Читать книгу Jak zostałam nianią Polaków - Katarzyna Skrzydłowska-Kalukin - Страница 16

Nie mieli do ciebie żalu, kiedy im uświadamiałaś, że zachowanie ich dzieci wynika z błędów, które oni sami popełnili?

Оглавление

Starałam się, żeby oni sami to sobie uświadamiali. Nie chciałam reakcji typu: ona się wtrąca. Chodziło mi o to, żeby nie mieli do mnie pretensji, że im coś narzuciłam. I tak prowadziłam rozmowy z nimi, żeby dochodzili do sedna sami. Oczywiście nie wszystkim to się udawało i wtedy musiałam im powiedzieć, to były trudne rozmowy. Waliłam prosto z mostu. Robili mi wyrzuty: „Jak ty możesz tak mi powiedzieć?”. „A jak ty możesz tak robić swojemu dziecku?”. Wtedy były histeryczne płacze na wizji. Ale mnie w takich wypadkach nie do końca interesowały emocje rodziców, bo to są już osoby dorosłe. Ja z rodzicami mogę rozmawiać otwartym tekstem. Dziecko zachowuje się tak, a nie inaczej, bije, krzyczy, nie dlatego, że się takie urodziło. To twój błąd w wychowaniu. Niektóre matki płakały, bo miały poczucie winy. Co prawda później zdejmowałam z nich to poczucie winy, ale one też musiały się czegoś nauczyć, a ja jestem zwolenniczką metody szokowej. Staram się oczywiście, aby nie skrzywdzić tej osoby, żeby jej się świat nie zawalił, ale ważne jest dla mnie, żeby ona coś zrozumiała. Że na przykład nie może przenosić na dziecko tego, że była źle traktowana w życiu, że ma męża łobuza albo szefa psychopatę. Czasem w ferworze walki chlapnęłam: „Jesteś głupia i mnie denerwujesz”, ale to nie szło na wizji. Potrafię przeprosić za „szybki język”. Kiedy się wchodzi w tak bliskie relacje z ludźmi, czasem zapomina się o roli psychologa. Często przegadywałyśmy z matkami całe noce jak koleżanki. Ten pierwiastek ludzki, który ze mnie wychodził podczas rozmów, pomagał im. Widziały, że nie jestem panią z programu, tylko babą, która jak trzeba, to opierniczy, a jak trzeba, to przytuli, a jak trzeba, to się z nią popłacze. Tyle że to nie był element mojej taktyki, ja po prostu taka jestem. Mimo to zdarzało się, że po emisji odbierałam od matek telefony z pretensjami. „Nie wiedziałam, że pokażecie, jak powiedziałam do dziecka »ty idioto«, mam teraz przykrości w pracy”. Albo: „Koleżanki mi powiedziały, że krzycząc na dziecko, miałam taką minę, jakbym chciała je zabić”. Odpowiadałam: „Bo miałaś taką minę. Do kogo masz o to pretensję? Do mnie?”. W jednym z odcinków mama uderzyła dziecko w twarz i myśmy to pokazali. Miała po tym nieprzyjemności w pracy i ja się temu nie dziwię. Trzeba było nie bić. Tylko że dla niej nie było złe to, że uderzyła dziecko, tylko to, że znajomi to widzieli. Jednak z wieloma rodzinami żegnałam się w przyjaźni. Do kilku nadal jeździmy z mężem towarzysko na kawę. Nie mają powodów, żeby mieć do mnie pretensję. Nikogo nie skrzywdziłam, wielu pomogłam. Mam wiedzę i intuicję, która mnie na ogół nie zawodzi. Zdarzało się, że popełniałam błędy i początkowo widziałam problem nie w tym miejscu, gdzie w rzeczywistości tkwił, ale to dlatego, że rodzice chcieli, żebym właśnie tak to widziała. Podczas dokumentacji kierowali uwagę nie na to, na co należało. Na tej podstawie robiłam sobie plan, jak będziemy pracować, a potem jechałam do rodziny i cały plan brał w łeb.

Jak zostałam nianią Polaków

Подняться наверх