Читать книгу Kompas zen - Mistrz zen Seung Sahn - Страница 10

BUDDYZM HINAJANY
WGLĄD W NIECZYSTOŚĆ

Оглавление

(Pięć ludzkich pożądań)

Pożądanie dóbr materialnych

Pożądanie seksu

Pożądanie sławy

Pożądanie jedzenia

Pożądanie snu

Przyjrzyjmy się bliżej „wglądowi w nieczystość”. Niektórzy ludzie twierdzą, że ich ciało jest nieczyste. Inni twierdzą, że pożądania umysłu są nieczyste. Praktyka hinajany polega na bacznym badaniu wielu nieczystości tego ciała, aby następnie z tego punktu postrzegać nieczystości stwarzane przez nasz myślący umysł. Pod twoją skórą płynie krew. Jeśli spojrzysz głębiej, zobaczysz organy wewnętrzne, żółć, kał i mocz. Wszystko to trzymają razem śnieżnobiałe kości. Każdego dnia przez dziewięć otworów nieustannie wydalamy wiele różnych nieczystości. Kiedy o tym pomyślisz, jak w ogóle można by twierdzić, że jesteśmy czyści? Ludzie uważają, że są piękni. Nakładają na twarz puder, kremy, róż, makijaż i perfumy. Okrywają się jedwabiami i trzymają wysoko głowę, przyjmując jakąś kuszącą pozę, aby inni uznali ich za pociągających. Jeśli jednak przyjrzymy się temu, co znajduje się wewnątrz, zobaczymy tylko worek krwi, odchodów i wydzielin. Bycie tego świadomym jest ważną praktyką w wielu tradycjach hinajany.

Pierwotnie nieczystość nie istnieje. Ludzie przywiązują się do pożądań swoich umysłów, i to właśnie te przywiązania sprawiają, że umysł jest nieczysty. Buddyzm hinajany i każda inna buddyjska tradycja podkreśla nieczystości naszego umysłu. Jednak te nieczystości spowodowane są naszym przywiązaniem do doznań zmysłowych. Jak już wspominałem wcześniej, buddyzm naucza, że „twoja karma tworzy twoje ciało, a twoje ciało tworzy twoją karmę”. Tak więc pożądania tego żądnego doznań ciała zanieczyszczają umysł, ponieważ pożądania te stwarzają karmę, która ogranicza naszą zdolność do jasnego postrzegania tego świata, po prostu takim, jaki on jest. Zwierzę nie potrafi kontrolować swoich pożądań: jeśli pragnie seksu, po prostu uprawia seks. Jeśli czuje potrzebę jedzenia, zje cokolwiek znajdzie, zawsze, kiedy ma na to ochotę. Większość ludzkich istot często postępuje w taki sam sposób. Mimo, że istoty ludzkie rozumują inaczej, jeśli tylko podążają za swoimi pożądaniami, cierpią. Jest to rodzajem nieczystości.

Nie tylko w trakcie twojego życia, ale nawet po śmierci jesteś nieczysty. Kiedy umierasz, twoi przyjaciele, którzy tak bardzo cię kochali za życia, jak najszybciej pozbędą się twoich zwłok, i nawet psy nie będą zbliżać się do twojego ciała z powodu jego nieczystości. Dlatego właśnie tak wiele sutr hinajany mówi tyle o nieczystości. Wymieniają dziewięć nieczystych aspektów, albo „oznak”, zwłok: ciało puchnie; z powodu wiatru i słońca, traci większość swoich kolorów; w trakcie gnicia załamuje się i uchodzi z niego powietrze; w tym czasie krew i ropa wyciekają naturalnymi kanałami ciała; gnije i powoli rozpada się; ptaki, zwierzęta i owady będą się nad nim kłębić i je spożywać; kości, mięso, głowa, ręce i inne fragmenty ulegną rozproszeniu; pozostaną tylko białe kości; a po kremacji zostanie tylko jedna garść popiołów, które rzuca się na wiatr.

Wiele buddyjskich praktyk hinajany podkreśla wagę medytacji na nieczystość. Tego rodzaju praktyki ukazują, w jaki sposób nasze narodziny są po prostu wynikiem pochodzącej z przeszłych wcieleń karmy. Pogląd ten naucza podstawowej świadomości obecnych na każdym etapie naszego życia nieczystości. Nasz początek w łonie matki jest nieczysty, ponieważ miejsce to jest pełne krwi, wydzielin, odpadków i moczu. Po narodzinach nieczyste substancji są nieustannie wydalane przez dziewięć otworów naszego ciała. W międzyczasie trzydzieści sześć rodzajów odpadów bez przerwy krąży po naszym ciele. To ciało w końcu umiera, gnije i rozkłada się. Jednak w trakcie naszego życia zadajemy sobie wiele trudu, dbając o to nieczyste, nietrwałe ciało. Ubieramy je w drogie rzeczy. Myjemy je. Perfumujemy. Pudrujemy. Bardzo się staramy utrzymywać je w zdrowiu i w dobrej formie. Jeśli tego nie robimy, nie różnimy się niczym od psów i świń.

Buddyzm hinajany szczególnie podkreśla pięć rodzajów nieczystości. Przyjrzyjmy się im dokładniej.


Pożądanie dóbr materialnych, pożądanie seksu, pożądanie sławy, pożądanie jedzenia, pożądanie snu


Istnieje pięć rodzajów nieczystości, nazywanych Pięcioma Truciznami, albo Pięcioma Ludzkimi Pożądaniami. Jeśli przyjrzysz się temu światu, postrzeżesz, że większość cierpienia stwarzanego przez ludzkie istoty spowodowane jest przez ich pogoń za tymi pięcioma pożądaniami. Każdy z nas w środku świetnie to rozumie. Dlatego właśnie, kiedy ktoś ma zbyt wiele pożądań, ludzie myślą: „Co za śmierdzący gość! Jest tak przywiązany do swoich pieniędzy! Przywiązany do seksu! Przywiązany do sławy! Przywiązany do jedzenia! Przywiązany do snu!”. Jeśli mamy zbyt wiele któregokolwiek z tych pożądań, umysł staje się nieczysty: podąża tylko za swoimi karmicznymi nawykami. Wszyscy mówią: „To nie w porządku! Ten człowiek śmierdzi”. Pojawia się tego rodzaju umysł.

Pieniądze są ważne dla prowadzenia naszego życia. To nie jest ani dobre, ani złe. Jednak, jeśli przywiążesz się do pieniędzy, twój umysł zostanie przez to pożądanie przesłonięty. W dzisiejszych czasach każdy chce być milionerem. Czasami ludzie dla pieniędzy popełniają czyny, sprowadzające na siebie i innych cierpienie. Jednym z moich uczniów był koreański profesor studiujący na Uniwersytecie Yale. Jego ojciec ożenił się w wieku osiemnastu lat. Po tym, jak urodziło im się pierwsze dziecko, powiedział swojej żonie, że nie chce mieć więcej dzieci, ponieważ wydawało mu się, że w przeciwnym razie nie uda mu się oszczędzić większych pieniędzy. Po każdej wypłacie bardzo niechętnie dawał jakieś niewielkie pieniądze swojej żonie i synowi. Chował swoje pieniądze w zamykanej na klucz szafce i codziennie je liczył. Liczenie i układanie pieniędzy było jego jedyną prawdziwą przyjemnością w tym życiu. Nigdy nie jadał w restauracjach, nigdy poza domem nie napił się nawet filiżanki kawy, oszczędzając w ten sposób pieniądze. Taki umysł, w umiarze, nazywamy cnotliwym; w skrajności – po prostu chciwym. Pewnego dnia jego żona powiedziała: „Nie jestem w stanie już dłużej z tobą żyć. Żyjąc z tobą, nigdy w życiu nie zjem obiadu w restauracji”. Ale to nie wydawało się wcale mu przeszkadzać. Powiedział tylko: „Jeśli tak uważasz, musimy się rozwieść”. I rozwiedli się – po sześćdziesiątce! To szaleństwo! Ponieważ jego żona dostawała jakąś rentę, mogła utrzymywać się bez jego pomocy.

Pewnego dnia jego syn, student, zapytał go: „Ojcze, żyjesz tylko dla tej jednej przyjemności codziennego liczenia pieniędzy. Dlaczego to robisz? Co zrobisz, kiedy umrzesz?”.

„Nie wiem, co zrobię, kiedy umrę. Po prostu żyję dla tej jednej przyjemności. Nie muszę mieć żony ani syna.” Niedługo po tej rozmowie jego ojciec zmarł. Kiedy syn otworzył szafkę, znalazł w niej kilkaset tysięcy dolarów. Pieniądze były dokładnie przeliczone, poukładane i posegregowane jak w banku. Patrząc na te pieniądze, tak porządnie poukładane w tej szafce, syn załamał się i rozpłakał. Zrozumiał, że jego ojciec poświęcił w swoim życiu wszystko dla czegoś, czego nie mógł zabrać ze sobą.

Pieniądze same w sobie nie są ani dobre, ani złe. Oszczędzanie pieniędzy nie jest ani dobre, ani złe. Jednak, kiedy rzeczywiście przychodzi czas umierać, pieniądze nie przedłużą twojego życia nawet o chwilę. Tak naprawdę, to prawdziwa przyjemność z pieniędzy polega na właściwym ich użyciu. Jednak, jeśli uganiamy się za nimi tylko po to, aby zaspokajać nasze przelotne pożądania, wtedy w końcu karmiczne skutki tego rodzaju myślenia zatrują nasze umysły. Stracimy nasz kierunek i przysporzymy temu światu cierpienia. To jest bardzo ważne. Dlatego właśnie nazywamy pożądanie pieniędzy nieczystością.

Seks sam w sobie również nie jest ani dobry, ani zły. Wszystko zawdzięcza swoje narodziny i istnienie połączeniu naturalnych żeńskich i męskich energii. Jednak niektórzy ludzie czynią z tego przyciągania najcenniejszy skarb ich pogrążonych w ułudzie umysłów. Pewnego dnia, kiedy zatrzymałem się w Ośrodku zen w Providence, przyszła do mnie pewna kobieta. Była magistrem jakiejś uczelni z Nowego Jorku. Wyjaśniła mi, że chodzi teraz ze swoim siedemdziesiątym siódmym chłopakiem. Zapytała mnie: „Co ty na to, że chcę poślubić mojego setnego chłopaka?”. Na Zachodzie wiele osób ma tego rodzaju intymne relacje przed zdecydowaniem się na małżeństwo. Na Wschodzie jest inaczej: tam mężczyźni i kobiety spotykają się przez kilka lat bez żadnych, albo prawie żadnych, intymnych kontaktów. Kiedy dowiedziałem się, że to był jej siedemdziesiąty siódmy partner, opowiedziałem jej o wielkim bodhisattwie Zaliczyć-Milion.

Jest to bardzo znana historia o kobiecie, która wykorzystywała seks tylko po to, aby pomagać innym. Sutra Awatamsaka naucza o pięćdziesięciu trzech wielkich mistrzach zręcznych środków. Pięćdziesiąty szósty mistrz nazywany był Zaliczyć-Milion. Był on żyjącą w czasach Buddy prostytutką. Była ona bardzo piękna i wiele osób uważało, iż osiągnęła oświecenie. Codziennie wielu mężczyzn przychodziło do niej po seks. Niektórym kazała płacić, a niektórym nie, ale każdy, który się z nią kochał, uwalniał się po tym od swego pożądania seksu. Wielu z jej kochanków zostało później mnichami, osiągnęło oświecenie i stało się wielkimi nauczycielami.

Zaliczyć-Milion nigdy nie używała seksu dla własnej przyjemności. Używała raczej swojego ciała, aby służyć innym. Utrzymywała przy tym jasny umysł, i po prostu używała seksu, aby uwolnić tych mężczyzn od pożądania seksu i pomóc im osiągnąć oświecenie. Ta słynna historia ukazuje, że można użyć nawet seksu, aby pomóc innym, jeśli tylko utrzymuje się jasny kierunek. Znamy wiele podobnych historii o używaniu w ten sposób zręcznych środków. Sam w sobie seks nie jest ani dobry, ani zły; najważniejszą rzeczą jest: dlaczego coś robisz? Czy tylko dla siebie, czy też dla wszystkich istot? Zaliczyć-Milion była wielką bodhisattwą, która działała bez żadnych przeszkód, dlatego jej seks nie był dla niej, dla jej przyjemności; jej seks był seksem wyzwolić-wszystkie-istoty. Historia ta pochodzi z Sutry Awatamsaka.

Opowiedziawszy tę historię mojej uczennicy z Nowego Jorku, zapytałem ją: „Dlaczego uprawiasz seks? Dla kogo?”.

„Dla niego i dla siebie.”

„Wciąż masz »ja«, a to nie jest dobre. Musisz całkowicie uwolnić się od »ja«, a wtedy twój seks stanie się seksem bodhisattwy.” Później powiedziałem: „Przekroczyłaś już połowę swojego życia. Od tej chwili nie powinnaś już żyć tylko dla siebie. Tylko pomagaj temu światu, pomagaj wszystkim istotom”. Po roku otrzymałem od niej list. Po siedemdziesiątym siódmym partnerze wyszła za mąż, i została w końcu dobrą żoną i matką.

Mężczyźni i kobiety powinni być życiowymi partnerami, a nie tylko instrumentami dającymi sobie nawzajem cielesną przyjemność. Powinni być dobrymi przyjaciółmi w Dharmie. Jeśli pomagają sobie nawzajem zrozumieć swoją prawdziwą jaźń i są głęboko tej sprawie oddani, nie myślą tylko o sobie, to seks nie jest problemem. Może on również być Dharmą. Nazywamy to do ban, czyli „towarzysz na Ścieżce”. Jednak jest to bardzo trudna praktyka dla większości ludzi, uprawiających seks dla własnej przyjemności: to jest nieczyste. Dlatego właśnie mówimy „sprośny” o kimś, kto uprawia seks w bezmyślny sposób, jak zwierzę. Najważniejsze jest, jak traktujesz swoje seksualne związki? Sposób, w jaki myślisz o seksie, sprawia, że jest on czysty albo nieczysty.

„Pożądanie sławy” jest bardzo interesujące. Posiada nawet większy niż pożądanie seksu potencjał do zanieczyszczania umysłu. Większość ludzi przywiązanych jest do nazwy i formy. Każdy również wierzy w „ja jestem”. To jest podstawowa iluzja. Nazwy i formy nie posiadają żadnej własnej natury, a to „ja” nie istnieje. Wszystkie te rzeczy stwarzane są wyłącznie przez myślenie. Jednak ludzkim istotom to nie wystarcza: pragną, aby ta iluzja „ja jestem” stawała się coraz większa i większa. „Jestem tym.” „Jestem tamtym.” „Jestem świetnym profesorem.” „Jestem sławnym aktorem.” „Jestem znajomym takiego-a-takiego.” Nie zaznają szczęścia, dopóki inni ludzie nie uznają tego „ja jestem” i w jakiś sposób mu nie ulegną. W Korei Północnej mocna wiara jednego człowieka w „ja jestem” całkowicie kontroluje umysły milionów ludzi – nawet kilka lat po jego śmierci! Jeśli nie wierzysz w jego „ja jestem”, być może trafisz do więzienia albo zginiesz. To szaleństwo! Codziennie na tym świecie ludzie zabijają innych ludzi tylko po to, aby chronić swe imię i swoją reputację. Cierpienie stwarzane przez tę skłonność nie dotyczy wyłącznie dyktatorów i przestępców: w większości przypadków my wszyscy bezlitośnie między sobą współzawodniczymy w codziennym życiu, tylko po to, aby wywyższyć nad innych nasze „ja jestem”. Kłamiemy i oszukujemy. Kłócimy się i obgadujemy innych nie tylko po to, aby stać się sławnym, ale również żeby pokazać, że to moje „ja jestem” jest w jakiś sposób lepsze od twojego i jej. I całe to cierpienie i ból pochodzą tylko od tej jednej iluzorycznej myśli, do której każdy jest przywiązany: „ja jestem”.

Ludzie podejmują wielkie trudy i wysiłki, aby osiągnąć i utrzymać wysoką społeczną pozycję. Z powodu swojego przywiązania do tej całkowicie pustej myśli posuną się do najgorszych niegodziwości. Kiedyś w Korei pewna kobieta o bardzo wysokiej społecznej pozycji – jej mąż był ministrem w rządzie – miała słynny romans z mężczyzną o reputacji donżuana. Na początku zainteresowana była tylko spędzaniem czasu z tym mężczyzną. Później, zaczął on żądać od niej pieniędzy, samochodów i biżuterii. Groził, że jeśli mu tego wszystkiego nie odda, ujawni ich romans. Ponieważ bardzo obawiała się utraty swojej społecznej pozycji, kobieta zgodziła się. Całkowicie poddała się jego kontroli, ponieważ kontrolował on jej największy lęk. W końcu zbankrutowała, a jej skandaliczne zachowanie wyszło przy tej okazji na jaw. Jej reputacja została zrujnowana i przez to wydawało jej się, że jej życie już się skończyło. Wiele razy myślała o samobójstwie. Wszystko to było wynikiem jej przywiązania do tej tymczasowej i całkowicie pustej przyjemności, pochodzącej z bycia aprobowaną.

Kiedy mówimy „pożądanie sławy”, nie mamy na myśli jedynie pragnienia, aby stać się dla wielu osobą znaną. Większość ludzi, słysząc o „pożądaniu sławy”, uważa to za skalanie umysłów „sławnych” ludzi. Jednak tak naprawdę oznacza to pożądanie społecznej aprobaty, szacunku albo popularności wśród ludzi. To pożądanie sprowadza na nas nieustanne cierpienie. Cierpimy, kiedy inni nie myślą o nas dobrze. Jesteśmy zazdrośni, kiedy ludzie cenią kogoś, kogo nie lubimy. Czasami źle się o tej osobie wyrażamy, aby ją trochę pognębić. Idziemy na układy i kłamiemy, aby zdobyć uznanie innych. Nie chcemy zostać „na lodzie”. W Azji wiele osób dobrze się ubiera, próbując pokazać innym, że dobrze im się powodzi, nawet jeśli są biedni. Przypomina to zawody „ja”. Znałem kiedyś mężczyznę, który jeździł dobrym samochodem i nosił bardzo drogie ubrania, mimo że pracował w małym biurze i nie zarabiał zbyt wiele. Chciał, aby inni wierzyli, że osiągnął sukces. W domu musiał odmawiać swojej rodzinie niektórych zupełnie podstawowych rzeczy, żeby móc zapłacić za tę aprobatę, a jego dzieci cierpiały z powodu jego fałszywego społecznego statusu. Wiele osób w Japonii i Korei wywiera ogromny nacisk na swoje dzieci praktycznie od chwili, kiedy przychodzą na świat, aby dostały się do dobrej uczelni, ponieważ świadczy to dobrze o rodzicach. Co roku kilkoro japońskich i koreańskich uczniów popełnia samobójstwo, ponieważ nie udało im się dostać do najlepszej uczelni i czuli, że okryli hańbą swoich rodziców. Wszystko to pochodzi z podstawowej iluzji umysłu: „ja jestem”, iluzji, którą ludzie narzucają sobie i innym.

Jeśli jednak właściwie medytujesz, będziesz w stanie postrzec, że to „ja” tak naprawdę nie istnieje. Skoro to „ja” nie istnieje, wtedy co mogłoby zyskać sławę albo uznanie innych? Jeśliby ludzie zdali sobie sprawę, że to „ja” nie istnieje, wtedy nie cierpieliby tyle – i nie sprawiali, że inni cierpią – po to, aby nakleić na „ja” jakąś etykietę w postaci reputacji czy też dobrego imienia. Nie dbaliby również o to, że inni są bardziej niż oni lubiani: nie pojawiałaby się zazdrość. To „ja” po prostu nigdzie nie istnieje. Dlatego właśnie, jeśli medytujesz, osiągasz fakt, że pożądanie sławy jest nieczystością.

Wszyscy doskonale rozumiemy pożądanie jedzenia. Jest to bardzo silne uczucie, ponieważ oznacza, że twoja karma języka całkowicie nad tobą włada. W buddyjskich świątyniach Wschodu, kiedy ktoś umiera, odbywają się później coroczne ceremonie ku pamięci tej osoby. Po ceremonii zawsze ma miejsce wielkie przyjęcie w domu rodziny albo w świątyni. Daty i miejsca tych ceremonii często ogłasza się w okolicy miejsca zamieszkania zmarłego. Ojciec jednego z moich uczniów w Korei miał bardzo dziwny zwyczaj. W kieszeni nosił zawsze przy sobie dwa notatniki: w jednym miał zapisane daty wszystkich ceremonii żałobnych w okolicznych świątyniach, a w drugim – daty urodzin różnych osób. Co parę dni sprawdzał swoje notatki. Czyj ojciec zmarł, czyja matka zmarła? Następnie szedł tam i przyłączał się do ceremonii, albo przychodził pod jej koniec. Zawsze było tam bardzo dobre jedzenie. Tak samo rzecz się miała z urodzinami: „Aha, teraz są urodziny pana Kima, pana Parka, a później pana Songa…” Szedł w odpowiednie miejsce, przyłączał się do uroczystości i napychał się jak świnia! Na tych uroczystościach zawsze podawano doskonałe jedzenie, i co najważniejsze, za darmo. Taką miał pracę: najpierw sprawdzić w notatniku, następnie podążyć za jedzeniem. „Co mamy dzisiaj? Co czeka nas dzisiaj? Jaką uroczystość mamy w ten weekend?” Ha ha ha ha ha! [Śmiech z sali.] Jego język całkowicie nim zawładnął. „Chcę dobrze zjeść, codziennie.” Dlatego zawsze miał przy sobie te dwa notatniki. Nie jest to zbyt dobry sposób pielęgnowania swojego umysłu, prawda? Ten dziwny zwyczaj nie do końca go satysfakcjonował. Codziennie chodził do innej restauracji, mimo że jego żona świetnie gotowała. Jednego dnia do chińskiej restauracji, następnego do amerykańskiej. Jedząc z innymi, zawsze pragnął potraw z talerzy pozostałych osób, nigdy ze swojego! Czasami zupełnie ignorował swój talerz, wyciągając bez przerwy pałeczki w stronę talerzy wszystkich osób siedzących przy stole. W buddyzmie nazywamy kogoś takiego „głodnym duchem”.

Wszystko to pochodzi z posiadania zbyt wielkiego pożądania. To gorsze, niż bycie zwierzęciem. Tak naprawdę, to pod pewnymi względami zwierzę ma bardzo prosty umysł: kiedy jest głodne, je, a kiedy się nasyci, przestaje. Nie jest przywiązane do pożądania jedzenia, ani do smaku. Jednak my, istoty ludzkie, jesteśmy zbyt przywiązani do swojego języka, dlatego nawet jak już się najedliśmy, jeśli to jedzenie nam smakuje, będziemy jedli dalej. Wiele osób wstaje od stołu, czując ból albo dyskomfort, ponieważ zbyt wiele zjedli, ale przecież prawdziwym celem jedzenia jest utrzymywanie naszego ciała przy życiu, abyśmy mogli wykorzystać to cenne ludzkie wcielenie dla osiągnięcia oświecenia. Jednak, jeśli służymy tylko samemu temu ciału i jego przelotnym pożądaniom, stajemy się jego niewolnikami. To jest podstawowa nieczystość.

To samo odnosi się do snu. Dla większości ludzi od sześciu do ośmiu godzin snu dziennie to więcej niż wystarczająca dawka. Widzimy jednak osoby przysypiające na sali medytacyjnej, w klasie albo w biurze. Przespali poprzedniej nocy osiem godzin, ale gdy tylko rozpoczyna się odgłosem chugpi runda siedzenia, zaczynają drzemać na swojej poduszce. Dlaczego tak się dzieje? Pożądanie snu również rodzajem karmy, tak jak każde inne. Im więcej śpisz, tym więcej snu pragniesz. W świątyniach albo ośrodkach zen codziennie wstajemy wcześnie rano, aby praktykować medytację. Robimy to, ponieważ Budda oznacza „przebudź się”. Do ośrodka zen przychodzi wiele osób, które nie lubią wstawać rano ze wszystkimi. „Nie, nie. Chcę jeszcze pospać. Muszę spać przynajmniej osiem godzin!” Wtedy Główny Mnich mówi: „Budda oznacza »przebudź się«, dlatego musisz wstawać!”. Z drugiej strony, wiele osób po wyprowadzeniu się z ośrodka zen, wciąż chce wstawać o piątej rano, aby praktykować. Chcą utrzymywać w domu świątynny rozkład zajęć. To jest naprawdę wspaniałe! „Codziennie będę wstawał o piątej.” Nastawiają więc budzik. O piątej budzik dzwoni – brrrring, brrrring, brrrring! Co za okropny hałas! „Muszę jeszcze trochę się przespać.” Wyłączają budzik i śpią dalej. Jeśli chcesz wstać o piątej i praktykować, wtedy, kiedy budzik o piątej dzwoni, musisz po prostu wstać. Dlaczego go wyłączasz? „Bo ten budzik jest strasznie głośny, OK? Dzisiaj jestem zmęczony, dlatego muszę jeszcze pospać.” Tego rodzaju nastawienie nie jest zbyt dobre. Każdy pragnie snu, więcej i więcej snu. Im więcej śpisz, tym więcej pragniesz snu. To jest bardzo ważne stwierdzenie. Jednak Budda nauczał, że to całe życie jest snem – czy kiedykolwiek się z niego przebudzisz?

Wielu osobom wydaje się, że z powodu tego, iż często na sali Dharmy są śpiący, nigdy nie będą w stanie mocno praktykować. Tak nie jest. Dawno temu w Korei żył mnich, który osiągnął oświecenie dzięki swojej bardzo silnej karmie snu. Znany był później jako Mistrz Młyńskiego Kamienia. Przed osiągnięciem oświecenia nie potrafił kontrolować swego snu. Siedząc w medytacji, pracując, chodząc czy też jedząc, zawsze zasypiał. Jak tylko główny mnich uderzał w chugpi, rozpoczynając rundę siedzenia, natychmiast zasypiał. W końcu nie był w stanie pozostawać na sali medytacyjnej. Pewnego dnia zasnął, idąc ulicą, i uderzył głową w zwisającą nad drogą gałąź. Jakieś stojące w pobliżu kobiety zobaczyły to i zaczęły się chichotać z jego niedoli. Mnich strasznie się zawstydził! Postanowił więc rozwiązać ten problem raz na zawsze. Wziął sznur i przywiązał sobie do pasa kamień młyński. Chodząc, studiując czy też pracując, zawsze nosił ten kamień przywiązany do pasa. Jeśli zaczynał przysypiać, przewracał się. Codziennie dokonywał naprawdę dużego wysiłku. Dzięki tym wysiłkom, udało mu się w końcu pokonać swój silny nawyk snu. Pewnego dnia, po długim i intensywnym treningu, osiągnął oświecenie i został wielkim mistrzem zen. Taka jest historia Mistrza Młyńskiego Kamienia, który pokonał swoje demony snu.

Te Pięć Ludzkich Pożądań ogranicza większość ludzi. Jednak, jeśli osiągniesz oświecenie i staniesz się Wielkim Mężczyzną albo Wielką Kobietą, nie będą cię one już krępować. Nie będziesz używał tych pożądań dla własnej przyjemności. Będziesz potrafił działać bez żadnych przeszkód, tylko pomagając wszystkim istotom. Najważniejszą rzeczą, o której powinieneś pamiętać, to w jaki sposób używać tych przywiązań, aby pomagać innym?

Kompas zen

Подняться наверх