Читать книгу Zanim nadejdzie jutro Tom 2 Ziemia ludzi zapomnianych - Joanna Jax - Страница 13

11. Okolice Irkucka, 1940

Оглавление

Ostre światło latarki oślepiło Pawła Zawiślańskiego. Przebudził się, ale nie miał pojęcia, kto wyrwał go niespodziewanie ze snu.

– Co jest? – zapytał zaspanym głosem.

– Wstawaj, wy pojdziecie z nami! – Usłyszał ostry ton jednego z dobrze znanych mu strażników, Iwana.

Mężczyzna był pomagierem najważniejszego po komendancie człowieka w obozie i Paweł nieco się przeraził. Nie miał pojęcia, co przeskrobał, ale od razu powróciły wspomnienia sprzed kilkunastu dni, kiedy wraz z Kubą i Tobiaszem zakopywali pod śniegiem ciało dziesiętnika.

Podniósł się z pryczy, poszukał butów i kurtki i chwilę potem był gotowy, by wraz ze strażnikiem opuścić barak. Nikt nie obudził się, gdy wychodzili. Współmieszkańcy zapewne byli zbyt zmęczeni pracą, by reagować na ciche kroki czy światło latarki.

Paweł próbował dowiedzieć się, o co chodzi, ale mężczyzna nakazał mu milczeć i nie zadawać zbędnych pytań. Dotarli do budynku komendantury, weszli do środka i wąskim korytarzem udali się do pokoju Kalinina, człowieka numer dwa w łagrowej hierarchii. Wewnątrz paliła się jasnym światłem duża naftowa lampa, oświetlając dość schludne, ale mało przytulne pomieszczenie. Wzrok Zawiślańskiego niemal od razu padł na łóżko. Leżała na nim kobieta w podartych ubraniach, z krwawą miazgą na twarzy. Spod skorupy zakrzepłej krwi dotarł do jego uszu cichy jęk. Paweł bez namysłu podszedł do niej i zaczął przyglądać się ranom.

– Potrzebuję bandaży i jodyny. Trzeba będzie ją pozszywać, musi trafić do szpitala – orzekł po kilku chwilach.

Kalinin spojrzał na swojego kompana i kiwnął głową. Ten od razu opuścił pokój, zapewne po to, by dostarczyć potrzebne Pawłowi akcesoria.

– Ona musi trafić do żeńskiej bolnicy, w obozie obok. Ale na ten czas trzeba ci ją opatrzyć i doprowadzić do jako takiego porządku. Nie chcę żadnych plotek – stanowczo odrzekł Kalinin.

Paweł potaknął głową i gdy pomagier Kalinina wrócił, zaczął przemywać kobiecie rany i zakładać opatrunek. Poprosił też o środki uśmierzające ból, bowiem rany okazały się znacznie głębsze, niż pierwotnie przypuszczał.

– Kto jej to zrobił? – zapytał w końcu.

Miał świadomość, że nie powinien się wtrącać, ale tę młodą kobietę ktoś musiał naprawdę mocno bić, i to nie tylko rękami.

– Nie twoja sprawa – burknął po rosyjsku pomagier.

– Sam chciałbym to wiedzieć – mruknął pod nosem Kalinin i dodał: – Jak ją opatrzycie, pojedziecie z Iwanem do kobiecego łagru, do ichniego szpitala. Tam sami rakarze, dopilnujecie, żeby zrobili, co trzeba. Iwan nakaże im, żeby słuchali się was. A na jutro dostaniecie wolne z roboty. Poniał?

Paweł pokiwał kolejny raz głową, zrobił dziewczynie zastrzyk z morfiny, którą przyniósł Iwan, i na zrobionych z koca noszach przenieśli ją na wóz. Drugim kocem Paweł okrył kobietę i wyruszyli w drogę do żeńskiego łagru.

Na szczęście noc nie była zbyt mroźna, a i odległość znośna. Po niecałej godzinie dotarli do obozowego ambulatorium. Iwan porozmawiał z pełniącym dyżur felczerem i wskazał palcem na Pawła. Mężczyzna ziewnął kilka razy i pokiwał głową. Ów felczer o imieniu Mikołaj pochodził z Ukrainy i na szczęście mówił co nieco po polsku. Przed wojną był pielęgniarzem i to dało mu możliwość załapania się do pracy w ambulatorium i awansowania na felczera. Zawiślański dziwił się, że skazanych lekarzy, a w ich obozie było takich kilku, nie wykorzystują do pracy w aktirowce czy słabosilce, a dają tam słabo wyedukowanych pielęgniarzy, takich jak Mikołaj. Ten objaśnił mu, że politycznym rzadko kiedy dają taką fuchę z uwagi na to, że mogą swoich pacjentów niewłaściwie indoktrynować. Zawiślański uśmiechnął się kwaśno. Polityka dotarła nawet do medycyny, która od wieków pozostawała dziedziną bezstronną ideologicznie.

Fachowo zszył rany cięte dziewczyny, zaaplikował jej antybiotyk, ku niezadowoleniu Mikołaja, bo te były jedynie dla personelu i brygadzistów, i w końcu usiadł na krześle, by napić się herbaty, przygotowanej przez uczynną pielęgniarkę. Mikołaj wciąż sarkał, że pozbawią go tej posady, bowiem antybiotyki były ściśle reglamentowane. Paweł powołał się na słowa Iwana i w razie problemów pielęgniarz miał odesłać zainteresowanych do porucznika Kalinina z męskiego.

– W końcu Tatiana się doigrała – mruknął Mikołaj, siorbiąc gorący napar.

– A co to za jedna? – zapytał Paweł.

Był ciekawy, w jakie kłopoty wpakowała się ta dziewczyna, jeśli ktoś postanowił tak strasznie ją poturbować. Nie podejrzewał Kalinina, gdyby ten chciał ją skrzywdzić, nie wołałby go na pomoc, tylko porzuciłby dziewczynę gdzieś przy drodze, by zamarzła na śmierć.

– Tatiana Aleksiejewna. Kryminalna, ale piękna jak z obrazka. To znaczy była, bo z tymi szramami na pysku to pewnie już piękna nie będzie. Jak dziewucha ładna, to nawet w łagrze umie się ustawić – powiedział Mikołaj.

– Przecież oprócz kilku strażników tutaj nie ma mężczyzn. Jak więc trafiła do męskiego? – zdziwił się Paweł.

– Ot, durak. – Pielęgniarz wybuchł śmiechem. – Brygady kobitek często spotykają się na drodze z męskimi. Czasami w lesie obok siebie pracują. Grypsy przesyłają sobie w trzonkach od łopaty. A potem to wystarczy opłacić strażnika, wozaka i ci stają się na kilka godzin ślepi i głusi. Nikt nic nie widzi, nikt nie słyszy, tylko nie wiadomo, skąd tyle chorób wenerycznych mam u siebie.

– I rozumiem, że Tatiana często noce spędzała po drugiej stronie wzgórza. W końcu trafił się jakiś sadysta i ją zmasakrował – westchnął Paweł.

– To nie to. Chociaż są tacy, co lubią się zbyt ostro zabawiać. Jeden taki, Michaił, też lubił niekiedy poturbować swoje panienki, ale w tej zakochał się na zabój. A że miał posłuch i swoich ludzi, gdzie się tylko dało, to Tatianie zawsze i pieniądze skołował, żeby mogła sobie w sklepiku co smacznego kupić i jakieś nadprogramowe żarcie jej dał czy machorkę. Źle z nim nie miała, a i inni trzymali się od niej z daleka. Miała spokój. Też mówiła, że kocha Michaiła i jak tylko będą wolni, to ślub wezmą i na Krym wyjadą, żeby się tam urządzić. O dzieciach gadała, białej sukience, jak to zakochana baba. Ale Michaiła posadzili do karceru, potem do BUR-a. Ponoć dziesiętnika jak prosiaka zaszlachtował i aż dziw, że go jeszcze nie rozstrzelali. A Tatianie się ucięło. Widać przywykła do nieco lepszych warunków, bo jak ją Kalinin zobaczył i nabrał ochoty, żeby się z nią zabawić, niespecjalnie się opierała. Jej koleżanka z baraku mówiła, że jak kiedyś o Michaile, tak teraz Tatiana cały czas o Kalininie gadała. No, że ten Kalinin to ustawi ją lepiej niż Michaił. I zaczął Iwan nocą po nią przyjeżdżać, a odwoził nad ranem. Od razu ją przenieśli tu, do nas, na aktirowkę, coby nie musiała harować z lesoburami – snuł opowieść Mikołaj.

– Ale przecież to nie Kalinin ją tak załatwił. – Paweł wskazał brodą na Tatianę.

– A co myślisz, że jak Michaił siedzi, to nie wie, co się dzieje? W końcu mu donieśli, a jego kompani postanowili przypomnieć Tatianie, do kogo należy jej rzopa. Gdyby Kalinin nie stał tak wysoko, pewnie on też by oberwał, i to na amen, ale jego to się boją. Rozpętałoby się piekło i kto wie, czy wszyscy nie skończyliby w grobie – westchnął Mikołaj i kolejny raz ziewnął.

Iwan przyjechał po Pawła przed świtem i zabrał go z powrotem do męskiego łagru. Zapytał jeszcze o stan Tatiany i nakazał, by ten milczał jak grób na temat tego, co się wydarzyło. Zawiślańskiemu nie było w głowie plotkowanie z kompanami, więc jedynie pokiwał głową.

Podczas porannego posiłku otrzymał zupę z kotła dla stachanowców, a potem powrócił do baraku, by odespać zarwaną noc. Po południu jednak już nie mógł odpoczywać, bo wszyscy więźniowie z zony musieli przygotować obóz na przybycie Władimira Romkina, przewodniczącego komitetu partii z Irkucka. Władze łagru chciały wypaść jak najlepiej, pokazać, że ich obóz jest niemal wzorcową jednostką pracy, a więźniowie przechodzą prawdziwą resocjalizację. Co bardziej hardych urków na ten czas zamknięto w baraku usilennogo reżima, wszystko lśniło czystością, a świetlica została starannie udekorowana i przygotowana na prezentację zespołu. Paweł także miał się w nim udzielać, w charakterze wokalisty, ale Kuba, gdy usłyszał, jak śpiewa, obawiał się, że Zawiślański po takim występie może trafić jedynie do karceru. Paweł cieszył się jednak, że Kuba Staśko mógł sobie trochę pograć na swoim ukochanym instrumencie, a Tobiasz zajął się czymś innym niż tylko rozprawianiem na temat kondycji człowieczeństwa. Na wysoki maszt, przeważnie pusty, teraz wciągnięto flagę Związku Radzieckiego, a portret Stalina otrzymał nową ramę, którą misternie przyozdobił jeden z więźniów. Strażnicy biegali w tę i z powrotem, zaglądali w każdy kąt i Paweł stwierdził, że nigdy tutaj nie było tak czysto, jak w przeddzień wizytacji Romkina.

Nazajutrz Romkin wraz ze świtą przybył do łagru, odbył się uroczysty apel, a przewodniczący zwiedzał baraki, stołówkę, by w końcu zasiąść w świetlicy. Na podest weszli Tobiasz z Kubą, ukłonili się nisko i przy aplauzie zgromadzonych osób rozpoczęli swój występ. Oprócz Romkina, władz obozu oraz niektórych strażników możliwość obejrzenia programu artystycznego dostali także stachanowcy. Miała to być dodatkowa nagroda za ich dobrą pracę. Ktoś nawet zażartował, że grajkowie mieli zaspokoić głód więźniów wsłuchujących się w radzieckie pieśni patriotyczne.

Zawiślański nie należał do grupy wybrańców, ale znajdował się w pobliżu wraz z innymi, by chociaż przez ściany świetlicy posłuchać muzyki. Po kilkunastu minutach stwierdził, że Kuba Staśko ma prawdziwy talent, i dziwił się, że niegdyś marnował go, grając do kotleta.

Jak można było się spodziewać, występ nagrodzono oklaskami, po czym Romkin i jego towarzysze udali się do domu komendanta, zapewne po to, by wziąć udział w mniej oficjalnym spotkaniu.

Gdy kładli się spać, Kubie nie zamykała się buzia. Wciąż paplał, jak Romkin patrzył na niego z zachwytem i nawet przymknął oczy, kiedy Kuba zagrał solówkę. Tobiasz nie wykazywał podobnej ekscytacji, tylko odwrócił się plecami do nich i zasnął.

– Kiedyś grałem codziennie i w pewnym momencie stało się to dla mnie rutyną. Teraz przypomniałem sobie, jak bardzo lubię to robić – westchnął Kuba.

– Wiesz, przed wojną nigdy nie smakowała mi dziczyzna. Tutaj zrozumiałem, że jest najlepszą potrawą pod słońcem. – Paweł uśmiechnął się ironicznie i także przyłożył głowę, by zasnąć.

Nazajutrz znowu musiał iść do lasu i oddawać się zajęciu, którego nie tyle nienawidził, co go przerażało. Bał się, że pewnego dnia usiądzie przy rozpalonym ognisku i już więcej nie wstanie. Albo popełni jakieś szaleństwo. Tak jak Tobiasz. Nie miał już siły ciąć grubych pni, dźwigać drewnianych bali, a potem sycić żołądek pomyjami. Czuł, jakby nagle życie się dla niego skończyło.

Jedynie myśl o Ninie dodawała mu sił i nakazywała wstawać następnego poranka. Przecież miał zostać ojcem, a może nawet już nim był. Zastanawiał się, jak to będzie, zobaczyć swojego potomka i czy jego dziecko w ogóle go rozpozna, jeśli ujrzy je dopiero po kilku latach odsiadki. Musiał jednak mieć nadzieję na to, że kiedyś będą we troje siedzieć przy stole, i był pewien, iż po łagrze każdy normalny dzień będzie dla niego świętem. Postanowił po powrocie do domu celebrować wszystkie chwile w życiu, tak aby nadrobić stracony w łagrze czas. Wierzył także głęboko, że Nina wciąż będzie go kochać. Taką samą miłością, jaką darzyła go, odkąd zaczęli się spotykać. Jego żona była taka piękna i ponętna, czy zechce być z wyniszczonym przez gułag człowiekiem? Musiał wierzyć, że właśnie tak będzie. W końcu przysięgali sobie miłość i wierność aż do śmierci, a on nie zamierzał tak szybko umierać.

Zanim nadejdzie jutro Tom 2 Ziemia ludzi zapomnianych

Подняться наверх