Читать книгу Obca - Lina Bengtsdotter - Страница 8
1
ОглавлениеCharlie próbowała znaleźć wygodną pozycję na krześle z odchylonym oparciem. Na lewo po przekątnej siedziała Eva, psycholożka.
Eva właśnie omówiła ramy ich spotkania. Ważne, żeby pilnować godziny rozpoczęcia i zakończenia, ważne, żeby otwarcie mówić, jeśli coś było nie tak, ważna jest też świadomość, że co powiedzą w tym pokoju, oczywiście w nim zostanie.
Ton głosu Evy był przyjazny, ale potrafiła spojrzeć surowo, jeśli było trzeba. Charlie ją sprawdziła, więc wiedziała, że Eva była członkinią Towarzystwa Psychologicznego z piętnastoletnim stażem w zawodzie. To był pierwszy warunek Charlie, kiedy szef zażądał od niej pójścia na terapię: ma to być osoba dobrze wykształcona, a nie jakiś zadowolony z siebie zadufek po ośmiotygodniowym kursie rozwoju osobistego. Nie chciała marnować czasu na kogoś, kto będzie klepał komunały i zwierzał się jej z własnego życia. Najchętniej uniknęłaby całego tego zamieszania, dlatego odsuwała to spotkanie, ile się tylko dało. Próbowała udowodnić Challemu, że dobrze się czuje, że w stu procentach ogarnia swoje życie i swoją pracę, ale po wydarzeniach zeszłego lata nadwyrężyła kredyt zaufania u szefa.
Tak czy owak, siedziała teraz w sprytnie skonstruowanym krześle w gabinecie Evy. Za oknem połyskiwały złote jesienne liście olbrzymiego dębu, a deszcz spływał po szybie cienkimi strużkami.
– Opowiedz mi, Charline – poprosiła Eva – co cię skłoniło do przyjścia.
– Możesz mówić do mnie „Charlie”.
– Co cię skłoniło do przyjścia, Charlie?
– To przez mojego szefa. Postawił mi ultimatum. Jego zdaniem potrzebuję pomocy.
– Ach tak.
Eva przyjrzała się jej bacznie, a Charlie pomyślała, że terapeutka pewnie notuje w pamięci: „Możliwy brak samoświadomości”.
– Zgadzasz się z tym?
– Że potrzebuję pomocy?
– Tak.
– Pewnie potrzebuję, ale nie przyszłabym, gdyby nie to, że zależy mi na pracy.
– Czy mogłabyś mi co nieco o sobie opowiedzieć? Wiem, gdzie pracujesz, ale niewiele więcej.
– Co więcej musisz wiedzieć?
Eva uśmiechnęła się i oznajmiła, że praca to nie wszystko. Może powiedziałaby ogólnie, kim jest.
– Jasne – zgodziła się Charlie. – Lubię… – Przerwała. Co tak naprawdę lubiła? Czytanie, picie, samotność. W tej chwili nie przychodziło jej do głowy nic, co nie brzmiałoby dołująco. – Lubię czytać.
Kiedy spostrzegła, że Eva czeka na coś więcej, miała ochotę dodać, że uwielbia też trenować, ale dlaczego miałaby kłamać?
– Czy już wcześniej korzystałaś z pomocy psychiatrycznej? – zapytała po chwili Eva.
– Tak, kilka spotkań, kiedy byłam dorosła, i przez dłuższy czas, gdy byłam nastolatką. Miałam czternaście lat, kiedy zmarła moja mama.
– Trudny wiek na utratę rodzica.
Charlie pokiwała głową.
– A ojciec?
– Nieznany.
– Rozumiem. Jakie miałaś relacje z mamą?
– Były… – Charlie nie wiedziała, co powiedzieć. Skomplikowane? – Moja mama była bardzo specyficzna.
– To znaczy?
– Raczej nie przypominała innych matek. Chyba można powiedzieć, że usilnie się staram do niej nie upodobnić.
– To raczej naturalne – stwierdziła Eva – że człowiek stara się nie powtarzać błędów swoich rodziców. Ale próba podkreślenia swojej odrębności od matki to zarazem dowód, że się od niej wywodzisz. Może dopiero kiedy zaczniesz działać bardziej niezależnie, poczujesz się wolna.
– Jasne.
– Możemy do tego wrócić. Ale najpierw chciałabym, żebyś mi wyjaśniła, dlaczego twój szef postawił ci to ultimatum. Że musisz pójść na terapię.
W głowie Charlie zaszemrała Betty. W czasie swoich gorszych okresów mawiała: „To jakby podwodne prądy próbowały mnie ściągnąć na dno. Jeśli jestem spokojna i rozmyślam, tonę. Najlepiej nie myśleć, nie mówić. Od tego robi się tylko gorzej”.
– To pewnie przez picie – odparła Charlie. – Zdarza się, że trochę przeholuję. A powodem, dla którego tu siedzę, jest to, że dotychczas trzymałam to pod kontrolą i piłam tylko wtedy, gdy miałam wolne, nigdy na dzień przed pracą, w każdym razie niedużo, ale w ostatnim czasie zdarzało mi się, że wypiłam kilka kieliszków, choć następnego dnia miałam pracować, i pewnie czuć było ode mnie alkohol. Challe, mój szef, ma naprawdę niebywały węch.
– Może na twoje szczęście – odezwała się Eva. – Dzięki temu w porę otrzymałaś pomoc.
– Skąd wiesz, że w porę? – Charlie nie mogła powstrzymać pytania.
– Jesteś świadoma swoich problemów i mówisz o nich otwarcie. To całkiem dobry punkt wyjścia.
– Od dawna o tym wiedziałam, a mimo to niewiele mogłam na to poradzić, tak że nie wiem, czy to coś da.
– Dopiero co mówiłaś, że dotychczas nad tym panowałaś.
– Zdarzyło się już, że straciłam kontrolę.
– Tak czy owak, teraz jesteś tutaj.
– Tak, teraz jestem tutaj.
Nastąpiło kilka minut powierzchownej rozmowy. Potem zapadła cisza. Charlie przyglądała się obrazom na ścianie za Evą. Były oprawione i przedstawiały… test Rorschacha – teraz to zobaczyła. Starała się dostrzec w figurach kształty, które powiedzą coś o jej zdrowiu psychicznym, ale Eva jej przerwała – chciała się dowiedzieć czegoś więcej o jej obowiązkach służbowych.
Charlie opowiedziała o swojej pracy w Narodowym Departamencie Operacyjnym, o tym, jak ona i jej koledzy są włączani do pomocy lokalnej policji w trudnych przypadkach w całym kraju.
– Jak poza tym wygląda twoja sytuacja życiowa? – zapytała Eva.
– Samotna, bezdzietna – odparła Charlie.
– Wróćmy do twojego picia. – Eva nie skomentowała stanu cywilnego Charlie. – Od jak dawna jest to problem?
– Nie wiem dokładnie. Pewnie zależy, kogo spytać.
– Pytam ciebie.
– Od samego początku bardzo lubiłam pić i zawsze piłam więcej niż ludzie wokół mnie. Nigdy tak naprawdę nie rozumiałam tego „jeden kieliszek i dziękuję”. Ale nie nazwałabym siebie alkoholiczką tylko dlatego, że piję więcej niż inni. Chyba można powiedzieć, że to przejściowe: miewam spokojniejsze okresy.
– A ten okres, który poprzedził nasze spotkanie, kiedy się zaczął?
– Szczerze mówiąc, nie pamiętam, ale kilka miesięcy temu wróciłam do Gullspång, miejsca, w którym dorastałam. To niewielka miejscowość w Västergötlandzie – dodała, zauważywszy, że Eva nie zna tej miejscowości. – Mieszkałam tam do śmierci mamy. Później przeprowadziłam się do Sztokholmu.
– Masz tu krewnych?
– Nie, trafiłam do rodziny zastępczej.
– Jak było?
Charlie nie wiedziała, co powiedzieć. Bo co właściwie można powiedzieć o życiu w małym szeregowcu w gminie Huddinge? Oczyma duszy zobaczyła ogród, porządnie zagrabioną żwirową dróżkę, rabaty, na których wszystko rosło w równych rzędach, i jabłonkę nigdy nierodzącą owoców. Pomyślała o pierwszym spotkaniu z rodzicami zastępczymi Bengtem i Leną, no i z ich córką Lisen, o tym, jak całą trójką sztywno powitali ją w swym klinicznie czystym domu. Z pozoru nowa rodzina była dokładnie taka, o jakiej marzyła w gorszych okresach Betty: spokojni, porządni ludzie pilnujący regularnych godzin snu, wspólnych posiłków, z mamą, która pakowała rzeczy na gimnastykę i przyrządzała domowe posiłki, nie załamując się nerwowo. Lena nigdy nie leżała na kanapie, modląc się o ciemność i ciszę. Nigdy nie urządzała przyjęć i nie zapraszała ludzi, których nie znała. Charlie przypomniała sobie swój pokoik, świeżo upraną pościel w łóżku, zapach mydła i róż. „Czuj się jak u siebie w domu – powiedziała Lena pierwszego wieczoru. – Naprawdę mam nadzieję, że będziesz się tu czuła jak u siebie w domu, Charline, i że ty i Lisen będziecie jak siostry”.
Ale Charlie nigdy nie czuła się u siebie w tym domu w Huddinge i nigdy nie były z Lisen jak siostry.
Eva odchrząknęła.
– Jakoś tam się układało – odezwała się Charlie – w tej rodzinie zastępczej. Panował tam ład i porządek, a ja mogłam się skupić na szkole.
– Wspaniale – powiedziała Eva – ale wróćmy do początku tego okresu. Pojechałaś do Gullspång w pierwszych tygodniach lata. Po co?
– Praca. Zaginęła młoda dziewczyna, Annabelle Roos, może czytałaś w gazecie.
– Tak, słyszałam o tym.
– Pojechaliśmy, żeby pomóc lokalnej policji. Powrót tam nie był łatwy, o wiele trudniejszy, niż się spodziewałam.
– Pod jakim względem?
– Obudziło to we mnie mnóstwo wspomnień i wtedy…
Charlie przypomniała sobie szczupłe ciało Annabelle wyławiane z czarnych wód rzeki Gullspång i przyjaciela Betty Mattiasa, znikającego w tej samej czarnej toni dwie dekady wcześniej, zobaczyła dwie dziewczynki i płaczącego chłopczyka między nimi jeszcze dalej w przeszłości, na długo przed jej urodzeniem.
– Wtedy co? – Eva pochyliła się na krześle.
– Można powiedzieć, że do pewnego stopnia zaangażowałam się osobiście w pracę. A potem popełniłam błąd i zostałam odsunięta od sprawy, co też, rzecz jasna, miało na mnie wpływ. Kiedy przyjechałam do Sztokholmu, myślałam, że wszystko wróci do normy, ale tak się nie stało. Wręcz się pogorszyło.
– Co się pogorszyło?
– Lęki, poczucie beznadziei, problemy z zasypianiem. Źle sypiam, a kiedy w końcu uda mi się zasnąć, mam nieprzyjemne sny.
– Opisz je.
– Sny?
– Tak.
– Zaczęło się od powrotu z Gullspång, potem trochę się uspokoiło, ale teraz zajmuję się sprawą, która porusza mnie bardziej, niżbym chciała.
Eva zapytała o rodzaj sprawy i Charlie opowiedziała jej o dwóch młodych Estonkach, które zostały zamordowane i porzucone w lesie na peryferiach miasta. Jedna z nich miała trzyletnią córeczkę, głodną dziewczynkę o podkrążonych oczach, która przez co najmniej dwie doby siedziała sama w mieszkaniu. Córka wciąż jeszcze nie wypowiedziała ani słowa, mimo że od jej znalezienia minęły już dwa tygodnie.
Eva stwierdziła, że każdego by to poruszyło, że małe porzucone dzieci u większości ludzi budzą takie uczucia. Ale dziewczynce nic się nie stało?
– Żyje – powiedziała Charlie. – Ale niewiele więcej. Dziś w nocy śniłam, że to moje dziecko, że to ja byłam jej mamą. Chciałam biec do domu i ją ratować, ale nie mogłam, bo przecież nie żyłam. A potem, w następnym śnie, to ja byłam dzieckiem i… sama rozumiesz.
– Zażywasz jakieś leki? – spytała Eva, nie komentując snów.
– Sertralinę – odparła Charlie – sto miligramów. – Nie dodała, że czasem uzupełniała dawkę o sobril albo tabletkę nasenną, albo i jedno, i drugie.
– Nic więcej?
Charlie pokręciła głową.
– Wiesz o tym, że koszmary senne są częstym skutkiem ubocznym zażywania sertraliny?
Charlie kiwnęła głową. Wiedziała to wszystko, ale brała sertralinę od wielu lat, więc to prawdopodobnie nie miało związku.
Eva splotła dłonie na kolanie.
– A ten błąd, o którym wspomniałaś – podjęła. – Chciałabym się na chwilę tu zatrzymać.
Charlie pomyślała o tym wieczorze i nocy w pubie. Lukrecjowe shoty w kieliszkach, wino, piwo, Johan. Głupotą było grzebanie w jego życiu po powrocie do Sztokholmu. Jeśli człowiek chciał ruszyć dalej, powinien zamknąć za sobą drzwi i zostawić pewne sprawy w spokoju – wiedziała o tym doskonale, ale zamiast tego zajrzała pod każdy napotkany kamień. Zaczęło się od tego, że chciała się dowiedzieć, gdzie mieszka, sprawdzić, czy nie jest żonaty, że nie skłamał, mówiąc, że jest synem przyjaciela Betty. Wszystko na to wskazywało.
– Charlie? – Eva patrzyła na nią.
– Przepraszam. Co powiedziałaś?
– Poprosiłam cię, żebyś opowiedziała mi o tym błędzie, o którym wspomniałaś wcześniej.
– Rzeczywiście. Nie pamiętam dokładnie wszystkiego, ale wypiłam za dużo i wzięłam sobie dziennikarza do pokoju. Następnego dnia do prasy wyciekły poufne informacje na temat sprawy. Ale to nie ja byłam źródłem przecieku, nawet jeśli wszyscy tak sądzili. I tak, wynikły z tego problemy, rzecz jasna.
Eva przez chwilę siedziała w milczeniu, jakby czekała na ciąg dalszy. Potem zapytała:
– Czy jeśli byłabyś trzeźwa, spędziłabyś noc z tym mężczyzną? Jak myślisz?
– Boże, nie!
– Czemu nie?
Charlie nie wiedziała, co na to odrzec, więc powiedziała prawdę: że nie pamięta, kiedy ostatnio była trzeźwa w łóżku z mężczyzną. Czy to coś złego?
– A jak uważasz?
– Uważam, że to oczywiście była głupota, ale poza tym… to znaczy kiedy nie jestem na służbie? Czy twoim zdaniem jest coś złego w takich przygodnych kontaktach?
– Zależy ci na mojej opinii?
Charlie odparła, że nie, ale to nie była prawda, bo jeśli miała z czymś problem, to właśnie z ludźmi, którzy lubią osądzać innych.
– Tak czy siak, trudno mi na to odpowiedzieć, ale wykorzystywanie seksu jako drogi ucieczki od problemów nie jest zbyt konstruktywne.
– W każdym razie chyba lepsze niż alkohol?
– Z tego, co zrozumiałam, stosujesz i jedno, i drugie?
Charlie westchnęła i wyjrzała przez okno, śledząc wzrokiem przelatującego kosa.
– Nie mówię, że seks z nieznajomymi jest zły. Mówię tylko, że powinnaś się zastanowić, dlaczego to robisz. Jaki masz cel.
– Nie wystarczy, że poprawia mi to samopoczucie? Czy musi w tym być głębszy cel? Dlaczego nie można po prostu robić czegoś, dzięki czemu człowiek czuje się dobrze?
– Pewnie, że można. Ale to, co na chwilę poprawia twoje samopoczucie, niekoniecznie będzie tak działało na dłuższą metę.
Charlie skinęła głową. Smutne, ale prawdziwe.
– Chcę przez to powiedzieć, że zażywanie narkotyków poprawia samopoczucie narkomana – ciągnęła Eva – ale to nie znaczy, że…
– Tak, tak, rozumiem.
Charlie zaczynała żałować, że zażądała wykształconego psychologa. Łatwiej byłoby pogadać z uśmiechniętym life coachem, który podsunąłby jej nowe odmiany jogi i medytacji. Jeśli naprawdę miałaby uzyskać jakąś pomoc, musiałaby kopać głęboko, a nie wiedziała, czy ma na to siłę. Czuła się taka zmęczona.
– Wróćmy do twojej mamy – odezwała się Eva. – Jaka ona była?
– Była… inna.
Charlie spojrzała na zegar. Nie żeby to miało jakieś znaczenie, ile jeszcze zostało czasu, bo żeby opisać Betty, nie starczyłoby jej życia. Bo Betty była tak pełna sprzeczności i kontrastów, ciemności i światła, siły i bezsilności. Kiedy Charlie studiowała psychologię, próbowała znaleźć diagnozę pasującą do Betty, ale za każdym razem czuła, że to nie to. Tak jakby wszelkie ramy były za ciasne, jeśli chodziło o Betty Lager.