Читать книгу Widzę Cię - Лайза Джуэлл - Страница 14

ROZDZIAŁ 4

Оглавление

26 stycznia

Joey wpatrywała się w Alfiego, który siedział na łóżku ze skrzyżowanymi nogami i otwartym laptopem balansującym na kolanach. Jego niegdyś długie rude loki były teraz krótkie, odrastały po brutalnym strzyżeniu maszynką, które sobie zadał po powrocie do Anglii, przez co jego głowa nagle wydawała się trochę za mała w stosunku do reszty ciała. Dolną część twarzy pokrywała mu szczecina czterodniowego zarostu. Miał na sobie szary podkoszulek z głęboko wyciętymi pachami, który eksponował większość jego tatuaży, i parę starych majtek z Gapa. Był wielki. Kawał chłopa. Nawet siedząc na tym trochę zbyt wielkim łóżku, wyglądał jak celtycki wojownik. Celtycki wojownik, który zapomniał się ubrać.

Przyglądała się jego twardemu ciału młodego mężczyzny. A potem pomyślała o miękkim, dojrzałym ciele Toma Fitzwilliama i zaczęła się zastanawiać, co z upływem lat stanie się z twardym ciałem Alfiego. Obrośnie tłuszczem czy stanie się żylaste? Czy to wciąż będzie Alfie Butter, gówniany gitarzysta, fantastyczny przytulacz, beznadziejny malarz i dekorator, romantyk o wielkim sercu, czuły kochanek? Czy ktoś inny? Jak to możliwe, że tego nie wiedziała? Że nikt nie potrafił jej powiedzieć? Że po prostu będzie musiała zaufać naturze, która doprowadzi wszystko do jakiegoś satysfakcjonującego zakończenia? Jak to możliwe?

Joey poczuła, że mózg jej puchnie i mąci się jej w głowie. Pomyślała o swoim okropnym służbowym stroju z Whackadoo, woni smażonych kawałków kurczaka w panierce i toalet dla chłopców. Pomyślała o Tomie Fitzwilliamie, o pstryk, pstryk, pstryk jego długopisu. Przypomniała sobie uczucie, które ją ogarnęło w barze i którego pozbycie się zajęło jej większą część popołudnia i wieczór. Pomyślała o matce, o jej braku, o stracie i nagle poczuła, że wszystko okropnie wymyka jej się spod kontroli.

– Dobrze się czujesz? – zapytał Alfie, spoglądając na nią z zaciekawieniem.

– Mhm.

– Na pewno?

– Tak – odparła, zmuszając się do uśmiechu. – Oczywiście. Być może mam drobny, malutki kryzys związany z gównianą pracą i tęsknotą za Ibizą, ale nic większego.

– Chodź tutaj – powiedział, otwierając szeroko wielkie, pokryte piegami ramiona. – Przytulę cię i go odegnam.

Zgodziła się, chociaż jakaś jej część chciała krzyknąć: „Wiesz, że przytulanie to nie zawsze właściwa odpowiedź”. Jednak kiedy poczuła na sobie jego ramiona, ciepły oddech na czubku swojej głowy, pomyślała, że być może nie jest to odpowiedź, ale z pewnością jest to lepsze od kolejnego pytania.

Wracając nazajutrz do domu, Joey zatrzymała się w sklepie na rogu. Po pierwszym dniu w nowej pracy była mocno wkurzona gburowatością ludzi, hałaśliwością dzieci, brakiem słonecznego światła, samą długością dnia. Pragnęła wrócić do domu, wziąć prysznic, włożyć spodnie do biegania i bluzę z kapturem i wypić filiżankę herbaty. Ale przede wszystkim miała ochotę na wino. Mnóstwo wina.

Kiedy skręciła w sklepową alejkę z alkoholami, zobaczyła żonę Toma Fitzwilliama. Zaraz, jak jej było na imię? Jack je wymienił, ale nie mogła sobie przypomnieć. Jakoś na „N”, pomyślała. Kobieta włożyła rękę do witryny ze schłodzonymi napojami, aby wyjąć butelkę zimnej wody mineralnej. Miała zaczerwienioną twarz, włosy spocone i związane z tyłu. Była ubrana w błyszczące czarne legginsy i czarny dopasowany top, który odsłaniał odrobinę żylaste, przetrenowane ciało. Na nadgarstku miała ciemnoróżowe urządzenie do pomiaru aktywności fizycznej, na stopach śnieżnobiałe sportowe buty.

Odwróciła się nieco, czując na sobie spojrzenie Joey. Uśmiechnęła się lekko, po czym zabrała butelkę do kasy po drugiej stronie sklepu. Joey słyszała ją aż tutaj, gawędzącą z kasjerką. Mówiła poprawnym językiem, z delikatnym północnym akcentem przy niektórych słowach. Powiedziała kasjerce, że właśnie znów zaczęła biegać, że to noworoczne postanowienie po tym, jak rok wcześniej pęknięta kostka uniemożliwiła jej trening. Cudownie było, wyznała, znów uderzać stopami o asfalt. Kiedy nie biegała regularnie, zawsze popadała w zły nastrój. Dwie mile dziennie odświeżały umysł, stwierdziła, wprawiały w ruch trybiki w mózgu.

Joey wyjrzała zza rogu alejki z płatkami zbożowymi, by przyjrzeć się bliżej kobiecie, którą Tom Fitzwilliam wybrał na żonę. Wydawała się zwiewna, podobna do elfa. Wszystko w niej było subtelne, faliste, jakby została narysowana zaostrzonymi ołówkami. Joey była niewysoka, ale żona Toma wyglądała wręcz jak lalka, z włosami delikatnymi niczym pajęczyna i małym zaokrąglonym nosem. Joey wyobraziła sobie, jak te drobne ręce obejmują jego miękką talię. Zastanawiała się, jak często uprawiali seks. Wyobraziła sobie nagle tę małą jak dziecięca zabawka kobietkę siedzącą okrakiem na jej wielkim, przystojnym mężu, z głową odrzuconą w tył.

Chwyciła butelkę czegoś taniego z nakrętką i szybko zaniosła ją do kasy. Kiedy wracała na wzgórze w stronę malowanych domów, tuż przed sobą zobaczyła żonę Toma, przypominającą ludzika z zapałek, ściskającą butelkę z wodą i kulącą ramiona przed ostrym styczniowym wiatrem.

A tam, wysoko w górze, w bladym tle okna na ostatnim piętrze domu Fitzwilliamów dostrzegła drobny promień światła, czyjś ruch, opadającą ciężką zasłonę i nagłą ciemność.

Widzę Cię

Подняться наверх