Читать книгу Obca - Lina Bengtsdotter - Страница 9
2
ОглавлениеDo porannej odprawy pozostało jeszcze pół godziny. Charlie nie musiała się spieszyć po wyjściu z gabinetu Evy.
Przestało padać i w powietrzu czuło się świeżość. Jesień była ulubioną porą roku Charlie. Czas zgnilizny, jak mawiała Betty. Betty, którą lęk dopadał już przed Świętym Janem, kiedy sypały się kwiaty czereśni. Jednak dla Charlie jesień oznaczała odrodzenie, obietnicę rutyny, porządku i spokoju. Uwielbiała zapach owoców dzikiej róży i nowych książek, wszystko to przywodziło jej na myśl początek szkoły po nieskończenie długich, nieprzewidywalnych wakacjach. Tej jesieni było jednak inaczej. Tak jakby Charlie tylko udawała, że interesuje się tym, co dzieje się wokół niej, że pracuje i uczestniczy w rozmowach, udawała, że żyje, a jednocześnie wszystko dookoła w pewien pełen sprzeczności sposób wydawało się wielkie i napawało lękiem. Kilka dni temu mało brakowało, a zawiesiłaby w oknie koc, żeby odciąć się od światła wpadającego przez szpary między listwami żaluzji. Przeraziło ją już samo to, że o tym pomyślała. Nie wolno jej było stać się jak Betty. Nigdy taka jak Betty.
Wyjęła telefon, żeby sprawdzić, czy Susanne oddzwoniła. Nie oddzwoniła. Po zamknięciu sprawy z Gullspång obiecały sobie utrzymywać kontakt i wkrótce znów się spotkać. Przez pierwsze tygodnie Susanne dzwoniła niemal każdego wieczoru podczas spaceru z psem. Rozmawiały o jej małżeństwie, w którym działo się gorzej niż kiedykolwiek, o tym wszystkim, co było nie do końca takie, jak sobie wyobrażały. Ale jakiś czas temu Susanne przestała odbierać telefony, a kiedy Charlie pytała, czy coś się stało, odpisywała krótko, że wszystko u niej okej, że po prostu ma dużo na głowie.
Charlie odczekała kilka sygnałów i rozłączyła się, gdy tylko odezwała się poczta głosowa. Susanne chciała, żeby zostawić ją w spokoju, i Charlie zamierzała to uszanować.
Kristina z recepcji wróciła z zagranicznych wakacji i choć tygodniami mówiła o tej podróży, Charlie zapomniała już, gdzie była. Teraz Kristina stała przy ekspresie do kawy w kuchni przylegającej do salki konferencyjnej i opowiadała, jak jej tam było cudownie, ciepły kraj, morze, basen, o wszystkim, co widziała. Uratowało jej to życie, bo w Szwecji nie było zbyt ciepło, jeśliby pominąć te upalne tygodnie w czerwcu, ale wtedy przecież była w pracy. Jednak potem… lato tak jakby nie mogło się rozkręcić.
Charlie próbowała przypomnieć sobie lato. Nie zastanawiała się nad pogodą. Te kilka razy, kiedy miała wolne po powrocie z Gullspång, spała przez większą część dnia.
Kristina powiedziała, że już tęskni do przyszłego lata.
– A ja nie – stwierdziła Charlie i wzięła sobie drożdżówkę z półmiska na stole.
– Żartujesz?
– Nie. Nie lubię ani lata, ani wolnego, ani świąt i takich tam. Nie lubię nawet podróżować – dodała.
Potem żałowała, bo wiedziała przecież dobrze, że omawianie własnych przyzwyczajeń z Kristiną to zwykła strata czasu. Dlaczego nigdy nie może utrzymać języka za zębami? Ile razy ugrzęzły w niekończących się dyskusjach na najbardziej błahe tematy tylko dlatego, że coś ją zirytowało albo po prostu znudziło? Z Kristiną rozmawiało się o przepisach, pogodzie i cenach mieszkań za metr kwadratowy. Konkretnie, prosto i normalnie.
– To właściwie godne ubolewania – stwierdziła Kristina – nie lubić lata.
– A co w tym godnego ubolewania? Mamy przecież więcej pór roku niż lato, więc o wiele smutniejsze jest życie tylko dla tej jednej. A jeśli człowiek miałby być smutny każdego pochmurnego dnia, to co? To wtedy ile zostanie mu dni na radość, jeśli to właśnie na niej najbardziej mu zależy?
Kristina spojrzała na nią pustym wzrokiem.
– Mój Boże – powiedziała po chwili. – Chyba nie musisz się zaraz złościć z tego powodu, że trochę narzekam na pogodę i porę roku.
– Nie złoszczę się, zareagowałam tylko na to, że twoim zdaniem jestem godna ubolewania.
– Nigdy nie powiedziałam, że jesteś godna ubolewania.
Do pokoju wszedł Hugo. Kristina się rozjaśniła.
– Widzę, że ktoś tu był w ciepłych krajach – odezwał się.
Uśmiechnął się do Kristiny i skinął Charlie głową.
Kristina zapomniała o Charlie i znowu zaczęła opowiadać o temperaturze, okolicach, wycieczkach. Potem nagle umilkła i pogratulowała Hugonowi, mówiąc, że jakiś ptaszek ćwierkał jej do ucha.
– Dziękuję – powiedział Hugo. – To naprawdę wspaniałe uczucie.
Zerknął w stronę Charlie.
– Słyszałaś, Charlie? – spytała Kristina. – Słyszałaś, że ktoś tu zostanie tatusiem?
– Nie, ale teraz słyszę. – Charlie odwróciła się w stronę Hugona i uśmiechnęła na tyle, na ile była w stanie. – Wspaniałe wieści. Cieszę się.
– Dziękuję – odparł Hugo, a na jego policzkach pojawił się i zniknął rumieniec.
„Przynajmniej ma na tyle rozumu, żeby się wstydzić – pomyślała Charlie. – Zawsze to coś”.
– A jak się czuje Anna? – pytała dalej Kristina, która bynajmniej nie wyczuła nastroju.
– Rzeczywiście czuła się kiepsko – odpowiedział Hugo. – Ale teraz jest lepiej, całe szczęście.
– Nie będzie cię na poniedziałkowej odprawie? – spytała zdziwiona Kristina, kiedy Charlie wstała i ruszyła do drzwi.
– Będę, ale zostały jeszcze całe trzy minuty.
Poszła do toalety i puściła na nadgarstki strumień lodowatej wody. Coś, czego nauczyła ją Betty. „Kiedy krew się w tobie gotuje, a czaszka płonie, najlepsza jest lodowata woda. Trzymaj nadgarstki tak, o właśnie, nie zabieraj ich, za chwilę nic nie będziesz czuć, jak po znieczuleniu. Wytrzymaj, kotku. Wytrzymaj. O tak, czujesz teraz? Czujesz, jak wszystko po prostu znika?”
Charlie zamknęła oczy, próbując sprawić, żeby wszystko zniknęło, nie myśleć o niczym, tylko biały pokój, biała podłoga, biały sufit, białe ściany bez okien. Ale twarz żony Hugona cały czas pojawiała się jej przed oczyma, jej dłonie na brzuchu, ręka Hugona troskliwie obejmująca jej ramiona, radość z dziecka.
Charlie uprawiała seks z Hugonem nie dalej jak miesiąc temu. Stał przy barze w jej ulubionym lokalu, stał i głupio się uśmiechał, udając, że znalazł się tam przypadkiem. Kiedy zaproponował jej drinka, powiedziała, że nie chce, że skończyli się widywać na gruncie prywatnym, ale on się upierał. Chyba mogli wypić po drinku i porozmawiać o tym, co było? Charlie w końcu się zgodziła, ale tylko na drinka, zastrzegła: żadnego gadania o tym, co było, bo nie miała ochoty roztrząsać ich romansu. Wiedziała już to, co powinna wiedzieć: że Hugo był tchórzliwym i fałszywym człowiekiem, mającym o sobie zbyt wygórowane mniemanie. Wiedziała, a jednak jej uczucia zdawały się to ignorować. Często słyszała, że jest racjonalna, ale kiedy w grę wchodził Hugo, jej intelekt był bez szans w starciu z pożądaniem. Jedyne, czego pragnęła, kiedy tak siedzieli, popijając każde swoje Long Island Iced Tea, to zabrać go do domu i uprawiać seks przez całą noc. I właśnie dlatego, po trzecim drinku, dokładnie tak zrobiła.
„Ciesz się, że on nie jest twój, Charline. Co byś zrobiła z takim facetem bez sumienia?”
Charlie otworzyła oczy. Nie chciała Hugona. Sądziła, że go chce, bo wmówiła sobie, że jest inny, że jest w nim jakaś głębia. A on jest tylko…
„A on jest tylko zwyczajnym mężczyzną, kochanie. Nie marnuj swojego czasu”.
Ktoś pociągnął za klamkę.
– Przepraszam. – Usłyszała głos Andersa. – Nie zauważyłem, że zamknięte.
Charlie zakręciła kurki. Przetarła oczy wilgotnymi palcami, osuszyła dłonie papierem toaletowym i wyszła.
– Wszystko w porządku? – spytał Anders.
– Tak. To tylko lekkie przeziębienie.
– Co powiesz na spotkanie dziś wieczorem? Już sto lat razem nie wychodziliśmy.
– Osiem miesięcy.
– Naprawdę tak dawno? – Anders zmarszczył czoło, jakby nie do końca mógł w to uwierzyć. – Chyba rzeczywiście masz rację. Ostatni miesiąc przed urodzeniem się Sama przesiedziałem w domu, a potem… Od tego czasu ani razu nie wyszedłem na miasto.
– Maria cię nie puści – powiedziała z uśmiechem Charlie.
– Wyobraź sobie, że mam wolną wolę.
– Chyba że tak. W takim razie wyskoczymy gdzieś po pracy.
– Zadzwonię tylko do Marii i się upewnię – rzucił Anders.
– Świetnie. Temat jest otwarty.