Читать книгу Kompas zen - Mistrz zen Seung Sahn - Страница 9

BUDDYZM HINAJANY
WGLĄD W NIETRWAŁOŚĆ

Оглавление

(OSIEM CIERPIEŃ)


Pierwsze nauczanie Buddy po osiągnięciu przez niego oświecenia brzmiało: życie jest cierpieniem. Wszystko jest nietrwałe; nic nigdy nie trwa w tej samej formie, ponieważ wszystko nieustannie się zmienia, zmienia, zmienia, bez przerwy. Ponieważ wszystko jest nietrwałe, ludzkie istoty nieprzerwanie doświadczają Ośmiu Cierpień.


Narodziny, starość, choroba, śmierć


Narodziny, starość, choroba i śmierć są podstawą całego cierpienia. Narodziny oznaczają codzienne życie: każda żyjąca istota tego doświadcza, i jest to początkiem wszystkich innych cierpień. Istoty ludzkie rodząc się, krzyczą: „Łaaaaa!”. Zastanów się nad tym przez chwilę: przychodzimy na ten świat, krzycząc. To jest bardzo ważne. W Korei mówimy, że krzyk nowo narodzonego dziecka brzmi jak „Ku ahhh!”. Ku oznacza „uratuj”, ah oznacza „mnie”, dlatego pierwsze słowa na tym świecie, jakie wszyscy wypowiadamy, brzmią: „Proszę, uratuj mnie! Aaaa, uratuj mnie!”. Ha ha ha ha! „Proszę, pomóż mi!” „Ku ahhh!” Ha ha ha ha! [Śmiech z sali.] Nasze własne doświadczenie pokazuje, że życie rozpoczyna się pewnym rodzajem cierpienia. Nie jest to tylko buddyjski pogląd. Ile dzieci pojawia się na tym świecie, uśmiechając się albo na głos śmiejąc, i śpiewając: „Och, ha, ha, ha! Jak miło się tu znaleźć”? To nigdy się nie zdarza! Dzieci przychodzą na ten świat, płacząc, doznając bólu, zimna i wilgoci. Lekarz uderza dziecko i odcina pępowinę. Wszędzie jest krew. W czasie porodu sprawiamy również wiele bólu naszej matce. To wszystko nie jest takie wspaniałe, ale taka jest ludzka droga.

To dopiero początek. Z wychowaniem dzieci związane jest wiele pracy i zmartwień. Aby zarobić na życie w tym bardzo konkurencyjnym środowisku dzisiejszego świata, wszyscy rodzice muszą nieustannie borykać się z trudnościami i cierpieniem. Jednak większość ludzi uważa swoje dzieci za przedłużenie siebie samych, dlatego nie widzą, czym ten ból naprawdę jest. Przyzwyczajają się do cierpienia. Chcą pomóc swoim dzieciom, aby osiągnęły sukces. To jest naturalna i wspaniała motywacja, jednak gdzieś głęboko w swoich umysłach większość ludzi angażuje się w posiadanie i wychowywanie dzieci po to, aby ich geny trwały wiecznie. Myślą: „Tak jak im się teraz poświęcam, na starość moje dzieci będą mnie ochraniać, będą służyć za moją laskę”. Nieustanne dostarczanie jedzenia, ubrania, mieszkania, kieszonkowego oraz ogromne wydatki na wykształcenie i opiekę zdrowotną zapewniane są z wielkimi problemami i nieustanną walką, ale nie myśli się o tym jak o bólu, jak bardzo by się w dzisiejszych czasach z tego powodu nie  cierpiało. Szczególnie koreańscy i japońscy rodzice cierpią wiele niedostatków, wychowując swoje dzieci i starając się, aby trafiły do dobrych szkół. Z powodu niekończących się nadziei, jakie wiążą ze swoimi dziećmi, rodzice dobrowolnie skazują się na ogrom bólu i cierpienia. Akceptują tę męczarnię jako swoje życie.

Jak widzimy, życie samo w sobie ma pewne przyjemne strony, jednak głównie doświadczamy różnych rodzajów cierpienia. Musimy nieustannie walczyć o to, aby mieć wystarczająco dużo jedzenia, utrzymać miejsce zamieszkania, zdobyć ubranie i zapewnić temu ciału opiekę medyczną. Łatwo się o tym wszystkim mówi, ale czy to jest tak naprawdę takie łatwe? Wielu Azjatów przyjeżdża do Stanów Zjednoczonych i bardzo ciężko pracuje, aby tutaj żyć. Biorą nadgodziny, spłacają pożyczki, próbują zgromadzić wiele dóbr materialnych, aby udowodnić innym, że ich ciężka praca i cnota opłaciły się. Jednak latami nie dojadają, nie ubierają się w te wszystkie rzeczy, na które tak ciężko pracowali, i mało śpią. Ich zdrowie zaczyna się pogarszać. Leżąc w szpitalu, zastanawiają się: „Co to w ogóle jest? O co tu tak naprawdę chodzi?”.

Spotkałem wiele takich osób. Miałem pewnego przyjaciela – człowieka sukcesu, bardzo bogatego i sławnego koreańskiego biznesmena. Osiągnął w interesach wszystko, współpracował z wieloma ważnymi postaciami życia politycznego i gospodarczego. Jego dzieci chodziły do najlepszych amerykańskich uczelni. Wszystkie pożeniły się z równie udanymi partnerami i wygodnie żyły. Miał zdrowe wnuki. Bardzo dużo podróżował i miał wiele godnych pozazdroszczenia doświadczeń. Pewnego dnia, kiedy piliśmy razem herbatę, zapytałem go: „Panie Lee, zrobił Pan to, to i to. Doświadczył Pan tego i tego. Pana dzieci osiągnęły sukces i są szczęśliwe. Co Pan przez to wszystko osiągnął?”.

Bez najmniejszego wahania odpowiedział: „Nic”. To jest bardzo dziwne! Ale to jest zwykły ból istnienia i smutek życia. Jak bardzo byś się nie starał i nie cierpiał dla różnych rzeczy, niczego nie uzyskasz. Zdarza się to tak często, że uważa się to za normalne. Dlatego właśnie Budda pokazał nam, że życie jest cierpieniem. Takie są pierwsze owoce narodzin.

Następnie wszyscy się starzeją. Ale dlaczego starzenie się jest tak bolesne? Kiedy się starzejesz, tracisz swoją siłę. Kiedy tracisz swoją siłę, ludzie zaczynają cię lekceważyć. Widzimy czasami, jak ludzie starsi pracują wspólnie z młodymi. Starsza osoba popełnia błąd, a młodsza się śmieje. Młodzi ludzie często traktują starszych jak dzieci. Kiedy starsi to widzą, gniewają się. „Co? Myślisz, że nie zrobię tego tylko dlatego, że jestem już stary?” To takie smutne być starym. Kiedy się zestarzejesz, choćbyś nie wiem jak próbował, nie możesz już robić różnych rzeczy tak samo dobrze jak kiedyś. To jest bardzo frustrujące. Nie masz energii. Również, kiedy się zestarzejesz, nie wyglądasz już tak ładnie. Masz wory pod oczami. Twój nos staje się ostry i cienki. Wargi stają się cienkie i ciemnieją. Twoje uszy nie słyszą już tak dobrze jak kiedyś. Na twoim czole pojawia się wiele kiedyś niewidocznych zmarszczek. Być może potrzebujesz już laski albo wózka. Starość nie wygląda wcale różowo. Nawet małe dzieci się z tego stanu nabijają. Wydawało ci się, że twoja młodość będzie trwać wiecznie, ale bardzo szybko zdajesz sobie sprawę, że wszystkie twoje włosy posiwiały. Kiedy wypadną ci zęby, nawet przeżuwanie stanie się dziwnym doświadczeniem, a kiedy będziesz się śmiał, dla innych będzie to jeszcze śmieszniejsze. Dlatego czujesz się smutny i sfrustrowany; dlatego właśnie Budda nauczał, że starzenie się jest jednym z cierpień.

Niektórym ludziom wydaje się, że potrafią zatrzymać ten proces starzenia, ale są w błędzie. Mniej więcej trzydzieści lat temu, kiedy nauczałem w Tokio, jedna z moich uczennic, pani Kim, przyprowadziła do mnie swoją córkę. Jej córka nieustannie narzekała na fakt, że wkrótce skończy czterdzieści lat. Mówiła: „Och, moja twarz się starzeje. Jest mi tak smutno. Nie podoba mi się moja twarz!”. Przychodziła do świątyni, ale nie mogła śpiewać. Każdy mocno śpiewał „Kwan Seum Bosal, Kwan Seum Bosal, Kwan Seum Bosal”, nawet kobiety dużo od niej starsze, ale ona nie mogła śpiewać. Nie mogła też robić pokłonów. Siedziała tylko w kącie i spoglądała w lusterko. „Moja twarz nie wygląda dobrze.” Miała prawie czterdzieści lat, także pojawiło się już kilka zmarszczek. „Och, nie podoba mi się to. Moja twarz nie jest już ładna.” [Śmiech.]

Przez następny miesiąc nie pojawiała się w świątyni. Nikt nie miał pojęcia, co się z nią stało. Po sześciu miesiącach odwiedziła mnie starsza pani Kim, tym razem z jeszcze młodszą córką. Zapytałem: „Kto to jest?”.

„Och, to moja córka.”

„Twoja córka? Nigdy jej nie poznałem.”

„Oczywiście, że tak. Mam tylko jedną córkę. Poznałeś ją kilka miesięcy temu.” Ale ja nie byłem w stanie jej rozpoznać – wyglądała na dwadzieścia pięć, może dwadzieścia osiem lat.

Dlatego zapytałem: „Kim jesteś?”.

„Jestem córką pani Kim.”

„W jaki sposób stałaś się taka młoda?”

„Przeszłam operację.”

„Operację? Jaką operację?” Wtedy nie miałem jeszcze pojęcia o tych nowych rodzajach specjalnych operacji.

Odpowiedziała: „Nazywa się to chirurgią plastyczną. Lekarz naciął mnie tutaj, później tutaj, naciągnął skórę w ten sposób – klik – następnie zwinął ją – klik – w ten sposób, i wepchnął pod spód – klik – właśnie tak, a ten kawałek nałożył tutaj – klik – i zaszył go tutaj – klik, klik, klik”. W wielkich bólach i nakładem wielkich środków udało jej się przeprowadzić operację, która zlikwidowała wszystkie jej zmarszczki. Ha ha ha ha ha! Ale nawet jeśli cała twoja twarz miałaby zniknąć, i tak nie zmieni to twojego wieku. Wciąż się starzejesz. Podczas, gdy ta kobieta może znów przez parę miesięcy albo lat czuć się szczęśliwa, w końcu zmarszczki ponownie się pojawią. Być może doświadczy wtedy jeszcze większego bólu i frustracji, kiedy jej starość „powróci”! Starzenie się jest kolejnym rodzajem cierpienia. Kiedy starzejesz się, twoje ciało wszędzie cię boli. Ale cierpi również twój umysł, ponieważ nikt nie chce się zestarzeć i nikt nie chce umierać. Każdy bardzo się tego boi, dlatego kiedy przychodzi czas umierać, wszyscy bardzo cierpią. Starość jest tylko oznaką, że ta rzecz, której tak bardzo się boisz, zaczyna się przytrafiać również tobie: wkrótce umrzesz, tak jak wszyscy inni.

Kiedy słyszymy o kimś, kto dożył setki, zazdrościmy mu. Jeden z moich uczniów pokazał mi kiedyś film dokumentalny o człowieku, który osiągnął wiek stu dwudziestu lat. Wszyscy mówili: „Ten to ma szczęście! Wygrywa ze śmiercią!”. Jednak, kiedy ten człowiek pojawił się na ekranie, był to bardzo smutny widok. Przypominało to oglądanie starej małpy. Jego oczy nieustannie łzawiły; bez przerwy w niekontrolowany sposób leciało mu z nosa. Jego dolna szczęka podskakiwała prawie do czubka jego nosa i wydawała dziwny mlaszczący odgłos. Wszystkie dzieci nie mogą się powstrzymać od śmiechu na taki widok. Każdy wie, że stan naszego ciała od pewnego momentu już się nie poprawia, a jedynie stopniowo pogarsza. Dlatego właśnie Budda opuścił swój wspaniały pałac, odciął się od swojej dobrej sytuacji i został mnichem: aby całkowicie zrozumieć, dlaczego przytrafia się to absolutnie każdej istocie.

Bez względu na wiek, my również doświadczamy różnych chorób – nikt z nas tego nie lubi. Przez jakiś czas być może potrafimy powiedzieć: „Dobrze, akceptuję tę sytuację”. Ale dlaczego każdy kawałek ciała musi doznawać tyle bólu, szczególnie, kiedy się starzejemy? Noga boli, plecy bolą, i nie jesteś już w stanie tak dobrze jak kiedyś utrzymać moczu. Masz większe skłonności do zatwardzenia. Często przytrafia ci się niestrawność. Wykonując najprostsze czynności, brakuje ci oddechu,. Wyjście na spacer to jedna sprawa, ale wiele starych ludzi odczuwa ból nawet leżąc! Nazywamy to cierpieniem choroby. Oczywiście nie tylko ludzie starsi chorują. Czasami małe dzieci doznają jakiś urazów, albo niemowlęta rodzą się z narkotykowym uzależnieniem albo nieuleczalną chorobą. Bardzo silni zdrowi młodzi mężczyźni trafiają do szpitala i poddani zostają poważnym operacjom, które następnie spłacają przez lata. Czasami ludzie zarażają się jakimś wirusem. Bez przerwy mamy kłopoty z uszami, nosem, oczami i płucami. W naszym życiu choroba jest wszechobecna.

Czasami odwiedzamy kogoś w szpitalu. W szpitalach możesz zobaczyć wiele cierpiących osób – wygląda to tak, jakby wszyscy byli pacjentami, nawet odwiedzający, z powodu smutku, jakiego odczuwają przy chorobie swoich bliskich. Na prawie każdej twarzy widzimy ten dotknięty chorobą wyraz: „Dlaczego przytrafiło się to mnie?”. Albo po prostu przejdź się ulicą w jakimś wielkim mieści, jak na przykład Nowy Jork. Gdziekolwiek nie spojrzysz, zobaczysz wiele cielesnego cierpienia. W końcu jedna z chorób sprowadzi na nas śmierć. W dzisiejszych czasach pojawiło się wiele nieuleczalnych chorób. Istnieje również wiele lekarstw i technik podtrzymujących to tymczasowe życie. Jednak, jak byś szeroko nie otwierał oczu, nie dostrzeżesz choćby jednej osoby, który byłaby w stanie przedłużyć swoje życie powyżej pewnego poziomu.

Budda porzucił swoją dobrą sytuację, aby mocno praktykować i zrozumieć przyczynę tego całego cierpienia. I jaki był owoc wysiłków Buddy? Czy stał się nieśmiertelny? Nie, również jego ciało umarło, jednak zrozumiał on starzenie się i śmierć tego ciała. Osiągnął oświecenie, co oznacza, że postrzegł, że prowadzący to ciało umysł nigdy nie starzeje się ani nie umiera. Budda osiągnął tę prawdę. W ten sposób osiągnął fakt, że tak naprawdę życie i śmierć nie istnieją; nie istnieje również choroba i śmierć. Te rzeczy są iluzją stwarzaną całkowicie przez nasze myślące umysły. Nasza prawdziwa natura nigdy nie rodzi się ani nie umiera. To, co czyni tak wspaniałym życie Buddy, jest fakt, że osiągnął on ten pogląd, znajdując się w samym środku tego tymczasowego i nietrwałego życia. Narodziny, starość, choroba i śmierć – tych czterech cierpień nikt nie jest w stanie fizycznie pokonać. Nawet najsilniejszy człowiek świata tego nie potrafi, dopóki posiada to nietrwałe ciało. Jednak Budda jasno ukazał nam, w jaki sposób możemy użyć tej nietrwałej fizycznej sytuacji, aby osiągnąć głęboki wgląd w naszą prawdziwą naturę, która jest wolna od narodzin, starości, choroby i śmierci.

Jeśli właściwie rozumiesz naturę swojego ciała i jeśli postrzegasz, jak bardzo nietrwałe ono jest, wtedy starzenie się jest w porządku, a nawet umieranie nie jest przeszkodą. To ciało jest tylko wypożyczonym samochodem. Pewnego dnia będziesz musiał oddać swój wypożyczony samochód. Mój wypożyczony samochód wyprodukowano w Korei, podczas gdy samochody innych osób wyprodukowano w Stanach, w Chinach albo we Francji. Być może mój koreański wypożyczony samochód nie jest wcale taki dobry, i pewnego dnia będę musiał go zamienić: być może w przyszłym życiu dostanę niemiecki wypożyczony samochód! Ha ha ha ha ha! [Śmiech z sali.] Tak więc wymiana samochodu nie powinna stanowić problemu. Sam samochód nie jest taki ważny. Najważniejszą rzeczą jest: kto jest kierowcą tego samochodu? Czy rozumiesz swojego kierowcę, swoją pierwotną naturę? Większość ludzi jest po prostu przywiązanych do swojego samochodu i nigdy nie zadają sobie trudu, aby zrozumieć, kim jest ten kierowca. Starzenie się, choroba i śmierć stanowią dla każdego wielki problem, ponieważ nikt nie próbuje poznać tego kierowcy. Wszyscy boją się tylko stracić swój samochód.

Jednak, jeśli osiągniesz swojego kierowcę, to nawet, kiedy przyjdzie czas zmiany samochodu, nie będziesz cierpiał. Ty już rozumiesz, że ten wypożyczony samochód – to nietrwałe połączenie czterech żywiołów ziemi, powietrza, ognia i wody – podlega narodzinom, starości, chorobie i śmierci; jednak twój kierowca nigdy nie rodzi się, nigdy nie choruje, nigdy nie starzeje się i nigdy nie umiera. To jest bardzo ważne. Dlatego musisz zrozumieć swojego kierowcę. To jest najlepsze lekarstwo, jedyne lekarstwo.


Rozdzielenie z tymi, których kochamy


Te Cztery Cierpienia, którymi przed chwilą się zajmowaliśmy, wyjaśniają głównie nasze nieustanne doświadczanie fizycznego bólu. Są one przede wszystkim powodowane przywiązaniem do naszych ciał. Istnieją również cztery rodzaje cierpienia umysłowego. Tak naprawdę, to nasze bóle fizyczne – jak ogromne by nie były – są drobnostką w porównaniu z cierpieniem i męką, jakie stwarzamy naszym myślącym umysłem. Na najbardziej subtelnym poziomie, całe myślenie jest pożądaniem, a pożądanie jest cierpieniem. Nasze myślące umysły przysparzają jakże okropnych cierpień nam i innym. Wiele lat temu miałem w Nowym Jorku ucznia, który wyemigrował tam z Korei. Miał w Korei wspaniałą narzeczoną, którą zostawił na parę lat, aby studiować w Stanach. Kiedy rozstawali się w swojej niewielkiej wiosce, ślubując ożenić się, jak tylko on skończy swoją pracę na Zachodzie, popłynęło wiele łez. „Będę bardzo dobrze się uczył i dostanę dobre stopnie – powiedział jej. – Później zostanę profesorem i kupimy dom. Wkrótce powrócę, aby cię stąd zabrać.” Oboje byli pełni wielkich nadziei. Bardzo się kochali i pisali do siebie prawie codziennie. Ich serca biły mocniej za każdym razem, kiedy otwierali skrzynkę na listy i znajdowali tam kopertę.

Lata powoli mijały, a oni oczekiwali na realizację swoich planów. Mężczyzna każdego dnia bardzo ciężko pracował, przygotowując ich nowe wspólne życie. Uzyskał licencjat, następnie dyplom magistra i doktorat. Rozpoczął pracę jako wykładowca, przez cały czas biorąc dodatkowe prace tu i tam, aby oszczędzić pieniądze na zaliczkę na mały dom. Ale wtedy spotkał pewną bardzo bogatą kobietę, która również wykładała na tym samym uniwersytecie. Zakochali się w sobie do szaleństwa. Ich związek stał się tak głęboki, że mężczyzna nie był w stanie rozstać się ze swoją nową kochanką nawet na jeden dzień. Minął kolejny rok albo dwa, a on wciąż pisał listy do swojej ukochanej w Korei, mimo, że mieszkał ze swoją kochanką! W międzyczasie jego narzeczona również ciężko pracowała, czekając aż on jej powie, że wszystko jest już przygotowane na jej przyjazd.

Pewnego dnia jeden z przyjaciół powiedział młodej damie, że koreański rząd właśnie ogłosił nowy program, który znacznie upraszczał procedurę wyjazdu do pracy zagranicę. „Dlaczego masz siedzieć tutaj i czekać? – powiedział jej. – Po prostu jedź!”

„Masz rację! Załatwię wszystkie papierkowe sprawy, nic mu nie mówiąc, i pewnego dnia zaskoczę go. Pojawię się po prostu przed nim w Stanach i sprawię mu wielką niespodziankę! Och, ależ on się ucieszy!” Natychmiast zaczęła wprowadzać swój plan w życie. Szczęśliwie udało jej się dostać do pierwszej wyjeżdżającej na emigrację grupy. Serce łomotało w jej piersi z podniecenia, kiedy bez przerwy wyobrażała sobie, jaką to słodką niespodziankę sprawi swojemu ukochanemu. „O, Boże, ale to będzie niespodzianka!” – mówiła swoim znajomym. Za niewielkie oszczędności kupiła sobie nowe ubrania. Poszła również do fryzjera i kupiła nowe piękne buty na ich pierwsze spotkanie. Jej nadzieje rosły i rosły z każdym mijającym dniem.

Kiedy dotarła do jego domu w Ameryce, była szósta rano. Z pomocą taksówkarza znalazła jego mieszkanie. Drzwi były oczywiście zamknięte, a ona była zbyt podniecona, żeby czekać aż on będzie wychodzić do pracy, dlatego zawołała go po imieniu. „Otwórz drzwi! Otwórz drzwi!” Nie rozpoznając jej głosu, mężczyzna w końcu wstał i wpuścił ją do środka. Ale coś tu było bardzo nie w porządku, zdała sobie z tego od razu sprawę. Zamiast się ucieszyć, jej narzeczony miał spanikowany wyraz twarzy. Nie pozwalał jej wejść do sypialni. „Co tu się dzieje?” Wdarła się do pokoju. W jego łóżku, przykryta kołdrą, leżała naga kobieta.

Co zrozumiałe, kobieta wpadła w straszny gniew. Pobiegła do kuchni i chwyciła wielki kuchenny nóż. Trzymała swego ukochanego na dystans i była tak pełna dzikiej furii, że bał się on, że potnie ich oboje na kawałki. Mężczyzna i jego amerykańska kochanka uklękli przed nią, histerycznie łkając i błagając o litość. Jednak jej smutek nie znał przebaczenia. Trzymała ich nago w tej poniżającej pozycji przez dłuższy czas. Z powodu jej głośnych krzyków, sąsiad zadzwonił na policję i udało się ją powstrzymać, jednak zanim to się stało, mężczyzna i jego kochanka przeszli przez taki wstyd i poniżenie, że wydarzenie to naznaczyło się głębokim piętnem na ich dalszym życiu.

Tego rodzaju cierpienie nazywamy „rozdzieleniem z tymi, których kochamy”. Jest to umysłowe pożądanie, wywołane przez nasze pożądanie i przywiązanie. Tego rodzaju cierpienie spotyka się bardzo często. Każda ludzka istota doświadczyła go w różny sposób wiele, wiele razy. Dla wielu osób tego rodzaju cierpienie stało się tak bardzo częścią ich życia, że uważane jest za coś normalnego. To cierpienie odnosi się również do przedmiotów. Miałem kiedyś uczennicę, która posiadała bardzo drogą biżuterię, łącznie z ogromnym, dwunastokaratowym diamentem. Pewnego dnia musiała udać się do szpitala na poważną operację, tak więc schowała swój diament w szkatułce na biżuterię w sypialni. Jednak przez cały czas, jaki spędziła w szpitalu, myślała tylko o swoim diamencie. „Jak się ma mój diament? Czy nic mu nie grozi? Czy ktoś nie spróbuje go ukraść?” Mimo tego, że jej ciało było bardzo chore, myślała tylko o bezpieczeństwie swojego bezcennego diamentu. To już jest rodzajem cierpienia, dokładającym się jeszcze do cierpienia jej ciała.

Kiedy wróciła ze szpitala, okazało się, że rzeczywiście ktoś włamał się do jej domu i diament zniknął! „Ktoś ukradł mój diament!” Tak się zmartwiła, że zaczęła trochę wariować. „Gdzie jest mój diament? Chcę odnaleźć mój diament! Gdzie jest mój diameeeent?” [Głośny śmiech z sali.] Nie mogła nic jeść przez kilka dni. Następnego dnia po wyjściu ze szpitala czuła się tak podle, że zaczęła pić mnóstwo alkoholu, mimo, że jej ciało wciąż było chore. To nie jest właściwe zachowanie. Diamenty nie są takie ważne, szczególnie w porównaniu z nieocenioną wartością tego cennego ludzkiego wcielenia. Czy diamenty i inne przedmioty warte są tego, aby tracić dla nich głowę i wariować z ich powodu? Jednak większość ludzi zachowuje się w ten sposób. Z powodu pożądania, myślenia i przywiązania do nietrwałych przedmiotów, większość ludzi zadaje cierpienie sobie i innym. Będą zabijać innych lub siebie po to, aby zdobyć albo chronić rzeczy, które w końcu i tak przeminą.

Nie odnosi się to tylko do takich skrajnych przypadków. Wszyscy bardzo dobrze znamy cierpienie doświadczane przez osoby, które w kimś się zakochały, ale nie mogą z nim być. Mężczyzna i kobieta poznają się i zakochują w sobie. Żywią względem siebie bardzo mocne uczucie, bardzo przyjemne uczucie. „Och, kocham ciebie, a ty kochasz mnie! Jesteśmy dla siebie stworzeni.” Ale pewnego dnia kobieta mówi: „Już cię nie lubię”, i zrywa z mężczyzną, a on strasznie cierpi. „Och, chcę, żeby do mnie wróciła. Życie bez niej jest nic nie warte!” Nie może spać; widzi jedzenie, ale nie ma na nie ochoty; je, ale jedzenie nie ma żadnego smaku i tylko boli go po nim brzuch. Być może zapada na ciężką chorobę.

Niektórzy ludzie w tego rodzaju sytuacjach będą tak bardzo cierpieć, że nawet popełnią samobójstwo, ponieważ odmawia się im wspólnego doświadczania tego tymczasowego miłosnego uczucia. Namiętność, czy też pasja, tak naprawdę oznacza cierpienie, a mimo to ludzie pragną jej w swoim życiu! Kilka lat temu zdarzyła się w Korei słynna historia. Młody mężczyzna i kobieta spotkali się i bardzo w sobie zakochali, jednak ich rodzice uznali, że występuje między nimi związek krwi – około pięćset lat temu mieli wspólnego przodka. W każdym innym kraju nie stanowi to żadnego problemu, ale Korea ma bardzo ortodoksyjne zasady na ten temat. Tak więc rodzice zabronili im małżeństwa. Młodzi byli do tego stopnia zrozpaczeni, że pewnego dnia po prostu popełnili samobójstwo. Nie mogli znieść myśli, że nie będą razem. Jeśli nie mogą być razem, nie pozostaną na tym świecie. Jednak prawo nietrwałości oznacza, że wszystko ostatecznie przemija, ponieważ nic nie jest w stanie pozostać na zawsze w niezmienionym stanie, i wszystkie rzeczy wkrótce znikną. Jeśli nie rozumiesz tego w pełni, wtedy, jeśli bardzo coś miłujesz, a to w końcu przemija – jeśli nie jesteś w stanie tego utrzymać – doświadczysz wiele cierpienia. Również, kiedy nie możesz uzyskać tego, czego pożądasz, cierpisz. Taki jest ludzki los.


Przebywanie z tymi, których nie lubimy


Jeśli spojrzysz na ten świat, zapewne stwierdzisz, że więcej ludzi nie lubi się, niż się kocha; istnieje więcej osób, których się nie lubi, niż które się kocha. W Korei mamy takie powiedzenie: „Zawsze spotykasz swojego największego wroga, kiedy idzie on ku tobie po wąskim moście z lian”. Wyobraź sobie most z lian przewieszony nad przepaścią. Schodzisz w dół wiszącym mostem, a tu nagle z przeciwnego kierunku wyłania się z mgły twój największy wróg. Nie możecie w żaden sposób się ominąć, most jest zbyt wąski; i żaden z was nie zawróci, bo chce kontynuować swoją podróż. Tego rodzaju cierpienie w nieunikniony sposób przytrafia się ludziom, którzy są przywiązani do swojego umysłu „lubię – nie lubię”. W końcu zawsze muszą znaleźć się w towarzystwie osób, których nie lubią, dlatego w nieunikniony sposób będą cierpieć. Jest to dość powszechne doświadczenie prawie każdej osoby na tym świecie.

Każdy coś lubi i czegoś nie lubi. Jeśli trzymasz się swojej opinii na temat innych ludzi, wtedy cierpisz: przyczyna i skutek są zawsze bardzo jasne. W Stanach rozwiązuje się te sytuacje w bardzo prosty sposób. Ktoś sobie pomyśli: „Nie podobasz mi się!”; wyciąga więc pistolet i strzela – bum! Ha ha ha ha ha! W Korei nie dzieje się tak zbyt często. W środku ludzie mogą sobie myśleć: „Nie lubię cię”, ale na zewnątrz muszą pokazywać dobrą minę do złej gry. Dlatego od tej chwili, o danej osobie myślą tylko źle. Bardzo mocno trzymają to myślenie. Czasami mówią innym bardzo źle o tej osobie: „Bla, bla, bla!”. Przy każdej okazji obgadują ją i powodują kłótnie, bez przerwy. Wszystko to jest cierpieniem, a cierpienie pojawia się z powodu kilku swoich opinii, które ludzie hołubią jak najcenniejszy skarb. Ten ogrom cierpienia pojawia się z powodu przywiązania do naszego umysłu „lubię – nie lubię”. Jednak Ameryka jest bardzo prosta. „Nie podobasz mi się!” Po chwili – bum! – zabity. [Śmiech.] To jest bardzo oczywisty rodzaj cierpienia.


Nie uzyskiwanie tego, czego pożądamy


Większość przychodzących do kościoła albo świątyni ludzi modli się o coś. Przychodzą raczej po to, aby spełniło się jakieś ich życzenie, a nie po to, aby poznać swoją naturę i naturę tego świata. Chcą sławy, pieniędzy, dzieci, albo lepszej kochanki, lepszego domu, lepszej pracy. Jednak tak naprawdę to nikt nie jest w stanie osiągnąć żadnej z tych rzeczy dzięki modlitwie; wszechświat nie działa w ten sposób.

W Korei mamy wielkie wybory do Zgromadzenia Narodowego. W każdym z okręgów wyborczych siedmiu, ośmiu, a czasami nawet dwunastu kandydatów ubiega się o jeden mandat poselski. Tylko jedna osoba może wygrać, tylko ona będzie się po wyborach cieszyć. Wielu innych będzie smutnych i rozczarowanych: przez kilka lat ciężko pracowali, stracili wiele pieniędzy, spędzali tyle czasu poza domem, zaprzątali sobie tym wszystkim głowę, a teraz nic z tego nie mają. Ponieważ tak bardzo chcą tej rzeczy, kiedy nie mogą jej uzyskać – cierpią. To szaleństwo! W ostatnich wyborach pewien całkiem rozsądny kandydat, który nie miał pieniędzy na kampanię wyborczą, udał się do swoich krewnych po fundusze, zapożyczył się u ludzi na horrendalny procent, a mimo to przegrał wybory. Przegrał ze swoim rywalem o pięć głosów. Zwariował, ponieważ przegrane wybory to jedno, ale wkrótce wszyscy jego krewni zaczęli domagać się zwrotu pożyczonych pieniędzy. Chciał popełnić samobójstwo z przedawkowania leków, ale to kosztowałoby pieniądze, których nie miał. Dlatego pomyślał: „Po co dalej wydawać pieniądze, których nie mam?”. Wyskoczył z okna wysokiego budynku i jego życzenie zostało spełnione: zmarł nie wydawszy nawet grosza.

Osoby, które przegrywają w trakcie egzaminów na studia, na ważnych imprezach sportowych, w interesach – ich ból jest zawsze ten sam. Wielu ludzi zna to doświadczenie, kiedy stawia się na jedną kartę całe swoje życie, i się przegrywa. Pozostają oni przy życiu tylko dlatego, że nie potrafią się zabić.

Cierpienie samo w sobie nie jest ani dobre, ani złe. Istnieje wiele rodzajów cierpienia. Istnieje cierpienie, które nas rani, jak również inne rodzaje cierpienia, które tak naprawdę nam pomagają, jeśli mamy mocny próbujący umysł. Pewien uczeń zapytał mnie kiedyś: „Mistrzu, nie mogę uzyskać pewnych rzeczy. Bardzo z tego powodu cierpię”.

„Czego nie możesz uzyskać?”

„Chciałbym mieć fajną dziewczynę, ale nie mogę takiej znaleźć. To jest pierwsza rzecz. Nie potrafię również zarobić większych pieniędzy: to następne cierpienie. Nie mogę również znaleźć dobrej pracy – to ostatnie cierpienie. Kiedy siedzę w medytacji, mój umysł bez przerwy myśli: »dziewczyna, pieniądze, praca; dziewczyna, pieniądze, praca; dziewczyna, pieniądze, praca«. Ciągle to myślenie, myślenie, myślenie; przychodzenie, odchodzenie, przychodzenie, odchodzenie. Nie mogę siedzieć, naprawdę! Kiedy utrzymuję mantrę, tylko moje usta to robią; w środku mój umysł mówi: »dziewczyna, pieniądze, praca; dziewczyna, pieniądze, praca«. To się nigdy nie kończy! Przychodzenie, odchodzenie. Tak bardzo cierpię. To sprawia, że zupełnie nie mogę praktykować siedzącej medytacji. Nie chcę siedzieć, ponieważ wtedy to myślenie staje się tylko głośniejsze i głośniejsze. Dlatego proszę cię o radę. Co mam zrobić?”.

Czasami nie można dać zwykłego nauczania w stylu zen komuś w takim stanie. Ich umysł jest przywiązany do silnego pożądania, ale nie osiągnęli oni jeszcze natury tego pożądania i tego cierpienia, które ono im sprawia. Będą ściskali to cierpienie jak największy skarb. Dlatego powiedziałem: „Potrzebujesz więcej cierpienia”.

„Nie, nie! – powiedział. – Dlaczego miałbym jeszcze więcej cierpieć? Już mam go aż za dużo.”

„Jeśli będziesz jeszcze więcej cierpiał, wtedy uzyskasz to wszystko.”

„Jeśli będę więcej cierpiał, uzyskam to wszystko? Co to oznacza? To szaleństwo!”

Dlatego powiedziałem mu: „Posłuchaj mnie: jeśli będziesz więcej cierpiał, wtedy znalezienie dziewczyny, zarobienie pieniędzy i znalezienie dobrej pracy stanie się możliwe”.

„Już dobrze, dobrze. Jakiego rodzaju cierpienie masz na myśli?”

„Musisz codziennie robić tysiąc pokłonów i powtarzać dziesięć tysięcy razy Kwan Seum Bosal. Spróbuj tego.”

„Ale to jest jeszcze większym cierpieniem. Dlaczego miałbym to robić?”

„To nie tylko cierpienie; to użycie cierpienia, aby uwolnić się od cierpienia. Chińska medycyna naucza: »Przeciwko chorobie gorąca, użyj gorącego lekarstwa; przeciwko chorobie zimna, użyj zimnego lekarstwa«. Jeśli cierpisz na chorobę cierpienia, potrzebujesz cierpiącego lekarstwa. Cierpisz, ale to cierpienie nie jest jasne. Musisz się od niego uwolnić przy pomocy lekarstwa jasnego cierpienia. Wtedy będziesz mógł zmienić swoje cierpienie.”

„W porządku – powiedział. – Spróbuję.” Przez sto dni ten młody człowiek robił tysiąc pokłonów dziennie i dziesięć tysięcy mantr Kwan Seum Bosal – pokłony, pokłony, Kwan Seum Bosal, Kwan Seum Bosal. Po stu dniach poznał wspaniałą nową dziewczynę, pojawiła się też nowa praca i zarabiał wystarczająco dużo pieniędzy, aby być szczęśliwym.

Taka historia być może nie opowiada o wysokiej klasy praktyce medytacyjnej, jednak Budda nauczał o różnych lekarstwach na każdą z osiemdziesięciu czterech tysięcy chorób. Tego rodzaju praktykę, jakiej podjął się ten młody człowiek, nazywamy cukierkiem Dharmy. Ciężko praktykował po to, aby uzyskać to, czego chciał. W trakcie tej praktyki poznał również smak natury praktyki i natury swojego myślącego, cierpiącego umysłu. Teraz, kiedy zaczął on już praktykować, można udzielić mu prawdziwego nauczania na temat właściwej praktyki. Używasz jego choroby, aby uwolnić go od jego choroby. „Tak, teraz twoja praktyka nie jest ani dobra, ani zła – możesz mu powiedzieć. – Ale wyższej klasy praktyką jest znalezienie swojej prawdziwej natury.” Po tym, jak miał już jakieś doświadczenie praktyki, zrozumie tego rodzaju mowę.

Jeśli po prostu czegoś spróbujesz, i tylko robisz to, wtedy możesz osiągnąć wszystko. Jednak, jeśli nie jesteś w stanie niczego uzyskać, po prostu bez celu cierpisz. „Chcę czegoś, ale nie mogę tego dostać. Tak mi smutno.” Jest to najczęściej spotykany rodzaj cierpienia. Na tym świecie wszystkie ludzkie istoty czegoś chcą, ale jednocześnie nie praktykują, nie podejmują żadnego wysiłku: tylko chcą, chcą, chcą, nie mając żadnego kierunku. Dlatego w ich życiu zawsze obecne jest cierpienie, ale cierpienie to nie jest na nic ukierunkowane ani przetwarzane w jakieś głębsze rozumienie siebie i tego świata. Natomiast uczniowie medytacji mogą mocno praktykować, osiągnąć swoją prawdziwą naturę i nawiązać pełen kontakt z innymi istotami. Jeśli osiągniesz swoją prawdziwą naturę, osiągniesz wszystko. Które z nich ci się podoba?


Brak równowagi pięciu skandh


Budda nauczał, że istoty ludzkie nie posiadają żadnego „ja”. To, co zwykle nazywamy „ja”, albo „umysłem”, jest tylko przelotnym połączeniem zmiennych energii, podzielonych na pięć części składowych, tzw. agregatów: formę, uczucia, postrzeżenia, tendencje i świadomość. W sanskrycie nazywamy to pięcioma skandhami, czyli „skupiskami”. Pierwotnie te pięć skandh funkcjonuje w harmonijny sposób, a wtedy twoje życie jest jasne i nie sprawiasz sobie tak wiele cierpienia. Jednak, kiedy tylko zostaną wytrącone z równowagi, automatycznie cierpisz.

Czasami widujemy bardzo otyłe osoby. Ich ręce, nogi i głowa są dość małe, ale ich ciało jest ogromne, dlatego ciężko jest im się poruszać i cokolwiek zrobić. Oznacza to, że agregat formy nie jest w stanie równowagi. Przy każdym posiłku, osoby te prawdopodobnie przejadają się, dlatego ich ciało ciągle się powiększa. Ich język mówi: „Chcę czekolady, chcę lodów”, ale ich ciało tak naprawdę wcale tego nie chce! Język i ciało rozpoczynają walkę; z powodu ich silnej karmy język zwycięża, dlatego jedzą dalej! W tym przypadku skandhy formy, uczuć, postrzeżeń i tendencji nie potrafią harmonijnie współdziałać. Jest to brakiem równowagi skandh, co stwarza cierpienie. „Twoja karma stwarza twoje ciało, a twoje ciało stwarza twoją karmę.” To jest bardzo ważny punkt, ponieważ wskazuje bezpośrednio na nieustanne wzajemne oddziaływanie pomiędzy karmą i agregatem formy.

Agregat uczuć składa się po prostu ze wszystkich naszych pozostałych doznań, zarówno cielesnych, jak i umysłowych. Na przykład, przychodzi na świat dziecko. Rozpoczyna swoje życie, tylko odczuwając. Jego początkową świadomość stanowią tylko doświadczenia odbierane przez oczy, uszy, nos, język, ciało i umysł. Uczucie oznacza, że kiedy to dziecko chce siusiać, po prostu siusia. Następnie, kiedy pielucha się zmoczy, po jakimś czasie zaczyna mu to przeszkadzać, więc krzyczy: „Łaaa!”. Przychodzi mama i zmienia pieluchę, a dziecku znowu jest dobrze. Kiedy zgłodnieje, to również nie jest zbyt przyjemne, tak więc krzyczy: „Łaaa!”. Wtedy mama go karmi. Dzieci posiadają tylko tego rodzaju świadomość uczuć i postrzeżeń. To jest bardzo prosty umysł. Jednak niektórzy pozostają bardzo silnie przywiązani do tego rodzaju umysłu przez całe swoje życie. Kiedy chce im się jeść, jedzą, i kontynuują jedzenie nawet wtedy, kiedy ich głód jest już zaspokojony. Robią to tylko po to, aby przedłużyć doznania pochodzące z ust i języka. Kiedy mają ochotę na seks, uprawiają seks, mimo, że być może nie ma to żadnego związku z miłością. Kiedy chce im się spać, bez przerwy śpią. Kiedy mają ochotę na zakupy, idą na zakupy i wybierają rzeczy, których tak naprawdę nie potrzebują. Jednak ta świadomość uczuć nie jest jasna, i prawie zawsze przysparza im i innym cierpienia. Nieustannie uganiając się za doznaniami, stwarzamy silne nawykowe energie, albo tendencje, które następnie kontrolują nasze życie.

Tendencje to inna nazwa karmy. Co lubisz? To właśnie staje się twoim umysłem. Często opowiadam taką oto historię: w czasie wojny koreańskiej powołano mnie do wojska, podobnie jak wszystkich mężczyzn w Korei. W wojsku miałem bardzo dobrego przyjaciela, pana Songa. Zawsze działaliśmy wspólnie. Zawsze, kiedy dostałem trochę pieniędzy, zabierałem go do restauracji, albo odwiedzaliśmy razem jakąś świątynię. On nie wiedział, że przed wojną byłem mnichem. Codziennie próbowałem mu pomagać. On z kolei często mówił: „Och, dziękuję ci bardzo. Zawsze mi pomagasz, a ja nigdy nie mam żadnych pieniędzy. Tak mi przykro.” Pewnego dnia pan Song powiedział: „Dzisiaj moja kolej. Zabiorę cię na lunch do wspaniałej eleganckiej restauracji w mieście Taegu!”.

„Przecież nie masz pieniędzy – powiedziałem. – W jaki sposób zdobędziesz na to pieniądze?”

„Och, nie ma problemu, nic się nie martw. Poradzę sobie.” Poszliśmy więc na dworzec kolejowy w Taegu. To jest ogromny dworzec, przewija się przez niego mnóstwo ludzi. Kiedy weszliśmy, pan Song bardzo głośno trzykrotnie gwizdnął. Nagle podbiegło do niego trzech chłopców.

Pokłonili mu się nisko i powiedzieli: „Witamy pana, skąd pan przyjechał?”.

„Przyjechaliśmy z Pusan. Gdzie są pan Lee i pan Kim? Chciałbym z nimi pomówić.”

Chłopcy pokłonili się i gdzieś pobiegli, a po kilku minutach pojawiło się dwóch bardzo dobrze ubranych dżentelmenów. „Ach, bracie, przyjechałeś! Jak miło cię widzieć!” Byli bardzo szczęśliwi i odnosili się do pana Songa z ogromnym szacunkiem.

Wskazując na mnie, powiedział im: „Ten człowiek jest moim bardzo dobrym przyjacielem. Jest kapitanem. Przyjechaliśmy razem na lunch. Czy możecie wszystko dla nas przygotować?”.

„Oczywiście, bracie” – powiedzieli. Przyprowadzili samochód i zawieźli nas do wspaniałej eleganckiej restauracji. Mimo toczącej się wojny, w tej restauracji mieli różne rodzaje pysznego jedzenia. Nie byłem w stanie zrozumieć, co się dzieje. Przecież on w ogóle nie miał pieniędzy! Jednak nie miało to znaczenia – zjedliśmy znakomity posiłek, a pan Song był bardzo szczęśliwy.

Po obiedzie zapytałem go: „O co tutaj chodzi? Jak to jest możliwe?”.

„Och, to bardzo długa historia” – powiedział.

„Proszę, opowiedz mi.”

„Dobrze. Zanim powołano mnie do wojska, byłem jednym z najlepszych kieszonkowców. Byłem szefem, a ci ludzie byli moimi asystentami. Pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że to wszystko nie jest właściwym działaniem. Dlatego, kiedy wybuchła wojna, okazałem skruchę, skończyłem z tym na zawsze i wstąpiłem do wojska. Przez cały ten czas ty mi pomagałeś, a ja nie byłem w stanie ci się odwdzięczyć – nie miałem pieniędzy. Dzisiaj oddałem ci przysługę: trzeba było wyrazić skruchę, dlatego przywołałem moich starych kumpli.”

„Dziękuję ci bardzo. To bardzo miło z twojej strony, że zrobiłeś to dla mnie – powiedziałem. – Ale tego rodzaju działanie nie jest właściwe! Jeśli naprawdę z tym skończyłeś, oznacza to: nigdy więcej!”

„Dobrze, dobrze. Już więcej nic takiego nie zrobię – powiedział. – Obiecuję.” W wojsku zawsze zachowywał się bardzo właściwie, awansował nawet na kapitana w tym samym czasie, co ja. Dużo razem pracowaliśmy, i mogłem się przekonać, że jego działania były zawsze bardzo precyzyjne i właściwe. To okradanie ludzi przypominało stary nawyk, nad którym on ciężko pracował, usiłując się od niego uwolnić. Tendencje są jednak bardzo silne; karmy nie można zmienić tylko samą decyzją woli. Potrzebna jest również praktyka medytacyjna.

Pewnego dnia pan Song i ja pojechaliśmy na wycieczkę w góry Sorak, bardzo piękny i słynny w Korei łańcuch górski. Pogoda była bardzo ładna. Wiele osób zewsząd się zjechało, aby podziwiać górskie widoki, dlatego, kiedy przyjechaliśmy, stacja autobusowa była bardzo zatłoczona i ludzie stali w długich kolejkach. Przed nami stał pewien starszy pan, kiedy nagle ręka pana Songa skoczyła do tylnej kieszeni tego staruszka i wyciągnęła jego portfel. To stało się w mgnieniu oka! Nikt wokół tego nie spostrzegł, nawet ten pan przed nami.

Ja jednak stałem tuż za panem Songiem i wszystko widziałem, dlatego uderzyłem go – bum! „Twoja ręka jest niegrzeczna!” – powiedziałem.

Pan Son był bardzo zaskoczony. „Cóż, to mój stary nawyk. Nie potrafię się oprzeć. To po prostu dzieje się samo!” Było mu bardzo przykro i był w tym naprawdę szczery. Nie chciał kraść tego portfela, nie chciał już więcej być kieszonkowcem i okradać ludzi z pieniędzy. Jednak postrzegł ten portfel i jego ręka automatycznie sięgnęła po niego i go zabrała. To był bardzo silny nawyk. Inaczej nazywamy to karmą. Miał ku temu bardzo silną karmę, dlatego czasami te działania po prostu przejawiały się same, z jego nawykowego umysłu, czy sobie tego życzył, czy też nie.

„Musisz zwrócić te pieniądze!” – powiedziałem.

„Tak, tak – dotknął ramienia stojącego przed nami pana i powiedział – Przepraszam, czy to pański portfel? Leżał tu na ziemi.”

Starszy pan odwrócił się i zobaczył swój portfel w ręku pana Songa. „Mój Boże, moje pieniądze! Dziękuję, bardzo panu dziękuję! Właśnie jadę na targ, żeby kupić za te pieniądze krowę. Jeślibym je zgubił, nie mógłbym kupić krowy na moją farmę. Och, dziękuje panu bardzo!” Wyjął trochę pieniędzy i ofiarował panu Songowi jako nagrodę.

Ale pan Song tylko machnął skromnie ręką: „Och, nie, nie trzeba, naprawdę!”.

Jednak starszy pan nalegał: „Ależ proszę, jest pan taki uczciwy. Muszę to panu wynagrodzić”.

„Nie, nie, nie…”

Wtedy szturchnąłem pana Songa w bok. „Możesz wziąć trochę. Taka jest teraz twoja praca!” Pan Song wziął więc trochę pieniędzy. Wtedy wszyscy byli bardzo szczęśliwi. [Głośny śmiech z sali.]

Jak mogliśmy zauważyć, ta tendencja była u pana Songa bardzo silna. Mimo tego, że jego myśląca świadomość zdała sobie sprawę, że kradzież jest złym uczynkiem, że ta tendencja nie jest właściwa, i powstrzymywał się od niej, czasami tendencja ta pojawiała się, a on natychmiast za nią podążał. Jeśli powtarzamy jakąś czynność wiele, wiele razy, staje się tendencją. Inną tego nazwą jest karma. Jest to po prostu spontaniczne działanie naszego nawykowego umysłu. Jeśli nie potrafimy kontrolować tej tendencji, wtedy czasami nie znajduje się ona w równowadze z tym, co nasza świadomość uznaje za zachowanie właściwe albo niewłaściwe, dlatego stwarza to cierpienie dla nas i dla innych. Jest to po prostu jeszcze jeden rodzaj cierpienia, który pojawia się, kiedy pięć skandh nie jest w stanie równowagi, kiedy jedna z nich jest zbyt silna albo nie potrafi właściwie współdziałać z pozostałymi.

Ostatnią ze skandh jest świadomość. Buddyzm naucza, że to, co nazywamy świadomością, tak naprawdę składa się z dziewięciu oddzielnych świadomości. Powiemy o tym więcej w rozdziale na temat buddyzmu mahajany. Kiedy przychodzimy na świat, mamy sześć świadomości: świadomość wzroku, słuchu, węchu, smaku, dotyku i myślenia. To jest sześć naszych podstawowych świadomości. Po jakimś czasie, kiedy dziecko ma około dwóch lat, pojawia się bardzo prosty rodzaj rozróżniania. Dziecko pamięta wszystkie doznania, które odbiera swoimi sześcioma świadomościami: niektóre z nich lubi, innych nie lubi. Pojawia się siódma świadomość, która jest umysłem lubię – nie lubię. Często nazywamy to świadomością rozróżniającą, ponieważ jest ona umysłem, który oddziela to od tamtego, dobre od złego, górę od dołu. „Lubię to, nie lubię tamtego.” „Nieee!” Amerykańskie dzieci rozwijają chyba bardzo silną świadomość rozróżniającą, która uczy się tylko „nie!”. „Zrób to, o co cię proszę.” „Nie!” „Podejdź tu.” „Nie!” Ha ha ha ha! Amerykańskie dzieci uczą się tego bardzo wcześnie. Rozumieją tylko: „Nie, nie lubię tego”. Jest to pojawieniem się siódmej świadomości, umysłu lubię – nie lubię.

Umysł, który pamięta wszystkie nasze działania i doświadczenia, jest ósmą świadomością. Nazywamy ją również świadomością magazynującą, ponieważ świadomość ta przechowuje to wszystko, co kiedykolwiek uczyniliśmy, pomyśleliśmy albo doświadczyliśmy. Znana jest również jako pamięć: nie tylko działania w tym życiu, ale wszystkie nasze działania od początku dziejów są w tej świadomości przechowywane. Ta świadomość przypomina bardzo precyzyjny komputer, ponieważ nagrywa wszystko, co kiedykolwiek zrobiliśmy, widzieliśmy, słyszeliśmy, wąchaliśmy, smakowaliśmy, dotknęliśmy i pomyśleliśmy, zarówno w tym życiu, jak i we wszystkich naszych przeszłych wcieleniach. Sny, które nam się w nocy śnią, są wynikiem aktywności ósmej świadomości.

Można na to spojrzeć również w ten sposób: szósta świadomość jest naszą świadomością woli. Siódma świadomość jest naszą świadomością emocjonalną, ponieważ to ona dokonuje rozróżnień i stwarza lubienie i nie lubienie. Ósma świadomość jest naszą świadomością intelektualną. Ostatnia świadomość, o której nauczał Budda, jest nasza dziewiąta świadomość. Jest to nasza świadomość buddy, nasza świadomość Dharmy. Inaczej nazywamy ją dharmakają. Nazywamy ją również prawdziwą jaźnią, albo pierwotną naturą, albo prawdziwą naturą, albo naturą buddy. Istnieje na to wiele nazw, ale pierwotnie nie ma to żadnej nazwy ani formy.

Mamy więc sześć świadomości związanych z naszymi oczyma, uszami, nosem, językiem, ciałem i umysłem. Mamy siódmą świadomość, która rozróżnia dobre od złego, oraz ósmą świadomość, która przechowuje wszystkie nasze doświadczenia i myśli. Brak równowagi oznacza, że te świadomości oddzielają się od siebie, i nie działają wspólnie, nie potrafią harmonijnie funkcjonować. Dlatego ludzie z poważnymi problemami umysłowymi tak naprawdę stracili po prostu równowagę pomiędzy tymi ośmioma świadomościami. Kiedy przychodzi czas posiłku, siedzą tylko przy stole i zastanawiają się: „Jeść? Nie jeść? Jeść? Nie jeść?”. Pojawia się tego rodzaju choroba. Widzisz kogoś na ulicy mówiącego na głos, ale w pobliżu nie ma nikogo: ta osoba mówi do siebie. „To mi się podoba. Dobry z ciebie chłopiec. La la la, li li li. Dlaczego tak mówisz? Cicho sza…” Macha rękoma i rozgląda się, czasami wpadając w gniew, aby po chwili głośno się roześmiać. Nikogo obok niego nie ma. Tacy ludzie zachowują się w ten sposób, ponieważ mimo tego, że ich ciało tam się znajduje, ich świadomości rozdzieliły się i nie komunikują się ze sobą. Nazywamy to brakiem równowagi.

Każdy doświadcza tego rodzaju braku równowagi, w taki albo inny sposób. W czasie śpiewów twoje usta śpiewają „Kwan Seum Bosal, Kwan Seum Bosal”, ale twoje myślenie wędruje do Nowego Jorku, do Polski, do roku 1989-tego, albo do jakiegoś kłopotu, który masz, następnie z powrotem do sali Dharmy, później do wczoraj, do twojej matki, do twojej uczelni, twojego ostatniego chłopaka. Kręci się w kółko i w kółko. To jest prosty rodzaj braku równowagi. W pewnym momencie jedna z twoich świadomości mówi: „Wracaj, dobrze? Mamy teraz śpiewy. Gdzie ty wciąż się błąkasz?”. Ten wędrujący umysł, którego doświadcza każdy z nas, jest tylko pracą trzech różnych świadomości, z których każda zajmuje się odmiennym działaniem. Twoje śpiewające usta i uszy, które słyszą śpiewy to twoja szósta świadomość; umysł, który krąży i krąży w przestworzach to ósma świadomość pamięci; a umysł, który mówi: „Wracaj do praktyki!”, to twoja siódma świadomość. One walczą między sobą w środku. Każdego dnia, w każdej chwili twoje świadomości walczą między sobą, czasami tylko trochę, a czasami bardzo. Kiedy twoje świadomości walczą między sobą, jest to brak równowagi pięciu skandh. Oznacza to, że nie możesz się na nic zdecydować. Czasami tkwimy w martwym punkcie: „Och, co mam teraz zrobić? Czy powinienem zrobić to, czy tamto? Nie wiemmm!”. Doświadczamy wewnętrznego pomieszania. Jeśli ta walka się wzmaga, wtedy ludzie mówią, że zwariowałeś. Wszyscy z nas znają określenie niezrównoważony psychiczne. To jest to samo. Jednak, kiedy twoje świadomości osiągną stan równowagi, wtedy – bum! – stajesz się buddą, a następnie z chwili na chwilę tylko robisz to. Dopóki jednak doznajesz braku równowagi, oznacza to, że masz kłopoty z podejmowaniem decyzji i nic nie możesz zrobić.

Wszystkie te różne rodzaje cierpienia stanowią Osiem Cierpień. Jest to taki wąski świat, który większość osób sama sobie stwarza. Ich całe życie przypomina muchę, bzyczącą w małej buteleczce. Podążyła ona do niej za jakimś słodkim zapachem, a teraz nie potrafi się z niej wydostać. Próbuje znaleźć jakieś wyjście, uderzając raz za razem w przeźroczyste szkło, które mówi jej, że wolność i pusta przestrzeń są tuż-tuż. Większość ludzi żyje w ten sposób. Coś, co wielokrotnie stwarzali w swoim umyśle, nie pozwala im żyć pełnią życia. Podejmują desperackie próby wydostania się z tej cierpiącej krainy, którą sami sobie stworzyli, ślepo przywiązując się do doznań zmysłowych. Ale to nie jest takie proste. Najprostszym powodem ich trudności jest fakt, iż nie rozumieją oni nietrwałości. Taka jest droga cierpienia ludzkich istot. Wszystko na tym świecie dzieje się w naturalny sposób. Stwarzasz wszystko, dlatego wszystko dostajesz, co oznacza, że doznajesz różnego rodzaju cierpień. „Nie podoba mi się, że się starzeję.” „Och, skończył się nasz związek; czuję się fatalnie.” „Nienawidzę być chorym.” „Nie lubię go.” „Nie mogę uwierzyć, że moja babcia zmarła.” Wszyscy cierpimy, jednak jeśli właściwie osiągniesz wgląd w nietrwałość, wtedy możesz uwolnić się od Ośmiu Cierpień. Jeśli nie rozumiesz faktu, że wszystkie rzeczy są nietrwałe, wtedy będziesz łatwo przywiązywał się do rzeczy, które w końcu będą musiały przeminąć. Z tego powodu nie będziesz w stanie uwolnić się od cierpienia, i będziesz dalej stwarzał cierpienie dla siebie i dla tego całego świata.

Kompas zen

Подняться наверх