Читать книгу Obca - Lina Bengtsdotter - Страница 12
4
ОглавлениеByło parę minut po piątej, kiedy ktoś zapukał do drzwi pokoju Charlie. Anders chciał wiedzieć, czy niedługo skończy. Chwilę jej zajęło, zanim przypomniała sobie o planowanym wyjściu na miasto.
– Wolno ci? – Nie mogła się powstrzymać, żeby nie zapytać.
Chyba nie bardzo wierzyła, że to wypali. Właściwie wolałaby zostać w pracy, posiedzieć w swoim pokoju, patrzeć, jak za oknami zapada ciemność, i spróbować znaleźć coś nowego w trwającym właśnie śledztwie. Ale wiedziała też, że dopiero gdy pozwoli sobie na odpoczynek i oderwie myśli od sprawy, będzie umiała spojrzeć na nią pod innym kątem.
– Nie jestem niczyim niewolnikiem – powiedział Anders, a Charlie zdusiła pokusę, żeby mu odpowiedzieć, że z jej punktu widzenia niewiele mu do tego brakuje.
– Moje czy twoje rejony? – zapytała.
Anders udawał, że nie wie, co ma na myśli, ale rozjaśnił się w uśmiechu, kiedy zaproponowała Riche.
*
W Riche było gwarno, mimo że jeszcze nie minęła szósta. Andersowi udało się złapać kelnera i dostali mały stolik w głębi sali.
– Jesteś głodna, prawda? – zapytał.
Pokiwała głową.
– Co byś chciała?
– Cokolwiek – odparła. – Jestem taka głodna, że nie mam siły zastanawiać się nad menu.
Anders spojrzał na kelnera, który zaraz podszedł do ich stolika. Zamówił dwa carpaccio z wołowiny i dwa kieliszki czerwonego wina, którego nazwy Charlie nawet nie usłyszała. Anders przerwał i zapytał, czy nie wolałaby innego wina, ale pokręciła głową, oznajmiając, że polega na nim. To całe wybieranie gatunków win w ogóle jej nie interesowało – i tak nie czuła różnicy. Czy już tak dawno nie wychodzili razem, że zdążył o tym zapomnieć? Poza tym wolała piwo od wina, ale teraz nie miała siły mu o tym przypominać.
Brzdęknęła komórka Andersa. Wyjął ją i się uśmiechnął.
– Co tam? – spytała Charlie.
– To Sam – odpowiedział. Odwrócił telefon w jej stronę i pokazał krótki filmik: synek siedział na kocu, a po brodzie ciekła mu strużka śliny. – Siedzi bez podparcia.
– Szybko się rozwija – stwierdziła Charlie, choć nie za bardzo wiedziała, czy to prawda. Nie znała się na rozwoju niemowląt.
– Zapewne jest dość zwyczajny – powiedział Anders – ale dla nas to i tak prawdziwy cud.
Jeszcze raz włączył odtwarzanie. Charlie próbowała zamaskować wewnętrzne znudzenie, biorąc do ręki jego telefon i przyglądając się uważnie.
– Jest śliczny – skomentowała, oddając komórkę.
– Boże, ależ jestem głodny. – Anders westchnął. – To chyba przez niedosypianie, w kółko tylko podjadam.
– Ze mną jest to samo – powiedziała. – Kiedy nie dosypiam, jem cały czas.
– Źle śpisz?
– Tak.
– A co nie daje ci spać?
– Nie wiem. Kłębiące się w głowie myśli.
– Jakie myśli?
– No na przykład teraz pracujemy nad dość okropną sprawą.
– Czyli nic więcej?
Dlaczego pokierowała rozmowę w tę stronę? Przecież wiedziała, że Anders będzie się dopytywał. Zawsze go ciekawiło, kim była i co czuła, ale po Gullspång pytań o jej pochodzenie i samopoczucie było więcej niż kiedykolwiek. Nie wiedziała, czy to troska, czy ciekawość, a może i jedno, i drugie.
– Zwyczajne problemy ze snem – skwitowała. – Wiesz, błędne koło. Myślę o tym, że mam spać, i dlatego nie śpię… No, rozumiesz.
– Rozumiem – zgodził się. – Może dlatego jesteś trochę nie w sosie. To znaczy z powodu braku snu.
– Nic mi nie jest.
– Właśnie, że jest, Lager. Coś ci jest, odkąd wróciliśmy z Västergötlandu, a wcześniej w sumie też. Jak się zastanowić, to nie wiem, czy kiedykolwiek było z tobą całkiem okej.
Charlie czuła narastającą irytację. Spośród wszystkich kolegów z Andersem niewątpliwie najlepiej się dogadywała. Mimo że wiedli zupełnie inne życie i pochodzili z różnych środowisk, jakoś odnaleźli się nawzajem. Rzadko zgadzali się w różnych sprawach, często się ze sobą sprzeczali, ale jeszcze częściej śmiali. Jednak teraz coś między nimi się zmieniło. Nie zapomniała, jak ją wystawił Challemu po wpadce w Gullspång. Może na jego miejscu zrobiłaby to samo, ale i tak ją to gryzło.
– Chodzę na terapię – oznajmiła krótko. – Próbuję uporządkować sobie pewne rzeczy.
– Co się stało? – Anders odstawił kieliszek i spojrzał na nią uważnie. – Co się właściwie wydarzyło zeszłego lata w Gullspång?
– Co się wydarzyło? – Charlie odwzajemniła spojrzenie. – Zaginęła siedemnastolatka i została znaleziona martwa przy przepustach na zaporze. Nazywała się Annabelle Roos. Myślałam, że też tam byłeś.
– Oprócz tego działo się mnóstwo innych rzeczy – powiedział Anders. – Wydaje ci się, że nie wiem? Naprawdę nie byłaś sobą.
Podano jedzenie. Dopiero wtedy Charlie zdała sobie sprawę, jak bardzo była głodna. Wzięła do ust mięso z rukolą i orzeszkami piniowymi. Smak był boski.
– Tak czy owak, fajnie, że mogliśmy znowu gdzieś razem wyjść – stwierdziła. – Że znowu jesteś w grze.
– Nie jestem w grze – odparł Anders.
– Czemu?
Polał swoje danie oliwą i posypał płatkami soli i pieprzem.
– Chodzi o Marię. Wydaje mi się, że mamy pierwszy poważny kryzys.
Charlie odłożyła sztućce.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
W jej świecie cały związek Andersa i Marii stanowił jeden długi kryzys.
– Awantury i narzekanie o wszystko – wyjaśnił. – A kilka dni temu powiedziała, że nie jest pewna, co do mnie czuje. To prawda, była zła, ale mimo wszystko. Ciągle siedzi mi to w głowie. „Czy to już wszystko?”, powiedziała. „Czy tak już będzie do końca życia?” Jakby żyła w jakimś piekle.
– Może potrzebujecie odpocząć od siebie przez jakiś czas – podsunęła Charlie. – Złapać oddech, przemyśleć pewne sprawy i…
– Nie chcę. Naprawdę nie chcę być bez niej.
– Rozumiem – powiedziała Charlie, choć nie rozumiała.
Spotkały się z Marią zaledwie kilka razy i od pierwszej chwili czuły do siebie wzajemną niechęć. Sytuacji nie polepszyło też to, że Maria dowiedziała się o romansie Charlie z Hugonem. Najwyraźniej znały się z żoną Hugona. Kiedy romans wyszedł na jaw, Maria zabroniła Andersowi pracować sam na sam z Charlie, a on nawet nie zaprotestował. Zamiast tego zaczął ukrywać przed żoną ich współpracę. To właściwie paranoja wytrzymywać na co dzień z takim człowiekiem jak Maria.
– Jest nieszczęśliwa – mówił dalej Anders. – Nie jest szczęśliwa.
– A ty?
– Tak, chyba. To jasne, że nie chodzę pijany ze szczęścia non stop, ale… Chodzi o to, że dla mnie rozwód nie jest żadną alternatywą.
– Dlaczego nie?
– Dlatego, że w moim świecie, to znaczy w świecie, z którego oboje z Marią pochodzimy… no, rozwód to pieprzona porażka i tyle.
„A tam, skąd ja pochodzę, porażką jest padać przed kimś plackiem i nie umieć stanąć na własne nogi – pomyślała Charlie. – Okazuje się, że uprzywilejowanym nie zawsze jest łatwiej”.
– Ale może jednak i tak masz rację – dodał Anders. – Że potrzebujemy trochę czasu dla siebie. Tylko boję się, że następnym krokiem będzie stwierdzenie, że nam nie wychodzi, a potem to już tylko separacja. A samotność… mnie przeraża.
– Co cię w niej przeraża?
– Pytanie, czemu ciebie nie przeraża.
– Raczej nigdy tak nie twierdziłam. Chodzi tylko o to, że bycie razem, takie fałszywe bycie razem, wynikające z przekonania, że się należy do tej jednej jedynej osoby, wyobrażanie sobie, że obietnice, obrączki i dzieci mają cię uodpornić na samotność, przeraża mnie o wiele bardziej.
– A co cię uszczęśliwia? – zapytał Anders.
Charlie pomyślała, że to mogła być ironia.
– Co rozumiesz przez szczęście?
– Po prostu uszczęśliwia.
– Ludzie różnie wyobrażają sobie szczęście.
– A ty?
– Nie wiem – przyznała. – Jeśli za szczęście uznaje się to bulgoczące, łaskoczące uczucie oszołomienia, to wydaje mi się, że to nie jest stan, który jakoś szczególnie długo trwa. Jak dla mnie, polega ono głównie na nieodczuwaniu lęku. Wydaje mi się, że cenię sobie to uczucie wyżej od wielu innych. Nie czuć lęku to dla mnie szczęście.
– Brzmi okropnie.
– Co w tym okropnego?
– Że szczęście to po prostu nieodczuwanie lęku. Mówisz jak nieszczęśliwy człowiek.
„A ty jak człowiek, który nigdy nie przeżył prawdziwego lęku”, pomyślała Charlie.
Zamówili butelkę takiego samego wina, jakie mieli w kieliszkach. Zadzwonił telefon Andersa. Oczywiście Maria. Wyłączył dźwięk.
– Nie chodzi o to, że ona nie wie, że wyszedłem na miasto – wyjaśnił. – Ale nie mam siły kłamać, że nie jestem z tobą. Wyślę tylko esemesa, czy wszystko dobrze z Samem.
„Rób sobie, co chcesz”, powiedziała Charlie w duchu.
– Nie patrz w prawo – mruknął Anders – ale przy barze siedzi gość, który się na ciebie gapi.
Charlie natychmiast odwróciła się w prawo, a facet przy barze pochwycił jej spojrzenie. Poznała go w jednej chwili. Johan Ro. „Nie – pomyślała. – Nie teraz”.