Читать книгу Wolność emocjonalna - Judith Orloff - Страница 201
Przeanalizuj psychologię gniewu i współczucia
ОглавлениеPodczas pierwszej styczniowej pełni w 1993 r. moja matka odeszła z tego świata w gniewie. Czuła gniew wobec Boga, że zachorowała na raka i musiała tak bardzo cierpieć. Była wściekła na siebie oraz na lekarzy, że nie byli w stanie pokonać choroby. Złościła się, że nie może już praktykować medycyny i być z moim ojcem. W jednym ze snów denerwowała się nawet na swoich dawno zmarłych rodziców, którzy przyszli do niej, aby delikatnie zaprosić ją, by poszła z nimi: „Mamo, tato, nigdzie nie idę! Zostawcie mnie!”. Słowa te wykrzyczała przez sen. Nie chciała nawet myśleć o odejściu z tego świata. W ostatnich dniach spędzonych w szpitalu jej gniew osiągnął apogeum. Przez całe swoje życie gardziła przekleństwami, ale tuż przed śmiercią klęła jak szewc na pielęgniarki, wymyślała także mnie i mojemu ojcu za to, że nie robiliśmy wystarczająco dużo. Jako lekarz doskonale zdaję sobie sprawę, że dla chorego gniew jest sposobem na kurczowe trzymanie się życia. Umierający ma jakieś podświadome poczucie, że uporczywe gniewne protesty odstraszą śmierć. Wszyscy pracownicy oddziałów szpitalnych wiedzą, że pacjenci wściekli i skorzy do walki przeciw wszystkiemu żyją dłużej. Nie zmienia to faktu, że dla ojca i dla mnie gniew matki był bardzo bolesny, choć bardzo ją kochaliśmy. Rozmawiałam z matką o jej złości, o tym, jak bardzo jest ona uciążliwa dla pracowników szpitala i jak bardzo dokucza nam, matka jednak nie była skłonna ograniczyć się choćby w najmniejszym stopniu. Trzymanie się życia stało się jej obsesją. Nie dziwi zatem, że czasami to ja złościłam się na nią, złościłam się na jej gniew – wolałam jednak nie poruszać z nią tej kwestii. Dni wspólnego rozwiązywania problemów psychologicznych już dawno minęły – były to dni pełne wysiłku, który pozwolił nam zdecydowanie lepiej się zrozumieć i wzajemnie szanować. Teraz nie chodziło o mnie, lecz o to, jak moja matka emocjonalnie radzi sobie z umieraniem. Jej prawem było zdecydować, jak chce to zrobić – w gniewie czy wolna od niego.
Ostatecznie w godzinie jej śmierci zostałyśmy tylko dwie – ona i ja. Ojciec złapał grypę i nie mógł przychodzić do szpitala. Matka zabroniła nam informować znajomych, że znalazła się w szpitalu, a co dopiero o tym, że umierała. Nie chciała, aby oglądali ją tak osłabioną. Pod sam koniec, kiedy siedziałam przy niej, nie doświadczała już gniewu przez cały czas. Czasami przywoływała wspomnienia z przeszłości lub leżała smutna, trzymając mnie mocno za rękę. Czasami rozmawiałyśmy się i śmiałyśmy się jak zawsze. Podczas czterdziestu lat spędzonych razem odbyłyśmy wiele wspaniałych rozmów, które do dziś bardzo sobie cenię. Zdarzały się też chwile, w których obie milczałyśmy. W takich momentach czułam obecność mojej opiekuńczej babci – trzy pokolenia kobiet w jednym pokoju. Pierwszego dnia świąt Bożego Narodzenia spojrzałam jej w oczy i zrozumiałam, że coś się zmieniło. Kiedy szykowałam się do wyjścia ze szpitala i pochyliłam się nad nią, by ucałować ją na do widzenia, matka po raz ostatni wyprostowała mi grzywkę – potrzeba poprawiania mnie była w niej niezniszczalna – i szepnęła: „Judith, kocham cię”. To były jej ostatnie słowa. Tego samego wieczoru zapadła w śpiączkę, a dziesięć dni później zmarła.
Analiza psychologii gniewu i jego wpływu na nasze życie i śmierć może być zaiste oświecająca. Kiedy pomyślę o gniewie mojej matki – zarówno tym, który odczuwała zarówno na łożu śmierci, jak i w ciągu całego swojego życia – zaczynam rozumieć, jak trudno było jej znaleźć w sobie współczucie dla własnych starań i rzekomych wad. Jeszcze zanim zachorowała, piłyśmy kiedyś herbatę na balkonie z widokiem na dzielnicę Westwood, w której dorastałam. Matka zapytała mnie wtedy z chwytającą za serce szczerością: „Judith, dlaczego w wieku siedemdziesięciu lat odczuwam taki gniew?”. Boże, co za pytanie. Jedyna odpowiedź, jaka wtedy przyszła mi do głowy, brzmiała: „Z moich obserwacji wynika, że często się złościsz, ponieważ nie dorastasz do własnych wyobrażeń superkobiety”. Doszłam do wniosku, że jest to destruktywny schemat zachowań, którego ja sama również muszę się wystrzegać. Jej gniew był w znacznym stopniu skierowany do wewnątrz. Jednocześnie moja matka miała bardzo konkretne wyobrażenie na temat tego, jak powinien żyć ojciec i jak powinnam żyć ja. Jak wielu innych ludzi, bez skrępowania okazywała swoją szorstką naturę członkom najbliższej rodziny. Kiedy coś układało się nie po jej myśli, natychmiast pojawiała się przy mnie i zaczynała wykładać swoje poglądy na dany temat niczym najlepszy oskarżyciel przed ławą przysięgłych. To jeszcze nie wszystko. Psychologiczne korzenie gniewu sięgają czasów dzieciństwa, są w istotnym stopniu związane z naszymi reakcjami na wzorce zachowań, a więc w szczególności na naszych rodziców. Moja opiekuńcza świętej pamięci babcia miała naprawdę cięty język i potrafiła być hiperkrytyczna, chociaż jednocześnie wykazywała się niezmierną troskliwością, radością i mądrością; potrafiła również kierować się swoja intuicją. Moja matka kopiowała wszystkie te cechy – praktycznie nie zdarzało się, aby nieustannie chodziła zła. Kiedy jej potrzebowałam, była zawsze przy mnie i szczodrze obdarowywała mnie swoją miłością. Nigdy nie zapomnę, jak zimą kładła moje skarpetki na grzejniku, aby po drodze do szkoły nie było mi zimno w stopy. Była bardzo mądrą kobietą. Wiedziała, jak znaczne koszty pociąga za sobą epatowanie gniewem, niestety nie potrafiła go w sobie przemienić. Później opierała się namowom zapisania się na psychoterapię w celu wyzbycia się gniewu. Nie chciała zastanawiać się nad tym, dlaczego model dzielenia się gniewem przez jej rodziców stał się również jej modelem. Cała moja matka – zniewolona, podobnie jak wielu innych ludzi, przez wiecznie towarzyszące jej uczucie, które nie pozwala doświadczyć wolności.
Przedstawiam trzy wskazówki psychologiczne, dzięki którym możesz dokonać przemiany oblicza gniewu. Dzięki nim zaczniesz odnajdywać w sobie więcej współczucia dla siebie oraz dla innych, poprawisz także komunikację w swoich relacjach z ludźmi.