Читать книгу Szukaj mnie - Lisa Gardner - Страница 12
ОглавлениеRozdział 6
Imię i nazwisko: Roxanna Baez
Klasa: 11
Nauczyciel: p. Chula
Kategoria: Esej autobiograficzny
Jak wygląda idealna rodzina? Część I
Gdy tylko przyjeżdżają gliny, mój braciszek ucieka i chowa się pod łóżkiem. Jest z nimi jakaś pani. Przyjechała swoim samochodem, małym i skromnym. Widzieliśmy ją już. Podchodzi do drzwi pierwsza i mocno puka.
– Nie otwieraj! – mówi moja młodsza siostra. Ma osiem lat. Jest prawie mojego wzrostu, ma długie ciemne włosy i wielkie ciemne oczy. Jak lalka. Czasem, gdy idzie ze mną do sklepu na rogu, dorośli mężczyźni gapią się na nią. Teraz już nie zabieram jej ze sobą tak często.
Ja takich problemów nie mam.
Kobieta znowu puka. Ma ładne czarne spodnie i fioletową bluzkę. Fajne ciuchy, jak mi się wydaje. Ale nie pasują do jej twarzy, która jest cała spięta. I nieładna.
Była u nas już dwa razy. Raczej nie lubi dzieci. Może jak się ma taką pracę, to inaczej się nie da.
– Cii... – mówi Lola. – Udawajmy, że nas nie ma!
Jestem starsza i mądrzejsza, więc wiem, że nic z tego. Ta kobieta wejdzie do środka. Zawsze tak robi. A teraz jeszcze ci policjanci, którzy stoją za nią i czekają...
Mam jedenaście lat. Jestem najstarsza i takie sprawy to moja odpowiedzialność. Powoli otwieram drzwi. Patrzymy na siebie z tą kobietą.
– To nie twoja wina – mówi, a potem wpycha się obok mnie do wnętrza mieszkania.
Staram się sprzątać. Robić zakupy, przygotowywać posiłki, prać ubrania. Ale ten ostatni okres... Trwał dłużej niż zwykle. Opróżniłam portfel matki, potem sprawdziłam zamrażarkę, a na końcu zaskórniaki, które ukrywała pod materacem, sądząc, że o nich nie wiem. Tyle że ona pierwsza chyba dobrała się do tych pieniędzy.
Myślę, że zużyła te ostatnie parę dolarów na butelki z tequilą, które teraz walają się puste po podłodze.
I dlatego ta paniusia zapukała do drzwi.
Rozgląda się. Wiem, że widzi wszystko. Ostatnim razem pytała mnie o pustą lodówkę, brudne naczynia w zlewie i śmierdzącą łazienkę. Tyle pytań. Starałam się, jak mogłam. Jestem najstarsza. To moje zadanie. Starałam się, starałam się, starałam się.
Potem matka na mnie wrzeszczała. Wściekała się, płakała.
– Zabiorą was! – wołała. – Nie rozumiesz? Zabiorą mi was!
Mój braciszek tak się zdenerwował, że musiałam z nim spać tamtej nocy. Zwinęliśmy się we dwójkę na kanapie. A Lola na podłodze. Matka zasnęła na łóżku.
– Ale ja nie chcę, żeby mnie zabrali – szlochał Manny.
– Już dobrze – mówiłam mu wtedy. – Jesteśmy rodziną. Nikt nas nie rozdzieli.
Jestem najstarsza, a to znaczy, że to ja wiem najlepiej, jak kłamać.
– Gdzie wasza mama? – pyta mnie teraz kobieta z grymasem na twarzy.
– Właśnie wyszła – odpowiadam grzecznie. Lola obok mnie kiwa głową. Może ma tylko osiem lat, ale obie słyszałyśmy już to pytanie.
Z głębi holu dochodzi płacz. Biedny Manny chowa się pod łóżkiem przed potworem z wykrzywioną twarzą.
Kobieta zerka w stronę sypialni.
– Wasz brat? – pyta.
– Jest mały. Boi się takich wizyt.
– Jestem tu, by go chronić.
Nic nie odpowiadam. Wcześniej też mi to mówiła. Powiedzmy, że mamy na ten temat różne opinie.
– Czy wasza mama jest w łazience?
– Wyszła.
– Roxy, ja wiem, że jest w domu. Aż tutaj czuć alkohol.
Odwracam wzrok. Umiem załatwić wiele spraw. Umiem zrobić wiele rzeczy. Posprzątać, zorganizować to czy tamto. Manny, pora na kąpiel! Lola, załóż czyste ubranie! Chodźcie, czas do szkoły! Ale są sprawy, nad którymi nie panuję. Jak moja matka, za każdym razem, gdy wyjękuje imię Hectora i sięga po kolejną butelkę wódki.
– To nie jest zdrowe otoczenie – mówi kobieta.
Lola i ja wbijamy wzrok w podłogę.
– Przykro mi, Roxy, wiem, że się starasz. Że o wszystko dbasz. Ale musisz mi zaufać. W dłuższej perspektywie tak będzie dla was lepiej.
I wtedy do domu wchodzi policja. Przepychają się obok mnie i Loli. Idą w głąb korytarza.
Krzyk. Jęk. Nie wiem, co robić. Słyszę moją matkę, pijaną, złą, jąkającą się.
– Ani się... Zabierajcie łapska... Cholera... Skurwysyny... Hej. Stój. Cholera...
A potem kolejne krzyki, teraz na poważnie, i głośne przekleństwo.
Manny wybiega przez drzwi. Ledwo spostrzegam krew na jego wardze – przygryza ją w stresie – bo natychmiast wpada mi w ramiona. Chwytam go, unoszę, choć ma już cztery lata i trochę jest na to za duży. Mocno się we mnie wczepia. Ja też przytulam go z całej siły. A potem Lola się do nas przyłącza.
Czuję zapach mojego małego braciszka. Pot, łzy, herbatniki w kształcie rybek. Tylko to mogłam mu dać na lunch. I czuję Lolę, jej silne, zbyt szczupłe ramiona, które mocno mnie ściskają. Chcę zamknąć oczy. Chcę zatrzymać tę chwilę. Ja, mój brat, moja siostra. Tyle razy obiecywałam im w nocy, że o nich zadbam. Tyle razy mówiłam im rano, że wszystko będzie dobrze.
Już nie wiem, co mówić. Nie wiem, co robić.
Kobieta wpatruje się we mnie.
– To nie twoja wina – powtarza.
Ale ja jej nie wierzę i ona o tym wie.
Wyciągają mamę z pokoju. Policjant wymienia stawiane jej zarzuty. Naruszenie tego, niedopełnienie tamtego. Mama przeklina i rzuca brzydkimi wyrazami, ma na sobie tylko zażółcony T-shirt. Odwraca się i wymiotuje. Dwoje policjantów odskakuje. Matka dostrzega szansę i rusza pędem ku drzwiom. Od wolności dzieli ją tylko nieruchoma kolumna złożona z trójki jej dzieci, wciąż ze sobą splątanych.
W ostatniej chwili nasze spojrzenia się spotykają. Patrzy na mnie. Dzikim, szalonym wzrokiem. Przez ułamek sekundy wydaje mi się, że mnie dostrzega. Że naprawdę mnie widzi. Bo w jej oczach pojawia się smutek. A twarz pochmurnieje.
Ale potem wpada na nas i przewraca. Odpycha kobietę o wykrzywionej twarzy i dopada drzwi.
Właśnie je otwiera, gdy na ganku pojawia się kolejny glina i zagradza jej drogę. Matka wrzeszczy. Zablokowana, wkurzona, wściekła. Znowu wymiotuje.
Manny szlocha głośno i wtula buzię w moje ramię. Policjant chwyta mamę za rękę. Przeciąga ją przez kałużę wymiocin, dalej od ganku, dalej od domu. Zabiera ją. I moja matka, która kiedyś czytała nam bajki i śpiewała piosenki, i robiła nam wymyślne tacos, znika.
Gliniarze, którzy zostali, przeklinają pod nosem. Policjantka ma rzygi na butach.
– Musicie pójść ze mną – mówi kobieta.
Wszyscy troje podnosimy wzrok. Ale nie ruszamy się z miejsca.
– Przykro mi. Próbowałam wszystkiego... – Głos kobiety lekko się załamuje. – Ale bardzo trudno jest znaleźć jeden dom, który mógłby przyjąć troje dzieci – kończy. – Wy dwie możecie być razem. – Patrzy na mnie i Lolę. – Manny będzie miał inną rodzinę zastępczą.
Dopiero po chwili dociera do mnie, co powiedziała. Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła. A potem czuję już tylko zimno. Ja nie... Nie mogę... Przyciskam Manny’ego mocniej, a Lola obejmuje nas oboje.
Kobieta wyciąga rękę. Czeka.
Nie poruszamy się. Nie jesteśmy w stanie.
Policjant podchodzi z wahaniem.
– Ci... – mówi. I wyciąga ręce, żeby zabrać mojego brata.
Jak wygląda idealna rodzina? Nazywam się Roxanna Baez. Mam szesnaście lat i gdy nauczycielka po raz pierwszy zadała to pytanie, omal się nie roześmiałam. Nie ma czegoś takiego, pomyślałam. Równie dobrze można by kazać licealistom napisać o Wróżce Zębuszce albo o Świętym Mikołaju.
Ale później sporo się nad tym zastanawiałam. Myślę, że idealna rodzina to nie przypadek. Trzeba ją stworzyć. Przez błędy. Żal. Poprawę. Trzeba nad nią pracować.
To jest moja rodzinna historia. Ciąg dalszy nastąpi.