Читать книгу Nigdy nie zapomnisz - Kathryn Croft - Страница 7
3
Оглавление2014
W nocy prawie nie zmrużyłam oka, ale mogłam się tego spodziewać tuż przed rocznicą. Wiedziałam, że roztrząsanie czegoś, czego nie da się cofnąć, nie przyniesie nic dobrego, i zazwyczaj tego nie robiłam, ukryta w kokonie mojego nowego życia. Z wściekłością odpychałam od siebie wszystko, co próbowało mi przypomnieć o tamtych wydarzeniach. Ale ten dzień zawsze był inny. Zmuszał mnie do pamiętania. P o m a g a ł m i pamiętać.
Jednak koperta, którą otworzyłam poprzedniego wieczoru, dała początek czemuś, czego nie potrafiłam zrozumieć. Wszystko się zmieniło. Kartka z życzeniami splamiła ten dzień, pokryła go toksyczną powłoką i sprawiła, że odczuwałam go inaczej niż każdy poprzedni dwunasty listopada. To już nie był mój dzień, który przeżywałam w ciszy, ukradkiem, wspominając to, co się wydarzyło. Ktoś inny uczynił go swoim.
Oczywiście istniało wiele innych osób pogrążonych w bólu, dla których w tamtym momencie zatrzymał się czas, ale nasze ścieżki nigdy więcej się nie skrzyżowały. Aż do teraz.
Wątpiłam nawet, czy temu komuś chodziło o ból i żałobę. Tyle było wiadomo, gdy się patrzyło na tę kartkę. Ale nie chciałam teraz tego roztrząsać, więc zanim położyłam się do łóżka, wetknęłam ją na samo dno szuflady z bielizną, żeby nie musieć na nią patrzeć. Więcej sensu miałoby wyrzucenie jej do kosza, ale nie potrafiłam tego zrobić, dopóki nie zrozumiem, co oznacza.
Odcinanie się od rzeczywistości było czymś, czego musiałam się nauczyć, więc właśnie to zrobiłam. Gdy zadzwonił budzik, wstałam, wzięłam prysznic i zjadłam miseczkę muesli, w którym pływało za dużo rodzynek. Próbowałam udawać, że ten dzień będzie dokładnie taki jak w poprzednich latach.
W pracy łatwo było zachowywać pozory. Gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że padł system biblioteczny i panował kompletny chaos. Wszyscy biegali w panice, a ponieważ z całego personelu tylko ja jako tako znałam się na komputerach, to mnie poproszono o zbadanie problemu. Jeszcze zanim zdjęłam płaszcz, wiedziałam, że nie będę w stanie pomóc – nie byłam żadnym informatycznym geniuszem – ale spróbowałam. To zadanie przynajmniej pozwoliło mi oderwać myśli od koperty czekającej na mnie w domu.
Paplanina Marii również pomagała. Na szczęście nie wspomniała ani słowem o tym, że poprzedniego dnia nie chciałam z nią pójść na kawę. Kilka razy otwierałam usta, żeby jakoś jej to wyjaśnić, ale słowa więzły mi w gardle, więc w zamian postanowiłam zrobić, co w mojej mocy, żeby ułatwić jej życie i przejąć od niej część obowiązków.
Słuchałam, jak opowiada, że z Danem chyba jednak nic nie wyjdzie, i zdumiewało mnie to, jaka jest odporna. Miała trzydzieści dziewięć lat, a jednak nie pozwalała, aby kolejne rozczarowania i katastrofy zniechęciły ją do szukania partnera. Bratniej duszy, jak mówiła. Nie miałam pojęcia, jakim cudem za każdym razem podnosiła się po ciosie, ale podziwiałam ją za to.
– Naprawdę wierzysz, że na świecie istnieje jedna osoba przeznaczona tylko tobie? – zapytałam ją kiedyś, a jej oczy rozbłysły na samą myśl o tym.
– Oczywiście, a co? Ty nie? – Najwyraźniej nie mogła uwierzyć, że nie podzielam jej przekonania.
– Ja uważam, że po prostu musimy się zadowolić tym, kogo spotkamy, i pracować nad związkiem, żeby się jakoś ułożył – powiedziałam, ale prawda była taka, że nie miałam pojęcia. Jeśli Maria miała rację, czy to znaczyło, że Adam był moją bratnią duszą? Nie potrafiłam sobie wyobrazić, żeby to mogła być prawda, ale jeśli była, to co to dla mnie oznaczało?
Chociaż kochałam książki, czasami się dziwiłam, że wybrałam pracę w bibliotece, skoro nieustannie pragnęłam samotności. Zawsze panował tam ściszony gwar, nieustanny szmer aktywności setek ludzi przekraczających nasze progi każdego tygodnia. Ale chociaż mieliśmy stałych czytelników, większość twarzy była nieznajoma i to mi odpowiadało. Czułam się od nich odizolowana, mimo że im pomagałam i odpowiadałam na ich pytania. Przychodzili, odchodzili i nie mieli na mnie żadnego wpływu.
Jeśli chodzi o Marię, to zdążyłam ją polubić, mimo że znałyśmy się tak krótko. Żyłyśmy w innych światach, ale sam dźwięk jej głosu poprawiał mi nastrój. Nigdy nie była wścibska. Wiem, że chciała mi zadać wiele pytań, ale powstrzymywała się, a ja udawałam, że nie widzę jej ukradkowych spojrzeń, gdy próbowała mnie rozgryźć.
Kiedy podeszła i postukała mnie w ramię, obróciłam się w fotelu, żeby na nią spojrzeć.
– Ten koleś jest naprawdę apetyczny – mruknęła, wskazując na informatyka, którego musiałyśmy wezwać, bo nie udało mi się rozwiązać problemu.
Rozumiałam, co miała na myśli; jego czysta cera i szeroki uśmiech były atrakcyjne. Zaczęłam się zastanawiać, czy Julian chociaż trochę go przypomina. A nawet jeśli tak, to jakie to miało znaczenie? Nie mogłabym wpuścić nikogo do swojego życia, niezależnie od tego, jak samotna się czułam i jak przyjemnie byłoby się do kogoś przytulić.
Wzruszyłam ramionami i zauważyłam, że Maria ściąga brwi. Pewnie się zastanawiała, jak mogę tak obojętnie traktować przystojnych mężczyzn, podczas gdy ona natychmiast czerwieni się na ich widok.
Przez kilka następnych godzin obie zajmowałyśmy się pracą, ale ja byłam coraz bardziej rozkojarzona. Perspektywa powrotu do domu jednocześnie mnie niepokoiła i cieszyła. Czekał mnie rocznicowy wieczór, ale nie obawiałam się go. Już nie. To było coś, co musiałam zrobić. Odkryłam jednak, że nie tylko dlatego chciałam, aby czas płynął szybciej. Wiedziałam, że gdy tylko skończę to, co muszę zrobić, zaloguję się na portal randkowy w nadziei, że spotkam Juliana.
***
Po powrocie do domu zrobiłam sobie grzankę z serem i położyłam na niej plastry pomidora. Nie był to porządny posiłek, ale w ten dzień nigdy nie byłam zbyt głodna.
Gdy już zjadłam, przygotowałam wszystko i usiadłam po turecku na podłodze, przed niskim stolikiem kawowym. Zgasiłam światła, ale odsłoniłam zasłony, żeby salon zalał blask latarni stojącej po drugiej stronie ulicy.
Chociaż ta rocznica wydawała się inna niż poprzednie – b y ł a inna – kontynuowałam rytuał i zapaliłam świeczki. Komuś, kto zajrzałby przez okno, musiałoby się wydawać, że przeprowadzam jakiś dziwny seans spirytystyczny, ale to nie było nic z tych rzeczy. Po prostu dawałam sobie czas na refleksję.
Siedziałam w milczeniu, nieruchomo, z zamkniętymi oczami, znowu przeżywając to, co się stało, aż świeczki się wypaliły.
Posprzątałam i schowałam świeczniki z powrotem do kuchennej szuflady, ale coraz trudniej było mi ignorować fakt, że coś się zmieniło i nie mam nad tym kontroli. W końcu postanowiłam się z tym pogodzić, a to tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że powinnam wejść na portal. Normalnie nie brałabym czegoś takiego pod uwagę w ten wieczór – zazwyczaj czytałam książkę, dopóki nie zasnęłam na sofie – ale niepokój narastał i potrzebowałam czegoś, co odwróciłoby moją uwagę.
Julian.
Był mi zupełnie obcy i nie miałam pojęcia, jak wygląda, a jednak myślałam o nim przez cały dzień. Zdumiewało mnie to, bo przecież nauczyłam się trzymać dystans, szczególnie jeśli chodziło o mężczyzn, i nie byłam przygotowana na takie uczucia. Nie wiedziałam nawet do końca, jakiego były one rodzaju. Może ciekawość? Ostatecznie minęło wiele lat, od kiedy choćby trzymałam kogoś za rękę, więc to chyba naturalne, że zatęskniłam za kontaktem z drugim człowiekiem.
Zabrałam laptop z kuchennego stołu, zaniosłam go na sofę i natychmiast zalogowałam się na portal. Nie wiedziałam, czy Julian będzie dziś moderował, więc postanowiłam, że trochę się pokręcę i zajrzę do kilku pokojów czatowych w nadziei, że mnie znajdzie. Zauważyłam, że dostałam nową wiadomość. Kliknęłam w nią bez entuzjazmu, zakładając, że pochodzi od kogoś, z kim nie będę miała ochoty rozmawiać, ale odkryłam, że to wiadomość od Juliana i że wysłał ją zaledwie dwie minuty wcześniej. Była krótka, ale jeszcze zanim ją przeczytałam, zauważyłam zdjęcie, które załączył.
Było tak malutkie, że musiałam w nie kliknąć, żeby wypełniło ekran. I oto go zobaczyłam: uśmiechał się szeroko, odrzucając głowę do tyłu, jakby został przyłapany w trakcie śmiechu. Patrzyłam na fotografię, jego rysy i tło. Wyglądało na to, że siedział przy stole piknikowym gdzieś na wsi.
Być może Maria nie nazwałaby go apetycznym, ale było w nim coś, co natychmiast mi się spodobało, chociaż nie potrafiłam tego nazwać. Może chodziło o to, że zdążyłam już dostrzec przebłyski jego ujmującej osobowości w trakcie naszej poprzedniej rozmowy. Nie wiedziałam, czy uznałabym go za atrakcyjnego, gdybym zobaczyła to zdjęcie w innym kontekście.
Przede wszystkim podobał mi się fakt, że w niczym nie przypominał Adama. Miał jasne włosy i niebieskie oczy, podczas gdy Adam był brunetem o brązowych, prawie czarnych tęczówkach. To dobrze.
Szybko przeczytałam wiadomość, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu. Czułam rodzącą się ekscytację.
Hej, LeahH, co słychać? Tak nagle wczoraj zniknęłaś! Tak na marginesie, to moje zdjęcie, żebyś wiedziała, że nie jestem jakimś dziwolągiem z trzema głowami!
Raz jeszcze spojrzałam na zdjęcie Juliana i cała ostrożność, z jaką wcześniej poruszałam się po portalu, gdzieś wyparowała. Poczułam, że muszę z nim znowu porozmawiać.
Nie skomentowałam swojego nagłego zniknięcia, tylko odpisałam: „Hej”, jakbym zanurzała w wodzie zaledwie palce u nóg, gotowa, żeby szybko je wyciągnąć, gdyby coś poszło nie tak. Ostatecznie nie miałam pojęcia, czego Julian ode mnie chciał.
Wysłałam wiadomość i wstrzymałam oddech, czekając, aż odpowie, ale dźwięk powiadomienia nie nadchodził; słyszałam tylko deszcz za oknem i odległy szum ruchu ulicznego.
Po pięciu minutach zaczęło mnie ogarniać rozczarowanie. Julian wciąż musiał być online, więc dlaczego nie odpowiedział? W końcu to on do mnie zagadał.
Aby czymś się zająć, zostawiłam laptop na stoliku i poszłam do kuchni zaparzyć sobie kawy. Musiałam to przerwać, nie mogłam poświęcać uwagi mężczyźnie, i to takiemu, którego ledwie znałam. Powinnam się wylogować, położyć do łóżka z książką, zapomnieć o całej sprawie. Po raz setny czytałam Rebekę, ale wciąż uwielbiałam tę powieść. Na pewno pomogłaby mi zapomnieć o wszystkim.
Dlaczego sądziłam, że mogę przełamać rutynę, nawiązać z kimś kontakt, nawet jeśli tylko przez internet? Przecież moje życie nie mogło się zmienić.
Ale kiedy sięgnęłam po laptop, żeby się wylogować, zobaczyłam małą niebieską kopertę migającą w górnym rogu ekranu. Julian. Czułam taki ucisk w piersi, gdy w nią klikałam, że prawie oblałam się kawą.
Cześć. Mam nadzieję, że nie wystraszyłem cię swoim zdjęciem!
Gdy już ochłonęłam, zdałam sobie sprawę, że nie wiem, jak zareagować. Czy on ze mną flirtował? To wszystko było dla mnie takie nowe. Od lat nie rozmawiałam z mężczyzną w taki sposób – od czasów Adama – ale wiedziałam, że muszę podtrzymać konwersację. A może Julian jako moderator zaczepiał wiele kobiet i po prostu zabijał w ten sposób czas? Zastanowiłam się nad tym przez chwilę, ale zdałam sobie sprawę, że mnie to nie obchodzi, bo ja robię dokładnie to samo. Nigdy nie mogłabym się z nikim związać, więc to, co mówiłam czy robiłam, nie miało znaczenia. Zaczęłam stukać w klawiaturę, pozwalając, by moje palce przejęły kontrolę. Potrzebowałam tego. Chciałam stać się kimś innym, nawet jeśli tylko na jeden wieczór.
Nie… Dzięki, że mi je wysłałeś. Miło połączyć twarz z imieniem. Jeśli to jest twoje prawdziwe imię. I twarz!
To był słaby tekst. Dziecko zdołałoby wymyślić coś lepszego, ale ja nie miałam na to czasu. Nie mogłam ryzykować, że Julian znudzi się czekaniem i wyloguje. Odpowiedział szybko i zaprosił mnie do prywatnego pokoju czatowego, żebyśmy mogli rozmawiać swobodniej.
Moderator34: Mogę cię zapewnić, że to moja twarz. Naprawdę myślisz, że wybrałbym kogoś, kto tak wygląda, gdybym chciał się posłużyć fałszywą fotką?!
LeahH: Dlaczego nie? To ładne zdjęcie…
Moderator34: Uff, miło mi to słyszeć, właśnie ocieram pot z czoła.
LeahH: Czy ty nie powinieneś pracować? Sprawdzać pokoje czatowe pod kątem niewłaściwych zachowań czy coś?
Moderator34: Po prostu musiałem się upewnić, że wciąż chcesz ze mną rozmawiać.
LeahH: W każdej chwili…
Moderator34: Cóż, miło było znowu z tobą pogawędzić, LeahH. Wracam do roboty, ale mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce.
LeahH: Do zobaczenia…
Gapiłam się na tę wymianę zdań, wielokrotnie odczytując każdy wers, ale wciąż trudno mi było uwierzyć, że znowu rozmawiałam z Julianem, nawet jeśli tylko na czacie. Owszem, tym razem trwało to krótko, ale to już było coś. A teraz, gdy wiedziałam, jak on wygląda, byłam nawet bardziej podekscytowana tym, co robiłam. Mimo wszystko dobrze się z tym czułam.
Później po raz drugi odstąpiłam od swojego rytuału. Musiałam, bo nie chciałam myśleć o tamtej kartce. Zrobiłam sobie gorącą kąpiel z bąbelkami, tak że niemal wylewały się przez krawędź wanny. Z jednej strony wydawało mi się to bezduszne: sprawiać sobie przyjemność w rocznicę tamtych wydarzeń, ale z drugiej strony chciałam się zrelaksować i zapomnieć o wszystkim.
Weszłam do wanny i zanurzyłam się w kąpieli aż po brodę. Nieraz czytałam o symbolicznej mocy wody do obmywania ludzkich grzechów, jednak gdy tak leżałam, patrząc, jak bąbelki powoli znikają, wiedziałam, że moje nigdy nie zostaną mi przebaczone. A życie, jakie wiodłam, było moją pokutą.
Tylko tego jednego dnia w roku pozwalałam sobie na płacz. Zanurzyłam głowę pod wodą i wstrzymałam oddech; nie chciałam czuć na twarzy łez. W ten sposób przynajmniej zmieszały się z kąpielą i nie zostawiły po sobie żadnego śladu.
***
Coś obudziło mnie w środku nocy. Po przeprowadzce do Londynu szybko się przyzwyczaiłam do hałasu – do tego stopnia, że ledwie go zauważałam – ale ten dźwięk nie należał do standardowej nocnej ścieżki dźwiękowej, z którą byłam zaznajomiona. Nie pasował, a jednak nie potrafiłam go zidentyfikować. Zamknęłam oczy i spróbowałam znowu zapaść w sen. Nie chciałam wstawać i sprawdzać, co się dzieje, skoro już i tak zmarnowałam trzy godziny na zaśnięcie za pierwszym razem.
Nie usłyszałam nic więcej, jednak fakt, że coś mnie obudziło, nie dawał mi spokoju. Musiałam zbadać sprawę. Wiedziałam, że inaczej nie zasnę.
Przeszukanie malutkiego mieszkania nie zajęło mi wiele czasu. Wszystko było w porządku. Ale potem pomyślałam o tamtej kartce i postanowiłam zejść na dół, do drzwi frontowych. Po powrocie z pracy nie znalazłam na wycieraczce żadnej poczty, ale coś mnie zmusiło, żeby sprawdzić raz jeszcze.
Początkowo nie zauważyłam jej w mroku, ale gdy się zbliżyłam, zobaczyłam białą kopertę wyraźnie odcinającą się na tle ciemnoszarej wycieraczki. Było na niej wypisane moje imię, tym samym pismem, co na kartce z życzeniami, i tym samym czarnym markerem.
Trudno powiedzieć, co poczułam w tamtej chwili. Być może spodziewałam się, że tamta kartka to dopiero początek. Ale w takim razie powinnam była ją potraktować jak ostrzeżenie i zignorować tę nową kopertę. Gdybym jej nie otworzyła, jej zawartość nie mogłaby mnie zranić. Mogłam ją zabrać na górę, porwać na kawałeczki, wyrzucić do śmietnika i nigdy się nie dowiedzieć, co w niej było.
I właśnie to powinnam była zrobić. Ale ja pospiesznie rozerwałam kopertę, jakby w środku czekały na mnie pieniądze wygrane na loterii. Wyciągnęłam zdjęcie. Noc. Droga, którą bardzo dobrze znałam. Nie musiałam patrzeć na tablicę widoczną w dolnym rogu zdjęcia, żeby wiedzieć, że to High Elms Lane.
Usiadłam na schodach ze wzrokiem wbitym w fotografię, mimo że nie chciałam na nią patrzeć. Strach mieszał się z dezorientacją, a ja myślałam tylko o tym, jak to możliwe, że trwało to tak długo, nim przeszłość mnie dopadła.
Jednak zamiast pozwolić, by sparaliżował mnie lęk, popędziłam na górę do sypialni i wyciągnęłam z szuflady kartkę. Zaniosłam ją do kuchni i sięgnęłam po zapalniczkę, której użyłam zaledwie kilka godzin wcześniej do zapalenia świeczek. Podpaliłam rogi kartki i zdjęcia, trzymając oba przedmioty nad zlewem, i patrzyłam, jak czernieją i się kruszą.
Dopiero gdy usunęłam zwęglone resztki ze zlewu, położyłam się z powrotem do łóżka i naciągnęłam na głowę kołdrę, powtarzając sobie, że nic się nie stało, że to była po prostu kolejna zwyczajna rocznica.