Читать книгу Polscy pisarze wobec faszyzmu - Paweł Maurycy Sobczak - Страница 4
Rozdział I
Liberał w Berlinie, „faszysta” w Warszawie
Antoni Sobański i Ferdynand Goetel 52
Kultura? W stanie likwidacji
ОглавлениеJednym z najistotniejszych zagadnień poruszanych przez autora Cywila w Berlinie jest sytuacja (szeroko rozumianej) niemieckiej kultury. Już pobieżne przejrzenie berlińskiej prasy i zapoznanie się z miesięcznym repertuarem teatralnym uzmysłowiło Sobańskiemu miałkość tutejszych propozycji kulturalnych: „W Berlinie teatry były zawsze tak wybitnie ciekawe, tak śmiałe w dotykaniu najdrażliwszych tematów i w walce z przesądami. Widzę, że to się skończyło” [CwB, s. 31]90. Przyczyn takiego stanu rzeczy upatruje w odsunięciu reżyserów oraz aktorów żydowskiego pochodzenia, którzy „teatrem i spektaklem w Berlinie rządzili ze świetnością jakiegoś Ludwika XIV i szerokością poglądów encyklopedystów” [CwB, s. 99]. W efekcie stołeczni widzowie skazani zostali na „szmirę nieprawdopodobną” [ibidem], ale patriotyczną. Reporter dociera wreszcie na niesławną sztukę Hannsa Johsta Schlageter91, a jej obejrzenie przenosi Sobańskiego w kręgi infernalne.
Człowiek siedzi podczas tego przedstawienia trochę skulony i nie wie, czy jest bardziej zgorszony, czy zdumiony. Z jednej strony wali się nań niesłychana gloryfikacja brutalności, wstecznictwa oraz pychy i odrębności narodowej, a z drugiej – przeciera uszy słysząc długi monolog prezydenta prowincji, dawnego robotnika-socjalisty, który wstydzi się swych spracowanych rąk […]. Dawka nienawiści, zaślepienia i brutalności jest tak silna, że przez całą dobę nie mogłem się uspokoić [CwB, s. 101−102].
Także propagandowy film Krwawiące Niemcy92 („widowisko długie, na ogół nudne i niechlujnie sklecone” [CwB, s. 103]) staje się koronnym dowodem, pozwalającym na sformułowanie surowego wyroku: „Film niemiecki można uważać za chwilowo […] nieistniejący w artystycznym tego słowa znaczeniu” [CwB, s. 104]. Przy tej wrażliwości Sobańskiego na wytwory nazistowskiej kultury, dobrze się chyba stało, że nie było mu dane zwiedzić zorganizowanej cztery lata później Wystawy Sztuki Zwyrodniałej. Ta, ulokowana w monachijskim Domu Sztuki Niemieckiej (Haus der Deutschen Kunst), ekspozycja prezentowała dzieła takich artystów, jak Mondrian, Chagall, Kandinsky (oraz ponad stu innych), usunięte z muzeów przez specjalnie do tego celu powołany trybunał weryfikacyjny. Nie była jednak klasyczną wystawą (choć stanowiła
wyjątkową okazję obejrzenia dokonań wybitnych artystów awangardowych), lecz panoptikum przygotowanym przez obłąkanego marszanda – obrazy pozbawione zostały ram, powieszono je w przypadkowej kolejności i opatrzono negatywnie wartościującymi komentarzami (np. „Ekspresja żydowskiej żądzy zysku” lub „Niemieccy chłopi widziani okiem żydka”). Z tym dziwacznym chaosem kontrastowała inna – równolegle się odbywająca – wystawa sielankowej i kiczowatej Sztuki Niemieckiej93. Trzeba przyznać, iż monachijską prezentacją Sztuki Zwyrodniałej narodowosocjalistyczni specjaliści od kultury przewyższyli dokonania swoich rosyjskich kolegów po fachu. W moskiewskiej Galerii Sztuki Zagranicznej także – jak relacjonował Antoni Słonimski – nie brakowało napisów, które „każdą salę i każdego malarza oświetlają z punktu widzenia materializmu dziejowego”94. Rozmach Sowietów był znacznie bardziej ograniczony, efekty uboczne jednak zbliżone – Dom Sztuki Niemieckiej odwiedzały tłumy, zaś w Moskwie „nieraz […] młodzież z najwyższym zainteresowaniem przystawała przed malarstwem gnijącego feudalizmu”95. Czyżby zatem prawdziwa, niezafałszowana sztuka zwyciężyła ideologów?
Ominęły Sobańskiego spreparowane przez nazistów prezentacje dzieł sztuki, ale reporter stał się świadkiem innego epokowego wydarzenia – palenia książek na Placu Opery Berlińskiej96. Warto na chwilę zatrzymać się przy opisie tego fenomenu, gdyż relacja ta różni się tonacją od – obiegających ówczesną prasę liberalną – apokaliptycznych przekazów.
Książki załadowano na trzy ciężarówki, udekorowane hitlerowskimi flagami. Pochód nie był liczny. Składał się z korporacji z orkiestrami i ze studentów niosących pochodnie. Ludność, że tak powiem, cywilna nie brała w nim udziału. […] Pośrodku stał stos belek, mający trzy metry sześcienne objętości, a na specjalnym podium ustawione były jupitery, aparaty kinowe i mikrofony. Oczywiście i dachy, i okna okalających plac gmachów miały swój komplet publiczności. Jednakże oba końce czworoboku w ogóle się nie zapełniły, tak że nawet ruch kołowy na Unter den Linden nie był ani na chwilę wstrzymany. Gdyby w pogodny letni wieczór zatrzymać ruch spacerujących po Unter den Linden między Zamkiem a Bramą Brandenburską – nie stworzyłoby to chyba mniejszego zbiegowiska […]. Tłum, wśród którego stoję, nie powitał nawet nadchodzącego pochodu. Jest pogodny, bo niemiecki, bo jest wiosna [CwB, s. 58−59].
Sobański podkreśla, że inicjatorem wypadków była młodzież pragnąca „ogniście i ciepło zamanifestować swoje zwycięstwo” [CwB, s. 56], zaś narodowosocjalistyczna elita wydała jedynie przyzwolenie, chociaż „rząd wolałby, żeby palenie w ogóle nie doszło do skutku”. Partyjni notable ustępują zatem rozentuzjazmowanym studentom97 (podobnie jak profesorowie – świadkami auto-da-fé byli przedstawiciele senatów akademickich odziani w odświętne togi98, zaś na czele pochodu szedł i przy podpalonym pochodniami stosie belek przemawiał profesor pedagogiki politycznej Uniwersytetu Berlińskiego Alfred Baeumler99). Usiłują również przyłączyć się do nich, bowiem na zakończenie manifestacji (tuż przed chóralnym odśpiewaniem Horst Wessel Lied) przemówienie wygłasza minister Goebbels. Większość berlińczyków pozostaje niezaangażowana, przyjmuje pozycję zdystansowanych obserwatorów („Zainteresowanie odzwierciedlone na twarzach należy do kategorii letnich” [CwB, s. 59]). Mieszkańcy stolicy nie dali się porwać zapałowi studentów, lecz byli także dalecy od prób protestu – być może brakowało im odwagi cywilnej (według Sobańskiego Niemcy pod rządami nazistów stali się „organicznie niezdolni do wystąpienia z szeregu” [CwB, s. 50]), a może nie odczuwali żalu ani wstydu, który ogarniał przejętego reportera. Autor Cywila w Berlinie czuje, że przygląda się narodowej hańbie Niemców, rozumie jednak także, że uczestniczy w misternie przygotowanym spektaklu, widowisku (podobnym teatrem będą partyjne zloty NSDAP, a nawet igrzyska olimpijskie w 1936 roku)100. Spalenie książek stało się rytuałem („Każdy ma książkę w ręku i wymawia po kolei tę samą rytualną formułę” [CwB, s. 59]), symbolem, ale nie rzeczywistym unicestwieniem dzieł wrogich Trzeciej Rzeszy pisarzy. W ogień rzucono „zaledwie” dwadzieścia tysięcy woluminów, dobrowolnie dostarczonych przez aktywistów lub skonfiskowanych z bibliotek należących do instytucji rządowych („Nie było konfiskat książek ze sklepów […]. Nie robiono też czystki w bibliotekach instytucji naukowych” [CwB, s. 58]). Wydaje się jednak, że ten „teatr” był konieczny i nieodzowny dla zamanifestowania zwycięstwa. Niszczenie wrogów za pomocą ewokującego oczyszczenie ognia ma bowiem długą tradycję, według Eliasa Canettiego nieprzypadkowo to właśnie ogień stał się głównym symbolem masy.
Ze wszystkich środków niszczących największe wrażenie robi ogień. Widać go z daleka, przyciąga innych. Niszczy w sposób nieodwołalny. […] Masa, która podkłada ogień, uważa się za niezwyciężoną101.
Sobański zapewnia, że jego sprawozdanie – dzieło naocznego świadka, którego bezpośrednia obecność na placu Opery służy jako rękojmia wiarygodności – jest obiektywne i zgodne z prawdą: „Niech nikt nie wierzy histerycznym opisom spotykanym w prasie: bachanalia, sobótka (była to środa), indiańskie tańce, afrykańskie ryki. Nic podobnego” [CwB, s. 62]. Przekonuje, iż wydarzenie to wcale nie zasłużyło na tak olbrzymi rozgłos, jakiego się doczekało102. Oddziałało jednak na ludzką wyobraźnię (podobnie jak katastrofa Titanica, bardziej „fotogeniczna” niż bitwy pierwszej wojny światowej, które pochłonęły wszak znacznie więcej ofiar) i stało się symbolem współczesnego barbarzyństwa. Dba zatem o najrzetelniejsze i możliwie bezstronne opisanie oglądanych zdarzeń, zapewnia o swej „uczciwej życzliwości” [CwB, s. 64], pewnie dlatego, iż konsekwentnie „snobuje się na obiektywizm” [CwB, s. 28]103, chce być wierny wzorcom żurnalistyki angielskiej. Sądzę, że próbuje zaszczepić na polskim gruncie te przymioty dziennikarstwa anglosaskiego, które charakteryzował Ryszard Kapuściński.
Dziennikarstwo anglosaskie wywodzi się z tradycji liberalnej, z przekonania, że prasa jest instytucją ogólnospołeczną, że wyraża interesy i opinie wszystkich obywateli jednakowo, i dlatego musi być niezależna, bezstronna, obiektywna. Stąd od dziennikarza wymaga się tam, aby jego relacja była właśnie niezależna, bezstronna i niejako – bezosobowa. Reporter to ktoś, komu w tekście nie wolno ujawniać swoich poglądów i opinii. Jego zadaniem jest dostarczyć jak najwięcej „czystej” informacji104.
Sobański-reportażysta unika bezpośrednich komentarzy do opisywanej rzeczywistości, swój krytyczny stosunek wobec realiów Niemiec hitlerowskich wyraża raczej poprzez ironiczny dystans niż otwarty osąd (w sytuacjach, w których ironia zdaje się niestosowna – jak w przypadku rozdziału poświęconego aparatowi terroru – ogranicza się zaś do relacjonowania wydarzeń)105. Wydaje się, że te właśnie cechy reportaży „hrabiego Tonia” przyczynią się do negatywnej – choć wyłącznie prywatnej, bo sformułowanej w liście do żony – opinii Jarosława Iwaszkiewicza, zarzucającego autorowi Cywila w Berlinie nadmierną powierzchowność. Niewykluczone, iż według skamandryty relacje z Trzeciej Rzeszy były nie tylko zbyt mało dogłębne, ale także niewystarczająco „zaangażowane”, zatem niezgodne ze standardami prasy kontynentalnej106. Anna miała chyba odmienne zdanie. Odpisała bowiem mężowi: „Nie uważam, żeby Tonio był aż tak powierzchowny, mówił o faktach, ale fakty są nieodparte”107. Teksty Sobańskiego charakteryzuje dążenie do katalogowania obiektywnie opisywanych faktów, liberalny światopogląd skłania reportera do skupiania uwagi na możliwie bezstronnej informacji i skutkuje wstrzymywaniem się od pogłębionej analizy zjawisk. Sobański stara się zatem, by jego własne przekonania nie wpływały zniekształcająco na dokonywane obserwacje. Tendencja ta nie mogła spotkać się z powszechną aprobatą, autor Cywila w Berlinie ganiony był przez krytyków zarówno prawicowych (Jan Emil Skiwski), jak i lewicowych (Bolesław Dudziński, który zastanawiał się, „czy można pomówić pana Sobańskiego o jakieś sympatie prohitlerowskie”108). Anonimowy autor recenzji w „Kurierze Literacko-Naukowym” dowodził natomiast ideologicznego uwikłania rzekomo „neutralnej” relacji109. Być może w obliczu zetknięcia się z państwem faszystowskim szlachetny liberalizm anglosaski okazał się bronią obosieczną, chwilami utrudniającą intelektualną refleksję nad obserwowanymi wypadkami. Trzeba bowiem zauważyć,
iż Sobański na Operaplatz nie zadaje sobie (oraz czytelnikom) fundamentalnego pytania: czy w ślad za niszczeniem dzieł sztuki nie podąża pragnienie fizycznego unicestwienia ich twórców (a przecież musi znać słynny aforyzm Heinricha Heinego sprzed ponad stu lat: „Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi”). Dostrzega natomiast, iż „w czasie pochodu studenci na ciężarówkach gorączkowo wyszukiwali i odkładali dla siebie na bok co pikantniejsze dzieła” [CwB, s. 62]; z anegdoty tej wyciąga banalnie optymistyczny wniosek („i hitlerowska młodzież jest ludzka”). Skupia się także na tropieniu paradoksów obserwowanego rytuału (pali się książki antysemity Marksa, zaś oszczędza teksty pornografa Pitigrillego – „najwybitniejszego humorysty zaprzyjaźnionego narodu włoskiego” [CwB, s. 60]), nie zauważając, że ideologia nazistowska oparta jest na wielu sprzecznościach, które bynajmniej nie podkopują jej władzy.
Antoniego Sobańskiego interesowała nie tylko oficjalna sfera kultury, ale także ta na pierwszy rzut oka niedostępna, skrywana. Pragnął dowiedzieć się, w jaki sposób rządy narodowych socjalistów wpłynęły na nocne życie Berlina, czyli miasta, które Mark Twain określał mianem „Chicago Europy”. Okazuje się, że i ten obszar ogarnęła stagnacja – kawiarnie są otwarte, ale puste. Zapewne dlatego, że w zasięgu regulacji totalitarnego państwa znalazły się również kluby nocne: „Muzyka jazzowa jest źle widziana w sferach narodowych socjalistów. W mojej obecności członek partii zażądał zaprzestania fokstrota i rozkazał grać marsza” [CwB, s. 35]. Przy takiej muzyce trudno byłoby się bawić, tym bardziej że pojawienie się gościa ozdobionego partyjną odznaką wnosi w atmosferę lokalu „pewien chłód”. Zamknięte zostały nie tylko kawiarnie i restauracje prowadzone przez Żydów, lecz także „bary uczęszczane przez pederastów i lesbijki, te tak typowo berlińskie instytucje” [CwB, s. 106] (Berlin lat dwudziestych uważa się dziś za „homoseksualną stolicę Europy” tamtych czasów110). Sobański przekonuje jednak, że niektórzy berlińscy homoseksualiści bynajmniej nie ucierpieli, schronili się bowiem blisko samej wierchuszki NSDAP.
Wśród ludzi stojących najbliżej Hitlera jest kilku takich, których brak instynktu „podtrzymywania rodzaju” jest notorycznie znany. Tym panom nie dzieje się żadna krzywda. Chodzi o to, aby mocno siedzieć w partii i głośno wykrzykiwać na cześć Führera i das Deutschtum, a poza tym wolno się kochać choćby w kaczce, byle kaczka była zupełnie prawomyślna [CwB, s. 106].
Z dzisiejszego punktu widzenia można zapewne zarzucić Sobańskiemu naiwność oraz opresywny język opisu – choćby przy okazji sugestii głoszącej, iż skłonności homoseksualne charakteryzują przedstawicieli ras nordyckich, zaś Żydzi są „jednym z najbardziej płciowo zdefiniowanych narodów świata” [ibidem] (opinia ta służy odrzuceniu poglądu nazistów, jakoby to „Żydzi zaszczepili pederastię” w Niemczech). Istotniejsze wydaje się jednak, że autor Cywila w Berlinie wyczulony był na specyficzną atmosferę, erotyczną woń przenikającą zdrowe, narodowosocjalistyczne powietrze.
W ogóle dużo jest mowy „o naszych pięknych dziewczynach i kobietach, o naszych dorodnych chłopcach, o naszej pięknej rasie blondynów”. Jest w tym wszystkim jakiś niepokojący, zmysłowy, narcyzowsko-kazirodczy posmak, który dziwnie odbija od jednocześnie głoszonej pruderii [CwB, s. 105].
Sobański zauważa w życiu Trzeciej Rzeszy zaskakujący i dziwaczny podskórny homoerotyzm. Najbardziej widoczny był on w dwóch przejawach: kulcie młodości, zdrowego i wysportowanego ciała111 (ponoć „z powodu święta gimnastyki w Stuttgarcie kolej musiała wydrukować trzy miliony biletów dla wycieczek udających się na to święto” [CwB, s. 127] oraz w oficjalnym nabożeństwie wobec koleżeńskich relacji, męsko-męskiego „braterstwa broni” (temu ostatniemu poświęcony był niemalże osobny nurt w kinematografii „goebbelsowskiej fabryki snów”). Podobną intuicję przejawiał Jarosław Iwaszkiewicz, któremu erotyka zdawała się wręcz kluczem do interpretacji fenomenów nazizmu: „To jest wszystko na tle seksualnym […] «sakralny charakter związku mężczyzn», […] moim zdaniem chodzi tutaj o sakralny charakter pederastii”112.
Warto zatrzymać się chwilę przy tym szczególnym splocie młodości, męskości oraz politycznego ruchu masowego, tym bardziej że dalsza kwerenda pozwala odnaleźć więcej tekstów zawierających sugestie o homoerotycznym potencjale faszyzmu. Na przykład Antoni Słonimski pisał w jednej z Kronik tygodniowych o „zapaszku erotycznym” unoszącym się nad opowieścią „jakiegoś młodzieńca buszującego po Paryżu” przy okazji kongresu pisarzy w obronie kultury.
Jedyną rzeczą konkretną [w artykule – dop. P. S.] był podziw dla przyjaciela, młodego nazi, który dumnie ze swastyką hitlerowską paradował na kongresie […]. Dawniej poszukiwacze nowinek przechodzili od neokatolicyzmu via pederastia do komunizmu [czyżby Słonimski antycypował drogę, którą podąży Jerzy Andrzejewski? – dop. P. S.]. Dziś przybył jeszcze mistycyzm narodowy i rasowy113.
Natomiast Witold Gombrowicz w swojej włoskiej korespondencji opublikowanej na łamach „Czasu” (i o wiele bardziej niejednoznacznej niż pisarz gotów był przyznać po latach)114 w taki sposób formułował oczekiwania związane z przyjazdem do kraju rządzonego przez Duce:
Do tego stopnia wrażliwą poetycką duszę podbija mit młodości tej krainy rozpędzonej w przyszłość, że jadąc ku niej sądziłem nieomal, iż zastanę tu tylko Młodość i to Młodość zdrową, gibką, wysportowaną oraz rozpędzoną, gotową bez przerwy na śmierć za ojczyznę. Tyle dziś słyszymy o odmłodzeniu Włoch, o młodych Włoszech faszystowskich i o nowej erze, tak często na koniec zdumionym naszym oczom ukazują się po czasopismach zwarte falangi w mundurach, lub też w sportowych majteczkach, iż słaba myśl nasza upija się tym obrazem i poczyna mniemać, że gołe sportowe kolana są tu istotą życia, że w ogóle nie ma tu innych kolan jak gołe, sportowe115.
Ku rozczarowaniu autora młodość nie opanowała całkowicie codziennego życia Italii, tym większe jego zadowolenie, kiedy żywione
przezeń gorące pragnienie „zahaczenia tych młodych synów magicznego Duce i wejścia z nimi w kontakt osobisty”116 wreszcie może zostać zaspokojone. Oto bowiem pisarz spostrzega „młodego, śmiałego syna stabskiego odzianego w mundur” oraz jego towarzysza, z którymi wdaje się w dłuższą pogawędkę.
Po chwili byłem już pod urokiem spółczesnej młodzieży włoskiej. Cóż za świetność! Jaka uprzejmość i grzeczność! Ileż zwykłej prostoty i naturalności! A z tym wszystkim ileż bystrości, giętkości, szybkości i gładkości w odpowiedziach, ile beztroskiego śmiechu, ile doskonałej kultury towarzyskiej, nieco łobuzerskiej, lecz w rozwydrzeniu swoim zawsze dobrej! […] Jeśli mogę wyznać, wyglądali raczej na dwóch przyjemnych łobuzów opiętych mundurem wojskowym, nie było w nich marsowej krzepy, ani reprezentacyjnego Drillu, ani dystansu do cywila, ani też nic z tego, co u nas zwiemy fasonem117.
Reportaż Gombrowicza obficie korzysta z ironii (nawet piętrowej), widać ją świetnie przy okazji nieudanych prób „wyciśnięcia jakiejś głębszej myśli” podczas kolejnej „historycznej” chwili spotkania z bogatą historią i kulturą Włoch. Lecz portret młodego lotnika-łobuza opiętego mundurem (a więc niewątpliwie atrakcyjnego – muskularnego i zawadiackiego, a zarazem uprzejmego i kulturalnego) wydaje się przynależeć do innego rejestru, bliskiego homoerotycznemu pożądaniu118. Nie pierwszy raz pożądanie skojarzone zostaje przez pisarza z faszyzmem. W przedmowie do pierwszego wydania Pamiętnika z okresu dojrzewania (nieprzedrukowywanej już w edycjach późniejszych) ideologia faszystowska jednoznacznie łączona była z seksualnością, nacechowaną dodatkowo odcieniem sadyzmu.
Co się tyczy w szczególności czynnika seksualnego, przewaga jego wynika z ducha czasu, który, niestety, coraz silniej akcentuje związek sfery płciowej ze sferą duchową; przewaga zwłaszcza okrucieństwa wynika stąd, że, moim zdaniem, rola ich w życiu przewyższa nasze najśmielsze marzenia. Powołuję się w tym względzie na Hitlera119.
Jak interpretować takie sugestie, wyraźne i z pewnością nieprzypadkowe? Sądzę, że relacje pomiędzy ideologią a sferą seksualności nie są bynajmniej zjawiskiem wyjątkowym. Wilhelm Reich w swojej słynnej pracy Psychologia mas wobec faszyzmu nieświadomą walką z własnymi potrzebami seksualnymi uzasadniał ludzką skłonność do myślenia metafizycznego (a więc także ideologicznego). W swastyce (symbolicznie przedstawiającej dwie splecione postaci) dostrzegł natomiast niezwykle silny stymulator, tym silniej pobudzający jednostkę „im bardziej niezaspokojona jest dana osoba”120. Austriacki psycholog kreśli mechanizm sublimacyjny, umożliwiający przejście potrzeb cielesnych w metafizyczne za pośrednictwem katalizatora przekonań ideowych („faszystowskim ideałem jest przekształcenie energii seksualnej w siłę «duchową»” – dopowiada Susan Sontag121). Dodatkowy wymiar przeniesienie takie mogłoby zyskiwać w przypadku pragnień homoerotycznych, podlegających szczególnie silnemu napiętnowaniu i wykluczeniu przez kulturę (narzędziem tej ostatniej według koncepcji Reicha jest przede wszystkim opresywna rodzina, tłumiąca naturalne potrzeby seksualne). Uzasadnienie zyskuje w ten sposób obecność w otoczeniu Hitlera homoseksualistów (najbardziej znany przykład to Ernst Röhm122), o czym bardzo dobrze poinformowany był Antoni Sobański. Pożądanie ciała staje się zatem czynnikiem wspierającym akces do ruchu faszystowskiego, zyskującego dodatkową atrakcyjność, pomimo wciąż zaostrzającej się w Trzeciej Rzeszy polityki represji wobec gejów123. Pytania, które w eseju Fascynujący faszyzm zadawała Susan Sontag, obserwująca erotyzację faszyzmu we współczesnej kulturze, właściwe są także w odniesieniu do lat 30.
Dlaczego nazistowskie Niemcy, będące seksualnie represyjnym społeczeństwem, stały się erotyczne? Jak reżim, który prześladował homoseksualistów, mógł stać się źródłem gejowskiego podniecenia?124
Jedna z głównych tez pisarki głosi, że – w przeciwieństwie do aseksualnej lewicy – „ruchy prawicowe, jakkolwiek purytańska i represyjna byłaby rzeczywistość, do której otwierają drzwi, mają erotyczną powłokę”125. Rzeczywiście, silniej niż oficjalnie głoszona homofobia przemawiała do potencjalnych zwolenników wykreowana w środowiskach nazistów atmosfera i estetyka, na którą składały się: mieszanina postaw dominacji i uległości, kult męskości, tężyzny fizycznej, odwagi oraz piękna, a także fascynacja mundurem stającym się przedmiotem seksualizacji (niemalże fetyszem)126. Taka estetyzacja (której nośnikiem były również propagandowe dzieła plastyczne oraz filmowe127), wykorzystująca pragnienie życia w pięknej przestrzeni i osłabiająca ideologiczny wymiar faszyzmu, pozwalała żywić niejednoznaczny podziw dla młodych, zdrowych i silnych Niemców. Sobański niewątpliwie był wyczulony na ten estetyczny wymiar nazizmu, na erotyczne pokusy wywierane także na tych, którzy faszystami nie byli. Wydaje się, że obserwacje dotyczące tej ważnej dla reportera problematyki należą do najbardziej przenikliwych fragmentów jego książki.
90
Podobne obserwacje stały się udziałem odwiedzającego w podobnym czasie kilka miast niemieckich (Berlin, Lipsk, Monachium, Kolonia) Zygmunta Nowakowskiego, który po wizycie w kabarecie zanotował: „nuda śmiertelna […] wypędziła mnie po trzech numerach na ulicę” (Z. Nowakowski, Niemcy à la minute…, Warszawa 1933, s. 86). Relację Nowakowskiego omawia Krzysztof Stępnik, Niemcy w reportażu polskim lat 1932–1933, [w:] Reportaż w dwudziestoleciu międzywojennym, red. K. Stępnik i M. Piechota, Lublin 2004, s. 157–168.
91
To właśnie Hanns Johst był autorem słynnego zdania „Kiedy słyszę słowo kultura… odbezpieczam rewolwer!” („Wenn ich Kultur höre… entsichere ich meinen Browning!”), które znalazło się w pierwszym akcie dramatu Schlageter (opublikowanego w 1933 roku i dedykowanego Hitlerowi). Słowa te niesłusznie przypisywano później Goebbelsowi i Göringowi.
92
Krwawiące Niemcy (Blutendes Deutschland) to dokumentalny film autorstwa Johannesa Häusslera. Premiera odbyła się 30 marca 1933 roku.
93
Obie ekspozycje opisuje Richard Grunberger, Historia społeczna III Rzeszy, tł. W. Kalinowski, t. 2, Wrocław 1987, s. 321–323.
94
A. Słonimski, Moja podróż do Rosji, s. 58. Autor Czarnej wiosny cytuje jeden z „napisów bardzo delikatnie i wzruszająco oświetlających malarstwo francuskie”, brzmiał on: „sala gnijącego kapitalizmu: Renoir, Degas” (ibidem, s. 59).
95
Ibidem, s. 59.
96
Właśnie ten fragment książki Sobańskiego, zatytułowany Cywile, Reichstag i książki, zamieszczony został w monumentalnej edycji 100/XX. Antologia polskiego reportażu XX wieku, red. M. Szczygieł, t. 1, Wołowiec 2014.
97
Naziści nie mieli raczej powodów, aby obawiać się młodzieży, pragnęli jednak przypodobać się młodym, aby wykorzystać ich jako podporę swoich rządów. Wielkie nadzieje wiązali także z dziećmi, które – w tym szczególnym wariancie kultury prefiguratywnej – miały stawać się „przewodnikami” własnych rodziców po nowej rzeczywistości społeczno-politycznej (por. R. Grunberger, op. cit., s. 112). Czasami także powierzana im była rola szpiegów, tak właśnie działo się (według relacji Mileny Jesenskiej) na pograniczu czesko-niemieckim w Sudetach: „Dzieci prześcigają się w szpiegowaniu swoich rodziców. Podsłuchują w domu pod drzwiami i opowiadają potem w szkole, co usłyszały. Co powiedziała mama i co odpowiedział tatuś. Najzręczniejszy wywiadowca nie mógłby wytropić tyle, co te małe, nieszczęsne, wypaczone istoty. […] I rodzice oprócz swoich pracodawców, sąsiadów, krewnych boją się – własnych dzieci” (M. Jesenská, Anschlussu nie będzie. II W poprzek rodzin, [w:] eadem, Ponad nasze siły. Czesi, Żydzi i Niemcy. Wybór publicystyki z lat 1937–1939, tł. L. Engelking, Wołowiec 2009, s. 60. Por. także ibidem, s. 55–59).
98
Por. R. Grunberger, op. cit., s. 165.
99
Sylwetkę, dorobek naukowy oraz poglądy polityczne Alfreda Baeumlera charakteryzuje Stanisław Tyrowicz, Światło wiedzy zdeprawowanej. Idee niemieckiej socjologii i filozofii (1933–1945), Kraków 2009, s. 168–184. Autor przytacza także informacje źródłowe dokumentujące udział naukowca w omawianej „uroczystości”.
100
Na charakterystyczne dążenia nazistów do „estetyzacji egzystencji jako całości” (którego skrajną formą była estetyka mordu, pojmowanie terroru jako dzieła sztuki) zwraca uwagę Modris Eksteins, Święto wiosny: wielka wojna i narodziny nowego wieku, tł. K. Rabińska, Warszawa 1996, s. 339–352).
101
E. Canetti, op. cit., s. 22. Autor podkreśla też zasadniczą zbieżność cech charakterystycznych masy (takich jak gwałtowne rozprzestrzenianie się, zachłanność, nienasycenie, możliwość nagłego wybuchnięcia itp.) z przymiotami ognia (ibidem, s. 89). O roli ognia w publicznych rytuałach Trzeciej Rzeszy pisze Aleksandra Kmak-Pamirska, op. cit., s. 155–156.
102
Podobną opinię znajdziemy w Kronikach tygodniowych Antoniego Słonimskiego. Słonimski przekonywał: „Spalenie dzieł Marksa, Freuda, Manna, Remarque’a czy Zweiga to tylko błazeństwo, co prawda bardzo ponure, ale niegroźne. Dzieła tych pisarzy są własnością świata. […] Z tego ogniska zostanie tylko swąd, a dym cynizmu i głupoty rozwieje lada podmuch wiatru. […] Takie oczywiste brednie nie mogą być niebezpieczne dla świata, jeśli ten świat ma istnieć” (A. Słonimski, Kroniki tygodniowe 1932–1935, Warszawa 2001, s. 108), apelował jednak o solidarność z prześladowanymi niemieckimi pisarzami.
103
Sobański nieprzypadkowo używa takiego właśnie sformułowania, przez niektórych obserwatorów życia towarzysko-kulturalnego stolicy postrzegany był
bowiem jako pozer, „duchowy obcokrajowiec” i „snobistyczny bubek” (dwa ostatnie określenia pochodzą z poświęconego Toniowi tekstu Snob piramidalny, opublikowanego na łamach „Kuriera Porannego”. Cyt.: A. Augustyniak, op. cit., s. 152).
104
R. Kapuściński, Lapidarium III, [w:] idem, Lapidaria I–III, Warszawa 2008, s. 311.
105
Uważna lektura Cywila w Berlinie pozwala oczywiście na odczytanie emocji towarzyszących reporterowi (takich jak zaskoczenie, żal, niepokój), autor jednak nie narzuca ich odbiorcy, a perswazja nie staje się dominantą tekstu.
106
Standardy te wyznaczają wedle Kapuścińskiego „stronniczość, zaangażowanie, duch walki, partyjność”. Są one skutkiem genezy dziennikarstwa w Europie kontynentalnej – „Prasa wywodzi się tu z ruchów politycznych: była narzędziem walki partyjnej […]. Informacja i komentarz nie były rozdzielone, ale odwrotnie – informację zamieszczano wówczas, jeżeli służyła interesom partii (lub innych sił, które gazeta reprezentowała)” (ibidem).
107
List Jarosława Iwaszkiewicza do żony z 10 czerwca 1933 oraz odpowiedź Anny Iwaszkiewiczowej datowana na 13 czerwca. Cyt.: M. Radziwon, Iwaszkiewicz. Pisarz po katastrofie, Warszawa 2010, s. 82.
108
B. Dudziński, Składanek literackich część druga, „Robotnik” 1934, nr 37, s. 3. Cyt.: A. Augustyniak, op. cit., s. 110.
109
Wśród nowych książek, „Kurier Literacko-Naukowy” (dodatek do „Ilustrowanego Kuriera Codziennego”) 1934, nr 15, s. 9. Autor (podpisany jedynie literą R.) stwierdził, że autor Cywila w Berlinie „mimo najszczerszych tendencji obiektywności, oceniał to co widział ze stanowiska liberalizmu” pojmowanego w duchu „Wiadomości Literackich”. Cyt.: A. Augustyniak, op. cit., s. 152. Podobne opinie wyrażał Jan Emil Skiwski, który ocenił, iż Sobański „przestylizował swoje wrażenia na modłę warszawskiego pacyfizmu” i doradzał reporterowi „otrząśnięcie się ze szkodliwej dla niego sugestii, nawianej przez pewne koła literackie” (J. E. Skiwski, Fałszywy tupet i prawdziwa uległość, „Gazeta Polska” 1934, nr 15, s. 5. Cyt.: A. Augustyniak, op. cit., s. 109).
110
W Berlinie istniało wówczas około stu kawiarń i barów przeznaczonych dla osób homoseksualnych, funkcjonowały także specjalne przewodniki ułatwiające trafienie do takich miejsc. Ponadto w stolicy Niemiec przez ponad trzydzieści lat ukazywało się czasopismo „Der Eigene”, uznawane za pierwszy periodyk gejowski na świecie. Także w tym mieście w roku 1919 odbyła się premiera prekursorskiego filmu Anders als die Andern (Inaczej niż inni), prekursorskiego obrazu, którego pierwszoplanowymi bohaterami byli homoseksualiści. Tę sferę życia Berlina, przyciągającego seksualną swobodą wielu przybyszów z zagranicy, przybliża Iwona Luba w książce Berlin. Szalone lata dwudzieste, nocne życie i sztuka, Warszawa 2013.
111
Jednym z przejawów tej czci były neoklasycystyczne posągi umięśnionych atletów umieszczone przy wejściach do najważniejszych budynków Berlina (Kancelarii Trzeciej Rzeszy, czy też Domu Niemieckiego) – dzieła Arno Brekera. Naturalną konsekwencją kultu ciała stały się niemieckie starania o triumfy olimpijskie (por. W. Lipoński, Sport. Literatura. Sztuka, Warszawa 1974, s. 292–296).
112
List Jarosława Iwaszkiewicza do żony Anny z 16 sierpnia 1933. Cyt.: M. Radziwon, op. cit., s. 79.
113
A. Słonimski, Kroniki tygodniowe 1932–1935, s. 363. Pikanterii zacytowanemu fragmentowi Kroniki tygodniowej dodaje okoliczność, iż – jeśli ufać przypisowi sporządzonemu przez Rafała Habielskiego – autorem inkryminowanego tekstu zamieszczonego w czasopiśmie „Bunt Młodych” był dwudziestoczteroletni wówczas Czesław Miłosz. Chodziłoby zatem o artykuł Miłosza Na zjeździe antyfaszystów, „Bunt Młodych” 1935, nr 14–15.
114
Gombrowicz wspominał, że pojechał do Włoch „trochę, żeby zobaczyć faszyzm, trochę, żeby odpocząć po męczącym porodzie Ferdydurki” (Wspomnienia polskie, s. 203). Nie przypomniał sobie jednak dwuznaczności, którymi nasycił reportaże, bagatelizując włoski faszyzm i podkreślając uprzedzenia polityczne cudzoziemców odwiedzających państwo Duce: „Według mych obliczeń ściśle statystycznych co najmniej 98 procent zjawisk w słonecznej Italii wymyka się wszelkiej przynależności ideologicznej albo politycznej i są to zjawiska właściwie takie sobie, neutralne, np. kichanie; ale 98 procent ludzi ma nastawioną uwagę na kwestię faszyzmu i jeśli się zdarzy zjawisko w tym sensie bardziej charakterystyczne, choć cokolwiek nadające się do rozdęcia i wyolbrzymienia, wówczas wszyscy rzucają się na nie duchem i wyolbrzymiają, póki nie przysłoni ono wszystkich innych zjawisk […]. I śmieszy mnie nieraz, gdy widzę jak antyfaszyści, rozdymając i wyolbrzymiając, podbijają bębenka faszystom, wspomagając ich w tej pracy ducha. I dzielą wspólnymi siłami świat na faszyzm i antyfaszyzm, jak gdyby nie było stu innych możliwości podziału” (W. Gombrowicz, Swawolnymi stopy po Rzymie (wspomnienia z podróży), [w:] idem, Dzieła, t. 12: Varia, Kraków 1995, s. 128. Pierwodruk: „Czas” 1938, nr 209).
115
W. Gombrowicz, Wjazd do krainy włoskiej (wspomnienia z podróży), [w:] idem, Varia, s. 121. Pierwodruk: „Czas” 1938, nr 110.
116
Ibidem. Warto przypomnieć w tym kontekście o fascynacji włoskim ruchem faszystowskim (prezentowanym także jako możliwość przeżycia męskiej przygody), którą przejawiał Artur Maria Swinarski – autor tomiku Eia! Eia! Alalà! O tomie tym oraz poemacie Miłosza Gembarzewskiego Mussolini piszą autorzy książki Estetyka dyskursu nacjonalistycznego w Polsce 1926–1939, red. U. Schmid, Warszawa 2014, s. 280–283.
117
W. Gombrowicz, Wjazd do krainy włoskiej (wspomnienia z podróży), s. 122. Znamienne, że we Wspomnieniach polskich przywołuje Gombrowicz młodych żołnierzy ogarniętych zapałem militarystycznym i z radością witających perspektywę niszczenia zabytków własnego kraju, podczas gdy opisywani w „Czasie” lotnicy „nie zdradzali w najmniejszej nawet mierze ducha wojennego”.
118
Znacznie wyrazistszy i niedwuznacznie już erotyczny opis faszystowskich żołnierzy (któremu obserwacje Gombrowicza służyć mogłyby za punkt wyjścia) znajduje się w Drogach wolności Jean-Paula Sartre’a. Oto bohater, obserwujący triumfalny pochód zdobywców Paryża „zanurzył się w rozkoszach. Patrzył śmiało w oczy, pożerał te blond włosy, opalone twarze, gdzie oczy przypominały lodowcowe jeziora, szczupłe biodra i nieprawdopodobnie długie i muskularne uda. Szeptał: «Jacy oni piękni!» […] Ogarniało go nieznośne i rozkoszne uczucie, od ud do skroni; nie widział już wyraźnie, powtarzał, z trudem łapiąc oddech: «Jak w masło – wchodzą w Paryż jak w masło»… Chciał być kobietą, żeby rzucić im kwiaty” (J.-P. Sartre, Drogi wolności, t. 3: Rozpacz, tł. J. Rogoziński, Kraków 2005, s. 593–594. Fragment ten przywołuje także Susan Sontag, op. cit., s. 136). W wizji Sartre’a triumf niemieckiej armii ma wyraźny wymiar seksualny, zaś bierne współuczestnictwo przynosi bohaterowi utworu erotyczne spełnienie.
119
W. Gombrowicz, Krótkie objaśnienie, [w:] idem, Czytelnicy i krytycy: proza, reportaże, krytyka literacka, eseje, przedmowy. Varia 1, Kraków 2004, s. 408.
120
W. Reich, Psychologia mas wobec faszyzmu, tł. E. Drzazgowska, M. Abraham-Diefenbach, Warszawa 2009, s. 111. Autor dodaje, że przedstawianie swastyki jako symbolu honoru i wieczności (czyli kategorii mistyczno-metafizycznych) pozwala „zaspokoić dążenia moralistyczne ja”.
121
S. Sontag, op. cit., s. 130.
122
Skłonności homoseksualne Röhma oraz jego najbliższego otoczenia były znane Hitlerowi i przez niego tolerowane (podobnie jak upodobanie dowódcy SA do prowadzenia wystawnego trybu życia). Wiedza ta została wykorzystana i podana do wiadomości publicznej dopiero, kiedy wpływy Röhma okazały się zbyt duże, a Führer poparł w wewnętrznej rywalizacji o wpływy Heinricha Himmlera.
123
Warto przypomnieć w tym miejscu postać młodego nazisty Günthera, z którym w 1935 roku zetknął się w Paryżu Czesław Miłosz: „Günther, młody Nazi, recytował swoje wiersze, które brzmiały jak szczęk miecza o miecz. Sławił w nich wiek rycerski, ofiarę i krew. Pojawił się w hotelu koło Montagne St. Geneviève […], bo z lokatorem tego hotelu, studentem Sorbony, moim przyjacielem, łączyły go wspólne upodobania homoseksualne […]. Nie zdradzał podatności na fanatyzm. Obiady jadał często z Wernerem, emigrantem z Austrii i «Aryjczykiem» wątpliwym. W swoim zainteresowaniu Polakami powoływał się na świętą dla niego tradycję przyjaźni pomiędzy Stefanem Georgem i Gustawem Roliczem-Liederem. Zapewne to pogrążenie w świecie wyobraźni przyczyniło się do jego wczesnych rozczarowań. Jak później słyszałem, popadł wkrótce w konflikt z władzami swego kraju jako heretyk” (C. Miłosz, Rodzinna Europa, Warszawa 1990, s. 189 i 191). Można jedynie domyślać się, czy popadnięcie znajomego Miłosza w niełaskę u władz partyjno-państwowych wiązało się także z nietajonymi przez Günthera skłonnościami homoerotycznymi.
124
S. Sontag, op. cit., s. 134. Sontag dopowiada, że „erotyzacja nazizmu najbardziej widoczna jest wśród mężczyzn homoseksualnych”.
125
Ibidem.
126
„Estetykę nazistowską” rekonstruują Jörg Fischer i Markus Bernhardt w książce o znamiennym tytule Schwule nazis, Münster 2006. Jej najważniejsze tezy przywołuje publicystyczny artykuł Janusza Boguszewicza Pod znakiem swastyki – czyli homoseksualni neonaziści, umieszczony na portalu Homiki.pl (Homiki [online], data dostępu 9.10.2013, http://homiki.pl/index.php/2012/03/pod-znakiem-swastyki-czyli-homoseksualni-neonazisci/).
127
Na czele z filmami Leni Riefenstahl, które – realizując cele propagandowe – doskonale odzwierciedlały estetyczne upodobania reżyserki: „Fascynuje mnie to co piękne, silne, zdrowe, to co żyje” (cyt. za: S. Sontag, op. cit., s. 127). Susan Sontag podkreśla, że „faszystowska sztuka ukazuje utopijną estetykę – estetykę fizycznej doskonałości. Malarze i rzeźbiarze z okresu Nazizmu często prezentowali nagość, ale nie wolno im było pokazywać żadnych cielesnych niedoskonałości” (ibidem, s. 130).