Читать книгу O matko i córko - Katarzyna Błędowska - Страница 12
Wychowana na mleku matki
ОглавлениеJestem bardzo zadowolona, że udało mi się karmić Paulinę piersią. Kłopot polegał na tym, że jako indywidualistka, przyzwyczajona do karmienia na żądanie, nie nabyła umiejętności ssania smoczka ani picia z butelki. Gdy mąż brał ją na spacer, a ona się wtedy nie daj Boże rozdarła, nie szło jej niczym uspokoić. Na inne dzieci działają smoczki albo butelki z mlekiem. Rodzic ma wtedy czas spokojnie wrócić do domu. Paulina nie chciała i nie umiała tak pić. Dlatego po kilku pierwszych spacerach mąż orbitował głównie wokół bloku, aby być w zasięgu poidła – czyli mnie. Kiedy tylko zaczynał się koncert, zrywał się do biegu i nie bacząc na przeszkody, wracał do domu. Córeczka nie mogła się beze mnie obejść. Zawsze musiałam być w zasięgu ręki. Z jednej strony wydawało się to uciążliwe i męczące, ale z drugiej czułam się potrzebna, niezastąpiona, spełniona. To bardzo miłe uczucie. Matkami targają jednak bardzo sprzeczne emocje.
Pamiętam, że od szóstego miesiąca można zacząć podawać dzieciom nowe pokarmy. Paulina nie przyjmowała nic. Tylko mleko mamy. Próbowałam gotować i miksować zupki. Tarłam jabłuszka i marchewkę. Wszystko na nic. Martwiłam się, że je za mało. Pragnęłam przecież jej dobra. Chciałam dostarczyć jej wszystkich witamin, które są potrzebne rozwijającemu się cały czas dziecku.
Kaszkami pluła dalej, niż widziała. Gdy już siedziała, zjadała może dwie łyżeczki. Do tego, jak zdołałam jej wepchnąć trzecią łyżeczkę, robiła „błe”… I w rezultacie nic nie zostawało w żołądku, a ja miałam potworne wyrzuty sumienia. Prosiłam, zabawiałam, czytałam książeczki, a nawet pozwalałam oglądać telewizję. Nic nie pomagało. Jedyną moją pociechą było to, że lekarze, którzy badali Paulinkę, uspokajali mnie, że dziecko sobie krzywdy nie zrobi. Jednak nawet to, że miała prawidłową wagę, mi nie wystarczało. Chciałam, żeby moje dziecko jadło!
Najmniejszy słoiczek Gerberka zjadała, choć trudno to nazwać zjadaniem, na dwa, trzy razy. Smuciłam się, że inne dzieci wtrynią całą porcję naraz, a ona nie daje rady jej zjeść na dwa podejścia. Tragedia! Ale, jak widać, mamy się dobrze.