa­nie przy­szłych wy­da­rzeń i kon­se­kwen­cji nie róż­ni­ło się wie­le od wró­że­nia z fu­sów. Sinc­la­ir mógł te­raz rów­nie do­brze prze­lać płyn­ny wosk przez ucho od klu­cza i na pod­sta­wie za­sty­głe­go kształ­tu stwier­dzić, że za trzy dni doj­dzie do in­wa­zji ob­cych.

– Do­pó­ki nie po­zna­my kie­run­ku dzia­łań Zo­ri­na oraz rzą­dów Ukra­iny i Ka­zach­sta­nu, może wy­da­rzyć się wszyst­ko – stwier­dził Ryan. – Jest za wcze­śnie, by wy­ro­ko­wać. Ja­sna jest tyl­ko re­ak­cja War­sza­wy i przy­ja­ciół.

– No i co mó­wią? – za­py­tał Ar­mi­ta­ge.

– Sra­ją pod sie­bie. – Wy­wia­dow­ca wzru­szył ra­mio­na­mi. – Za­rze­ka­ją się, że nie mają z tym nic wspól­ne­go. Boją się, że Zo­rin może wpaść na ja­kiś idio­tycz­ny po­mysł… Boją się woj­ny, pa­nie pre­zy­den­cie.

– Zo­rin oskar­ży ich jaw­nie?

– Je­śli uzna, że po­zwo­li mu to skon­so­li­do­wać wła­dzę, to nie bę­dzie się wa­hał – od­parł Sinc­la­ir.

– Jest jesz­cze kwe­stia Pe­ters­bur­ga – wtrą­ci­ła Eli­za­beth. – Two­rzy się tam coś… jak­by za­lą­żek opo­zy­cyj­ne­go dla Mo­skwy rzą­du. Je­śli wie­rzyć na­szym in­for­ma­to­rom, tam­ci po­da­ją w wąt­pli­wość oskar­że­nia wy­su­wa­ne wo­bec Po­la­ków. Uwa­ża­ją, że za­pal­czy­wość Zo­ri­na wcią­gnie Ro­sję w dłu­go­trwa­ły kon­flikt.

– No po­pa­trz­cie… jak­bym już kie­dyś sły­szał po­dob­ną hi­sto­rię. – Al­bert Ar­mi­ta­ge nie wy­da­wał się za­nie­po­ko­jo­ny.

Pre­zy­dent uwa­żał, że Ark­ty­ka już zo­sta­ła zdo­by­ta, a de­spe­rac­kie pró­by opo­ru ze stro­ny Ro­sjan są tyl­ko ostat­ni­mi akor­da­mi ago­nii. Ar­mi­ta­ge w swo­im umy­śle już ich pod­bił, te­raz na­stał czas dzie­le­nia zdo­by­czy.

– Za­kła­dam, że ra­dzi­cie po­przeć tych opo­zy­cjo­ni­stów? Współ­pra­cu­ją z Po­la­ka­mi? – Ar­mi­ta­ge spo­waż­niał.

– Moż­li­we, choć oni chy­ba jesz­cze sami nie wie­dzą, czy chcą z kimś współ­pra­co­wać. Ta ini­cja­ty­wa jest cał­kiem świe­ża – cią­gnę­ła Hawk. – Choć uwa­żam, że je­śli mamy z kimś utrzy­my­wać kon­takt, to z nimi.

– Ryan, co o tym są­dzisz? – za­py­tał Ar­mi­ta­ge. – Oni wciąż my­ślą, że obro­nią Ark­ty­kę. Kto bę­dzie bar­dziej ule­gły, gdzie uda nam się ugrać wię­cej?

– Nie­waż­ne, z kim bę­dzie­my roz­ma­wiać, będą bro­nić Ark­ty­ki tak samo za­cie­kle. Wciąż mają siły, któ­re stwa­rza­ją dla nas za­gro­że­nie. Dzi­siej­sza od­pra­wa w po­ko­ju sy­tu­acyj­nym tyl­ko to po­twier­dzi­ła – za­uwa­żył Sinc­la­ir.

Pre­zy­dent mach­nął ręką. Pa­mię­tał za­pew­nie­nia Demp­seya, wi­dział ra­por­ty i wy­kre­sy. Dali Ro­sja­nom so­lid­ne­go łup­nia i choć po­nie­śli przy tym spo­re stra­ty, to na­dal byli górą. Sztab był zgod­ny co do tego, że ob­lę­że­nia Mur­mań­ska oraz Kan­da­łak­szy będą naj­dłuż­szy­mi czę­ścia­mi ope­ra­cji. Jak je­den mąż przy­zna­li rów­nież, że osta­tecz­nie wik­to­ria bę­dzie po ich stro­nie.

– Ark­ty­ka, Ark­ty­ka. Mamy po swo­jej stro­nie Bry­tyj­czy­ków i Fi­nów. Ro­sja­nie są po­dzie­le­ni, bez ja­sne­go łań­cu­cha do­wo­dze­nia. Bez za­przy­się­żo­ne­go pre­zy­den­ta – wy­li­czał Ar­mi­ta­ge. – To tyl­ko kwe­stia cza­su.

– Pół­no­cy bro­ni Wa­le­rij Żyła, to do­sko­na­ły stra­teg. Po­dob­no opo­zy­cyj­ny rząd chce mieć go po swo­jej stro­nie. Być może na­wet jako li­de­ra. – Eli­za­beth Hawk przy­bra­ła mar­so­wą minę. – Na­le­ży się z nimi li­czyć i we­dług mnie czym prę­dzej pod­jąć od­po­wied­nie kro­ki dy­plo­ma­tycz­ne.

– Zga­dzam się z Hawk – do­dał Ryan. – Kuj­my że­la­zo, póki go­rą­ce. Uspo­kój­my Po­la­ków. Za­ha­mo­wa­li­śmy prze­rzut sprzę­tu, ogra­ni­czy­li­śmy współ­pra­cę woj­sko­wą do cza­su wy­ja­śnie­nia, kto rze­czy­wi­ście stał za za­ma­chem. Udział War­sza­wy to non­sens, ale nie wy­ko­nuj­my gwał­tow­nych ru­chów. Hen­ryk Żu­ław­ski boi się, że zo­sta­wi­my go ze spusz­czo­ny­mi ga­cia­mi.

Al­bert Ar­mi­ta­ge par­sk­nął pod no­sem. Wy­pił ostat­ni łyk kawy i od­sta­wił fi­li­żan­kę na por­ce­la­no­wy spodek. Dziel i rządź, jego ulu­bio­na mak­sy­ma. Miał przed sobą mo­rze moż­li­wo­ści. Fakt, pod­jął się współ­pra­cy z Po­la­ka­mi, więc na­tu­ral­ne po­win­no być po­par­cie pe­ters­bur­skich pre­ten­sji do wła­dzy w Ro­sji.

Gdzieś w wy­obraź­ni wi­dział się jako pierw­szy w hi­sto­rii pre­zy­dent Sta­nów Zjed­no­czo­nych, któ­ry po­ko­nał Ro­sjan na ich wła­snym te­ry­to­rium. Dla­cze­go więc nie spró­bo­wać ima­gi­no­wać się jako przy­szło­rocz­ne­go lau­re­ata po­ko­jo­wej Na­gro­dy No­bla?

Purpurowy zmierzch

Подняться наверх