Читать книгу Obca - Lina Bengtsdotter - Страница 7

Prolog

Оглавление

Za kaplicą stała grupa chłopaków. Podeszłam od strony jeziora i żaden mnie nie zauważył aż do chwili, kiedy byłam już całkiem blisko. W słabym oświetleniu kościoła ich twarze wydawały się upiornie blade w zestawieniu z czarnymi frakami. To ten obmierzły, żałosny gang chłoptasiów o królewskich imionach: Erik, Gustav, Oscar, Magnus i jeszcze on, Henrik Stiernberg, zadufany w sobie chłopak mojej siostry.

Pierwszy dostrzegł mnie Henrik. Musiałam go przestraszyć, bo z przerażoną miną zapytał mnie, czego chcę. Przez moment wlepiałam w niego wzrok, a potem nagle parsknęłam śmiechem.

– Z czego się śmiejesz? – burknął. – Co z tobą, kurwa, nie tak?

Nie odpowiedziałam, bo sama nie miałam pojęcia, z czego się śmiałam ani co ze mną nie tak.

– Wracaj na tańce, szajbusko – rzucił Erik. – Idź do środka i zatańcz sobie walca albo coś.

– Mój towarzysz zaginął – odparłam.

W tej samej chwili, w której to powiedziałam, zmienił mi się nastrój i poczułam napływające do oczu łzy. Paula nie było już całą wieczność, a jesienny bal bez niego nie miał sensu. Obiecał mi pierwszy i ostatni taniec, a za chwilę orkiestra w sali gimnastycznej miała zagrać piosenkę zamykającą bal. Może nawet już zagrała. Nie wiem, dlaczego sprawiało mi to taką przykrość, bo nie byłam dziewczyną, która przejmowałaby się partnerem do tańca albo w ogóle tańcem, ale teraz chodziło o Paula.

– Sprawdź u niego w pokoju – podsunął Erik. – Pewnie się spił.

Powiedziałam, że go tam nie ma.

– Tu też nie – odparł Henrik – tak więc szukaj dalej.

Zostałam, bo nie miałam pomysłu, gdzie szukać. Nad jeziorem i przy Wierzbie Płaczącej już byłam, a Talludden świeciło pustkami. Ta ławeczka przy rodzinnych grobowcach za kaplicą wydawała się moją ostatnią nadzieją.

– Co z tobą? – spytał Henrik, kiedy nagle się zachwiałam.

– Ja… Kręci mi się w głowie – odpowiedziałam, opierając się ręką o nagrobek. Źle oceniłam odległość i upadłam. To właśnie leżąc tam, na ziemi, zobaczyłam różę, tę w kolorze mojej sukienki, tę, którą Paul miał w kieszonce swojego fraka.

– Paul musiał tu być – odezwałam się, podnosząc różę i pokazując ją chłopakom.

– Co ty bredzisz? – warknął Henrik. – Nie widzieliśmy twojego chłoptasia.

Mniej więcej w tym miejscu nasze opowieści się rozeszły.

Obca

Подняться наверх