Читать книгу Nigdy nie zapomnisz - Kathryn Croft - Страница 9

5

Оглавление

1998

Dzwonek wciąż jeszcze słychać, gdy wypadam z bloku matematycznego. Nie ja jedna; dzieciaki wylewają się falami ze wszystkich budynków, równie zdesperowane jak ja, żeby wyrwać się na wolność, chociaż jest styczeń, a na zewnątrz panuje przenikliwy ziąb. Nigdy się tak nie spieszę, kiedy to angielski jest ostatnią lekcją, bo zawsze chcę jeszcze porozmawiać z panią Owen o lekturze, którą omawiamy. Teraz czytamy Władcę much i jestem nim zachwycona. Z łatwością identyfikuję się z Prosiaczkiem, bo też zawsze trzymam się na uboczu i nigdzie do końca nie pasuję. Ale przynajmniej mam Imogen. Bez niej to miejsce byłoby jeszcze większym piekłem.

No i w pewnym sensie możemy też liczyć na Coreya. Nie pamiętam, jak to się stało, ale jakoś do nas dołączył i teraz traktujemy go jak przyjaciela. Cóż, w każdym razie ja. Nie mogę ręczyć za Imogen, bo ostatnio mam wrażenie, że chce, aby stał się dla niej kimś więcej. Może później ją o to zapytam. Nocuję dziś u niej, więc będziemy miały mnóstwo czasu, żeby porozmawiać o wszystkim.

Corey pojawia się przy mnie, jakbym przywołała go myślami, i stuka mnie w ramię.

– Cześć. Idziesz do domu?

– Nie, czekam na Imogen. Idziemy do niej.

– Och – mówi, marszcząc brwi. Może czeka na zaproszenie?

– To takie babskie spotkanie – wyjaśniam. – Nocuję u niej.

Corey rozgląda się, jakby wypatrywał Imogen.

– Okej. Umówiłyście się tutaj?

– Nie, przy bloku plastycznym. Chcesz pójść ze mną?

– Nie, spoko, zobaczymy się w poniedziałek – mówi, wzruszając ramionami, po czym idzie w stronę bramy, a wypchany plecak podskakuje mu na plecach.

To dziwne, że uciekł tak szybko, ale nie mam czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Muszę pokonać spory kawałek, żeby dotrzeć do bloku plastycznego. Jeśli się nie pospieszę, Imogen pomyśli, że zmieniłam zdanie i nie przyjdę.

Tak jak się spodziewałam, już na mnie czeka. Siedzi na stopniach z głową wspartą na dłoniach. Nie wygląda na szczęśliwą. Dopiero teraz dociera do mnie, jakie to było głupie, że umówiłyśmy się tutaj, skoro blok matematyczny znajduje się tuż przy szkolnej bramie. Ale to już nie ma znaczenia, bo jesteśmy razem, a weekend dopiero się zaczyna.

– No nareszcie, Leah – mówi Imogen, podnosząc wzrok.

Otwieram usta, żeby ją przeprosić, ale zauważam, że uśmiecha się na mój widok. Zrywa się i bierze mnie pod ramię.

– Chodź, mam ci tyle do opowiedzenia!

***

Gdy docieramy do domu Imogen, jej mama wciąż jest w pracy, więc mamy całe to miejsce dla siebie. To luksus, jakiego ja nigdy nie doświadczyłam, bo tata przez większość dni pracuje z domu. Jest architektem i nie musi za często jeździć do biura, a gdy już gdzieś wychodzi, mama zawsze organizuje to tak, żeby w zamian to ona siedziała w domu. Lubiłam ich towarzystwo, gdy byłam młodsza, ale teraz mam piętnaście lat i potrzebuję własnej przestrzeni. Oni po prostu tego nie rozumieją. Więc teraz zamierzam wykorzystać maksymalnie każdą sekundę, gdy w pobliżu nie ma żadnych rodziców, chociaż lubię mamę Imogen.

Rozsiadamy się na dwóch dużych sofach w salonie i opychamy popcornem z mikrofalówki, rozmawiając o szkole.

– Nienawidzę pani Hollis – oznajmia Imogen, rzucając grudkę popcornu w powietrze i pozwalając, by wpadła jej prosto do ust. – Nie potrafiła wtrącić nawet słowa na godzinie wychowawczej, prawda? Nikt jej nie słucha i to jest kompletna strata czasu. Zauważyłaś, że do innych klas zawsze docierają ogłoszenia, a my o wszystkim dowiadujemy się ostatni? To dlatego, że ona nie potrafi uciszyć nas na wystarczająco długo, żeby powiedzieć, co ma do powiedzenia.

Kiwam głową, chrupiąc popcorn. To prawda. Nie czuję do tej kobiety takiej nienawiści jak Imogen, ale mnie też zaczyna irytować fakt, że tracimy tyle czasu w trakcie godziny wychowawczej. I tak było od samego początku.

– A można by się spodziewać, że zdążyła już opanować sztukę bycia nauczycielką – mówię.

Imogen prycha.

– Miałaby więcej szans na to, żeby dolecieć na Księżyc bez rakiety. – Zaczynamy chichotać niekontrolowanie i rozsypujemy popcorn na sofę i podłogę. Głupawka trwa, dopóki mama Imogen nie wraca do domu.

Pani Bannerman jest wysoka i zadbana, a jej ciało składa się z samych eleganckich kątów. Gdy byłam młodsza, uważałam, że jeśli istnieją boginie, to właśnie tak wyglądają. Ta kobieta wydawała się mityczna, niemal doskonała, miała głęboki i melodyjny głos, a słowa bez wysiłku spływały z jej języka. Ale zdążyłam już dorosnąć i się zorientować, że to po prostu kolejna matka. Wprawdzie w niczym nie przypomina mojej mamy albo mamy Coreya, ale wciąż jest matką. I w tej chwili niewiarygodnie mnie irytuje.

Zrobiła nam kolację i uparła się, że zje z nami. Byłam w stanie to zaakceptować, bo ostatecznie podjęła wysiłek, żeby ją dla nas ugotować. Ale teraz siedzi z nami na sofie, a my musimy wysłuchiwać, jak to tata Imogen nic nigdy dla niej nie robi. Nie potrafię zrozumieć, jak mąż może ją źle traktować. Jest taką piękną kobietą, chociaż faktycznie za dużo mówi. Jakie szanse mamy Imogen czy ja, skoro mężczyźni nie doceniają nawet tych pięknych?

Ta myśl nie przestaje mnie dręczyć. Mam ochotę złapać Imogen za rękę i zaciągnąć ją do jej pokoju, żebyśmy mogły zostać same i porozmawiać o wszystkim, co leży mi na sercu. Rzut oka na przyjaciółkę i już wiem, że ona czuje to samo, bo unosi brwi i przepraszająco wzrusza ramionami.

Gdy w końcu uciekamy przed tyradą pani Bannerman, jest niemal wpół do jedenastej i oczekuje się od nas, że od razu pójdziemy spać. Ale to oznacza, że po prostu będziemy musiały mówić szeptem, bo nie zamierzam marnować tego czasu na sen. Nie w sytuacji, gdy muszę wypytać przyjaciółkę na temat Coreya i zwierzyć się jej z bardzo osobistych rzeczy. Rzeczy, których nie powinni słyszeć żadni rodzice. Ani ktokolwiek inny, jeśli już o to chodzi.

Imogen ułożyła dmuchany materac obok swojego łóżka i już leży zawinięta w kołdrę, gdy wychodzę z łazienki z posmakiem mięty w ustach. Światło płynące z małej okrągłej lampki na stoliku nocnym rozprasza mrok. Padam na materac i otulam się grubym wełnianym kocem. Nocowałam u Imogen tak wiele razy, od kiedy się poznałyśmy, że to aż dziwne, że nikt nigdy nie pomyślał o tym, by kupić zapasową kołdrę dla gości. Ale dziś wieczorem mnie to nie obchodzi; po prostu cieszę się, że tu jestem.

– Przepraszam za mamę – mówi Imogen. Wyciąga spod kołdry paczkę żelków Haribo i podsuwa mi ją, żebym się poczęstowała. – Po prostu jest samotna, bo tata ciągle pracuje. Ona lubi towarzystwo.

Wyciągam żelka w kształcie butelki coca-coli i wpycham go do ust, ale smakuje paskudnie w połączeniu z pastą do zębów.

– Nic się nie stało – kłamię. – Możemy porozmawiać teraz, prawda? – Nauczyłam się, że przyjaźń wymaga poświęceń i dobrze mi z tym, iż dziś się poświęciłam. – Spotkałam Coreya po szkole. Myślę, że cię szukał. – Obserwuję twarz Imogen, próbując ocenić jej reakcję, ale ona tylko wzdycha i dalej przeżuwa żelki, więc nie mam pojęcia, co sobie myśli.

W końcu się odzywa.

– Myślisz, że on jest fajny? No wiesz, w t a k i  sposób.

Siadam wyprostowana, niemal dławiąc się żelkiem.

– W i e d z i a ł a m, że on ci się podoba. Podoba ci się, prawda?

Imogen naciąga kołdrę na głowę.

– Zamknij się! On mi się nie podoba. Wcale nie. Lubię go jako przyjaciela, oczywiście… – Urywa, a ja pochylam się, żeby ściągnąć z niej kołdrę. Przyglądam się przyjaciółce i po raz pierwszy przychodzi mi do głowy, że może boi się przyznać, iż lubi Coreya, bo nie uważa, że jest atrakcyjna. Nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad jej wyglądem, bo dla mnie jest po prostu sobą. Jest moją przyjaciółką. Dziewczyną, która uratowała mnie od samotności, więc to, jak wygląda albo jak się ubiera, nie ma dla mnie znaczenia. Imogen zawsze była dość pulchna, ale nie jest to coś, co ludzie natychmiast zauważają. Poza szkołą zazwyczaj nosi dżinsy i T-shirty, ale wszystkie dziewczyny to robią, więc to nie problem, nawet jeśli ciuchy nigdy nie leżą na niej idealnie. Ma gęste blond włosy i to musi być jej atut. Czyż wszyscy chłopcy nie uwielbiają blond włosów?

Przeczesuję palcami własne ciemne włosy i dziękuję Bogu, że nie obchodzi mnie, co myślą o mnie chłopcy. Nie potrafię wymienić ani jednego w naszej szkole, który wydawałby mi się atrakcyjny, i nie po raz pierwszy się zastanawiam, czy coś jest ze mną nie tak. A co, jeśli chłopcy w ogóle mnie nie pociągają? Rozważam przez chwilę tę myśl, ale ją odrzucam. Nie ma mowy, żebym wolała dziewczyny, więc musi po prostu chodzić o to, że nie spotkałam do tej pory nikogo wystarczająco fajnego.

– Okej, podoba mi się, ale proszę nie mów mu o tym – błaga Imogen.

– Wiedziałam! Ale dlaczego nie? Dlaczego nie chcesz, żeby się dowiedział?

Imogen się krzywi.

– Och, daj spokój! Popatrz na mnie! Dlaczego niby, do cholery, Corey miałby być mną zainteresowany?

– Bo się przyjaźnicie. A ty jesteś wspaniała. Jesteś pięknym człowiekiem. – Żałuję tych słów, gdy tylko wychodzą z moich ust. Równie dobrze mogłam jej powiedzieć, że to nie ma znaczenia, jaki rozmiar nosi, bo ma wspaniałą osobowość. Co ja sobie myślałam?

Ale Imogen się śmieje.

– Dzięki, że próbujesz, ale nie. Nie chcę, żeby wiedział. Lubię to, co nas łączy. To miłe, gdy spędzamy czas we trójkę, nie?

Muszę się z nią zgodzić. Bardzo się do siebie zbliżyliśmy i nikt inny w szkole się dla nas nie liczy. Może i niektórzy mają mnóstwo przyjaciół i obnoszą się ze swoją popularnością, jakby od tego zależało ich życie, ale my mamy wszystko, czego nam potrzeba.

– Nic mu nie powiem, ale powinnaś się nad tym zastanowić. Ostatecznie co masz do stracenia?

Imogen znowu się śmieje.

– Hm, tylko godność i przyjaciela. Nic wielkiego. – Właśnie to w niej kocham; potrafi się z siebie śmiać. – Zresztą tobie łatwo mówić, jesteś prześliczna!

Teraz to ja się śmieję.

– Wątpię. Patrz, jakie mam oklapłe włosy. Przetłuszczone. Zwisają jak zasłona.

Ona znowu się krzywi.

– Ta, jasne. A tobie nikt się nie podoba? Może Tommy?

– Hutchinson? Nie ma mowy! Jest obrzydliwy.

Teraz moja przyjaciółka wymienia wszystkich chłopców spełniających, jej zdaniem, odpowiednie kryteria, ale żadnego nie oceniam pozytywnie.

– Poddaję się! – woła w końcu Imogen. – Musisz być lesbijką.

Na te słowa obie zaczynamy niekontrolowanie chichotać, aż pani Bannerman wali w ścianę i każe nam się uciszyć.

– Zapomniałam, że sypialnia twoich rodziców jest tuż obok – mówię. – Słyszysz czasem, jak to robią?

– Bleeeee! No co ty! To chore! – woła Imogen, ale uśmiecha się. – Zresztą nie ma mowy, żeby nadal to robili. Moja mama ma prawie czterdzieści lat!

Przekręcam się na brzuch i odwracam głowę w stronę Imogen. Jest tyle rzeczy, o których chciałabym z nią pogadać, ale chociaż tak bardzo się przyjaźnimy, trudno mi o nich mówić. W mojej głowie nieustannie wirują lęki i obawy, o których nie mam nawet odwagi myśleć, a co dopiero wypowiedzieć je na głos. W zamian kieruję rozmowę z powrotem na Imogen.

– A ty chcesz to zrobić? To znaczy, z Coreyem. Myślisz o tym czasami?

Ona chichocze, ale po chwili zaczyna rozumieć, że pytam na poważnie.

– Nie wiem. Chyba tak. Śni mi się to czasem. Że to robimy. A potem, gdy się budzę, mam wrażenie, jakbyśmy naprawdę to zrobili, i przysięgam, że naprawdę się rumienię…

– Coś jest ze mną nie tak! – wołam z rozpaczą, zapominając o tym, że powinnyśmy szeptać. Słowa wreszcie wydostają się na wolność.

Uśmiech znika z twarzy Imogen. Próbuje zrozumieć, co mam na myśli.

– Jak to? Jesteś chora czy coś? Co się dzieje?

– Nie… nie… Nie w tym sensie. Chodzi po prostu o to, że wszyscy w szkole przez cały czas gadają o seksie, myślą o nim albo coś, a… – Urywam, nie wiedząc, jak ubrać swoje myśli w słowa, żeby Imogen mnie zrozumiała. – Cóż, a ja nigdy. Nigdy. – Podnoszę wzrok na przyjaciółkę, a ona patrzy na mnie, żując kolejnego żelka.

– Och, cóż, to przecież nic nie znaczy, prawda? Pamiętaj, że jestem trochę starsza od ciebie, więc może te uczucia przyjdą z czasem? Nie będziesz miała piętnastu lat w nieskończoność.

Brałam to pod uwagę, ale stanowi to dla mnie małe pocieszenie. Ja po prostu chcę się czuć normalna. Chcę poczuć coś.  C o k o l w i e k.

– A większość chłopców w naszej szkole faktycznie jest do niczego, prawda? – dodaje Imogen. – Poza Coreyem, wiadomo. No i Jason nie jest zły. Albo ten Dwayne.

Jej słowa mi nie pomagają, wręcz przeciwnie. Czuję się jak jeszcze większe dziwadło. Powinnam być w stanie wskazać chociaż jednego chłopca, który mnie pociąga, skoro mojej przyjaciółce podobają się aż trzej. A pewnie więcej niż trzej.

Imogen przerywa żucie.

– Wiem, że wcześniej żartowałyśmy na ten temat, ale jesteś pewna, że nie wolisz, no wiesz, dziewczyn? To nie miałoby dla mnie znaczenia, nie przeszkadzałoby mi to…

Kręcę głową.

– Nie. Nie wolę. Po prostu nikt mi się nie podoba.

– Musisz być cierpliwa, Leah – radzi mi Imogen i znów zaczyna żuć.

– Masz rację, pewnie po prostu w szkole nie ma nikogo, kto by mi się podobał. – Nie dodaję, że nie jestem też szczególnie zainteresowana żadnym piosenkarzem czy aktorem z telewizji.

Imogen proponuje, żebyśmy posłuchały muzyki na jej słuchawkach i na kolejną godzinę odwraca moją uwagę od zmartwień. Wybieramy I Believe I Can Fly i słuchamy tej piosenki w kółko, a Imogen staje na łóżku i używa piórnika jako mikrofonu, bezgłośnie śpiewając. Chciałabym, żeby czas się zatrzymał, żebyśmy już nigdy nie musiały się przejmować szkołą czy rodzicami, chłopcami czy czymkolwiek. Dlaczego ta chwila nie może trwać wiecznie?

W końcu Imogen męczy się i zwija w kłębek pod kołdrą, a ja leżę w ciemnościach i dalej zamartwiam się tym, co jest ze mną nie tak.

Nigdy nie zapomnisz

Подняться наверх