Читать книгу Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy - Joanna Jax - Страница 8

6. Jungijul, 1942

Оглавление

– Za każdym razem, gdy wyjeżdżasz, umieram z niepokoju. Sama nie wiem dlaczego. Przecież nie trafiasz na pole bitwy, a jednak towarzyszy mi jakiś dziwny niepokój. Może dlatego, że gdy wracasz, sprawiasz wrażenie człowieka, który musi dźwigać na swoich barkach jakiś ogromny ciężar – powiedziała Nina, tuląc się do szerokich ramion Grzegorza.

– Zostań dzisiaj ze mną, Jerzyk ma służbę. – Grzegorz Ossowiecki odgarnął Ninie z czoła kosmyk włosów.

Potaknęła.

– Tylko położę dzieci do łóżek.

– Przecież Barbara zmienia cię o osiemnastej. Nie wierzę, że dzieciaki chodzą tak wcześnie spać. – Uśmiechnął się do niej czule.

– O osiemnastej? Daj spokój, ja się cieszę, gdy zasypiają o dwudziestej drugiej – westchnęła. – Basia nie bardzo sobie z nimi radzi, a ja to zawsze opowiadam im bajki na dobranoc i wtedy szybciej zamykają oczy.

– Byłabyś cudowną matką. – Grzegorz pocałował Ninę w czubek nosa.

Uwielbiał tę kobietę. Była jednocześnie silna i słaba, dzielna i lękliwa, odważna, a jednak wciąż czymś przerażona. Te sprzeczności, chociaż trudne do pogodzenia, w niej tworzyły naturalne połączenie. Kiedy był przy niej, czuł, że tuli do siebie wiotką, delikatną kobietkę, która zginie, gdy tylko wypuści ją z ramion. Jednak, gdy szła do pracy z dziećmi, kiedy znajdował się z dala od niej, stawała się osobą twardą jak stal. Niekiedy obserwował ją, jak wykłóca się o więcej jedzenia czy lekarstw, gdy pociesza schorowane dzieciaki albo karci je ostrym tonem, kiedy zbyt mocno dokazują i zachowuje zimną krew, gdy któreś zachoruje. Zapytał ją kiedyś o to, bo podobny dualizm wydawał mu się czymś dziwnym. Nie podejrzewał jej o jakieś gierki, które wykorzystuje podczas ich spotkań, jedynie dziwił się, że potrafi tak szybko przechodzić metamorfozę. Uśmiechnęła się wtedy smutno i powiedziała cicho:

– Przy tobie mogę być taka, jak chcę być. Tam, gdzie cię nie ma, jestem osobą, którą być muszę. Nie mam wyjścia. Nie mogę się załamać, nie chcę uczepić się ciebie jak rzep i czekać, aż wszystko za mnie załatwisz. Jeśli jednak jesteś obok, mogę sobie troszkę pomarudzić. Poczuć, że ktoś się mną opiekuje, wspiera mnie i pociesza. Ociera mi łzy słabości, uśmiecha się do mnie z czułością i wtedy wiem, że jestem bezpieczna. Bez ciebie sama muszę o to zadbać. Zresztą mam na głowie z pięćdziesięcioro dzieci i Apolonię. A niedługo, gdy Błażej wyjedzie do Szachrisabz, będę musiała poświęcić więcej czasu Neli. Ona potrzebuje teraz dużo ciepła i troski. Nie mogę pozwolić sobie na słabości… Ale przy tobie to zupełnie coś innego – odparła Nina.

– Apolonia to straszna zaraza – roześmiał się Grzegorz.

– Wiesz, może ona nie byłaby taka zła, gdyby świat jej się nie zawalił. – Nina, jak zawsze, próbowała usprawiedliwiać poczynania Ryszewskiej.

– Każdemu się zawalił. Tobie też. A jednak to cię zahartowało. – Grzegorz zmarszczył czoło.

– Bywało różnie – westchnęła, po czym dodała: – Ale, ale… ciągle zajmujemy się mną. I to jest cudowne, chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego ty jesteś taki podminowany. Niewiele mi mówisz, ale przecież widzę, że coś jest nie tak.

– Dużo by gadać. Połóż tę swoją czeredę jak najprędzej i przychodź do mnie. Porozmawiamy spokojnie. – Grzegorz machnął ręką.

– Coś wymyślę. – Uśmiechnęła się do niego i pobiegła w okolicę namiotów dla dzieci.

Niektóre z nich biegały po małym klepisku, ogolone niemal na zero, ze strupami na ciele od notorycznego drapania i poubierane dziwacznie, to w zbyt obszerne odzienia, to znów lekko przykuse. Inne siedziały na pryczach, zbyt słabe, by hasać po podwórku, a niektóre, te najmłodsze, po prostu ucinały sobie popołudniową drzemkę.

– Chodźcie do mnie wszyscy! – krzyknęła Nina.

Dzieciaki niemal natychmiast zaczęły tłoczyć się wokół, jakby każde z nich pragnęło znaleźć się jak najbliżej kobiety, która była dla nich niczym najczulsza matka.

– Lubicie mnie? – zapytała ze śmiechem.

Chóralnie krzyknęły, że bardzo, i po chwili zamilkły, bo przecież pani Nina nie pytała o to bez powodu.

– A zrobicie dzisiaj coś dla mnie? – zadała kolejne pytanie.

Ponownie rozległ się wrzask, bo każdy chciał się odwdzięczyć pani Ninie za czułość, którą im okazywała, za przemycane dodatkowe kromki chleba i bajki, jakie im opowiadała każdego wieczoru.

– Chciałabym, żebyście dzisiaj poszli spać o tej godzinie, o której powiem. I dzisiaj opowiem wam tylko jedną bajkę, a wy nie będziecie prosić o więcej, tylko grzecznie zamkniecie oczy.

– A cemu? – odezwał się bezzębny Stefek, który stracił w drodze z Kazachstanu całą swoją rodzinę i dojechał do Jungijul z kompletnie obcymi mu ludźmi.

Chłopiec, gdy dotarł do obozu, miał na sobie mnóstwo wszy i był tak podrapany, że przez pierwsze dni Nina musiała przed zaśnięciem trzymać go za ręce, by pozwolił zagoić się ranom. Wszystkie dzieci miały wszy, podobnie zresztą jak dorośli, większość miała strupy od ciągłego drapania, ale mały Stefek był wyjątkowo mocno pokaleczony.

– Bo umówiłam się dzisiaj z kimś, kogo bardzo lubię – odparła Nina i chyba zarumieniła się, bo dzieci zaczęły coś szeptać między sobą.

– Z panem Gzesiem! – krzyknęła mała Krysia z krótko przyciętymi jasnymi włosami i z oczami błękitnymi jak niebo nad Jungijul.

Nina nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się tajemniczo.

– Zakochana para, Tadek i Barbara – zarechotał dziesięcioletni Władek, który wyglądał, jakby dopiero niedawno poszedł do pierwszej klasy.

– Gupi jesteś! – warknęła Krysia. – Jaki Tadek i Balbala?

– Bo Grzesiek i Nina to się nie rymuje – zatroskał się Władek.

– Ale Balbala? – Krysia nie dawała za wygraną. – A jak się jaki Tadek koło pani Niny zaklęci, to mu pan Gzesiek zęby powybija.

– Dobze, ze ja nie mam zębów. – Mały Stefek uśmiechnął się szeroko, prezentując dziąsła z czarnymi pozostałościami po uzębieniu.

– No, już dobrze, przestańcie. Idźcie po swoje ręczniki, pójdziemy się myć. – Nina klasnęła i już kilka minut później prowadziła swoją niesforną trzódkę w kierunku prymitywnych pryszniców.

Dzieci w istocie nie grymasiły, jedynie dziewczynki poprosiły ją, by następnym razem opowiedziała im zamiast bajki „coś o miłości”. Od razu rozległ się sprzeciw starszych chłopców, którzy oznajmili, że „miłość jest dla bab” i wystarczy im, że muszą słuchać bajek dla maluchów. Nina nie zamierzała snuć dzieciom opowieści o swoim uczuciu, chociaż niekiedy miała ochotę opowiadać o swoim zakochaniu każdemu, kogo spotykała na swojej drodze. Apolonii zwierzyć się nie mogła, bo ta zaczynała roztaczać przed nią czarne wizje dotyczące ich rychłego rozstania. Gabriela Kącka zaś miała swoje kłopoty i musiała poradzić sobie z rozdarciem pomiędzy niewygasłym jeszcze uczuciem do zaginionego narzeczonego a zauroczeniem, jakim obdarzyła Błażeja Piotrowskiego, który, choć zakochany był w niej niczym trubadur, potrafił okazać siłę i stanowczość. Ona w takim przypadku skapitulowałaby i na zabój zakochała się w Błażeju, bowiem dla niej mężczyzna musiał posiadać obie te cechy. Kiedyś poznała Huberta Morawińskiego, gdy bawili z Pawłem w Lewidanach którejś letniej niedzieli, jednak nie polubiła go zanadto. Uważała, że jest gburowaty, choć być może był jedynie małomówny. Ale widocznie panna Kącka zdołała poznać go lepiej i odkryć w nim jakieś zalety.

Opowiadane wieczorami bajki, które w dużej mierze sama wymyślała, były jedną z nielicznych rozrywek, jakie miały dzieci. Wolała, by słuchały opowieści o lepszym świecie, gdzie wszystko jest dobre i piękne, niż o głodzie, wszach i dezynterii. Nie było zabawek, książek zaledwie kilka, wyciągniętych z bagaży umarłych. Niekiedy myślała o tym, że dzieci, gdy już dorosną, nie odnajdą swoich korzeni ani nie zapalą świeczek na grobach bliskich, tak jak jej nie będzie dane odwiedzić mogiły swojego dziecka.

Tutaj też umierały dzieci, niemal każdego dnia. I przypominały Ninie, jak kruche jest życie, a każda chwila to dar od losu. Nie chciała już czekać, bała się jutra, a najbardziej tego, czy do niego dożyje.

Wieczorem udała się do namiotu Grzegorza. Jedyne, co mogła zrobić w sytuacji, w której się znaleźli, by przypodobać się ukochanemu, to umyć się. Nie miała ani frywolnej bielizny, ani pięknie ułożonych włosów. Jak większość przybyłych do obozu ludzi po prostu straszyła wystrzyżonymi na krótko włosami, by nie dawać wszom pożywki. Podobnie jak to było w Kazachstanie i tutaj walka z tymi stworzeniami przypominała zmagania Don Kichota z wiatrakami. Jej włosy już nieco odrosły, ale wciąż daleko im było do tych, jakie nosiła przed wojną.

Idąc pomiędzy namiotami, zastanawiała się, czy tym razem Grzegorz zdobędzie się na coś więcej aniżeli pocałunki i niewinne pieszczoty. Ona pragnęła z całego serca kochać się z nim i ani w głowie jej były konwenanse i opory. Szczęście okazało się takie ulotne. Nie było na co czekać, bo prawdziwe życie czekać nie chciało i każdego dnia pozbawiało swoich uroków kolejną grupę straceńców.

Grzegorz najpierw poczęstował ją herbatą, a potem długo i delikatnie całował. Ona najchętniej od razu zrzuciłaby z siebie te zgrzebne ubrania, które nosiła, a z niego zdarła mundur, ale on, jak się jej zdawało, przedłużał pieszczoty w nieskończoność.

– Miałeś mi powiedzieć, dlaczego chodzisz taki struty – przypomniała, sięgając po kubek z herbatą.

Chciała chociaż na moment odpędzić obsesyjne myśli o tym, by Grzegorz jak najszybciej wziął ją do łóżka. Jeszcze gotów był pomyśleć, że jego problemy w ogóle nie obchodzą Niny.

– Na pewno chcesz o tym słuchać? – zapytał podejrzliwie.

– No wiesz? – żachnęła się. – Interesują mnie twoje sprawy.

– Mnie się wydaje, że teraz interesują cię jedynie moje pieszczoty. – Uśmiechnął się do niej szelmowsko.

Spuściła głowę, nieco zawstydzona. Grzegorz miał tyle problemów na głowie, na cmentarzach chowano coraz więcej ludzi, żołnierzy i cywili, których dziesiątkowały choroby i brakowało niemal wszystkiego, co potrzebne do przeżycia. A przecież ci wszyscy ludzie przybywali tutaj, by poprawić swój byt. Ona widziała śmierć już tak wiele razy, nawet nie wiedziała, czy następnego dnia jej to nie spotka, aż oswoiła się z nią. Ale może Grzegorz wciąż to przeżywał, bo czuł się w jakimś stopniu odpowiedzialny za ich wykarmienie i opiekę nad nimi, a każdą śmierć traktował jak osobistą porażkę.

– Przepraszam… Porozmawiajmy – szepnęła.

– Ninko, nie chcę rozmawiać. Rozmowa mi wcale nie pomaga. A i ciebie nie chcę obarczać problemami, z którymi ani ty, ani ja się nie uporamy. Dzisiaj chcę, żeby wszystko zniknęło. Żebyśmy zostali sami, bez trosk i kłopotów. A jutro, jeśli nadejdzie, opowiem ci o wszystkim. – Grzegorz pogłaskał ją po dłoni, a potem zaczął powoli zdejmować z niej ubranie. Po chwili dodał cicho: – Za każdym razem, gdy cię przytulam, obawiam się, że zrobię ci krzywdę. Jesteś taka drobna, krucha…

Grzegorz doprowadzał ją do stanu wrzenia. Gdy ona chciała jak najszybciej poczuć go w sobie, on robił wszystko powoli i delikatnie. Chwilami zastanawiała się, czy nie pragnie jej mniej niż ona jego.

– Nie obawiaj się, tylko przytulaj. Uwielbiam to. Wydaje mi się wtedy, że chowam się w twoich ramionach. Czuję się wówczas bezpieczna i świat wokół już mi nie zagraża – powiedziała.

– Obiecaj mi… Obiecaj, że jeśli nasze drogi się pewnego dnia rozejdą, poczekasz na mnie. A potem wyjdziesz za mnie i urodzisz mi dziecko – wyszeptał.

Dziwne myśli Niny od razu się ulotniły. Była dla Grzegorza ważna, tak bardzo, że chciał spędzić z nią resztę swojego życia. Tak krótko się znali, ale może właśnie okoliczności sprawiły, że nie chciał czekać, aż z tego małego pączka rozwinie się piękny kwiat.

– Przyrzekam, chcę tego równie mocno… – odparła.

Nina także była pewna swoich uczuć do Grzegorza i tego, że nie chce już żadnego innego mężczyzny. Uciekła w miłość do niego, by na zawsze już pogrzebać tę, która umarła wraz z jej ukochanym Pawłem i sprawiła, iż jej dusza rozerwała się na strzępy. A ona pragnęła jak najszybciej tę duszę posklejać.

Jeszcze do niedawna, gdy myślała o tym, jak to będzie kochać się z Grzegorzem, obawiała się, że nie uniknie porównywania go do Pawła. Mąż był jej nauczycielem, ona jego pilną, chociaż kompletnie zieloną uczennicą. Potem był Aristow i jego mroczne zauroczenie. Jednak to, co się wówczas wydarzyło, Nina wrzuciła w najgłębsze zakamarki duszy i pamięci. I nie chciała do tego powracać myślami, bo to nie miało nic wspólnego z miłością. Nie wiedziała również, ile kobiet przed nią miał przystojny porucznik Ossowiecki. I prawdę powiedziawszy, nie chciała wiedzieć. Przeszłość już się nie liczyła, przyszłość zaś stanowiła zagadkę. Ważna była tylko ta chwila i coś, co pozwalało patrzeć na ten ponury świat innymi oczami.

Kiedy jednak znalazła się na pryczy, przytulona do nagiego ciała Grzegorza, jej wszystkie obawy zniknęły. Nie myślała o Pawle ani o tym, czy będzie w stanie dać swojemu kochankowi rozkosz, po prostu odpłynęła. Grzegorz miał rację, byli sami, a cały straszny świat nagle zniknął.

Był delikatny i czuły, jakby naprawdę się obawiał, że zmiażdży ją swoim ciężarem, ale ona właśnie wtedy poczuła, iż jest to mężczyzna, który uchroni ją przed całym złem świata. W pewnej chwili pożądanie Grzegorza okazało się silniejsze niż jego obawy i wtedy przestał zastanawiać się, czy nie zrobi Ninie krzywdy. Szeptał jej wciąż do ucha najczulsze wyznania i dotarło do niej, że między nimi dzieje się coś bardzo ważnego i nie jest to przelotna znajomość, która zakończy się, gdy tylko opuszczą Związek Radziecki. On naprawdę za nią szalał. Jej ciągła niepewność wynikała z faktu, że nie czuła się tak atrakcyjna, jak kiedyś. Była wychudzona, miała ciemne sińce wokół oczu, a jej fryzura przypominała miotłę, i to nie pierwszej świeżości. A Grzegorz wydawał się jej taki przystojny, zwłaszcza gdy kroczył wyprostowany w mundurze brytyjskiego wojska. Jednak najbardziej zauroczył ją charakterem, siłą i dobrocią. Może więc i ona emanowała czymś, co nie było zależne ani od wyglądu jej twarzy, ani od fryzury. Niekiedy zastanawiała się, co by powiedział, gdyby nagle mógł ją ujrzeć taką jak wtedy, gdy grała w teatrze i była gwiazdą. Taką, w jakiej zakochał się Paweł i… Boris Aristow. Z drugiej jednak strony nie musiała się obawiać, że gdy się zestarzeje i jej uroda minie, Grzegorz znajdzie sobie atrakcyjniejszą kochankę. On zawsze już będzie patrzył najpierw na jej duszę. Ona jednak pragnęła być dla niego najpiękniejsza na świecie i miała nadzieję, że kiedyś ją taką ujrzy.

***

Następnego poranka, gdy przez szparę namiotu wpełzły do wnętrza promienie słońca, Nina pomyślała, że niekiedy los zsyła ludziom niespodzianki i daje jakąś nagrodę za wszystkie tragedie, jakie ich spotykają. Nina chyba pierwszy raz od trzech lat obudziła się z myślą, że jest po prostu szczęśliwa i niczego już jej nie brakuje. Wystarczy, że miała przy boku Grzegorza.

– Dzień dobry, moja śliczna – mruknął, ziewając.

– Och, bardzo dobry. – Uśmiechnęła się do niego i zaczęła szukać wzrokiem swoich ubrań.

Grzegorz zerknął na zegarek, po czym wyciągnął dłoń w kierunku Niny.

– Nie śpiesz się, mamy jeszcze całą godzinę dla siebie.

Przytuliła się do niego i powiedziała:

– A teraz chcę wiedzieć o wszystkim, co cię trapi. Wiem, że nie pomogę, ale chcę dzielić z tobą nie tylko łóżko i radość, ale także twoje troski.

– Jeśli tak nalegasz… – Uśmiechnął się do niej czule. Po chwili spoważniał i zaczął mówić: – Wiesz, Ninko, tutaj jest generał, więc nie jest tak najgorzej. Wszystkim się wydaje, że teraz nastała sielanka, tymczasem Sowiety denerwują się, iż wspieramy cywilów, i zamrozili nam pożyczkę. Racje żywnościowe także obcinają, a ja przecież muszę zorganizować jedzenie i dla żołnierzy, i dla cywilów. A tych ostatnich przybywa wręcz lawinowo. Krążę pomiędzy Szachrisabz, Kermine a Jungijul. Jest jeszcze kilka innych obozów, ale tam sytuacja wygląda podobnie. Brytyjskie kontyngenty znikają w czarodziejski sposób w drodze z Archangielska, osób przybywa, a jedzenia i lekarstw jest coraz mniej. I jak ja mam powiedzieć tym wynędzniałym ludziom, którzy przebyli niekiedy kilka tysięcy kilometrów, że nie mam dla nich ani miejsca do spania, ani strawy? Musimy wszyscy opuścić to miejsce, ale do tej pory mam prawdziwą zgryzotę. Lada moment pierwsze transporty wyruszą przez Morze Kaspijskie i Afganistan do Iranu. Nie wiem, w jakim tempie uda nam się wyprowadzić armię i cywilów, ale jeśli dłużej tu pobędziemy, za kilka miesięcy nie pozostanie tu po nas kamień na kamieniu. Póki Stalin liczył, że będziemy walczyli u jego boku, wyglądało to nieźle, ale Bóg raczy wiedzieć, kiedy będziemy w stanie uzyskać zdolność bojową. Być może skończy się tym, że dołączymy do Brytyjczyków, co akurat niespecjalnie mnie martwi. Sowieci zapewne nie spodziewali się również takich tłumów uciekających z ich pięknego, mlekiem i miodem płynącego kraju.

– Nie wiedziałam, że sytuacja jest aż tak tragiczna – jęknęła Nina.

– Bo osobom postronnym nie przekazuje się takich informacji. Jeśli jednak masz zostać moją żoną, mogę cię dopuścić do niektórych tajemnic. Zresztą, Nino, sama wiesz, jak to wygląda. Różnica polega tylko na tym, że ty jeszcze czekasz na to lepsze, a ja już wiem, iż czekać nie mam na co – westchnął i pocałował Ninę w usta. Po chwili wymruczał: – A teraz nie mówmy już o tym, tylko wykorzystajmy ten czas, by nacieszyć się sobą.

Zanim nadejdzie jutro. Tom 3. Druga strona nocy

Подняться наверх