Читать книгу Szukaj mnie - Lisa Gardner - Страница 9
ОглавлениеRozdział 3
D.D. miała mnóstwo do zrobienia i trzeba to było zrobić szybko. Najpierw wyjęła komórkę i zadzwoniła do swojego szefa, zastępcy kierownika wydziału zabójstw Cala Horgana. Opisała mu sytuację.
– Trzeba ogłosić child alert. Minęło dziewięćdziesiąt minut, odkąd usłyszano strzały, a nadal nie ma śladu po szesnastoletniej córce Roxannie Baez ani po należących do rodziny psach.
– Psach? – przerwał Horgan.
– Dwa spaniele bretońskie, oba ślepe. Wabią się Blaze i Rosie. Powinniśmy podać też te szczegóły mediom. Niektórzy mogą nie chcieć wtrącać się w sprawę zaginionej nastolatki. Ale dwa starsze psy...
– Mają czipy? – zapytał Horgan.
– Nie wiadomo. Detektyw Manley przegląda rachunki z kart kredytowych, czy nie ma tam płatności dla lokalnego weterynarza. Przejrzy też odpowiednie dokumenty, zobaczy, czego można się dowiedzieć o czipach, o temperamencie i szczególnych potrzebach tych psów. Jeśli dziewczyna uciekła, to może zabrała psy ze sobą, a wtedy łatwiej byłoby ich wszystkich namierzyć. Ale możliwe, że psy wystraszyły się wystrzałów i chowają się teraz gdzieś pod czyimś gankiem.
– A sąsiedzi?
– Piesze patrole krążą w promieniu półtora kilometra, szukając śladów dziewczyny lub psów. Natomiast detektywi chodzą od drzwi do drzwi, żądając, żeby ich wpuścić, i odnotowują każdego, kto wymaga sprawdzenia.
– Dacie radę sami to ogarnąć?
– Najprawdopodobniej tak.
– Kontaktowałaś się już z Laskinem? – Horgan zmienił temat. Chip Laskin był oficerem do spraw kontaktów z mediami bostońskiej policji. Zapowiadał mu się bardzo ciężki dzień.
– Zaraz zadzwonię – zapewniła go D.D. – Phil wysłał zgłoszenie o zaginionej nastolatce, gdy tylko znalazł się na miejscu, więc lokalne media mają jej rysopis. Chip powinien pokazać jej zdjęcie i zdjęcie psów w telewizji stanowej i ogólnokrajowej i oczywiście zadziałać w internecie.
W ostatnich latach bostońska policja dołączyła do reszty świata i zaczęła używać mediów społecznościowych. Miała swój profil na Facebooku, konto na Twitterze i własną stronę internetową z aktualnościami BPDNews.com. I, co zaskakujące, to chyba działało. Po umieszczeniu ziarnistego czarno-białego zapisu włamania z kamery monitoringu w ciągu pół godziny na stronie BPD pojawiły się trzy lub cztery wiadomości z nazwiskiem podejrzanego. Po co wysyłać detektywów do ludzi mieszkających w sąsiedztwie, skoro oficer do spraw kontaktów z mediami mógł przekazać tę samą informację bezpośrednio do wszystkich domów w okolicy w ułamku sekundy i minimalnym nakładem pracy? D.D. podejrzewała, że są o krok od rzeczywistości RoboCopa.
Ale ten dzień jeszcze nie nadszedł, więc nadal miała co robić.
– W domu znaleźliśmy dwa komputery i cztery komórki. Phil zajmuje się teraz Facebookiem i domaga się dostępu do konta matki. Potem skontaktuje się z Apple’em.
Facebook w awaryjnych sytuacjach udostępniał policji profile poszczególnych osób, jeśli tylko przedstawiono oficjalne oświadczenie, że w ciągu dwudziestu czterech godzin dostarczony zostanie nakaz. To było bardzo wygodne w czasach, gdy motyw przestępstwa albo nawet samego podejrzanego można znaleźć dzięki jednemu wpisowi na fejsie.
Z Apple’em było trudniej. Lokalny operator mógł udostępnić SMS-y i pocztę głosową z komórek rodziny, ale te dane nie obejmowały iMessages – czyli wiadomości przesyłanych z jednego urządzenia Apple’a na inne. Biorąc pod uwagę, ilu ludzi ma iPhone’y, oznaczało to brak mnóstwa wiadomości. Zapobiegliwi detektywi od razu zaczynali papierkową robotę, jeśli potrzebowali informacji od Apple’a, zwłaszcza w pilnych sytuacjach, takich jak zaginięcie dziecka.
– Jacyś krewni, wścibscy sąsiedzi? – zapytał Horgan.
– Pracujemy nad tym. Poprosiłam detektyw Manley, żeby skontaktowała się ze szkołą dziewczyny, gdy tylko skończy z szukaniem informacji od weterynarza. Jeśli dopisze nam szczęście, poszukiwania Phila w mediach społecznościowych i kontakt Carol ze szkołą dadzą nam jakieś powtarzające się nazwiska, czyli krąg bliskich znajomych Roxanny. I do nich uderzymy w pierwszej kolejności.
– Nie zapominajcie o wrogach – poradził Horgan. – Przyjaciele się nawzajem kryją. A jakieś podłe dziewuszysko wyciągnie na Snapchacie wszystkie brudy. A właśnie takiej informacji potrzebujemy.
– Tak, tak, przyjaciele, wrogowie, rozumiem.
– Kuzynki – kontynuował Cal. – Zwłaszcza w jej wieku. Ciotki i wujowie mogą uważać, że powinni chronić siostrzenicę lub bratanicę. Kuzyni są zwykle bardziej sprzedajni.
– Wow, nigdy bym nie pomyślała, że się ucieszę, że żadnych nie mam.
– Tło rodzinne?
– Matka, Juanita, była alkoholiczka, pracowała jako pielęgniarka. Jej partner, Charlie, to drobny przedsiębiorca budowlany, który nie miał na koncie nawet mandatu za nadmierną prędkość. Żadnych śladów narkotyków czy ryzykownego stylu życia. Sama nie wiem. W tym momencie... wyglądają jak zwykła rodzina. Jej dzieci, jego psy. Ciężka praca dziś i nadzieja na lepsze jutro.
– Każda rodzina ma swoje sekrety – oznajmił Horgan. – Dlatego tak dużo nam płacą.
– Zaraz, ty niby dużo płacisz? Bo jak ostatnio widziałam swój czek...
Dokończyli z Horganem omawianie szczegółów. Na temat grupy zadaniowej, która zostanie powołana. Na temat gorącej linii, którą trzeba będzie uruchomić, żeby zapanować nad powodzią zgłoszeń po child alercie. Na temat konferencji prasowej, na której wystąpi Horgan razem z oficerem do spraw kontaktów z mediami Chipem Laskinem, bo D.D. z pewnością nie znajdzie na to czasu. Na temat zaangażowania większych sił. Bo ktoś musi zająć się transportem publicznym, biorąc pod uwagę liczbę linii autobusowych i przystanków tramwajowych w pobliżu domu Baezów. Detektywi powinni zajrzeć do okolicznych sklepów i domów, żeby sprawdzić kamery monitoringu. Gdyby natrafili na obraz Roxanny Baez przechodzącej z psami obok bankomatu albo uciekającej przecznicą przed obcym mężczyzną, albo chichoczącej z grupką przyjaciółek na przystanku...
Mnóstwo możliwych tropów, mnóstwo ścieżek do zbadania w tak gęsto zamieszkanej okolicy jak Brighton. D.D. nie potrzebowała więcej pomysłów na to, gdzie szukać zaginionej nastolatki. Potrzebowała, żeby doba miała więcej godzin.
Zakończyła rozmowę. I wróciła do pracy.
Kilka minut później musiała przerwać, choć wcale nie było jej to na rękę.
– Manny! Mój syn, mój syn! Manny, gdzie jest Manny? Co się stało z moim synem? Maaaannnyyy!
D.D. dotarła do drzwi frontowych akurat w chwili, by zobaczyć, jak duży mężczyzna z ciemnymi włosami i groźną blizną na lewym policzku mija dwóch zbliżających się policjantów i wpada na funkcjonariusza notującego każde wejście na miejsce zbrodni. Obaj runęli na ziemię, a dwaj policjanci ruszyli, by im pomóc.
Z sąsiedztwa dobiegły kolejne krzyki, wrzaski i wołania.
– Hector, uspokój się!
– Nie róbcie mu krzywdy!
– Hej, to tata Manny’ego. Puśćcie go. On tylko chce zapytać o swoje dziecko.
D.D. przystąpiła do działania. Może nie wyglądała imponująco, bo miała ten rodzaj szybkiego metabolizmu, który sprawiał, że była umięśniona w lepszych okresach, lecz wychudzona w tych słabszych, ale była matką. Z doświadczenia wiedziała, że każdy, nawet przerośnięty brutal, od maleńkości był uczony, by słuchać matki.
Chwyciła wielkoluda za ucho i wyciągnęła go ze stosu splątanych ciał.
– Jak się pan nazywa?
– Manny! – zawołał mężczyzna z obłędem w oczach. – Mój syn! Pani Sanchez zadzwoniła. Powiedziała o strzałach. Powiedziała, że oni nie żyją. Manny!
– Nazwisko. Jak się pan nazywa?
– Hector Alvalos! – zawołał jeden z sąsiadów, a olbrzym energicznie pokiwał głową.
– Jest pan ojcem Manny’ego? Znał pan Juanitę Baez?
– Mój syn!
– Okej, okej. Chodźmy porozmawiać w jakieś spokojniejsze miejsce.
D.D. spojrzała na funkcjonariusza prowadzącego spis osób wchodzących na miejsce zbrodni, który wstał już z ziemi i właśnie się otrzepywał. Czujnie obserwował Hectora Alvalosa, ale wyglądało na to, że nic mu nie jest. W tych okolicznościach miał prawo wnieść oskarżenie. Kiwnął jedynie głową w kierunku tyłu posesji, który oferował D.D. najlepsze miejsce na rozmowę, bez gapiów z sąsiedztwa i zajętych pracą techników policyjnych.
D.D. zaprowadziła Hectora na tył domu, trzymając mocno jego umięśnione ramię. Poczuła, jak mężczyzna ściąga ramiona, żeby zmieścić się w wąskiej przestrzeni oddzielającej dom przedsiębiorcy budowlanego od sąsiednich, większych budynków. Zatrzymała się w ogródku wielkości znaczka pocztowego i po raz pierwszy zauważyła rabatkę, porośniętą teraz, późną jesienią, resztkami ziół i pomidorów. Phil stał już na tylnej werandzie, tuż obok dwóch metalowych misek dla psów, i czekał na nich.
– Proszę powtórzyć swoje nazwisko – zażądała stanowczo D.D. Hector wydawał się spokojniejszy. Wziął kilka głębokich wdechów, gdy Phil włączył dyktafon.
– Hector Alvalos – burknął.
– Co łączy pana z rodziną Baezów?
– Kiedyś byłem z Juanitą. Manny to mój syn.
– Proszę zacząć od początku, panie Alvalos. Proszę nam wszystko opowiedzieć.
Okazało się, że Hector jest barmanem. Poznał Juanitę dziesięć lat temu w popularnym lokalnym barze. Spotkali się kilka razy, a potem zamieszkali razem, gdy Juanita odkryła, że jest w ciąży z Mannym. To od samego początku był burzliwy związek. Rodzina, która wkrótce miała liczyć pięć osób, mieszkała w dwupokojowym lokum. Dziewczynki spały w salonie. Juanita w zaawansowanej ciąży i Hektor wcisnęli się do jedynej sypialni.
Atmosfera była napięta. Ich głównym hobby była tequila. Co prowadziło do kłótni, a potem łez, kolejnych kłótni i kolejnych łez.
– Oboje piliśmy za dużo – powiedział przygnębionym tonem Hector. – To nie było dobre. Teraz to wiem.
– Co się stało? – zapytała D.D.
Wielkolud wzruszył ramionami. Miał na sobie dżinsy oraz czerwoną flanelową koszulę w kratę, a pod nią poplamiony T-shirt. D.D. odniosła wrażenie, że dopiero co zwlókł się z łóżka. Jeśli nadal pracował nocami jako barman, to rzeczywiście mogło tak być.
– Manny się urodził. Zrobiło się jeszcze ciaśniej. I jeszcze mniej snu. Juanita... ona ciągle była zła. Niczym nie byłem w stanie jej dogodzić. Zacząłem więcej pracować. I więcej pić. A potem, pięć lat temu... Nie mogłem już tego znieść. Bardzo się pokłóciliśmy. Juanita wrzeszczała. Dzieciaki wrzeszczały. I walnąłem w ścianę. Dosłownie przebiłem ją pięścią. – Hektor potarł sobie kłykcie na to wspomnienie. – Wiedziałem, że źle zrobiłem. Widziałem to na twarzy mojego syna. Bał się mnie. Wyniosłem się. Zbiegłem po schodach i ruszyłem przed siebie.
D.D. czekała.
– Potem się dowiedziałem, że... Juanita mocno to przeżyła. Więcej piła. To był dramat. Wezwano pomoc społeczną, ale nie jestem pewien, co się wydarzyło. Wyjechałem z miasta, a Manny niewiele pamięta. Juanita straciła prawo do opieki nad dziećmi. Sąd kazał jej chodzić na terapię i spotkania AA. A potem odzyskała dzieci...
– Straciła dzieci – przerwała mu D.D.
– Tak. Juanita obwinia mnie za alkohol, za wszystkie swoje problemy. A to nie fair. Piła dużo wcześniej, niż się poznaliśmy. Ale we dwoje... byliśmy totalnie loco. Lepiej nam jest oddzielnie. Ona teraz nie pije i chodzi co tydzień na AA. Tak mi mówił Manny. A ja też się pozbierałem. Dla Manny’ego. To mój chłopak. Zabieram go gdzieś co niedzielę i to jest wtedy nasz dzień. Może ja i Juanita mamy w sobie diabła, ale Manny... jest idealny. Pod każdym względem. Perfecto.
D.D. pokiwała głową. Cały czas zaciskała dłoń na ramieniu Hectora. Teraz ją zabrała. Ale patrzyła mu w oczy i mówiła spokojnym tonem.
– Twierdzi pan, że Juanita była alkoholiczką, gdy się poznaliście. Ale teraz nie pije?
– Tak.
– A ten jej nowy facet, Charlie Boyd?
– Hm... Poznali się z rok temu. Juanita jest pielęgniarką w Świętej Elżbiecie. Charlie przyszedł tam, żeby mu założyli jakieś szwy. Zranił się w pracy.
– Jest budowlańcem?
– Tak.
– Lubi go pan? Dogadujecie się?
Hector wzruszył ramionami.
– Manny go lubi. Pomaga Charliemu remontować ten dom. Chętnie to robi, czegoś się uczy. To mi się podoba. Może Manny też zostanie budowlańcem. Lepiej się zarabia niż jako barman.
– Wygląda na to, że Charlie spędza sporo czasu z pańskim synem.
Hector zesztywniał, ale nie chwycił przynęty.
– Charlie mnie nie lubi. Jak już mówiłem, Juanita obwinia mnie o swój nałóg, więc Charlie tak samo. Ale trochę rozpytywałem. Charlie też nie jest idealny. Kiedyś bardzo lubił piwo. Manny twierdzi, że teraz wszystko jest w porządku. Charlie rzucił picie dla Juanity, czasem nawet chodzi z nią na mityngi. Żyją spokojniej. A Juanita jest... szczęśliwsza. To dobrze. Kiedyś ją kochałem. Jest matką mojego syna. Chcę, żeby była szczęśliwa.
– A dziewczynki? – zapytała D.D. – Roxanna i Lola? Kto jest ich ojcem?
– Nie wiem. Juanita nigdy o tym nie mówiła.
– To jeden człowiek? Czy mają dwóch różnych ojców?
– Dwóch różnych. Ale nie z okolicy. Mówiłem już, że Juanita mocno popijała, zanim się poznaliśmy.
– Co może nam pan powiedzieć o dziewczynkach? Dogadują się? Lubią Manny’ego?
– Roxanna i Lola? Tak, oczywiście. Manny to ich mały braciszek. Kochają go. Może trochę rozpieszczają. To nawet dobrze, że Juanita wprowadziła się do Charliego. Bo tak to dorastałby z samymi babami.
– Roxy ma szesnaście lat. Jest ładna?
Hector wzruszył ramionami.
– Pewnie – powiedział w taki sposób, że D.D. uznała to za wyraz grzeczności. – Ale, cóż, nie tak jak jej matka i siostra. Juanita, muy guapa! A Lola... wdała się w matkę. Trudny charakter.
Innymi słowy, pomyślała D.D., Roxanna to w tej rodzinie brzydkie kaczątko. Ciekawe.
– Interesuje się chłopcami?
– Roxanna? Nie! Roxy jest cicha i nieśmiała. Dużo czyta i poważnie traktuje naukę. Gdy mieszkaliśmy z Juanitą... Roxy karmiła rodzeństwo, ubierała je, często odprowadzała do szkoły... Bardzo dobrze się nimi opiekowała.
– Czyli Roxy jest odpowiedzialna?
– Tak.
– Ma pracę?
– Nie wydaje mi się.
– Lubi psy? Może to ona je wyprowadza na spacery?
– Blaze’a i Rosie? Manny je uwielbia. Charlie uratował je od jakiegoś pseudohodowcy. Dzieciaki, nawet zanim polubiły Charliego, pokochały jego psy. Roxy i Manny często chodzą z nimi razem na spacer. Manny mówi, że są bardzo grzeczne. Jak były szczeniakami, to nie wypuszczano ich w ogóle na zewnątrz, więc teraz lubią siedzieć na werandzie na tyłach domu i wygrzewać się na słońcu. W czasie spaceru posłusznie truchtają, nawet nie widać, że są ślepe.
– Psy spędzają większość czasu na zewnątrz?
– Jak jest ładna pogoda, to tak.
D.D. spojrzała w jaskrawo niebieskie niebo i uznała, że się kwalifikuje.
– A Lola? – zapytała.
Hector się zawahał.
– Hm... Lola jest bardzo ładna. Zbyt ładna jak na trzynastolatkę. I charakterna, jak jej matka. Olewa szkołę. I na pewno interesuje się chłopakami. Manny twierdzi, że kłócą się z Juanitą. Cały czas. Ostatnio im się nie układa.
– Manny wspomniał jakiegoś konkretnego chłopca, o którego mogły się kłócić mama i siostra?
– Manny ma dziewięć lat. Uważa, że jego trzynastoletnia siostra jest głupia, i poza tym właściwie nie poświęca jej uwagi.
– Ale kocha swoje siostry i one kochają jego?
Hector się uśmiechnął. Cała jego twarz złagodniała, poszarpana blizna na policzku stała się mniej groźna, bardziej przypominała ranę odniesioną na wojnie. D.D. aż się serce krajało, gdy myślała o tym, co będzie musiała zaraz powiedzieć temu potężnemu mężczyźnie.
– Dziewczynki... one zrobiłyby dla Manny’ego wszystko. I on też je kocha. Jest bardzo słodki, miły. Zupełnie inny niż ja. Mogę się już z nim zobaczyć? Z moim synem?
– Przykro mi, panie Alvalos...
– Jest w szpitalu?
– Bardzo mi przykro...
I już nie musiała kończyć. Wiedział. Domyślił się po reakcjach sąsiadów, po taśmie policyjnej, po funkcjonariuszach, którzy nie wpuścili go do domu.
A może rodzice po prostu zawsze wiedzą takie rzeczy. Wyczuwają to, tak jakby nagle zgasło światło.
Pod Hectorem ugięły się nogi. Osunął się, a D.D. znów położyła mu rękę na ramieniu. I trzymała ją tam, gdy on zwiesił głowę i zaczął płakać.