Читать книгу Czerwone Gardło - Jo Nesbo - Страница 13
Część druga
GENESIS
12. LENINGRAD, 2 STYCZNIA 1943
ОглавлениеOkop, w którym stali czterej mężczyźni, znajdował się dwa kilometry na północ od ich odcinka frontu, dokładnie w miejscu, w którym wały zawijały do tyłu, tworząc niemalże kokardę. Mężczyzna z dystynkcjami kapitana przytupywał przed Gudbrandem. Padał śnieg i kapitańską czapkę pokrywała już cienka biała warstwa. Obok stał Edvard Mosken i spoglądał na Gudbranda jednym okiem szeroko otwartym, a drugim półprzymkniętym.
– So – powiedział kapitan. – Er ist hinüber zu den Russen geflochen?
– Ja – powtórzył Gudbrand.
– Warum?
– Das weiss ich nicht.
Kapitan spojrzał w dal, cmoknął i tupnął nogami. Skinął głową Edvardowi, mruknął kilka słów swemu Rottenführerowi, niemieckiemu kapralowi, a potem obaj się pożegnali. Śnieg skrzypiał, gdy odchodzili.
– I tyle – powiedział Edvard. Nadal patrzył na Gudbranda.
– No tak – odparł Gudbrand.
– Niezbyt dokładnie sprawdzali.
– Nie.
– Kto by przypuszczał? – Otwarte oko wciąż wpatrywało się nieruchomo w Gudbranda.
– Ludzie dezerterują od początku wojny – stwierdził Gudbrand. – Chyba nie mogą badać wszystkich przypadków…
– Chodzi mi o to, że nikt nie podejrzewałby Sindrego o wymyślenie czegoś takiego.
– Rzeczywiście.
– W dodatku tak po prostu, bez żadnego pomysłu. Zwyczajnie wstać i uciec.
– Właśnie.
– Źle się złożyło z tym cekaemem. – W głosie Edvarda dźwięczał lodowaty sarkazm.
– Źle.
– I nie zdążyłeś nawet krzyknąć do Holendrów.
– Wołałem, ale było już za późno. Ciemno.
– Świecił księżyc – przypomniał Edvard.
Popatrzyli na siebie.
– Wiesz, co myślę? – spytał Edvard.
– Nie.
– Owszem, wiesz, widzę to po tobie. Dlaczego, Gudbrand?
– Ja go nie zabiłem. – Gudbrand utkwił spojrzenie w cyklopowym oku Edvarda. – Starałem się przemówić mu do rozumu. Nie chciał mnie słuchać. Po prostu pobiegł. Co miałem robić?
Przez chwilę obaj ciężko oddychali, nachyleni do siebie z powodu wiatru, który zdmuchiwał wilgoć z ich twarzy.
– Pamiętam, kiedy ostatnio tak wyglądałeś, Gudbrand. To było tamtej nocy, kiedy zabiłeś Rosjanina w bunkrze.
Gudbrand wzruszył ramionami. Edvard położył mu na ramieniu rękę w oblodzonej rękawicy.
– Posłuchaj mnie. Sindre nie był dobrym żołnierzem. Może nawet nie był dobrym człowiekiem. Ale jako ludzie mamy swoją moralność, musimy trzymać się pewnych zasad i starać się zachować godność wśród tego wszystkiego, rozumiesz?
– Mogę odejść?
Dowódca spojrzał na niego. Plotki o tym, że Hitler nie zwyciężał już na wszystkich frontach, zaczynały docierać i do nich. A mimo to strumień norweskich ochotników wciąż płynął. Daniela i Sindrego już zdążyli zastąpić dwaj młodzi chłopcy z Tynset. Ciągle nowe młode twarze. Niektóre zapadały w pamięć, inne zapominano zaraz po odejściu. Daniel był jednym z tych, których Edvard będzie pamiętał. Wiedział o tym. Tak samo jak miał pewność, że twarz Sindrego wkrótce zatrze się we wspomnieniach. Rozpłynie.
Edvard junior za kilka dni skończy dwa lata. Nie poszedł dalej za tą myślą.
– Możesz odejść – powiedział. – Tylko idź z pochyloną głową.
– Dobrze – odparł Gudbrand. – Będę się schylał.
– Pamiętasz, co mówił Daniel? – spytał Edvard z czymś w rodzaju uśmiechu. – Że od chodzenia w zgięciu wrócimy do Norwegii całkiem garbaci.
Z oddali dobiegła seria karabinu maszynowego.