Читать книгу Jak zostałam nianią Polaków - Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin - Страница 12
Jest jeszcze sprawa dzieci. To rodzice decydowali o tym, czy one wystąpią w programie. A one – nie. A to właśnie one były pokazywane w kompromitujących okolicznościach.
ОглавлениеNieprawda. Dzieci miały prawo odmówić. I zdarzało się, że odmawiały. Na przykład pewna jedenastoletnia dziewczynka powiedziała, że nie chce. I myśmy to respektowali. Poinformowaliśmy tylko widzów, że jest jeszcze starsza siostra, ale ona nie bierze udziału w programie. Mieliśmy też siedemnastolatka, który też powiedział, że nie chce, i siedział dwa tygodnie zamknięty w pokoju. Raz przyszedł tylko się ukłonić. Dziecko ma prawo odmówić. Zdarzył się też ojciec, który nie chciał się pokazywać, twierdząc, że ten program to fanaberia żony. W końcu się jednak pojawił, robił to w ten sposób, że przychodził, rzucał ostentacyjnie zakupy i demonstrował, że jest na „nie”. Oczywiście nie pytaliśmy o zdanie dzieci paromiesięcznych, czy nawet kilkulatków, bo są za małe, żeby je o to pytać, ale z siedmiolatkami już rozmawialiśmy i większość z nich była chętna. Tłumaczyłam im, że pokażemy nie tylko fajne rzeczy z ich życia, ale też jak będą niegrzeczne. Prawda, że mimo to one nie miały świadomości, co będzie pokazywane i jak, dlatego pilnowaliśmy, żeby nie były to sytuacje, które by mogły te dzieci skrzywdzić. Mieliśmy je pod ochroną, wycinaliśmy to, co mogłoby im zaszkodzić, na przykład przypadki onanizmu dziecięcego. Trzeba pamiętać, że one żyją w jakimś swoim środowisku, w szkole, w przedszkolu. Mogłam o tym porozmawiać z matką, powiedzieć jej, że w tym wieku takie rzeczy się zdarzają, ale wtedy nie mogłam tego pokazać. Mogłam pokazać, że dziecko uderza matkę, ale potem rozmawiałam o tym z dzieckiem, z matką i puenta była taka, że tego nie wolno robić. W odcinkach są skróty wynikające z oczywistych wymogów montażu, ale uważam, że wykonałam ogromną robotę, bo gdyby pokazać widzom wszystkie godziny nagrania, toby się poważnie zdziwili. Po dwóch dniach obecności kamery w domu ludzie oswajali się z nią, zapominali o niej, nie mieli już żadnych oporów. A my nie chcieliśmy pokazywać pewnych rzeczy, strasznych awantur, tego, jak rodzice potrafią do siebie mówić. Mogliśmy dać w odcinku początek awantury, żeby było widać, że się kłócą, ale nie to, co się działo dalej. To byłoby nieetyczne. Monitorowałam też, czy po emisji programu dzieci nie mają jakichś nieprzyjemności w szkole, ale okazywało się zazwyczaj, że działo się wręcz przeciwnie i stawały się niemal gwiazdami. To też nie najlepsze, ale już wolę, żeby były gwiazdami, niż żeby ktoś miał im dokuczać. Czasami się zdarzało, że ktoś w szkole dziecku wygarnął: „Siedziałeś na karnym jeżyku”. Mówiłam mu wtedy, żeby odpowiedział: „Widzisz, ja siedziałem, a ty nie” i przekuł wadę w zaletę. Dlatego gdyby ktoś powiedział mi wprost, że program był nieetyczny, tobym zapytała, w którym momencie. Oczywiście, nie twierdzę, że nie było wpadek. Zdarzało się na przykład, że matka uderzyła dziecko w twarz. Musieliśmy to pokazać, ale po tym była rozmowa i musiałam to jakoś skomentować. Naprawdę bardzo się staraliśmy. Jestem profesjonalistką, nikt mi nie może powiedzieć, że zrobiłam krzywdę dziecku. Dla mnie najważniejsze jest dobro dzieci, dlatego tak szybko się z nimi dogadywałam. Natychmiast wiedziały, że jestem po ich stronie. Nawet jak chłopcy kopali, gryźli, pluli, ubliżali rodzicom, to ze mną wchodzili w relację jak z dobrą ciocią. Potrafili przyjść i przytulić się do mnie, a nie do mamy. Kiedy wchodziłam do tych domów, to pierwszą najważniejszą rzeczą było dla mnie zaprzyjaźnić się z dzieckiem, bawić się z nim, rozmawiać. I ono widziało, że jestem żywo zainteresowana jego sprawami, jego życiem. Ufały mi.