Читать книгу Kiedy Ciebie nie ma - Лайза Джуэлл - Страница 12
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ОглавлениеŚwiat wydawał się pełen złych znaków, kiedy Laurel jechała tak szybko, jak tylko mogła, nie przekraczając ograniczeń prędkości, w stronę komisariatu policji w Finsbury Park. Ludzie na ulicy mieli ponury, dwuznaczny wygląd, jakby każdy z nich był bliski popełnienia mrocznej zbrodni. Markizy łopoczące na ostrym wietrze przypominały drapieżne ptaki; przydrożne billboardy robiły wrażenie, jakby miały zaraz spaść i ją przygnieść.
Adrenalina usunęła jej zmęczenie.
Laurel nie spała dobrze od dwa tysiące piątego roku.
Od siedmiu lat mieszkała sama; z początku w rodzinnym domu, a potem w mieszkaniu, do którego się przeprowadziła trzy lata temu, kiedy Paul ostatecznie pogrzebał wszelkie szanse na pojednanie, zdoławszy jakoś poznać inną kobietę. Zaproponowała, żeby z nią zamieszkał, a on się zgodził. Laurel nigdy nie zrozumiała, jak to zrobił, jak znalazł w sobie tę zdrową, szczęśliwą część pośród ruin wszystkiego innego. Ale go nie winiła. Bynajmniej. Żałowała, że sama nie może zrobić tak samo; że nie może spakować paru wielkich walizek i pożegnać się ze sobą, życząc sobie wszystkiego dobrego, dziękując za wszystkie wspomnienia, spoglądając na siebie z czułością przez choćby jedną długą chwilę, a potem podnieść głowę i cicho zamknąć za sobą drzwi, gdy poranne słońce, niosąc nadzieję, igrałoby jej we włosach i czekałaby na nią nowa świetlana przyszłość. Zrobiłaby to w mgnieniu oka. Naprawdę.
Jake i Hanna oczywiście też się wyprowadzili. Szybciej niż się spodziewała i wcześniej niżby to zrobili, gdyby dziesięć lat temu ich życie nie wypadło z torów. Miała przyjaciół, których dzieci były w wieku Jake’a i Hanny i nadal mieszkały w domu. Przyjaciele na to narzekali, na otwarte kartony z sokiem pomarańczowym stojące w lodówce, bulwersujące odgłosy uprawianego seksu i hałaśliwe pijackie powroty z nocnych klubów o czwartej nad ranem, które budziły ich psa i zakłócały ich sen. Jakże chciałaby słyszeć, jak któreś z jej dzieci potyka się w domu wczesnym rankiem. Jak kochałaby pozostawione przez nie brudne naczynia i wymięte spodnie dresowe, nadal z majtkami w środku, rozrzucone na podłodze. Ale nie, jej dwójka nie oglądała się za siebie, kiedy tylko dostrzegła sposobność ucieczki. Jake mieszkał w Devon z dziewczyną o imieniu Blue, która nie spuszczała go z oka, i chociaż byli ze sobą dopiero rok, już mówiła o dzieciach, a Hanna mieszkała o milę od Laurel w swoim małym, mrocznym mieszkaniu, pracując w City po czternaście godzin i w weekendy bez żadnego wyraźnego powodu poza satysfakcją finansową. Żadne z nich nie robiło niczego nadzwyczajnego, ale czyje dzieci robiły? Wszystkie te nadzieje i marzenia, rozmowy o balerinach i gwiazdach popu, koncertujących pianistach i naukowcach dokonujących przełomowych odkryć skończyły się na biurze. Wszystkie.
Laurel mieszkała w nowym budynku w Barnet, w mieszkaniu z jedną sypialnią dla niej i jedną dla gościa, z balkonem na tyle dużym, że mieściło się tam kilka donic, stolik i krzesła, z lśniącym czerwienią wyposażeniem kuchni i zarezerwowanym miejscem parkingowym. To nie był dom, jaki chciałaby mieć, ale było tu wygodnie i bezpiecznie.
A czym wypełniała czas teraz, kiedy jej dzieci odeszły? Kiedy jej mąż odszedł? Teraz nawet kota już nie było, chociaż bardzo się dla niej starał wytrwać przy życiu i odszedł, mając prawie dwadzieścia jeden lat. Trzy dni w tygodniu Laurel zajmowała praca w dziale marketingu centrum handlowego w High Barnet. Raz w tygodniu szła odwiedzić matkę w domu opieki w Enfield. Raz w tygodniu sprzątała mieszkanie Hanny. Przez resztę czasu wykonywała rozmaite czynności, udając, że są dla niej ważne, takie jak kupowanie kwiatów w centrach ogrodniczych i dekorowanie nimi balkonu, odwiedzanie przyjaciół, którzy tak naprawdę już jej nie obchodzili, aby pić kawę, której nie lubiła, i rozmawiać o sprawach, które jej nie interesowały. Raz w tygodniu szła na basen. Nie po to, żeby utrzymać formę, ale po prostu dlatego, że zawsze to robiła i nie znalazła wystarczająco dobrego powodu, żeby przestać.
Tak więc dziwnie było po tylu latach wychodzić z domu z poczuciem pilnej potrzeby, misji, czegoś naprawdę ważnego do zrobienia.
Mieli jej coś pokazać. Może fragment kości, strzęp zakrwawionego materiału, zdjęcie nabrzmiałych zwłok unoszących się w mętnych, niedostępnych wodach. Miała się czegoś dowiedzieć po dziesięciu latach bez żadnej wiadomości. Być może zobaczy dowód, że jej córka żyje. Albo dowód, że nie żyje. Ciężar w jej duszy zdradzał przekonanie, że chodzi o to drugie.
Kiedy jechała w stronę Finsbury Park, serce mocno waliło jej w piersi.