Читать книгу Ziemia jałowa - Magdalena Okraska - Страница 12

DWADZIEŚCIA CZTERY NA SIEDEM

Оглавление

Górnośląski Okręg Przemysłowy jest połączony komunikacją miejską jak naczyniami włosowatymi. To normalne, że się jeździ – pociągiem, tramwajem, autobusem – i że miasta przechodzą jedno w drugie, bez oddechu, bez kilku kilometrów lasu czy pustki. Zmiana tablic albo tylko oznaczeń na przystankach i wiesz, że jesteś gdzie indziej, choć wszystko wygląda podobnie. Przynajmniej dopóki nie przejedziesz przez Brynicę.

Stoję na przystanku tramwajowym koło dworca Sosnowiec Główny, w kierunku Katowic. W koszu leżą puste paczki po ukraińskich papierosach Korona i Mińsk. Plakat głosi, że w lipcu w Chorzowie wystąpi Guns N’ Roses. Przejeżdża pojazd firmy Władek Bus. Wszyscy palą papierosy, nikt nie interesuje się wywieszką, że nie można. Wywieszka to zresztą niezrozumiała dla Polaka próba podzielenia powietrza i przestrzeni niewidzialną przegrodą. Na przystanku nie można, metr dalej, na tym samym brudnym chodniku – już owszem.

Centrum Sosnowca z roku na rok wygląda coraz lepiej, jakby bardzo powoli podciągano je do jakiegoś odgórnego, nienarzuconego, ale odczuwalnego wzorca miasta nowoczesnego. Odhaczane są kolejne boksy „miastowości” i nadążania za duchem czasów. Fontanna? Jest. Pomniki znanych osób kojarzących się z okolicą? Są – wielki Jan Kiepura stoi tyłkiem do placu zwanego patelnią, a przodem do dworca (pewnie wita podróżnych, bo pobratymców już mu się nie chce). Nowe wymyślne ławki przy głównym deptaku? Są – śpią na nich pijani ogorzali mężczyźni w wymiętych koszulach i starych butach, a straż miejska dokucza im, póki nie przyjmą przynajmniej pozycji siedzącej. Sieciowa pijalnia wódki i piwa? Są nawet dwie.

Potem – klasyka. Dwadzieścia kroków w bok i tynk z elewacji kamienic zaczyna opadać płatami. W bramie chłopaki z brązowym pitbullem na smyczy słuchają głośno radia. W oknach, oparte o parapety, tkwią niemłode już kobiety, którym ten stały punkt obserwacyjny daje ułudę ruchu i dostarcza nowych informacji na temat rzeczywistości. Na balkonach palą papierosy zmęczeni faceci w białych żonobijkach. Okna klatek schodowych w kamienicach są otwarte na oścież. Pachnie kapusta i schabowy z ziemniakami. To najbardziej polski, kojący, domowy zapach ze wszystkich. Zapach, który mówi, że wszystko będzie dobrze.

„Tanie leki”, „Do każdej wódki puszka Żubra gratis”, „Sprzedaż nocna z tyłu piekarni” – Sosnowiec informuje wyczerpująco o dostępnych ułatwieniach. Są też „lepsze” okolice – hipsterski zaułek, gdzie obok siebie umiejscowiły się trzy lokale z nowoczesnym jedzeniem (hot-dogi, lody i frytki, ale wszystko robione „rzemieślniczymi” sposobami i trzy razy droższe niż zwyczajne), wiata dla rowerów miejskich, mural nawiązujący do nazwy miasta („Sosnowy początek”). Ale te porządniejsze miejsca są doklejone jakby na siłę, dosztukowane grubymi nićmi. Nie ma w nich tłoku, przed każdym z lokali na nowoczesnych leżakach z płótna zamiast klientów wypoczywa obsługa.

W 1990 roku w Sosnowcu mieszkały 259 353 osoby. W 2017 roku jest ich tylko 191 795. Ziemia jałowa nie karmi, a zatem wypędza.

– Jak się spod swojej kopalni codziennie jedzie autobusem na inną, to aż się łza w oku kręci – wspomina Łukasz z Kazimierza Juliusza.

Pod ziemią zostały dwa niewybrane poziomy węgla. Nikogo już nie obchodziły.

Ziemia jałowa

Подняться наверх