Читать книгу Smak prawdy - Lindberg Hanna - Страница 12

8 Środa, 12 września

Оглавление

Ranek

– To poważna sprawa. Muszę porozmawiać z prowadzącym śledztwo – upierała się Solveig.

Umundurowany mężczyzna w recepcji komendy policji na Norrmalm obrzucił ją wzrokiem, który mówił, że nie takie rzeczy już słyszał. Dzieląca ich szyba przypominała gruby mur nie do przebycia.

– Jak już pani mówiłem, wszyscy prowadzący śledztwo są w tej chwili zajęci. Spisałem pani dane i odezwiemy się, jeśli będzie taka potrzeba – powiedział.

Solveig było coraz trudniej zachować spokój. Czym niby byli tacy zajęci? Jedzeniem lunchu? Z całych sił starała się nie podnosić głosu.

– Ktoś próbował zabić moją koleżankę, a ja byłam tam, kiedy to się stało.

Vanja przez wiele tygodni pracowała nad jakąś dużą sprawą. Solveig nie umiała powiedzieć, o co dokładnie chodziło, ale nie miała najmniejszych wątpliwości, że jej szefowa wpadła na ślad jakigoś bardzo drażliwego tematu. Czegoś, co za żadne skarby świata nie mogło wypłynąć. Skrywanych informacji, dla których ochrony ktoś był gotów zabić. Dziewięć minut przed starzałem Vanja zalogowała się i wyłączyła stronę. Było to coś nadzwyczajnego. Solveig rozważyła wszystkie możliwości i nie widziała innego wytłumaczenia. Vanja musiała wiedzieć, że jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Solveig poczuła na plecach rękę. Rękę, która próbowała odciągnąć ją na bok.

Ręka należała do Jensa, jej chłopaka.

– Chodź, kochanie, lepiej będzie, jak pojedziemy już do domu – powiedział.

Solveig wyzwoliła się z jego objęcia i zdjęła czarny płaszcz. Nie miała najmniejszego zamiaru nigdzie się stąd ruszać, dopóki nie porozmawia z tymi, którzy zajmowali się śledztwem. Nawet jeśli nie wiedziała dokładnie, nad czym pracowała Vanja, policja powinna już teraz dowiedzieć się niektórych rzeczy. Tego na przykład, że nie znajdą nic ciekawego, przeszukując laptop Vanji. Redaktor naczelna była niezmordowana w kwestiach bezpieczeństwa i szyfrowała wszystko na wypadek, gdyby z jakiegoś powodu została pozbawiona komputera. Takie postępowanie chroniło nie tylko jej źródła, lecz także tych, którzy nie życzyli jej zbyt dobrze.

– Nigdzie nie jadę, póki nie złożę zeznań.

Solveig wyjęła telefon, żeby sprawdzić, o czym donosiły duże serwisy informacyjne. Nie minęły jeszcze dwie doby od postrzelenia, a wiadomość już poszybowała w dół na ich stronach.

Nieznany sprawca poszukiwany po dramatycznej strzelaninie

Policja: motyw związany z restauracją niejasny i niewiele śladów

Stan postrzelonej pięćdziesięcioczterolatki nadal poważny

Wciąż jeszcze nie podawano nazwiska Vanji. A policja, sądząc po tym, co pisano w mediach, miała niewiele punktów zaczepienia. I mimo wszystko nie wydawała się zainteresowana wysłuchaniem tego, co ona miała im do powiedzenia.

– Tutaj nie może pani stać – powiedział policjant i wskazał jej drewnianą ławkę w kształcie okręgu przy wejściu.

Zanim Solveig zdążyła zaprotestować, Jens odciągnął ją już na bok. Widziała, że prowadzi ją do wyjścia; wtem dostrzegła stojący w rogu automat z kawą i przekąskami. Poprowadziła go w tamtą stronę. Kiedy studiowała babeczki, paczki słodyczy i kilka obowiązkowych pożółkłych jabłek, usłyszała, jak Jens zrezygnowany opadł na ławkę.

Czytnik kart był popsuty.

Solveig pogrzebała w torebce i znalazła banknot o nominale dwudziestu koron. Włożyła go do automatu i miała zamiar nacisnąć ekstra mocną kawę, ale zmieniła zdanie na widok kulek czekoladowych, które często kupowała na długie wieczory dla Jensa, kiedy zaczęli się spotykać, a on dostał pracę w biurze i zmagał się ze swoimi szkicami.

Cały jej organizm głośno domagał się kawy, ale jej chłopak bardziej potrzebował czegoś na zachętę. Solveig podeszła do ławki z rękami za sobą.

– Ence-pence, w której ręce? – zapytała.

Jens popatrzył na nią z miną świadczącą o tym, że nie jest zainteresowany zabawą.

Kiedy pokazała mu kulkę czekoladową, pokręcił głową.

– O Boże – powiedział Jens. – Jesteś dziennikarką kulinarną, powinnaś wiedzieć, co mają w środku.

Zaśmiał się.

– Kto jeszcze coś takiego kupuje?

Solveig położyła czekoladową kulkę na ławce i usiadła koło Jensa. Poczuła perfumy, których niedawno zaczął używać. Pachniały korzennie, trochę żywicą. Przyglądała mu się chwilę. Miłe oczy, bródka, włosy, które przeważnie były nieco potargane, ale teraz zostały idealnie zaczesane z przedziałkiem po boku. Nawet ubranie, ciemnoniebieska marynarka na jaśniejszej dżinsowej koszuli, było starannie dobrane. Jens był przystojny. Ale był też obcy. Był kimś, kto znajdował się blisko, ale mimo wszystko żył w swoim świecie. W świecie stylowych dyrektorów kreatywnych i błyskotliwych ludzi z branży reklamowej. Gdzie mieszkania urządzano wyszukanymi antykami, a ubrania zawsze idealnie leżały w ramionach i w talii, i gdzie należało mieć jakieś hobby. Przyjaciele Jensa piekli chleb na zakwasie. On sam warzył piwo. Był to świat, w którym Solveig nigdy nie czuła się na miejscu.

– Jesteś jakaś taka pobudzona – powiedział Jens. – Musisz trochę odsapnąć.

– Nie teraz – odparła.

– Martwię się o ciebie.

– Karmiłeś Jussiego?

Cisza.

Solveig miała nadzieję, że Ali i Sebastian – para z parteru mieszkająca po drugiej stronie podwórza – byli w domu. Odkąd zamontowała lufcik dla kota, Jussi podbił serca sąsiadów.

– To wszystko mogło się bardzo źle skończyć – powiedział Jens po chwili. – Jest cała masa ludzi, którzy mogą…

Solveig pokręciła głową. To nie był czyn popełniony przez szaleńca.

– Vanja miała zdemaskować jakąś dużą aferę – odparła. – Ten, kto się do tego posunął, dobrze wiedział, co robi.

– Kochanie, ja…

Znowu popędliwie odtrąciła rękę Jensa. Podniosła się, wróciła do recepcji i demonstracyjne uniosła telefon, pokazując go mężczyźnie za szybą.

– Proszę tu popatrzeć i samemu przeczytać. Nie macie żadnych śladów. A ja siedzę tutaj z ważnymi informacjami. Chciałabym, żeby przynajmniej zadzwonił pan do któregoś ze śledczych.

– Oczywiście.

Nie zmieniając wyrazu twarzy, policjant podniósł słuchawkę i wybrał numer. Potem zamknął Solveig okienko przed nosem, tak że nie było słychać nawet szmeru prowadzonej przez niego rozmowy. Odwróciła wzrok w stronę zamykanych drzwi, które prowadziły dalej do budynku. Gdzieś tam na górze jej dawna najlepsza przyjaciółka Fatima Niemi miała swój pokój. Wiosną ukończyła szkołę policyjną i teraz była już prawdziwą policjantką. Tę garstkę informacji o tym, co dzieje się w życiu Fatimy, Solveig wyczytała na Twitterze. Nie było tego dużo. Fatima twittowała bezosobowo o statystykach przestępstw i państwowych raportach albo retwittowała to, co napisał jej szef.

Z recepcji dobiegło ją nieprzyjemne skrzypnięcie.

Okienko się otworzyło.

– Przekazałem pani wiadomość – powiedział policjant.

– Ale przecież nie… – zaczęła Solveig.

– Odezwiemy się, jeśli uznamy to za interesujące.

Solveig czuła, że za chwilę pęknie. Nic nie znajdą w komputerze Vanji. Muszą jej wysłuchać.

– Ja… ja…

Głos uwiązł jej w gardle.

Jens powiedział cicho, że najlepiej będzie, jak już stąd pójdą. Że samochód stoi na ulicy i minął czas opłaconego parkowania.

– Muszę uzupełnić swoje zeznania – powiedziała Solveig.

Policjant popatrzył niemal ze współczuciem na Jensa, a potem na nią.

– Czy pani nie rozumie? Z punktu widzenia śledztwa jest to nieistotne.

Smak prawdy

Подняться наверх