Читать книгу Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy - Joanna Jax - Страница 16
14. Wilno, 1942
Оглавление– No i żeś musiał nas wpierdolić w gówno! Bo ty, Kuba, nie możesz na dupie usiąść, tylko cię nosi. Samarytanin, kurwa jego mać. Zapakowałem ci naftę i kilka świec, bo przecież tam prądu nie uświadczysz. Mapki nie zgub, bo inaczej do dupy śpiewać pójdziecie, a nie do tego domu. Pieniądze zostawisz w kasie na stacji i powiesz, że to dla Lecha od Wieśka. I tyle. No… co jeszcze? I pamiętaj – człowiek z pociągu nazywa się Jasiek Mazurek, a Agnieszka to twoja narzeczona. Więcej gadać nie musisz, bo Mazurek to nawet za wiele wiedzieć nie chce – sarkał Potopek, pakując do ogromnej walizki rozmaite wiktuały i rzeczy niezbędne do przetrwania w opuszczonej leśniczówce.
– Stary, nawet nie wiem, jak mam ci podziękować – westchnął Kuba.
Przywykł już do tego, że Wiesiek pomoże zawsze, ale musi najpierw trochę sobie pogadać.
– Tam spędziłem z Elunią najpiękniejsze chwile. – Potopek przestał pakować rzeczy i popatrzył na Kubę. – Myślisz, że kiedyś Elunia, no, wiesz…?
– Chłopie, jestem o tym przekonany. Ona nigdzie lepszego męża nie znajdzie. – Poklepał po ramieniu Wieśka. – Po prostu potrzebuje czasu…
– Ale mnie chodzi o to, że jestem prosty chłop. Na sztuce się nie znam, kultura to dla mnie nazwa jakiejś gazety, a i przekląć czasami lubię siarczyście. Co by nie mówić o sędzim, ale to był wykształcony i obyty w świecie człowiek. A z niej jest taka dystyngowana dama… Niekiedy myślę, że ja po prostu do niej nie pasuję – ze smutkiem w głosie stwierdził Potopek.
– Też mi się tak wydawało, gdy poznałem Laurę… – zaczął Kuba, ale przyjaciel przerwał mu w pół zdania.
– Tfu, nawet mi nic o tej kurwie nie mów.
– Mówisz o kobiecie, którą kocham – obruszył się Kuba. – Powinienem ci dać po mordzie.
– Już kiedyś mi dałeś, ale teraz nie dasz, bo wiesz, że to prawda. Łazisz za nią jak pies, a ona ciągle szlaja się z tym szwabem. Jak ty możesz w ogóle tak z nią później… No, wiesz, fiku-miku?
– Po prostu Laura jest kobietą, którą muszę się dzielić albo nie mieć jej wcale – mruknął Kuba, bo wiedział, że Potopek ma rację.
Tak, chodził do niej spragniony, owładnięty tęsknotą i opętany szalonym uczuciem, chociaż nie mówił jej o swojej miłości zbyt często. Ona za każdym razem szeptała, jak bardzo go kocha, a potem bez ogródek mówiła, że wieczorem będzie z Wolfem w Zaciszu, podkreślając, iż jest to niezobowiązująca znajomość. Wierzył jej, bo chciał wierzyć. Jednak gdy wracał do siebie, a odurzenie jej ciałem i miłosnymi uniesieniami ulatniało się, docierało do niego, jakim jest idiotą i frajerem. Tym bardziej że jego kompan z pokoju bezlitośnie mu to uświadamiał. A jednak nie potrafił z niej zrezygnować…
– Ja bym tam wolał sobie fujarę siekierą urżnąć – bąknął pod nosem Wiesiek i dodał: – Dobrze, wszystko spakowane. I uważaj, na miłość boską, bo jak cię gestapo przydybie, to po tobie. Może już lepiej, żebyś chędożył tę swoją lafiryndę, niż u nich w pierdlu siedział.
Kuba opuścił ich kwaterę nad knajpą, targając ze sobą pokaźnych rozmiarów walizkę, i udał się do mieszkania Ratajskiej. Organizacje podziemne w Wilnie były jeszcze w powijakach, ale gestapo dmuchało na zimne i próbowało w zalążku zdusić przyszłych dywersantów. Na szczęście w mieście nie działo się nic tak złego, jak na przykład w Warszawie, więc nagonki nie były zbyt intensywne. Zdarzało się jednak, że kogoś poszukiwano i patrole częściej niż zazwyczaj legitymowały przechodniów. Do Wilna docierały plotki ze stolicy i chwilami Kuba cieszył się, że mieszka tutaj, gdzie panuje względny spokój. Chociaż on zawsze musiał wdepnąć w jakieś gówno, nawet jeśli to było jedyne gówno na ulicy.
Agnieszka nie miała na sobie ani jego prochowca, ani też swojego czarnego palta. Ratajska podarowała dziewczynie kaszmirowy kostium i bordowy kapelusz. Kuba musiał przyznać, że dziewczyna prezentowała się niezwykle elegancko. Dopiero teraz spostrzegł, że ma błękitne oczy, mały nos i drobne usta. Owszem, zauważył, że jest ładna, ale dopiero teraz przyjrzał się jej lepiej.
Wyszli na ulicę i udali się w kierunku dworca. Po kilku minutach Kuba doszedł do wniosku, że Agnieszka zwraca na siebie uwagę. Po prostu mężczyźni zerkali na nią z podziwem, a żołnierze z niemieckich patroli, które mijali po drodze, pozwalali sobie nawet na niewybredne żarty. W innych okolicznościach zapewne połechtałoby to męską próżność Kuby, ale teraz czuł jedynie strach. Obawiał się, że mogą trafić na kogoś, kto skojarzy tę oszałamiająco piękną kobietę z osobą poszukiwaną przez gestapo za działalność sabotażową. Nie miał pojęcia, co takiego zrobiła Agnieszka i jej kompani i, prawdę powiedziawszy, wolał nie wiedzieć. Jego rolą było wywiezienie kobiety z miasta i ukrycie w bezpiecznym miejscu, chociaż – jak to mówił Potopek – musiało mu się coś we łbie poprzestawiać, jeśli zdecydował się pomóc tej dziewczynie.
On zastanawiał się, jakby się czuł, gdyby odmówił jej pomocy. Co myślałby o sobie, gdyby z powodu jego bierności dziewczyna trafiła w ręce gestapo? Oni nie patyczkowali się, zapewne skończyłaby pod ścianą. A tego nie podarowałby sobie. Jakim paradoksem było to, że jednocześnie sypiał z Laurą, która w poczynaniach gestapo nie widziała niczego złego? Nawet nie poruszało ją, co Niemcy robili z Żydami i jej rodakami. Traktowała to jak coś zupełnie naturalnego. Przecież byli okupantami, trwała wojna, więc jej zdaniem wszystkie poczynania Niemców były dozwolone i nie należało zbytnio się nad nimi zastanawiać, a jedynie nad tym, by sobie umościć w tym wszystkim wygodne gniazdko. Kiedy czasami wyrzucał jej, że zadaje się z Wolfem, mrużyła oczy i szeptała:
– Kuba, ja po prostu lubię czuć się bezpiecznie. I pragnę normalnie żyć. Jak kiedyś. A on daje mi to wszystko. Pamiętam, jak weszli Rosjanie, jak zamknęli Tobiasza, a moich rodziców wypędzili z Ponar, a potem wywieźli na Syberię, gdzie oboje zmarli. Nie chcę skończyć tak jak oni. Ani jak Tobiasz.
– Tak, za to teraz Niemcy urządzili w Ponarach miejsce kaźni dla tysięcy niewinnych. Daj spokój, Lauro, oni są takimi samymi barbarzyńcami, jak Rosjanie. Nie słyszałaś o tym, co dzieje się w Warszawie, w Krakowie… Na Boga… – Kuba próbował jej tłumaczyć pozornie oczywiste sprawy.
– Słyszałam. Dlatego tym bardziej będę miła dla Wolfa, bo nie chcę, żeby spotkało mnie coś złego. Kocham tylko ciebie – powiedziała słodko i dodała: – Ale z tamtą dziewczyną to już wszystko skończone?
– Nic nie było zaczęte, Lauro. Mówiłem ci, kim jest ta kobieta, a teraz nawet jej nie widuję. Wyjechała do rodziny, gdzieś w okolice Brześcia, i tyle – uciął Kuba.
Okłamał ją. Widywał wtedy Agnieszkę, choć w istocie bardzo rzadko i na krótko. Nie wyjechała, w tym czasie wciąż mieszkała u Ratajskiej i nie miała się gdzie podziać. List do swoich kompanów, który zaniosła do zaprzyjaźnionego sklepu, pozostał bez odpowiedzi, a to oznaczało, że wpadli wszyscy i nikt nie był w stanie udzielić jej pomocy. Nadchodziło lato i Wiesiek coraz bardziej naciskał na zabranie Agnieszki z mieszkania Ratajskiej. Wokół pałętało się pełno Niemców, a sąsiedzi robili się wścibscy. Kuba kombinował jak mógł, Agnieszka również, ale w końcu podjęli decyzję o wyjeździe z Wilna. To znaczy ona miała zamieszkać w starej leśniczówce, a on od czasu do czasu ją odwiedzać, by przywozić jej rzeczy niezbędne do przetrwania. Nie mógł jednak powiedzieć o tym wszystkim Laurze. Z prostej przyczyny – nie ufał jej. To była chyba najgorsza możliwa opcja. Kochać kogoś do szaleństwa i nie ufać mu za grosz.
Dotarli na dworzec i odnaleźli Janka Mazurka, który ulokował ich w wagonie pocztowym. Dopóki pociąg nie ruszył, siedzieli skuleni pomiędzy regałami, wypełnionymi płóciennymi workami z korespondencją i opieczętowanymi paczkami. Odetchnęli dopiero, gdy pociąg ruszył.
Nie bez trudu odnaleźli starą leśniczówkę. W istocie stała w gęstych chaszczach, zbudowana była z ciemnego drewna i w wielu miejscach pokryta mchem. Idealnie wtapiała się w krajobraz. Gdyby nie odnaleźli jej przed zmierzchem, z pewnością musieliby spędzić noc pod gołym niebem.
– Trochę tu strasznie – wyszeptała Agnieszka, gdy Kuba otwierał kłódkę przytwierdzoną do drzwi wejściowych.
Zdążyli niemal w ostatniej chwili, bo zaczynało robić się ciemno.
– I bezpiecznie. Nikt tutaj nie trafi – pocieszająco powiedział Kuba, ale wzdrygnął się na myśl, że niebawem dziewczyna pozostanie w tym miejscu sama. Po chwili dodał: – Będę tutaj przyjeżdżał w każdy wolny dzień.
– Dziękuję – powiedziała cicho Agnieszka, z przerażeniem rozglądając się po ciemnym i dość ponurym pomieszczeniu, oświetlanym przez mdłe światło latarki.
Kuba zapalił świecę i również zaczął rozglądać się po wnętrzu. Musiał rozpalić w kominku, bo noce wciąż były chłodne i miał nadzieję, że znajdzie kilka wyschniętych polan. Postanowił, że nazajutrz rozejrzy się za siekierą i przygotuje Agnieszce drewno, ale teraz, w tych egipskich ciemnościach, nie miał na to zbyt wielkich szans, a bateria w latarce powoli się kończyła. Nafty także przywiózł mało, więc należało dozować ją oszczędnie, by pewnego dnia Agnieszka nie pozostała zupełnie bez światła.
Na szczęście koło kominka leżało kilka szczap, a nawet stara gazeta do rozpałki. Zerknął na datę. Siedział wtedy w podmoskiewskim łagpunkcie i marzył o kolejnych spotkaniach z piękną Galiną. Niekiedy myślał o niej i zastanawiał się, czy poukładała już sobie życie uczuciowe, czy był dla niej tym, kim dla niego Laura. Cierniem w sercu, człowiekiem, którego jednocześnie kocha się i nienawidzi. Nie życzył tego ani jej, ani sobie, bo była to fatalna mieszanka. On o tym wiedział najlepiej.
Kuba i Agnieszka przysiedli na wyświechtanej kanapie, stojącej w pobliżu kominka, i milczeli. Przypomniał sobie pewną noc, którą spędził w Oszmianie, w domu znajomego oficera. Siedział wówczas przy kominku, tak jak teraz, z córką kapitana Kąckiego i milczał. Ona także nic nie mówiła, a jednak poczuł wówczas jakiś wewnętrzny spokój. To była jedna z nielicznych nocy, gdy nie szarpały nim niechciane uczucia, jakimi obdarzył tę straszną kobietę, Laurę Przebindowską.
– Chciałam zostać lekarzem – powiedziała cicho Agnieszka. – Ale weszli Rosjanie i zakończyłam swoją edukację po pierwszym roku. Mój ojciec był oficerem polskiego wojska, pojechał walczyć z Niemcami i nigdy nie powrócił do domu. Zapewne go wykończyli. Dlatego będę z nimi walczyć, kiedy nadarzy się okazja. Tylko teraz nawet nie wiem, w jaki sposób mogłabym to robić.
– Jesteś pewna, że to Niemcy? Widziałem w Brześciu wielką paradę niemiecko-sowiecką. Dzisiaj wydaje się to tak odległe, że aż nierzeczywiste. Sowiety obściskujące się ze szwabami. I tam właśnie przekazano Rosjanom wojennych jeńców. Więc wielce możliwe, że twojego ojca wcale nie wykończyli Niemcy, tylko Rosjanie – niepewnie powiedział Kuba.
– Pojechał bić się z nimi. Jeśli zginął, to albo z ich rąk, albo przez nich – mruknęła.
– Jeśli dasz sobie spokój z dywersją, jest szansa, że kiedyś zostaniesz lekarzem. Jeżeli jednak wpakujesz się w kłopoty, żadne twoje marzenie się nie spełni – spokojnie powiedział Kuba.
– Moim marzeniem jest żyć i umrzeć w swojej ojczyźnie. Tego nauczył mnie ojciec – stanowczo odparła Agnieszka.
– Na razie musisz żyć tutaj – westchnął. – A ja mam proste marzenia. Chciałbym załapać się do jakiegoś jazzowego bandu, jeździć z nim po świecie, a w domu mieć kochającą mnie kobietę. No, właśnie… Dom. Najpierw chciałbym mieć swój dom, miejsce na ziemi, do którego zawsze będę mógł powrócić, gdy przeje mi się ten wielki, wspaniały świat.
– Nie masz kobiety? – zdziwiła się. – Jesteś taki… atrakcyjny. Przystojny, dystyngowany i czarujący. Można się w tobie zakochać w pięć minut.
Kuba nigdy tak o sobie nie myślał. Tym bardziej nie spodziewał się usłyszeć podobnych komplementów od dziewczyny, która zdawała się nim kompletnie niezainteresowana. Jednak sprawiło mu to przyjemność. Agnieszka miała w sobie coś, co powodowało, że mimo grożącego mu niebezpieczeństwa czuł przy niej jakiś wewnętrzny spokój. Tak jak niegdyś przy pannie Klarze Kąckiej. Niekiedy zastanawiał się nawet, co teraz się z nią dzieje. Teraz czuł to samo przy Agnieszce. Podobała mu się, ale nawet nie myślał o tym, by zaciągnąć ją od razu do łóżka. Nachodziła go tkliwość i czułość, jakby atmosfera wokół była zbyt delikatna i wiotka, by psuć ją bezdusznym aktem seksualnym. Jakże to było różne od tego, co przeżywał przy Laurze. Wystarczyło, że ta znalazła się w pobliżu, i wszystko wokół gęstniało, dusiło i domagało się spełnienia, aż do fizycznego bólu.
– A naprawdę jak masz na imię? – zapytał.
– Naprawdę mam na imię Róża – powiedziała cicho i dodała szybko: – Ale zapomnij to imię, zanim stąd wyjedziesz.
– Masz kogoś? – Kuba sam nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie.
– Nie. Już nie mam i proszę… Im mniej będziesz o mnie wiedział, tym lepiej. A ty? Jest ktoś ważny w twoim życiu?
– Tak, Agnieszko. Jest ktoś taki – powiedział z głośnym westchnieniem.
W duchu zaś dodał, że najbardziej chciałby w tym momencie powiedzieć, iż jest całkowicie wolnym człowiekiem, który czeka na coś pięknego i wyjątkowego. Mógł to zrobić, ale wówczas nie powiedziałby prawdy.
Agnieszka położyła mu głowę na kolanach i okryła się kocem.
– Mogę tak chwilę poleżeć? Z głową na twoich kolanach? – zapytała cicho.
– Tak. – Uśmiechnął się.
Po chwili usłyszał, jak Agnieszka cicho pochrapuje. Położył dłoń na jej włosach i głaskał delikatnie, czując pod palcami ich miękkość. Chyba pierwszy raz znalazł się tak blisko pięknej kobiety i nie miał zamiaru namawiać jej na spędzenie nocy na igraszkach w łóżku. Po prostu były takie rzeczy, na które warto było poczekać.