Читать книгу Nigdy nie zapomnisz - Kathryn Croft - Страница 8

4

Оглавление

2014

W poniedziałek pojechałam do Fulham. Miałam umówione spotkanie z doktor Redfield i pewnie znowu przełożyłabym wizytę, gdyby nie te ostatnie incydenty. Mogłam zniszczyć kartkę i zdjęcie, wmawiać sobie, że nic się nie stało, ale wymazanie wspomnień o nich było niemożliwe.

Idąc Fulham Palace Road, próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem dotrzymałam terminu i pojawiłam się u doktor Redfield. Miałam mgliste wspomnienie, że byłam wtedy ubrana w luźny top, bo pamiętałam, że ramiączko wciąż mi opadało, a ja je nieustannie podciągałam, więc to musiało być latem. A teraz zbliżał się koniec roku. Czy ona od razu przejrzy mnie na wylot? Czy będzie wiedziała, że przychodzę do niej tylko dlatego, że jest jedyną osobą, z którą mogę porozmawiać o tym, co się dzieje? Nie sądziłam, aby to miało znaczenie. Ostatecznie nie była przyjaciółką, o której uczucia musiałam dbać; płacono jej za słuchanie.

Zawsze mnie dziwiło, że pracowała w domu. Był to piękny dwupiętrowy dom z tarasem przy Rigault Road i gdybym była jego właścicielką, nie pozwalałabym ludziom takim jak ja się do niego zbliżać. Gabinet urządziła na parterze, ale gdy wchodziło się do hallu, było z niego widać pozostałe pomieszczenia, więc cóż miałoby powstrzymywać pacjentów przed wściubianiem nosa w jej życie?

Nie lubiłam myśleć o tym, ile pieniędzy mama wyrzuca na moje sesje. Chodziłam na terapię z przerwami od ponad dziesięciu lat i wiedziałam, że znacznie uszczupliło to spadek, który zostawił po sobie tata. Wiele razy próbowałam przekonać mamę, że poradzę sobie bez pomocy doktor Redfield, lecz ona nie chciała mnie słuchać. Z założenia miałam chodzić na terapię tylko raz w miesiącu, ale to się sumowało i niepokoiłam się tym, jak mama sobie radzi. Ona nigdy nie chciała o tym rozmawiać. Kwestie finansowe stanowiły dla niej coś, czym nie należało obciążać dziecka, nawet jeśli to dziecko było teraz dorosłe i odpowiedzialne za całe zło, jakie wydarzyło się w jego życiu.

Doktor Redfield już na mnie czekała. Stała w progu, jak zawsze nienagannie ubrana – w ołówkową spódnicę, rozpinany sweter i ładną czarno-białą apaszkę zawiązaną wokół szyi. Nie wiedziałam, ile ma lat, prawdopodobnie była po pięćdziesiątce, a jednak ubierała się lepiej niż ja. Nie zaniedbywałam się, ale moje stroje były po prostu nijakie. Dżinsy, w miarę dopasowane koszulki albo pulowery, kozaczki albo adidasy. Nic zwracającego uwagę, ale też nic, co świadczyłoby o tym, że jestem flejtuchem. Chodziło o to, żeby wtopić się w tłum.

– Nie martw się, nie sterczę w drzwiach od nie wiadomo kiedy, po prostu zobaczyłam przez okno, że idziesz – powiedziała doktor Redfield z uśmiechem i gestem zaprosiła mnie do środka. – Cieszę się, że przyszłaś, Leah, dawno się nie widziałyśmy, prawda?

Zerknęłam na zegarek. Była dopiero za pięć dziesiąta, ale ona z pewnością nie miała nic przeciwko podarowaniu mi dodatkowych pięciu minut; była życzliwa i uprzejma, przez co miałam jeszcze większe wyrzuty sumienia, gdy odwoływałam kolejne wizyty. Weszłam za nią do gabinetu i usiadłam w jednym z czarnych skórzanych foteli, a ona zabrała się do robienia herbaty. Chociaż odwiedzałam ją sporadycznie, zawsze pamiętała, że w trakcie sesji lubię popijać coś ciepłego.

– A więc co u ciebie słychać? – Usiadła w drugim fotelu i wzięła łyk napoju, który przygotowała dla siebie.

Zastanawiałam się, czy częstowała mnie herbatą, żebym miała wrażenie, że tylko ucinam sobie z nią miłą pogawędkę, a nie odbywam sesję terapeutyczną. W każdym razie to działało. Powiedziałam jej, że wszystko w porządku, ale ona zmrużyła oczy i ściągnęła brwi.

– Zaczęłaś wychodzić? Poznawać ludzi? – Mówiąc „ludzi”, miała na myśli mężczyzn. Uważała za problem, że przez tyle lat żadnego do siebie nie dopuściłam, ale chyba powinna brać pod uwagę, że mi to nie przeszkadza? To był mój wybór. Dopóki nie poznałam Juliana. Ale nie zamierzałam o nim wspominać, ani o fakcie, że od tygodni zaglądam na portal randkowy, bo przecież nic się nie wydarzyło. I wykluczałam, że kiedykolwiek do czegoś dojdzie.

– Nie, chodziło mi tylko o to, że wszystko jest w porządku… biorąc pod uwagę moją sytuację.

Doktor Redfield pokiwała głową. Czekała, aż powiem coś więcej. Trzymała kubek w obu dłoniach, a nogi skrzyżowała, kierując stopy w moją stronę. Bez wątpienia perfekcyjnie opanowała język ciała, bo każda pozycja, którą przybierała, była celowa, czemuś służyła. Nie przeszkadzało mi to. Byłam wdzięczna, że nie robi notatek. Oczywiście pewnie sporządzała je później, bo jak inaczej spamiętałaby informacje o wszystkich swoich pacjentach? Ale przynajmniej była na tyle uprzejma, żeby poczekać, aż sesja dobiegnie końca.

Gdy zamilkłam, zaczęła zadawać kolejne pytania.

– Jak praca?

– W porządku. Daję sobie radę. W każdym razie nie mam żadnych problemów.

Znowu pokiwała głową.

– Wciąż pracujesz w bibliotece? To musi być przyjemne dla kogoś, kto tak kocha książki.

Jej pamięć była imponująca. Zastanowiło mnie, czy mogłabym lepiej wyćwiczyć własną, chociaż to i tak na nic by się nie zdało; wolałam, by jak najmniej myśli zaśmiecało moją głowę.

– Mam tam spokój – powiedziałam, wiercąc się w fotelu. Jej pytania coraz bardziej mnie krępowały. Przecież już to wszystko o mnie wiedziała. Wiedziała, że nigdy nie pracowałam gdzie indziej. Że od kiedy zrezygnowałam ze studiów, biblioteka stanowiła dla mnie jedyną opcję. Miałam wrażenie, jakby to była nasza pierwsza sesja, jakbyśmy zaczynały od początku.

– A dom opieki? Wciąż tam pracujesz jako wolontariuszka?

Pokiwałam głową.

– Na tyle, na ile mogę sobie na to pozwolić. Uwielbiam tam chodzić, dotrzymywać towarzystwa pensjonariuszom.

Doktor Redfield uśmiechnęła się. Rozmawiałyśmy już wcześniej o moim wolontariacie i podkreślała, jak bardzo się cieszy, że to robię, że jestem taka bezinteresowna. Próbowałam jej wytłumaczyć, iż czerpię z tego równie dużo korzyści, co moi podopieczni, ale ona powiedziała, żebym nie była wobec siebie zbyt surowa. Że robię coś dobrego. Chciałam ją zapytać, czy uważa, że to wszystko wynagrodzi, ale przemilczałam to pytanie, obawiając się jej odpowiedzi.

Zadawała mi podobne pytania przez całą wieczność, a ja jej na to pozwalałam, bo bardzo ją lubiłam i miałam wobec niej dług wdzięczności, ale nagle rzuciła pytaniem, którego się nie spodziewałam, a powinnam była.

– Mogę cię zapytać, co robiłaś wczoraj po pracy?

Wbiłam w nią wzrok, ale ona wytrzymała moje spojrzenie. Obie wiedziałyśmy, co miała na myśli. W pierwszej chwili się zawahałam, ale czy ostatecznie nie przyszłam tu po to, żeby poprosić ją o radę? Zazwyczaj nie mówiła mi, co mam robić, bo wolała, żebym podejmowała własne decyzje, ale mogła przynajmniej wskazać mi drogę. Więc opowiedziałam jej o kartce i zdjęciu, a ona słuchała, archiwizując informacje w wirtualnej teczce w swojej głowie, by odnieść się do nich przy następnym spotkaniu.

– Cóż, podejrzewam, że kogoś mogła sprowokować ta data. Być może na tym się skończy. – Zabębniła palcami o kubek. – Jednak jeśli takie incydenty się powtórzą, może to oznaczać, że mamy do czynienia z czymś poważniejszym niż zwykła próba wytrącenia cię z równowagi.

Zastanowiłam się nad tym. Nie brałam pod uwagę możliwości, że to będzie się ciągnąć. Gdy wychodziłam z domu tego ranka, listonosz zdążył już dostarczyć pocztę i nie znalazłam wśród niej kolejnego podejrzanego listu, więc łatwo było przekonać samą siebie, że to koniec. Ale teraz nie byłam tego taka pewna.

– Cóż, co pani zdaniem powinnam zrobić?

Zagryzła wargę i przez chwilę milczała, zanim odpowiedziała.

– Myślę, że jest za wcześnie, żeby zgłosić sprawę na policję, bo żadna z tych rzeczy nie stanowi jawnej groźby. –

Ściągnęła brwi. – W każdym razie nikt postronny tak by tego nie odebrał.

Tego nie musiała mi mówić, bo za nic nie poszłabym na policję, nawet gdyby otwarcie mi grożono.

Rozmowa na ten temat wywołała we mnie niepokój, więc postanowiłam zbagatelizować całą sprawę.

– Po prostu zobaczę, co się stanie – powiedziałam jej. – Nie ma sensu, żebym reagowała emocjonalnie, prawda?

Widziałam, że doktor Redfield jest rozczarowana, ale pojęła aluzję i szybko skierowała rozmowę na moją matkę. Spotkały się kilka razy za pośrednictwem wspólnych znajomych i wedle mojej wiedzy dobrze się dogadywały, chociaż doktor Redfield musiała oczywiście zachować profesjonalizm. Ale nawet gdyby zostały przyjaciółkami, ufałam jej. Może i nie zawsze chętnie przychodziłam na te spotkania, ale wiedziałam, że mnie nie zawiedzie. Mimo tego, co o mnie wiedziała.

– Często ją odwiedzasz? – zapytała, stawiając kubek na biurku. Ja wciąż kurczowo ściskałam swój, chociaż dopiłam resztki herbaty już jakiś czas temu.

– Na tyle, na ile to możliwe – powiedziałam, jednak potem zmieniłam zdanie i przyznałam: – Ale nie wystarczająco często. – Prawda była taka, że nie widziałam mamy od ponad dwóch miesięcy, a mieszkała w Watford, mniej niż godzinę jazdy od Londynu. Zazwyczaj odwiedzałam ją raz na dwa tygodnie, ale ostatnio odwlekałam te wizyty, nie mając pojęcia dlaczego.

– Rozumiem. – Doktor Redfield skinęła głową, lecz po raz pierwszy tego dnia dostrzegłam cień krytyki. Potrafiła zaakceptować wszystko, co zrobiłam, ale nie mogła mi wybaczyć zaniedbywania matki. Oczywiście nigdy nie powiedziałaby tego na głos, ale nie musiała.

– Ale wkrótce ją odwiedzę – dodałam szybko. I byłam zaskoczona, gdyż zdałam sobie sprawę, że naprawdę zamierzam to zrobić. Nagle zatęskniłam za mamą, chociaż sytuacja między nami była napięta.

To właśnie wtedy doktor Redfield postanowiła mnie zaszokować.

– Czy kiedykolwiek rozmawiałaś z matką o tym, co się stało?

Nie byłam przygotowana na to pytanie. Zazwyczaj nie poruszała tego tematu tak obcesowo, starała się kierować rozmową w taki sposób, żebym sama go podjęła. Wszystko dziś było nie tak. Znowu zaczęłam się wiercić w fotelu, próbując uporządkować myśli.

– Nie. Ale z drugiej strony podejrzewam, że trudno jej o tym rozmawiać, a ja nie chcę jej zmuszać.

– Ale ona cię kocha, Leah, więc może powinnaś dać jej szansę porozmawiania o tym wszystkim.

– Od czego w ogóle miałabym zacząć rozmowę o tym, że zniszczyłam jej życie? – To nie była przesada, nie zachowywałam się jak nadąsane dziecko. Wniosłam chaos i nieporządek do schludnego i uporządkowanego świata mamy.

Doktor Redfield próbowała mnie przekonać, że jestem w błędzie, ale nawet jej się to nie udało. Zerknęłam na zegarek. Zostało nam dziesięć minut. Dziesięć minut, w trakcie których będzie chciała rozmawiać o czymś, co sprawiało mi ból.

– Czy można żyć z poczuciem winy? – zapytałam ją, odstawiając w końcu kubek i w zamian ściskając w palcach pasek torebki. – Nawet jeśli każdego dnia czuję, jakby miało mnie udusić?

Spojrzała na mnie czujnie, szerzej otwierając oczy. Fakt, że poruszyłam tę kwestię, zapewne stanowił dla niej sygnał, że robimy postępy.

– Myślę, że to niezdrowa emocja, której nie należy się trzymać. Ale nieunikniona, biorąc pod uwagę okoliczności.

„Okoliczności”? Czy właśnie tak to nazwała? Czy tak powinnam o tym myśleć?

– Nie traktuj siebie zbyt surowo, Leah. Ułóż sobie życie i przeżyj je. W pełni. Tylko tyle możesz zrobić. Nie wymażesz przeszłości, ale możesz zadbać o to, żeby nie żyć pod jej dyktando w przyszłości. Karanie siebie nic nie zmieni. A i tak już wystarczająco długo to robiłaś.

Miałam ochotę jej powiedzieć, że jestem zadowolona z tego, jak żyję. Moje działania nie miały na nikogo wpływu i nikogo nie raniły. Byłam dzięki temu wolna w sposób, którego ona nigdy nie potrafiłaby zrozumieć. Ale ostatnio sama zaczynałam w to wątpić. Pokiwałam głową, zapewniając ją, że zacznę od odwiedzin u mamy. Najwyraźniej ją to uspokoiło.

Gdy czas dobiegł końca, uścisnęłam jej dłoń, obiecując, że dotrzymam terminu w przyszłym miesiącu. Z jednej strony nie chciałam jej zawieść, ale z drugiej coś mi mówiło, że minie sporo czasu, zanim tu wrócę.

Wyszłam na zewnątrz i przez chwilę stałam nieruchomo na chodniku, oddychając głęboko i próbując dojść do siebie po sesji. Zawsze tak robiłam, to był kolejny niezrozumiały rytuał, który musiałam odprawić, zanim ruszę do domu. Jednak tym razem nie czułam, by rozjaśniło mi się w głowie. Postanowiłam, że przejdę piechotą przez most do stacji East Putney. Rozmowa z doktor Redfield pozostawiła w moich ustach gorzki posmak.

Zatrzymałam się na moście Putney, oparłam o barierkę i obserwowałam statki sunące po Tamizie. To byłoby moje bezpieczne miejsce, gdyby takie miejsca istniały. Potrzebowałam dużo czasu, żeby się przyzwyczaić do życia w Londynie, ale gdy tutaj przychodziłam, zawsze czułam się lepiej. Miałam wrażenie, jakbym znajdowała się w centrum świata, otoczona przez setki ludzi, a jednocześnie niewidzialna.

Zaczął kropić deszcz, więc nie zostałam tam długo. Wzięłam tylko pół dnia wolnego i musiałam coś zjeść, zanim dotrę do pracy. Powiedziałam Sam, że mam wizytę u lekarza, co przecież było prawdą. Po prostu nie musiała wiedzieć, co to za lekarz. Odchodząc, marzyłam o tym, żeby zmoknięcie w ulewie było największym problemem, jakim musiałabym się przejmować.

Po drodze mijałam wiele osób, ale zauważałam tylko pary, które trzymały się za ręce albo spacerowały objęte, nie zważając na deszcz. Próbowałam sobie wyobrazić, że jestem częścią takiej pary, związana z kimś tak mocno, że jego życie jest splecione z moim, ale trudno mi było przywołać taką wizję. Cień przeszłości zawsze będzie mi towarzyszył i gdybym kogoś znalazła, byłoby mi jeszcze trudniej.

A jednak gdy myślałam o Julianie, nie chciałam brać tego wszystkiego pod uwagę. Ludzie nazywali to płynięciem z prądem. Właśnie to zamierzałam zrobić. Nie miało znaczenia, jeśli nic z tego nie wyjdzie, chciałam po prostu czerpać przyjemność z rozmawiania z nim. Nawet jeśli dzielił nas cyfrowy mur. I wiele innych.

Rozmyślania o Julianie – chociaż to dziwne, zważywszy, że ledwie go znałam – pomogły mi zapomnieć o porannej wizycie u doktor Redfield i gdy wysiadałam z metra na stacji Wandsworth Town, czułam się już znacznie lepiej.

Wciąż miałam jeszcze pół godziny, więc zatrzymałam się w kawiarni przy bibliotece i zamówiłam ciabattę z szynką i serem oraz gorącą czekoladę, żeby się rozgrzać. W środku było niewiele osób, więc nie czułam przymusu, by jak najszybciej stamtąd uciec. Wyciągnęłam Rebekę i czytałam w spokoju, dopóki nie rozległ się alarm w telefonie. Przyszła pora, by iść do pracy. Zawsze go nastawiałam, jeśli czytałam przed rozpoczęciem zmiany, w przeciwnym razie mogłabym przez wiele godzin nie podnieść głowy znad książki.

Wprawdzie kochałam moją pracę, ale przez całe popołudnie znowu się niecierpliwiłam. Chciałam wrócić do domu i sprawdzić, czy Julian jest na czacie. Czułam, że kolejna rozmowa z nim nie będzie trudna, że będę miała coś do powiedzenia, a on sprawi, iż poczuję się komfortowo. Nie wiem, dlaczego byłam tego taka pewna, ale miałam wrażenie, jakbym znała go od wieków.

***

Było już niemal wpół do dziesiątej, gdy skończyłam wizytę w domu opieki. Zalogowałam się na portal, gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania. Brzuch zaburczał w proteście, ale zignorowałam głód i nie zrobiłam sobie nawet nic do picia, chociaż gardło miałam wyschnięte na wiór. Moje odstępstwa od rutyny same zaczynały stawać się nawykiem. Szybko odkryłam, że nie mam żadnej wiadomości od Juliana ani powiadomienia zapraszającego mnie na prywatny czat. Zawiedziona zamknęłam laptop i postanowiłam przygotować sobie coś do jedzenia. Przyszło mi do głowy, że moje życie było łatwiejsze, nim pojawił się w nim Julian. Wcześniej nie miałam nic, co mogłoby wywołać rozczarowanie.

Lubiłam rytuał gotowania, fakt, że jeśli postępowało się według zaplanowanych kroków, nic nie mogło pójść nie tak ani mnie zaskoczyć. Rozmawiałyśmy kiedyś z doktor Redfield o tym, że potrzebuję struktur i rytuałów, bo boję się tego, co niespodziewane. Miała rację.

Ale tego wieczoru nie miałam nastroju na gotowanie, więc przetrząsnęłam szafki i znalazłam paczkę smażonego ryżu z jajkiem marki Uncle Ben’s.

Podczas gdy danie podgrzewało się w mikrofalówce, przypomniałam sobie dzisiejszą rozmowę z terapeutką i sięgnęłam po telefon, żeby zadzwonić do mamy. Podejrzewałam, że nie będzie jej w domu, ale przynajmniej mogłam zostawić wiadomość.

Myliłam się. Właśnie wróciła ze spotkania klubu książki i brzmiała tak, jakby była zdyszana. Nie potrafiła ukryć niepokoju.

– Leah, wszystko w porządku?

Serce mi zamarło. Myślała, że dzwonię tylko dlatego, iż coś się stało. Zapewniłam ją, że nic mi nie jest. Byłam wdzięczna, że nie należy do osób, które drążyłyby temat. Wyczułam jej ulgę, zanim głęboko odetchnęła.

Zaczęłyśmy rozmawiać i słuchałam, jak wylicza wszystko, co zaplanowała sobie na weekend. Zastanawiałam się, kiedy znajduje czas na sen. Była moją matką, a jednak nasze życia nie mogłyby bardziej się od siebie różnić. My nie mogłybyśmy się bardziej od siebie różnić. Mama rzadko spędzała czas sama, podczas gdy ja pragnęłam samotności. Rozumiałam, dlaczego czuła potrzebę przebywania wśród ludzi; to był dla niej sposób na blokowanie myśli o śmierci taty i wszystkim, co się stało. Zawsze uważałam, że opanowałam lepsze techniki i nauczyłam się blokować wspomnienia bez pomocy postronnych osób.

Aż do teraz.

Mikrofalówka zapiszczała i chociaż byłam pewna, że mama to usłyszała, wydawała się zła, że muszę kończyć.

– Przyjedziesz wkrótce? – zapytała.

Powiedziałam jej, że owszem i że ją kocham, ignorując lęk narastający na myśl o powrocie do Watford.

***

Przed pójściem spać po raz kolejny zajrzałam na portal, ale nie znalazłam żadnej wiadomości od Juliana. Przez chwilę jeszcze siedziałam na czacie, czytając rozmowę na temat reality show, o którym nigdy nie słyszałam, ale mężczyzna się nie pojawił. Pewnie znalazł sobie bardziej interesującą rozmówczynię, może nawet się z nią spotkał i nie będzie już zainteresowany podtrzymywaniem kontaktu ze mną. Ale czego innego się spodziewałam? Oszukiwałam się, myśląc, że coś się między nami rodzi. Nie mogłam się bardziej mylić. Gardziłam sobą za to, że w ogóle śmiałam pomyśleć, iż mogłabym wieść normalne życie. Że mogłabym być jak Maria: zaryzykować i związać się z kimś. Powinnam była wiedzieć, że to niemożliwe.

Gdy zamknęłam stronę, zauważyłam, że dostałam e-mail. Nikt nigdy nie przesyłał mi niczego interesującego, ale zawsze sprawdzałam pocztę i szybko przenosiłam wiadomości do kosza, gdy niezmiennie okazywały się spamem.

Byłam przekonana, że patrzę na spam, gdy kliknęłam i otworzyłam wiadomość wysłaną z adresu reepwhatyousow@gmail.com, ale znowu się pomyliłam. W treści e-maila znajdował się tylko link. Normalnie nie kliknęłabym w coś takiego, ale słowa rzucały się w oczy, jakby były wypisane wielkimi migoczącymi literami. Nie widziałam jej ani nawet nie słyszałam o niej od lat. Przez moment gapiłam się na link, a potem wstrzymałam oddech i kliknęłam.

Gdy zabrał mnie do artykułu z archiwum gazety, szybko zamknęłam stronę, czując ucisk w piersi. Nie zamierzałam go czytać. Nie zamierzałam na nowo przeżywać tego, co się stało.

Ale zdjęcie kobiety towarzyszące artykułowi zdążyło się wyryć w moim mózgu.

Nigdy nie zapomnisz

Подняться наверх