Читать книгу Nigdy nie zapomnisz - Kathryn Croft - Страница 11
7
Оглавление2014
Nie przepadałam za frazesami, ale powiedzenie, że człowiek nigdy nie wie, jak zareaguje w danej sytuacji, dopóki się w niej nie znajdzie, było prawdziwe. Myślałam, że po tym, co przeszłam, zniosę wszystko, ale ten e-mail mnie poraził. W pewnym sensie poczułam się zgwałcona. Ktoś pokazał mi, że obserwuje każdy mój krok, że cały czas ma mnie na oku. Aż zadrżałam na tę myśl.
Następnego ranka zrobiłam coś, czego nie robiłam nigdy wcześniej. Zadzwoniłam do Sam i powiedziałam, że jestem chora.
Milczała, gdy wymieniałam wszystkie objawy. Gorączka, mdłości, dreszcze. Powiedziałam jej, że to wygląda na grypę. Mogłam się tylko cieszyć, że rozmawiamy przez telefon, inaczej z pewnością zorientowałaby się, że kłamię.
Ale ona najwyraźniej mi uwierzyła. Powiedziała, że mi współczuje i żebym nie spieszyła się z powrotem. Czułam się podle, akceptując jej dobroć, ale byłam przyzwyczajona do kłamania. Byłam mistrzynią w naginaniu prawdy i ukrywaniu informacji na swój temat i to kłamstewko na temat choroby zdawało się niczym w porównaniu z chodzącym kłamstwem, jakim byłam ja sama.
Gdy już załatwiłam tę sprawę, ruszyłam do domu opieki z torbą pełną książek przewieszoną przez ramię. Mick i Elsie siedzieli w kawiarence w hallu i ucieszyli się na mój widok. Wiedziałam, że przez kilka następnych godzin skupię się na nich i będę mogła zapomnieć o wszystkim, co czekało na mnie w domu.
***
Gdy wróciłam, usiadłam i zaczęłam się zastanawiać, jak sobie poradzić z moim dręczycielem. Istniała możliwość, że ktoś włamał się do mojego komputera, ale zamierzałam poczekać i się przekonać, co jeszcze się wydarzy. Instynkt podpowiadał mi, żebym zignorowała to wszystko; że ten, kto to robił, z pewnością w końcu się podda. Ale i tak czułam się nieswojo. Ktoś zadał sobie mnóstwo trudu, żeby odgrzebać moją przeszłość, i wątpiłam, czy tak łatwo się podda.
Maria przysłała mi esemes z pytaniem, czy może zadzwonić, a ja się ucieszyłam. Wiedziałam, że jej opowieści odrobinę ukoją moje nerwy. A może potrzebowała w czymś mojej pomocy?
– Biedactwo! – westchnęła, gdy odebrałam. – Dziwnie było dziś w pracy bez ciebie. Musiałaś złapać jakiegoś paskudnego wirusa. Jak myślisz, gdzie? Nie sądzę, żeby ktoś tutaj chorował. W każdym razie jeszcze nie.
Odpowiedziałam, udając, że głos mam osłabiony z przeziębienia. Na szczęście nie rozwodziła się długo nad moją chorobą i szybko przeszła do tego, co się działo w pracy. Dużo mnie nie ominęło, ale z drugiej strony czego się spodziewałam? W bibliotece rzadko działo się coś ekscytującego. Właśnie dlatego tak mi się tam podobało.
Maria zapytała, czy coś jadłam, a gdy przyznałam, że nie, zacmokała z niezadowoleniem i powiedziała, że muszę coś przekąsić, choćby zupę.
– Nic mi nie będzie. Pewnie jutro odzyskam apetyt.
Znowu zacmokała.
– Naprawdę myślisz, że jutro wrócisz do pracy? Bo wiesz, że raczej powinnaś wypoczywać. Jeśli to grypa, to na długo cię osłabi. – Wyczułam coś w jej tonie. Niedowierzanie? A może miałam paranoję.
Zgodziłam się, że to wątpliwe, aby do jutra mi się polepszyło, a ona zamilkła na chwilę. Ale potem zaczęła opowiadać o mężczyźnie, którego zauważyła w bibliotece tego ranka.
– Gdy przyjdzie następnym razem, dam mu swój numer – oznajmiła, a ja zaśmiałam się, znowu podziwiając jej pewność siebie, jej odporność.
– W każdym razie będę już kończyć – powiedziała, a ja poczułam falę rozczarowania. Zaskoczyło mnie, jaką przyjemność sprawiała mi rozmowa z nią. – Wracaj szybko do zdrowia.
Poczułam, że jednak jestem głodna, ale nie chciało mi się wstawać z sofy. Uparłam się, że nie ruszę się ani na krok, dopóki nie wymyślę, jak wygrzebać się z tego bałaganu.
Nie miałam pojęcia, ile czasu upłynęło, ale w końcu przyszedł mi do głowy pewien zamysł. Chociaż początkowo odrzuciłam możliwość odpisania na e-mail, uznałam, że jeśli starannie dobiorę słowa, może uda mi się przemówić do rozsądku osobie, która za tym stoi. Spróbuję się dowiedzieć, czego chce, nie dając po sobie poznać, że jestem zaniepokojona jej zachowaniem.
Laptop stał na kuchennym stole, ale zanim zdążyłam po niego pójść, ktoś zadzwonił do drzwi. Zamarłam. Dzwonek odzywał się tak rzadko, że nawet nie pamiętałam tego przeszywającego dźwięku, tak niestosownego w moim zazwyczaj cichym mieszkaniu. Wzdychając, zeszłam po schodach, przekonana, że ktokolwiek stoi pod drzwiami, pomylił się i chciał zadzwonić do sąsiadów.
Maria była ostatnią osobą, jaką spodziewałam się zobaczyć na moim progu. Ale jednak tam stała i przestępowała z nogi na nogę, zacierając ręce. Zamrugałam przekonana, że mam halucynacje i gdy znowu otworzę oczy, ona zniknie, a ja zobaczę pusty betonowy ogródek i ulicę. Ale wtedy przemówiła.
– Och, Leah, brzmiałaś tak kiepsko przez telefon. Znienawidziłabym siebie, gdybym nie przyszła sprawdzić, jak się czujesz. – Uniosła reklamówkę z Tesco. – I kupiłam trochę składników, żeby ugotować ci zupę. Musisz coś zjeść, prawda? Nie wpuścisz mnie? Nie wyglądasz za dobrze, wiesz.
Poruszyła mnie jej dobroć. Potem przyszło mi do głowy, że przecież nie podawałam jej swojego adresu. Już otworzyłam usta, żeby o to zapytać, ale mnie ubiegła.
– Sam siedziała w pokoju socjalnym z odcinkami z wypłatą i zobaczyłam adres na twoim. Przepraszam, ale naprawdę chciałam cię odwiedzić.
Odsunęłam się na bok, a ona niespiesznie weszła do środka, jakby była tu wiele razy wcześniej. Gdy szłam za nią na górę, w mózgu kłębiły mi się myśli: e-maile, Julian, fakt, że do mojego mieszkania wejdzie ktoś inny poza mamą, wszystko, co było inaczej, niż powinno.
– Och, jak… miło – skomentowała, gdy weszłyśmy do salonu. – Bardzo kochasz książki, prawda? – Rozglądała się, chłonąc widok, próbując dopasować wygląd mojego mieszkania do tego, co już o mnie wiedziała. Nie wiem, do jakich wniosków doszła, ale byłam gotowa się założyć, że się nie spodziewała, iż mieszkam w takich warunkach. Sama, owszem, ale nie w miejscu tak skromnym i pozbawionym duszy.
– Na razie mi wystarcza – powiedziałam, siadając na sofie. – W końcu wynajmę coś lepszego.
Maria dalej stała.
– Hm. Powinnaś zobaczyć moje mieszkanie, ja to dopiero mam bałagan! Musisz wpaść do mnie kiedyś na kolację. – Kłamała, żebym poczuła się lepiej, ale tak czy inaczej byłam jej wdzięczna za taktowne słowa. – No dobrze, to siedź sobie i odpoczywaj, a ja zajmę się gotowaniem… jeśli nie masz nic przeciwko.
Pokręciłam głową. Wolałam się nie odzywać, by nie wyczuła, co tak naprawdę myślę. Niezależnie od emocji, jakie mną targały, doceniałam jej dobroć.
– Wiem, że zupa to trochę nudne danie – zawołała do mnie z kuchni – ale jest dobra na przeziębienie, no i nie byłam pewna, czy miałabyś ochotę na cokolwiek innego.
Zapewniłam ją, że zupa będzie idealna, i patrzyłam, jak grzebie w szafkach i szufladach. Zagryzałam wargę, bo po prostu źle się z tym czułam. Może gdybyśmy znały się dłużej, nie wydawałoby mi się to takie dziwne, ale minęło dopiero kilka miesięcy, a prawda wyglądała tak, że można było kogoś znać latami i nigdy tak naprawdę go nie poznać. Akurat ja wiedziałam o tym bardzo dobrze. Mogłabym powiedzieć Marii, że czuję się znacznie lepiej i pomogę jej ugotować zupę, ale wiedziałam, że nie będę w stanie pójść do pracy następnego dnia, jeśli wcześniej nie rozwiążę swoich problemów, więc postanowiłam zachować pozory.
Do posiłku usiadłyśmy przy kuchennym stole, a ja gapiłam się na bagietkę, którą kupiła do maczania w zupie. Miałam ochotę na kawałek, ale powstrzymałam się, udając, że przez chorobę nie mam apetytu. Nie mogłam pozwolić, żeby zaczęła coś podejrzewać. Nie sądziłam, by naskarżyła na mnie Sam, gdyby uznała, że udaję, ale tak naprawdę nie mogłam być tego pewna, skoro nasza przyjaźń – jeśli to było właściwe określenie – była taka świeża.
– Jesteś szczęściarą, wiesz – zaczęła, maczając bagietkę w zupie.
Prawie się zaśmiałam, bo to było to jedno słowo, którego nigdy nie potrafiłam powiązać ze swoją osobą.
– Dlaczego, bo będę miała kilka dni wolnego? Wolałabym siedzieć w pracy, niż tkwić w domu chora – powiedziałam, wiedząc, że nie to miała na myśli.
Przestała żuć.
– Chodziło mi o to, ile masz lat. Dwadzieścia siedem? Dwadzieścia osiem?
Gdy powiedziałam jej, że trzydzieści, przewróciła oczami.
– Czy ty masz pojęcie, jaka z ciebie szczęściara? Wciąż masz przed sobą najlepsze lata życia i szansę na spotkanie kogoś.
Mogłam tylko pokiwać głową. Dokładnie tak to wyglądało w oczach innych ludzi. Wydawałam się normalna, wyglądałam w porządku i potrafiłam podtrzymać rozmowę, jeśli musiałam, więc wszyscy zakładali, że z łatwością mogłabym znaleźć kogoś, z kim ułożyłabym sobie życie. Może i z pozoru najlepsze lata miałam jeszcze przed sobą, ale nie mogłam powiedzieć Marii ani nikomu innemu, że moja przeszłość wymazała jakiekolwiek szanse na przyszłość.
– Podobnie jak i ty – powiedziałam, próbując skierować rozmowę na nią. – Po prostu nie możesz pozwolić, żeby cię to stresowało, bo wtedy będziesz wyglądać na…
– Zdesperowaną? Tak, wiem. Ale to trudne, kiedy rzeczywiście j e s t e m zdesperowana. Mam trzydzieści dziewięć lat, do cholery, Leah. T r z y d z i e ś c i d z i e w i ę ć! – Zaśmiała się, ale wiedziałam, że tylko na pokaz. Szybko zdałam sobie sprawę, że brak stałego partnera jej dokuczał.
– Przestań szukać – poradziłam. – Tylko tyle musisz zrobić. – Brzmiałam, jakbym wiedziała, co mówię, i czułam się jak oszustka. Żaden mężczyzna nie zbliżył się do mnie od czasów Adama. Jeśli wiedziałam cokolwiek o związkach, to nauczyłam się tego od samej Marii.
Pokiwała głową i rozejrzała się po kuchni. Odniosłam wrażenie, że po jej twarzy przemknął cień irytacji. Czy powiedziałam coś, czego nie powinnam była mówić? Zawsze była taka otwarta, jeśli chodzi o te tematy, że założyłam, iż możemy swobodnie rozmawiać.
– Masz rację – westchnęła w końcu. – W każdym razie… czujesz się choć trochę lepiej? Wyglądasz lepiej. Może zaparzę herbaty albo kawy?
Podczas gdy Maria nastawiła wodę na herbatę, ja zignorowałam jej protesty i pozmywałam po kolacji. Musiałam jakoś zabić czas, bo chociaż bardzo ją lubiłam, chciałam już zostać sama, żeby się zastanowić, co zrobić ze swoim dręczycielem. Nie miałam pojęcia, jak długo zamierzała tu zostać, i męczyła mnie niepewność wywołana jej nieoczekiwaną wizytą. Moje życie było już wystarczająco nieprzewidywalne.
– Wypiję kawę, a potem będę musiała iść do domu – powiedziała, jakby czytała w moich myślach.
Usiadłyśmy z napojami na sofie, a ja rozmyślałam o tym, jak to możliwe, że herbata może smakować inaczej tylko dlatego, że zrobił ją ktoś inny. W końcu Maria postanowiła przejrzeć moje książki. To nie powinno mieć znaczenia; nie było tam nic, co chciałabym przed nią ukryć, ale mimo wszystko czułam się zaszokowana tym, w jaki sposób narusza moją prywatność.
Gdy podreptała, aby skorzystać z łazienki, zabrałam kubki do kuchni. W moim wciąż była co najmniej jedna czwarta herbaty, ale wylałam ją do zlewu i zaczęłam zmywać, powoli wracając myślami do mojego dręczyciela.
Maria weszła do kuchni tak cicho, że gdy przemówiła, podskoczyłam i niemal upuściłam kubek do zlewu.
– Ja bym to zrobiła.
Odwróciłam się.
– Nie, nie przejmuj się, nic się nie stało. Dziękuję, że przyszłaś, i dziękuję za kolację. To było naprawdę miłe z twojej strony.
– Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że wkrótce poczujesz się lepiej. – Mówiąc to, zmrużyła oczy, zmuszając mnie, żebym wbiła wzrok w podłogę.
– Każdy mężczyzna byłby szczęściarzem, będąc z tobą, Mario. I znajdziesz go. Czy nie mówiłaś, że każdy ma swoją bratnią duszę?
Pokręciła głową.
– Cóż, musiałam być pijana. Znajdę drogę do wyjścia, ty odpoczywaj. – Ruszyła w stronę drzwi i raz jeszcze rozejrzała się po moim mieszkaniu. Zanim dotarła do szczytu schodów, odwróciła się, marszcząc brwi. – Faktycznie wyglądasz, jakbyś poczuła się trochę lepiej. To chyba dobrze, prawda?
***
Gdy Maria wreszcie wyszła, zaczęłam krążyć po mieszkaniu. Nie mogłam dojść do siebie po jej wizycie. Wiedziałam, że to irracjonalne; była koleżanką z pracy i nie wydarzyło się między nami nic złego, ale coś się zmieniło i nie potrafiłam stwierdzić, co takiego. Może wciąż byłam roztrzęsiona przez ten e-mail i to rzuciło cień na nasze spotkanie? A może chodziło o to, że tak długo przebywałam w tym mieszkaniu sama, iż goszczenie tu kogoś było po prostu dziwne?
Ale z drugiej strony miło było mieć towarzystwo i zastanawiałam się, czy byłabym w stanie to powtórzyć. Nie powinnam robić sobie nadziei, że kiedyś zaproszę tu mężczyznę – na przykład Juliana – ale może dziś wieczorem zrobiłam krok w dobrym kierunku, nawet w samym środku tego całego chaosu. Szukałam usprawiedliwień, jednak również Maria nie była dziś sobą i to moje szczere słowa musiały ją wytrącić z równowagi.
Nie mogłam teraz o tym myśleć; miałam e-mail do napisania i musiałam ostrożnie dobrać słowa. Usiadłam z laptopem na kolanach, zalogowałam się na swoje konto i otworzyłam wiadomość. Nie zamierzałam czytać jej znowu, chciałam tylko na nią odpowiedzieć, ale słowa szydziły ze mnie i nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Czy naprawdę uważasz, że jakikolwiek mężczyzna mógłby się tobą zainteresować po tym, co zrobiłaś?
Gdy znowu je zobaczyłam, moje dobre intencje wyparowały. Zamiast zachować spokój, pozwoliłam, by zawładnął mną gniew. Palce fruwały po klawiaturze, jakby o jeden krok wyprzedzały mózg. Co za bezczelność! Może to i prawda, ale to była moja sprawa, a nie kogoś innego.
Przeczytałam to, co napisałam.
Owszem, tak uważam. Pogódź się z tym.
Wciąż jeszcze mogłam wykasować tę odpowiedź i przemyśleć strategię, ale oczywiście zadziałałam pod wpływem impulsu. Po chwili zobaczyłam powiadomienie, że mój e-mail został wysłany.
Trudno mi było nazwać to, co czuję, gdy tak siedziałam, gapiąc się w ekran. Nie żałowałam tego, co zrobiłam, ale byłam niespokojna, bo zazwyczaj nie zachowywałam się tak spontanicznie. Wolałam starannie wszystko przemyśleć, rozważyć wszelkie opcje. Ale impulsywne działanie najwyraźniej stawało się moim nowym nawykiem; tak samo zachowywałam się w kontaktach z Julianem. Cóż, nie było sensu już tego roztrząsać.
Myśl o Julianie sprawiła, że zalogowałam się na portal. Wiedziałam, że nawet jeśli go nie spotkam, czytanie rozmów na czacie odwróci moją uwagę od problemów. A jeśli będzie online, to nie ma lepszego sposobu na odegranie się na moim dręczycielu, niż udowodnić mu, jak bardzo się myli – chociaż sama w to nie wierzyłam i nie sądziłam, by Julian mógł być mną zainteresowany, jeśli już o tym mowa. Ale potrzebowałam kontaktu z nim.
Nie było go na czacie, ale gdy sprawdziłam skrzynkę, okazało się, że zostawił mi wiadomość. Była krótka, ale jego słowa podziałały jak balsam na moją duszę. Nie mogły bardziej się różnić od słów mojego dręczyciela.
Tęskniłem za tobą dziś wieczorem. Miałem nadzieję, że pogadamy! Do usłyszenia wkrótce.
Odpowiedziałam od razu. Nie musiałam się zastanawiać nad tym, co chcę napisać. Kierowałam się głosem serca po raz pierwszy od czasów Adama i to było dobre uczucie. Przerażające, ale dobre.
Będę jutro wieczorem, mam nadzieję, że wtedy się zgadamy!
Przez chwilę studiowałam odpowiedź, upewniając się, że nie brzmi desperacko. Nauczyłam się od Marii, że mężczyźni tego nie znoszą. Gdy już nabrałam pewności, że nie muszę niczego poprawiać, wysłałam ją, wylogowałam się i poszłam do łóżka.
Nie zdziwiło mnie, że znowu nie mogę zasnąć. Próbowałam marzyć o Julianie i o tym, że moglibyśmy się spotkać, gdybym była inną osobą, ale wciąż wracałam myślami do dręczyciela. Nie wiedziałam, jak zareaguje na moją odpowiedź, ale było za późno, żeby się tym przejmować.