Читать книгу Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy - Joanna Jax - Страница 12
10. Wilno, 1942
Оглавление– Kurwa, Kuba, czy tobie już całkiem się we łbie poprzekręcało? Nie masz kobitki, to ci jakąś załatwię. A ty pakujesz się w problemy, mnie pakujesz w problemy i jeszcze Elunię chcesz. No, dajże spokój, znowu przez jakąś babę wrąbiesz się w tarapaty! A tutaj tyle panienek chętnych się kręci i na pewno nie sprowadzą na ciebie kłopotów.
Wiesiek aż poczerwieniał z oburzenia, gdy Kuba poprosił go, by Elżbieta Ratajska pozwoliła przez kilka dni pomieszkać Agnieszce u siebie. On sam nie mógł jej tego zaproponować, ponieważ mieszkał w służbowym pokoju nad knajpą, w której to uwielbiali spędzać czas niemieccy oficjele i w dodatku swoją kwaterę dzielił z Wieśkiem Potopkiem.
– Uspokój się, nie w głowie mi amory. Tę dziewczynę ściga gestapo, ledwie im się wymknęła. To tylko trzy, może cztery noce. W tym czasie skontaktuje się ze swoimi kompanami i oni ją ulokują w jakimś bezpiecznym miejscu. No, bądźże człowiekiem. W końcu jesteś Polakiem – błagalnie powiedział Kuba.
– Ty mnie, kurwa, nie mydl oczu jakimiś patriotycznymi wstawkami. Za to można skończyć pod ścianą. Mało ci siedzenia w łagrach było, teraz chcesz posmakować niemieckiego więzienia czy już ci całkiem życie niemiłe? – Wiesiek był nieprzejednany.
– Proszę, obiecuję, że jeśli nie uda się jej nic załatwić w ciągu trzech dni, osobiście ją stamtąd zabiorę i wywiozę gdzieś za Wilno. Może na jakąś wieś… Chociaż, prawdę mówiąc, na tę chwilę nic nie przychodzi mi do głowy. No, chyba że pojadę tam, gdzieś ty się ze swoją Elżunią ukrywał. O właśnie, tak mi łeb suszysz, ale dla Ratajskiej to i swoją starą zostawiłeś i narażałeś się – wytknął mu Kuba.
– To co innego… – bąknął Wiesiek, ale Kuba wiedział już, że jego kompan zaczyna mięknąć.
– Może i co innego, ale jakby Agnieszka tak do ciebie przyszła i o podobną pomoc poprosiła, to co? Wygoniłbyś ją na ulicę czy od razu na gestapo telefon wykonał? – Kuba puścił do niego oko.
– No dobra, pogadam z Elżunią, ale żeby mi się z tych trzech dni dwa miesiące nie zrobiły. I tak cud boski, że jej nikogo nie dokwaterowali z niemieckiej gwardii. Chyba tylko dlatego, że NKWD tak mieszkanie zdemolowało, że wyglądało jak obraz nędzy i rozpaczy. Trochę żeśmy uprzątnęli, ale administracja już drugi raz nie przyszła, by wpisać jej mieszkanie na listę. – Wiesiek machnął ręką i wyszedł z pokoju, żeby z knajpy zadzwonić do Ratajskiej.
Tymczasem Agnieszka czekała na Kubę w pomieszczeniu, w którym w czasie zimy trzymano meble do restauracyjnego ogródka. Na razie było jeszcze zbyt chłodno, by je rozstawić, dlatego istniało nikłe prawdopodobieństwo, że ktoś z personelu zechce się do składziku dostać. Jednak Agnieszka nie mogła tam zbyt długo siedzieć, bo po korytarzu zaplecza wciąż ktoś się kręcił i mógł coś usłyszeć.
Po kwadransie, który Kubie wydał się bardzo długi, powrócił Potopek i oznajmił, że można zaprowadzić Agnieszkę do Ratajskiej.
– Tylko dyskretnie, bo w przeciwnym razie wszyscy wylądujemy na gestapo, a potem to już jeden Pan Bóg wie – powiedział Potopek z lekką paniką w głosie.
– Będę o tym pamiętał, stary. Sam mam pełne portki ze strachu. – Kuba poklepał kompana po ramieniu.
Włożył marynarkę i zszedł na dół. Poczekał, aż wszyscy zajmą się swoimi sprawami i wypuścił Agnieszkę ze składziku, a potem otworzył tylne drzwi knajpy i nakazał, by poczekała na niego w podwórku od zaplecza. Dziewczyna wciąż miała na sobie jego prochowiec i Kuba zadecydował, że i do Ratajskiej pójdzie w nim.
Najpierw sam wyszedł z bramy i rozejrzał się. Na ulicy Mickiewicza kręciło się trochę ludzi, w końcu znajdowali się w jej najruchliwszej części, ale nie zobaczył ani patroli, ani podejrzanie wyglądających osób. Dał znak Agnieszce, by wyszła z bramy i tak jak ostatnim razem podał jej ramię. I w tym momencie pod knajpę podjechał ciemny, lśniący samochód.
– Zachowuj się normalnie – szepnął do Agnieszki. – Pewnie jacyś notable przyjechali na kolację.
Kiwnęła głową na znak, że zrozumiała, ale Kuba dostrzegł kątem oka, że jest totalnie spanikowana. Zatrzymali się na chwilę, by przepuścić wysiadającą z samochodu parę i wtedy Kuba dostrzegł, że partnerką niemieckiego oficera przybyłego luksusowym autem jest Laura Morawińska. Przeklął w duchu i odwrócił wzrok, udając kolejny raz, że jej nie zauważył. Przyszło mu do głowy, że Laura najwyżej pomyśli, iż znalazł sobie nową dziewczynę, jednak zdenerwował się. Gdyby nie miał przy boku kobiety, którą ściga gestapo, zapewne poczułby niemałą satysfakcję, że utarł Laurze nosa, ale w tej sytuacji najchętniej rozpłynąłby się w powietrzu wraz ze swoją towarzyszką.
Nie wiedział, czy Laura przygląda się im, czy także postanowiła udawać, że się nie znają, ale serce przestało mu walić jak oszalałe dopiero wówczas, gdy para zniknęła za drzwiami restauracji. Pomyślał, że musiał zdurnieć kompletnie, jeśli bardziej przeraził go widok Laury niż oficera gestapo. Może dlatego, że ów oficer był tak wpatrzony w swoją towarzyszkę, iż nie zauważyłby wokół siebie nawet hordy uzbrojonych partyzantów. I wówczas kolejna myśl przyszła mu do głowy… Że Laura kolejny raz go okłamała i na pewno sypia z tym draniem. A ten oszalał na jej punkcie, tak jak niegdyś Kuba i Tobiasz. Przespanie się z Laurą oznaczało dla każdego mężczyzny kłopoty i taki biedak niemal od razu wpadał w jej sidła i dostawał obsesji. Gdyby Kuba musiał kiedyś wyobrazić sobie demona, miałby on twarz tej kobiety. Modliszki, suki, jego największej miłości i jego największego życiowego błędu. Nie rozumiał jednak, dlaczego jej widok wciąż wytrącał go z równowagi.
Do mieszkania Ratajskiej dotarł na niemal miękkich nogach. Niewiele mówił, chociaż ostatnio, gdy odbyli z Agnieszką podobny spacer, nawet usiłował z nią flirtować. Pani Elżbieta ulokowała gościa w małym pokoiku, który niegdyś był gabinetem jej męża, i poszła przygotować coś do zjedzenia.
– Niechże pan już idzie. Zaopiekuję się nią – powiedziała łagodnym głosem Ratajska, krzątając się po kuchni.
– Nawet nie wiem, jak mógłbym się pani odwdzięczyć za to, co pani robi dla tej dziewczyny – westchnął Kuba.
Kobieta odwróciła się w jego stronę i powiedziała:
– Ja też kiedyś miałam kłopoty. I mnie też ktoś pomógł.
– Jeszcze raz dziękuję. – Kuba uśmiechnął się do Ratajskiej i ruszył w kierunku restauracji.
Musiał się śpieszyć, bo za godzinę rozpoczynał się dansing. Miał nadzieję, że tym razem Laura ze swoim absztyfikantem przybyła jedynie na kolację i nie zostaną na tańcach.
Mylił się. Przez niemal pół nocy musiał patrzeć, jak wije się w ramionach innego mężczyzny. I miał ochotę zwymiotować.
***
Następnego dnia mógł wyspać się do woli, bo Potopek z samego rana pojechał zobaczyć się ze swoimi dziećmi. Z reguły wstawał wcześniej od Kuby, kręcił się po pokoju i, chcąc nie chcąc, budził także swojego kompana. Dlatego gdy tego poranka Kuba usłyszał pukanie do drzwi, postanowił je zignorować. Jednak osoba, która zakłóciła mu sen, nie przejęła się brakiem odpowiedzi, tylko weszła do pokoju. Kuba usłyszał stanowczy i pełny złości głos:
– Kim jest ta kobieta, Kuba?
Ów głos należał do Laury Morawińskiej. Kuba ocknął się i otworzył oczy. Miał ochotę powiedzieć jej coś przykrego, ale zrezygnował, by Laura nie wpadła w jeszcze większą złość. Kto wie, co mogłoby jej strzelić do głowy.
– Znajoma – bąknął.
I w zasadzie powiedział prawdę. Z Agnieszką nic kompletnie go nie łączyło. Do licha, nawet nie wiedział, jak się naprawdę nazywa ta dziewczyna.
– Chcę wiedzieć, kto to jest – wysyczała.
Sytuacja była groteskowa, bo nawet gdyby chciał jej to powiedzieć, to nie miał pojęcia, kim była jego nowa znajoma.
– Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy – odparł, nieco złośliwie. – Pamiętasz?
– Posłuchaj, czy ty naprawdę mnie już nie kochasz? – zapytała rozpaczliwie.
Cholera, zadała kolejne pytanie, na które nie potrafił jej odpowiedzieć. Sam nie wiedział, co czuje. Postanowił nie mówić nic. Laura nie miała prawa go pytać o takie rzeczy, a on nie miał obowiązku się przed nią z czegokolwiek tłumaczyć. Zerkał jedynie na nią i miał nadzieję, że jego spojrzenie jest wystarczająco zimne, by schłodzić zapędy Laury. Kiedy patrzyli tak na siebie, Kuba zaczął modlić się w duchu, by Laura odwróciła wzrok. Nie chciał, by tak patrzyła na niego, jak w tym momencie. Wzrokiem będącym mieszaniną złości i pożądania. Niegdyś tak kończyła się każda ich sprzeczka, właśnie takim spojrzeniem, a potem brutalnym aktem przepojonym tak silną namiętnością, że po chwili zapominali nawet, o co się pokłócili. Teraz jednak było inaczej. Nie było mowy o cudownym pojednaniu za pomocą jego czarodziejskiej różdżki.
Odwrócił wzrok, by Laura nie odgadła jego myśli.
– Ja i tak dowiem się, kim ona jest. – Uśmiechnęła się szelmowsko.
– Po co?
– Bo chciałabym ją o coś zapytać.
– Na przykład? – zdziwił się.
– Na przykład… Ach, nie powiem ci. – Kolejny raz się uśmiechnęła.
– Więc tym bardziej ci nic nie powiem. Ja jakoś nie mam ochoty pytać o cokolwiek twojego adoratora – mruknął i był coraz bardziej zły.
W normalnych okolicznościach podobna scena rozbawiłaby go i po prostu by się roześmiał, ale w tej sytuacji to była ostatnia rzecz, na jaką miał ochotę. Laura Morawińska była jedyną kobietą, która tak na niego działała. Albo miał ochotę rzucić ją na łóżko, albo spoliczkować.
– To powodzenia, szukaj jej. Jak nie na tej ulicy, to może na następnej. Może ci się poszczęści. I przestań wtrącać się w moje życie. Między nami nie ma już nic i niczego nie będzie – prychnął.
– Nie doceniasz mnie. Mam przecież przyjaciół w gestapo. Zawsze mogą wylegitymować twoją towarzyszkę. – Zmrużyła oczy, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi. Stojąc w progu, odwróciła się i powiedziała: – Nie masz racji, Kuba. Między nami zawsze coś było, jest i będzie.
Kiedy tylko Laura Morawińska zamknęła za sobą drzwi, do Kuby dopiero dotarło, co ta wariatka może zrobić. Dla niej to były jakieś kwestie ambicjonalne, bo Laura zawsze potrafiła postawić na swoim lub też kierowała nią zwykła kobieca zazdrość, ale w przypadku Agnieszki mogło się to skończyć tragicznie. Niechby kiedyś Laura ją spotkała na ulicy albo ich razem i była w towarzystwie swojego adoratora… A wtedy… Nawet nie chciał o tym myśleć.
Zerwał się na równe nogi i podbiegł do umywalki. Potem stwierdził, że musi wziąć prysznic, bo spocił się niemożliwie podczas tego spotkania, i wyleciał z pokoju jak oparzony. W ciągu dwudziestu minut był gotowy do wyjścia. Nie wiedział, dlaczego przygładził włosy francuską brylantyną i spryskał się wodą kolońską. Wybiegł na ulicę i podążył w kierunku mieszkania Laury. Nie miał pojęcia, czy ją zastanie, ale był gotów czekać na nią aż do wieczora, by wybić jej z głowy chore pomysły. Zanim dotarł pod jej drzwi, miał już obmyśloną historyjkę. Postanowił, że Agnieszka odegra rolę narzeczonej przyjaciela, a jak wiadomo, to dla Kuby zawsze stanowiło świętość. Kobiety przyjaciół były nietykalne i Laura wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
Zdyszany, zadzwonił do drzwi. Otworzyła mu i popatrzyła tak, jakby spodziewała się jego wizyty. Jej oczy niemal w jednej chwili zrobiły się błyszczące i pełne psiego oddania. Bez słowa wszedł do korytarza, jeszcze raz na nią spojrzał i nagle wszystkie jego postanowienia szlag trafił. Zniecierpliwiony, zdarł z niej bluzkę, a potem zaczął łapczywie całować jej piersi. Przygryzał jej wargi i chwilę później zacisnął dłonie na krągłych pośladkach. Nie wiedział, co takiego posiadała w sobie Laura, a czego nie potrafił znaleźć w żadnej innej kobiecie, ale kiedy jej dotykał, zapominał o wszystkim. Nie zastanawiał się, że za kilka godzin poczuje się jak zbity pies, a przez następne miesiące będzie chorowała jego dusza – po prostu nie był w stanie oprzeć się tej kobiecie.
Nie pamiętał, jak i kiedy znaleźli się w sypialni ani w jaki sposób pozbył się swoich ubrań. Prawie cztery lata czekał na to, by znowu się z nią kochać i po prostu stracił nad sobą panowanie. Laura Morawińska była doskonała w każdym calu. I zrozumiał, że przez ten cały czas po prostu się oszukiwał.
– Kocham cię, Kuba. Tak bardzo cię kocham… – szeptała w ekstazie, by chwilę potem obsypać go pocałunkami. – Powiedz, że ty mnie też.
– Nienawidzę cię… – powiedział i dodał: – Nawet nie wiesz, jak bardzo cię nienawidzę. Za to, że tak bardzo cię kocham.
– Nie mów tak… Jest nam razem tak dobrze… – Wciąż wiła się, jakby ciągle jej było mało rozkoszy.
Kuba już nic nie powiedział. Delektował się każdą minutą z nią spędzoną, chociaż gdzieś w głębi duszy wiedział, że każda z nich będzie go bardzo drogo kosztować.
Gdy leżeli wyczerpani miłosnymi igraszkami, Laura sięgnęła po papierosa, zapaliła go i wypuściła kłąb dymu.
– Mnie też daj… – powiedział cicho.
– Przecież nigdy nie paliłeś – mruknęła.
– Czasami są takie chwile w życiu człowieka, że łamie wszystkie zasady. – Uśmiechnął się smutno i wyjął z dłoni Laury papierosa, po czym zaciągnął się głęboko.
Może po prostu pragnął skupić się na czymś innym niż na myślach o tym, co właśnie sobie zrobił. Wiedział bowiem, że dla niej stanowił trofeum, tak jak wielu innych mężczyzn. A ona przysłoniła mu świat tak bardzo, że nawet wściekłość na nią i długa rozłąka niczego nie zmieniły. Wciąż był gotów zapisać duszę diabłu, byle tylko należała do niego.
– Lauro… – powiedział w końcu – ta dziewczyna ma na imię Agnieszka i jest narzeczoną kumpla. Kompletnie nic mnie z nią nie łączy, więc nie rób żadnych głupstw.
Laura zgasiła papierosa, zanurzyła głowę pod pierzynę i zaczęła się głośno śmiać. Po chwili usłyszał jej głos.
– Głuptasie, naprawdę uwierzyłeś, że napuszczę na nią gestapo…?
Kuba nie miał pojęcia, czy bardziej przeraził go blef Laury, czy to, że uwierzył, iż byłaby zdolna, aby coś podobnego uczynić.
– To był głupi żart – mruknął, nieco rozzłoszczony, ale chwilę potem poczuł na brzuchu wilgotny język Laury i kolejny raz zapomniał o rzeczywistości.
Pod wieczór wrócił do pokoju i właściwie powinien czuć zadowolenie. W końcu, po tak długim czasie, znowu miał Laurę w łóżku, czuł jej ciało i nawet gdy wyszedł od niej, wciąż pachniał słodkimi perfumami swojej kochanki i nią samą, a jednak wpadł w przygnębienie. Wydawało mu się, że pewne sprawy już go nie dotyczą, a młodzieńcza miłość stanowi jedynie bolesną przeszłość. Ale to Laura miała rację – nic się między nimi nie skończyło. Znała go nazbyt dobrze, żeby widzieć w jego oczach to, czego on sam zobaczyć nie chciał. Wiedziała, jak go sprowokować i jak zmusić, by znaleźli się blisko siebie. Na tyle blisko, by jedna iskra rozpaliła w nim ogień pożądania.
Położył się na łóżku i wtulił twarz w poduszkę. Kręcący się po pokoju Potopek bacznie przyglądał się kumplowi i w końcu powiedział:
– No i co, kurwa, poszedłeś w końcu z Morawińską do wyrka.
Kuba milczał.
Po chwili Wiesiek westchnął głośno i dodał:
– Skoczę na dół po flaszkę… Na trzeźwo, chłopie, to ty nie dasz rady…