Читать книгу Trzeba się bić. Opowieść biograficzna - Marta Stremecka - Страница 12

Gdzie pan nauczył się bić?

Оглавление

Byłem samoukiem. Byłem dosyć silny po ojcu. Nasz ulubiony sport, prócz tych bójek, polegał na tym, że organizowaliśmy pojedynki jeźdźców. Brało się kogoś na grzbiet, po drugiej stronie w takim samym szyku stawał przeciwnik, chodziło o to, kto kogo obali. Byłem w tym dobry, nie jako jeździec, ale jako koń, mocny i wytrzymały.

Miałem też osobisty powód, żeby się tłuc z chłopakami. Przezywali mnie kułak albo bamber, czyli z niemieckiego bogaty chłop. Mówimy o połowie lat 50., kiedy takie określenia stanowiły obrazę. Faktycznie, jak na tamte czasy, byliśmy kułakami. Mój ojciec oprócz pracy w tuczarni miał na Mokrem, gdzie mieszkaliśmy, gospodarstwo – świnie, krowy, drób, jak nastała epoka zwierząt futerkowych, a była to taka enklawa gospodarki rynkowej w socjalizmie, bo brakowało dewiz, ojciec hodował lisy i nutrie. Do moich obowiązków już w szkole podstawowej należało czyszczenie klatek. Okropne zajęcie. Każdego lisa czy nutrię trzeba było złapać za ogon i za ten ogon przytrzymywać w górze, bo inaczej gryzły, a drugą ręką sprzątać klatkę. Innym moim obowiązkiem było codziennie przed szkołą zawozić na rowerze kanki (tak to się mówiło w Toruniu) z mlekiem. 20 litrów do mleczarni oddalonej o dwa kilometry. Zostawiałem mleko, a z powrotem przywoziłem serwatkę, którą karmiliśmy zwierzęta. Jeszcze jednym moim obowiązkiem było przyganianie wieczorem krów z pastwiska. Odbywało się to niestety na oczach moich koleżanek. A krowy jak tylko wychodziły na ulicę, podnosiły ogony i... wiadomo. Trochę głupio mi było z tymi krowami.

Trzeba się bić. Opowieść biograficzna

Подняться наверх