Читать книгу Widzę Cię - Лайза Джуэлл - Страница 16

ROZDZIAŁ 6

Оглавление

3 lutego

Jenna Tripp zrzuciła z nóg czarne sportowe buty, rozwiązała nylonowy krawat, położyła plecak u stóp schodów, ściągnęła gumkę z końskiego ogona, czubkami palców rozmasowała obolałą skórę głowy i zawołała mamę.

– Tu jestem!

Zajrzała przez drzwi do salonu.

Mama siedziała na brzegu skórzanej sofy, z laptopem na stoliku kawowym przed sobą, z jednej strony mając notatnik ekranowy, z drugiej telefon. Jej jasnozłociste włosy były sczesane do tyłu i związane. Ładnie wyglądała z odsłoniętą twarzą. Widać było subtelne krzywizny struktury kostnej, cień wgłębień poniżej kości policzkowych, delikatność linii szczęki. Jako nastolatka na krótko została modelką. Oprawione zdjęcie, na którym prezentowała bikini na smaganej wiatrem plaży, wisiało na ścianie przed pokojem Jenny. Obejmowała się ciasno rękami (podobno to był listopad) i uśmiechała, unosząc twarz ku niebu. Była czystą radością.

– Sprawdź na zewnątrz, dobrze? – powiedziała teraz, ssąc e-papierosa i wypuszczając gęstą smugę przesyconej zapachem jagód mgły. – Widzisz niebieskiego lexusa? Jeden z tych hatchbacków?

Jenna westchnęła i odsunęła zasłonę. Rozejrzała się w lewo i w prawo po niewielkim zakręcie, przy którym stał ich domek, a potem spojrzała na mamę.

– Nie ma niebieskiego lexusa – stwierdziła.

– Jesteś pewna?

– Tak – powtórzyła. – Jestem pewna. Stoi tam niebieski ford focus, ale to jedyny niebieski samochód.

– Och, to wóz Mike’a. W porządku.

Nie dopytywała mamy o niebieskiego lexusa. Wiedziała, co ta o nim myśli. Opuściła zasłonę i poszła do kuchni. Zagotowała wodę w czajniku i zrobiła sobie niskokaloryczną gorącą czekoladę, do której wrzuciła garstkę pianek marshmallow (ostatnio dowiedziała się, że mają zaskakująco mało kalorii), po czym czekoladę, szkolny plecak i komórkę zabrała do swojego pokoju. Po drodze przystanęła, by przyjrzeć się zdjęciu mamy. Frances Tripp. Albo Frankie Miller, pod którym to nazwiskiem była znana w czasach modelingu i aktorstwa. Wróciła do imienia Frances jako dwudziestoparolatka, kiedy wyszła za tatę Jenny i zaczęła uczestniczyć w kampanii na rzecz praw zwierząt. Powiedział, że to doda jej powagi. Jenna żałowała, że nie znała dziewczyny ze zdjęcia, beztroskiej piękności z wiatrem we włosach i błękitem nieba odbijającym się w błyszczących oczach. Sądziła, że by ją polubiła.

– A przy okazji! – Dziewczęcy głos matki podążył za nią po schodach na półpiętro.

– Tak?

– Wymieniłaś żarówkę przy lustrze do makijażu?

Jenna zawahała się na chwilę, ramiona jej opadły.

– Nie – powiedziała, chociaż w pewnym sensie łatwiej byłoby potwierdzić.

– No tak – odrzekła mama. – Dziwne. Bardzo dziwne.

Jenna otworzyła drzwi do pokoju, wślizgnęła się do środka i zamknęła je za sobą, by nie dać się wciągnąć w dalszą rozmowę o żarówce przy jej lustrze do makijażu. Na Snapchacie w telefonie miała wiadomość od Bess. Było to zdjęcie, na którym jej przyjaciółka trzymała przy twarzy lokalną gazetę i robiła minę, jakby całowała zdjęcie pana Fitzwilliama na ósmej stronie. Wokół ich obojga narysowała różowe serduszko. Jenna cmoknęła z dezaprobatą. Doprawdy, co jest nie tak z tą dziewczyną? Pan Fitzwilliam był taki stary.

– On ma charyzmę – powiedziała kiedyś Bess. – A przy tym ładnie pachnie.

– Skąd wiesz, jak pachnie?

– Staram się wąchać, kiedy jestem blisko. I robi to coś…

– Co? – zapytała Jenna.

– To coś z długopisem. Pstryka. – Bess udała, że włącza długopis.

– Pstryka nim?

– Tak. To seksowne.

– Nawdychałaś się kleju, koleżanko, słowo daję.

Teraz odpisała na wiadomość Bess: Jesteś na amfie.

Bess odpowiedziała sekwencją emotikonów z kryształkami. Jenna się uśmiechnęła i odłożyła telefon na szafkę nocną, żeby go naładować. Bess była najlepszą na świecie przyjaciółką, najlepszą, jaką kiedykolwiek miała. Były jak siostry. Jak bliźniaczki. Znała Bess od czterech lat, odkąd rodzice się rozeszli, a ona wyciągnęła krótszą zapałkę i przeprowadziła się z mamą do Lower Melville, gdy tymczasem jej brat Ethan został z tatą w Weston-super-Mare. Nie żeby coś złego było w Lower Melville. W domku (albo tym, co mama Jenny tak nazywała, a co w rzeczywistości było podniszczonym powojennym szeregowcem o ścianach pokrytych tynkiem kamyczkowym) jej mama dorastała. Podczas gdy domek pozostawał jak zawsze obskurny, osiedle wokół niego się zmieniło. Dzieciaki w szkole uważały, że Jenna należy do eleganckiego towarzystwa, bo tam mieszka. Jakże bardzo się myliły.

– Jen!

Zamknęła oczy na dźwięk głosu matki dobiegającego na górę.

– Jenna!

– Tak!

– Sprawdź tył domu, dobrze? Powiedz mi, czy ten mężczyzna nadal siedzi w oknie.

Jenna wciągnęła powietrze i trzymała je w płucach tak długo, jak mogła.

– Po co?

– Wiesz po co.

Wiedziała po co, ale czasami chciała, żeby mama znalazła słowa dla wyjaśnienia tych obsesji. Miała nadzieję, że może uświadomi sobie niedorzeczność tego, co mówi.

Wypuściła oddech, postawiła kubek z gorącą czekoladą i uklękła na łóżku. W oknie z tyłu domu zwróconego ku krańcowi ich ogrodu dostrzegła mężczyznę. Siedział bokiem, zaabsorbowany czymś na ekranie przed sobą. Obserwowała, jak podnosi filiżankę do ust, bierze łyk, odstawia ją, szybko przeciąga ręką z tyłu po szyi, a potem zaczyna poruszać palcami na klawiaturze.

– Nie! – odkrzyknęła do matki. – Nikogo tam nie ma. Żadnego mężczyzny.

Zapadła nagła cisza, wypełniona, jak Jenna przypuszczała, nie poczuciem ulgi, ale rozczarowaniem.

– To dobrze – odparła matka po chwili. – Dobrze. Daj mi znać, jeśli wróci.

– Dam.

– Dzięki, kochanie.

Telefon Jenny zapikał. Kolejna wiadomość na Snapchacie od Bess. Zdjęcie pana Fitzwilliama z gazety i jego twarz pokryta śladami szminki, które Bess zrobiła pocałunkami.

Jenna uśmiechnęła się i wysłała kolejną wiadomość.

Jesteś bardziej szalona od mojej mamy.

Widzę Cię

Подняться наверх