Читать книгу Szukaj mnie - Lisa Gardner - Страница 13
ОглавлениеRozdział 7
Nie marnowałam czasu. Gdy zobaczyłam ogłoszenie o zaginięciu Roxanny Baez, od razu zadzwoniłam do Sarah i umówiłam się z nią w jej mieszkaniu. Kiedy tylko mnie wpuściła, zaczęła krążyć po pomieszczeniu niczym zwierzę w klatce.
Zamknęłam za sobą drzwi. Zasunęłam wszystkie trzy zamki. A potem bez słowa zaniosłam symboliczny poczęstunek na mały kuchenny stolik.
Sarah jako jedyna ocalała z rąk seryjnego mordercy niemal dwa lata temu; pijana współlokatorka przyprowadziła z pobliskiego baru do domu psychopatę. Psychopata zaatakował nożem myśliwskim wszystkie cztery dziewczyny. Sarah się udało, tamtym trzem nie.
Sprawa trafiła na pierwsze strony gazet w całym kraju i przyciągnęła mnóstwo uwagi – również mojej. Ujęcia bladej, wstrząśniętej twarzy Sarah w telewizorze. Reporterzy wykrzykujący kompletnie idiotyczne i zbyt osobiste pytania, gdy wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w obiektyw. Kobieta, która nadal nie była pewna, gdzie jest i jak udało jej się przetrwać.
Obserwowałam ją przez jakiś czas, kryjąc się w cieniu. Tropienie rannej zwierzyny. A potem... Sama nie wiem. Przypominała mnie. To, gdzie się znajdowałam na samym początku. Więc zapukałam do jej drzwi. W środku nocy. A ona otworzyła, tak jak się spodziewałam. Była jak wściekłe zwierzątko, które za chwilę wyskoczy z własnej skóry.
Rozmawiałyśmy. Składałam jej obietnice, których nie mogłam dotrzymać ani ja, ani nikt inny. A potem ona płakała, choć cały czas powtarzała, jak bardzo nienawidzi łez. I tak się to zaczęło. Mój projekt. Identyfikacja zdruzgotanych dusz i próba nauczenia nas wszystkich, jak znowu żyć. Grupa wsparcia dla tych, które trafiły do piekła, wróciły i nadal nie radziły sobie ze zmianą otoczenia.
I dlatego teraz się tu znalazłam.
Kawalerka Sarah wyglądała dużo lepiej. Za moją namową (spraw, by twoje mieszkanie było miejscem, w którym czujesz się bezpiecznie!) pomalowała ściany na brzoskwiniowo i zawiesiła olbrzymi plakat z grafiką w jaskrawych odcieniach błękitu, zieleni i czerwieni. To dzieło sztuki było zbyt krzykliwe jak na mój gust, ale ona twierdziła, że pozwala jej się na czymś skoncentrować w środku nocy.
A taki właśnie był cel naszej małej grupy: wymieniać się sposobami na odpędzanie demonów.
– Dobrze ją znałaś? – zapytałam.
Wyjęłam z tacki Dunkin’ Donuts dwa kubki kawy – ciężkie od cukru i śmietanki – i otworzyłam pudełko z minipączkami. Kolejna wskazówka: nie ma problemu, któremu nie podołałyby obfitość kofeiny i mnóstwo cukru. Choć niektóre członkinie grupy wolały od kawy gorącą czekoladę. Wszystko jedno.
– Tak naprawdę wcale. Nie zdążyłam. I w tym rzecz!
Sarah się odwróciła. Rzuciłam pączkiem z dżemem w jej stronę i zamarkowałam oklaski, gdy go złapała. Przez ostatnie parę miesięcy znacznie poprawił jej się refleks.
– Zacznij od początku – zasugerowałam. Kolejny łyk kawy. Kolejny minipączek.
– Stałam przed klubem. Tym, gdzie zaczęłam trenować kick-boxing, jak radziłaś.
Pokiwałam głową.
– I co zauważyłaś? Co w niej zwróciło twoją uwagę? Widziałaś ją już wcześniej?
Sarah zmarszczyła brwi. Przerwała dreptanie, by przełknąć pączka. Kolejna praca domowa, jaką jej zadałam: obserwacja. Pracuj nad przejściem od chorobliwej czujności do uważnej obserwacji.
– Raczej nie. Ale była... zdenerwowana. Spłoszona. Jakby się bała, że ktoś ją zobaczy.
Przyjrzałam się Sarah znad sfatygowanego stolika.
– Przypominała ci ciebie – stwierdziłam.
– Tak. Wyglądała... wyglądała, jakby dźwigała na ramionach ciężar całego świata. I wpatrywała się przez szybę w kickbokserów, jakby żałowała, że nie jest taka twarda.
– Co jej powiedziałaś?
– Zapytałam, czy chce wejść. Wycofała się natychmiast. Jakby wystraszyła się tego, że ją zauważyłam. Zaczęła odchodzić, a ja... – Sarah spojrzała na mnie. – Mówiłaś, że powinnam ufać swojemu instynktowi. Mówiłaś, że instynkt służy naszej ochronie.
Pokiwałam głową.
– Ona potrzebowała pomocy. To mi podpowiadał instynkt.
Milczałam.
– Powiedziałam jej, że właśnie stamtąd wyszłam. I że idę za róg na kawę. I czy może ma ochotę dołączyć. – Sarah wzruszyła ramionami. – W pierwszej chwili byłam przekonana, że odmówi. Miała wyświechtany niebieski plecak i zaciskała dłonie na jego paskach tak, jakby od tego zależało jej życie. I wtedy nagle się odprężyła i zgodziła. Poszłyśmy razem do kawiarni.
– A tam opowiedziała ci o swojej przyjaciółce.
– Tak. Miała przyjaciółkę, o którą się martwiła. Zastanawiała się, czy dzięki kick-boxingowi tamta nie poczułaby się silniejsza. – Sarah wzruszyła kościstymi ramionami. – Zrobiłam to, co radziłaś: nie mówiłam jej, co powinna zrobić, tylko opowiadałam o sobie. Powiedziałam, że przeżyłam coś okropnego. Tak okropnego, że już chyba nigdy nie poczuję się bezpiecznie. Ale teraz robię takie rzeczy jak kick-boxing i dzięki temu czuję się lepiej. Czuję się silniejsza. A jak czujesz się silniejsza, to lepiej sobie radzisz, i mnóstwo problemów znika. Źli ludzie nie chcą mieć do czynienia z tymi, którzy są silni. Oni żerują na słabych.
– I co odpowiedziała?
– Główne wpatrywała się w stolik. Nie zamówiłyśmy jeszcze kawy, a ona nie zdjęła plecaka. Domyślałam się, że jest gotowa do ucieczki w każdym momencie. Zapytałam, czy śpi w nocy. Potrząsnęła głową. Zapytałam, czy ktoś ją krzywdzi. Wiesz, nastoletnia dziewczyna... – Sarah ponownie wzruszyła ramionami. – Nie zdziwiłabym się.
Pokiwałam głową.
– Zdenerwowała się. Zarzuciła mi, że jestem gliną. Zapewniłam ją, że nie. Że jestem tylko kimś, kto przeżył coś podobnego. Ale musiałam się wycofać, bo była za bardzo spłoszona. Powiedziałam, że powinna zajrzeć do klubu. Że w następnym tygodniu będą zajęcia dla początkujących. Że mogłaby spróbować.
– I powiedziałaś jej o naszej grupie. – Nie chciałam, żeby w moim głosie zabrzmiało oskarżenie, ale chyba mi się nie udało.
– Pomyślałam, że nie pójdzie na te zajęcia. Zakładałam, że wyjdzie z kawiarni i na tym koniec. Więc... – Sarah zawahała się i machnęła ręką. – Wiesz, to dla mnie coś nowego. Ale mówiłaś, żeby ufać instynktowi. A ta dziewczyna... Współczułam jej. Wydawała się przerażona. Wyglądała tak... wyglądała jak ja, nie tak dawno temu.
Pokiwałam głową. Tak naprawdę nie byłam zła na Sarah. I nie dlatego, że faktycznie mówiłam jej, żeby ufała swojemu instynktowi. Ten cały mentoring dla ocalałych dla mnie też był czymś nowym. Tylko udawałam pewność siebie.
– Tamtego wieczoru zalogowała się na forum grupy – dopowiedziałam sobie resztę. Nowi mogli mieć dostęp, jedynie korzystając z hasła któregoś z członków. Roxanna Baez poprosiła o dołączenie do grupy, a ja wiedziałam, kto ją wprowadza i kto za nią osobiście ręczy. Sarah. System nie był szczelny ani idealny. Zastanawiałam się nad nim wiele razy – nad równowagą między coraz większą potrzebą potwierdzania podstawowych informacji w celu zapewnienia bezpieczeństwa a ryzykiem odstraszania ludzi, którym trudno było się odezwać. Ostatecznie zostawiłam jego prostą formę, co oznaczało, że Roxy Baez weszła do grupy tylko dzięki Sarah. – Ściągnęłam zapisy rozmów z paru ostatnich tygodni – kontynuowałam. Zanim bez słowa uprzedzenia skasowałam całe forum. – Prawie nic nie pisała. Tylko się czaiła.
Co też było dość typowe. Większość ocalałych jest nieufna. Muszą wybadać teren, zanim zrobią krok naprzód. Już dawno się zorientowałam, że jest wiele ocalałych. Ale tylko niektóre z nas chcą i mogą nawiązać kontakt. Tak jak w prawdziwym życiu. Nie każdy cię zrozumie. I nie każdy może ci pomóc.
Zerknęłam na plik papierów.
– Nie wspominała o swoim domu. Ani słowa o mamie, ojczymie, młodszym rodzeństwie czy psach. Tylko o tej przyjaciółce. Że potrzebuje pomocy dla niej.
– Nie mogłam tego przewidzieć – powiedziała Sarah.
– Nikt cię nie obwinia. A już na pewno nie ja.
Po raz pierwszy rozluźniła ramiona.
– Co zrobimy? Całe rano słyszałam te ogłoszenia o zaginięciu. Nie ma po niej śladu. Myślisz, że ktoś ją porwał, że o to w tym wszystkim chodzi? Może ten ktoś, kto krzywdzi jej przyjaciółkę, domyślił się, że Roxy próbuje jej pomóc, i postanowił działać?
– Nie mam pojęcia.
– A może ona... Przecież nie mogła ich zabić, prawda? Dlaczego ta dziewczyna, dlaczego Roxy miałaby zastrzelić całą swoją rodzinę? Ja wiem, że zadawała pytania o broń, o prawo do samoobrony, ale skoro chciała pomóc przyjaciółce...
– Co jej powiedziałaś?
– Hm... Mówiłam o podstawowych zasadach samoobrony. O sprayach do odstraszania niedźwiedzi. Bo są wypełnione gazem pieprzowym i łatwo je kupić w sklepach turystycznych.
– A wiesz, czy taki kupiła? – zapytałam. – Dla tej swojej przyjaciółki?
– Nie.
– Czy wyczułaś, żeby jakieś miejsce ją przerażało? Czy to był dom? A może szkoła?
Sarah potrząsnęła głową.
– Czy to mogłoby być coś tak oczywistego jak zwykłe porachunki narkotykowe? – pomyślałam na głos. – Jej rodzina handlowała dragami albo czuła presję ze strony jakiegoś miejscowego gangstera, żeby wejść w interes?
– Nie sądzę. – Sarah się zawahała. – To nie był ten typ. Roxanna była cicha, nieśmiała. Nie wiem. Nie wydawała się dość silna na taki styl życia. Wiesz, nie miała tego zimnego spojrzenia.
Nic nie powiedziałam. Niektóre dziewczyny, które spotkałam z Jacobem... Żadna z nich nie wydawała się dość silna na taki styl życia. I nie powinny takie być.
– Wspominała o jakichś umiejętnościach, które ma? – zapytałam. – O jakichś działaniach, które podjęła, żeby... pomóc przyjaciółce?
Sarah pokręciła głową.
– Przykro mi.
– A ta jej przyjaciółka? Nigdy nie podała imienia czy jakiegokolwiek szczegółu? Czy to była koleżanka ze szkoły, z pracy, znajoma rodziny?
Sarah się zawahała.
– Nie.
– Uważasz, że nie było żadnej przyjaciółki – dopowiedziałam sobie.
Wzruszyła ramionami.
– Klasyczny przypadek, co? Nie potrzebuję żadnej pomocy. Ale skoro już rozmawiamy na ten temat, to mam przyjaciółkę, która...
Pokiwałam głową. Dokładnie o tym myślałam.
– A o rodzinie? Jakiekolwiek informacje?
– Nic. Jak mówiłam, nie wiedziałam nawet, że miała rodzeństwo i psy. Floro, co zrobimy?
Westchnęłam i upiłam łyk kawy.
– Jak się teraz czujesz?
– Bezradna. Ściska mnie w żołądku.
– Podoba ci się to uczucie?
– Nie! Ani trochę.
– Mnie też nie. Czyli ustalone. Precz z bezradnością. Zabieramy się do roboty.
– Jak?
– Wykorzystamy nasze umiejętności i nasze głowy, żeby znaleźć Roxannę Baez. Może to ona, a może jej przyjaciółka, ale ktoś jest w tarapatach, a my nie poczujemy się lepiej, dopóki tego nie sprawdzimy. Więc sprawdźmy to.
Sarah wpatrywała się we mnie.
– Tak jak to zrobiłaś z tamtą studentką college’u? To znaczy, że się narazimy? Floro...
– Nie myślałam o niczym aż tak dramatycznym.
– Ja nie jestem taka silna! Floro...
– Nic z tych rzeczy! Wykorzystamy nasze umiejętności. I nasze głowy. Tak się akurat składa, że znam detektyw, która prowadzi tę sprawę.
– Pójdziemy na policję?
– Znajdziemy Roxannę Baez. I wtedy uzyskamy odpowiedzi na nasze pytania. I będziemy mogły w nocy spać.
Sarah nie wyglądała na przekonaną. Ale ostatecznie usiadła, wzięła kolejnego minipączka i wrzuciła go sobie do ust.
– Bardzo mi przykro – powiedziała.
– Powiedz to Roxannie Baez.