Читать книгу O matko i córko - Katarzyna Błędowska - Страница 8
Ciążowe perypetie
ОглавлениеMoje marzenie się spełniało. Miałam zostać mamą. Powróciłam do planowania wystroju pokoju. Dumnie nosiłam rosnący brzuch i przyjmowałam gratulacje od rodziny i znajomych. Każdy dzień przybliżał mnie do chwili, gdy będę mogła wziąć moje szczęście na ręce. Tulić je i rozkoszować się jego obecnością. Jak nie mogłam się doczekać zajścia w ciążę, tak teraz nie mogłam się doczekać porodu. A miesiące ciągnęły się w nieskończoność. Ciąża jest piękna, ale jeszcze piękniejsze są chwile spędzane już razem. Cieszyłam się, że wraz z dzieckiem rośnie mi brzuch i z podnieceniem wyczekiwałam jego ruchów. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to będzie dziewczynka. Zdecydowaliśmy, że nie chcemy poznać płci maleństwa przed porodem. Nawet nie wiem, czy wtedy była odpowiednia technologia, aby to sprawdzić. Wszystko miało wyjść na jaw w swoim czasie. Tylko czemu to trwało tak długo?
Paulina była bardzo ruchliwym dzieckiem. Dosłownie żywe srebro od życia płodowego. Kopała, wierciła się okropnie i sprawiała nam tym wiele radości.
Ciąża przebiegała bez komplikacji. Aż nadszedł szósty miesiąc. To był czas, gdy napinała mi się skóra na brzuchu. Chwilami myślałam, że nie będę mogła oddychać. Czułam się, jakbym zjadła sześciodaniowy obiad. Non stop. Weszłam w okres zaklinania i mówienia do brzucha: „Urodź się już!”. Do tego zaczęło się szaleństwo hormonalne. Gdy w porannym bloku telewizyjnym nadawano program o młodych mamach, siedziałam i ryczałam jak bóbr. Łzy leciały mi niczym grochy. Głaskałam brzuch i szeptałam: „Kiedy ja już będę cię mieć? Kiedy będę cię trzymać w ramionach? Kiedy będę cię tulić, dotykać, całować? Kiedy będę mogła na ciebie popatrzeć?”.
Nie mogę powiedzieć, że cierpliwie doczekałam porodu. Chciałam, żeby to było już. Czekałam przecież ponad dwa lata. Ile można? Miałam dość, Paulina powinna być z nami już teraz! I nareszcie się pojawiła…
Była tak słodka, jak spała