Читать книгу Polscy pisarze wobec faszyzmu - Paweł Maurycy Sobczak - Страница 8
Rozdział I
Liberał w Berlinie, „faszysta” w Warszawie
Antoni Sobański i Ferdynand Goetel 52
Goetel niezrozumiany
ОглавлениеW przedmowie poprzedzającej książkową edycję Pod znakiem faszyzmu Ferdynand Goetel tłumaczył czytelnikom z jakich przyczyn zdecydował się napisać traktat polityczny. Pragnął oto „wypowiedzieć to, co myśli i czuje wielu już Polaków”, „to, co się z taką furią dopominało o głos” [Pzf, s. 47], odważnie stawić czoła nowej rzeczywistości („nie chcę, nie mogę żyć dalej, popychany przez los i historię” [ibidem]). Deklarował:
Literatura naszych dni staje się coraz bardziej podobna do rozmowy z cieniami, widmami i upiorami. Mnie zaś tęskno do żywych ludzi i do nadchodzących czasów, które, choć może burzliwe i trudne, będą z pewnością lepsze od naszych, tak jak każdy świt jest lepszym od każdego zmierzchu [Pzf, s. 48].
Wstępna partia tekstu sugeruje, że pisarz wierzył, iż zgromadzone przezeń argumenty przyczynią się do wprowadzenia zasadniczych zmian ustrojowych w kraju218. Szybko okazało się jednak, że jego książka nie spotkała się z uznaniem. Poglądy w niej zaprezentowane nie przekonały kolegów po piórze, nie trafiły także do przekonania przedstawicielom środowisk politycznych219. Stało się zatem jasne, iż ewentualny modelowy czytelnik traktatu Goetla pozostaje jedynie wytworem wyobraźni pisarza. Można przypuszczać, że autor Pod znakiem faszyzmu nie spodziewał się przychylnego odzewu sympatyków lewicy, nie liczył zapewne również na słowa uznania ze strony intelektualistów liberalnych. W tej kwestii nie mógł się rozczarować, model recepcji Goetlowskiego opus magnum w kręgu „Wiadomości Literackich”220 obrazuje Kronika tygodniowa Antoniego Słonimskiego, zamieszczona w numerze z 5 lutego 1939 roku. Felietonista rozpoczyna swoją „recenzję” łagodnie, od deklaracji wstępnej przychylności żywionej wobec autora omawianego dzieła.
Książkę Goetla Pod znakiem faszyzmu wziąłem do ręki ze szczerym zaciekawieniem. Zarówno socjalizm, syndykalizm, jak i komunizm mają literaturę ogromnie bogatą i różnorodną. Faszyzm i hitleryzm opierają się głównie na rozkazach wodzów i groźbach proroków. Oto nareszcie znany pisarz polski wystąpił z dziełem teoretycznie ujmującym ruch współczesnego nacjonalizmu221.
Już w kolejnym zdaniu intelektualna ciekawość poprzedzająca lekturę ustępuje miejsca szyderstwu, podsumowującemu wrażenia krytyka.
Goetel doskonale potrafił odczuć styl enuncjacji faszystowsko-hitlerowskiej. Książka jego pod tym względem jest bezbłędna. To samo chaotyczne krążenie, brak kompozycji, niechlujstwo językowe i myślowe […]. Na każdej prawie stronicy można się spotkać albo z takim niedołęstwem, albo z dziennikarską frazeologią […]. We frazeologii dziennikarskiej często się spotyka ulubiony zwrot o „braniu pełnej odpowiedzialności za słowo”. Gdyby istniała taka odpowiedzialność w kategoriach finansowych, Goetel po swojej ostatniej książce byłby zrujnowany222.
Dalszą część tekstu skamandryta poświęca przede wszystkim wykazywaniu niekonsekwencji, dowolności oraz błędów rzeczowych (historycznych oraz literackich), od których roić się ma w Pod znakiem faszyzmu. Istotną składową opinii Słonimskiego jest także pobłażanie, z jakim autor Godziny poezji potraktował „ten nieudany wypad Goetla w dziedziny dla niego obce”223. Czytelnik „Wiadomości” dowiaduje się zatem, że omawiana książka „nie jest odrażająca”, natomiast znajduje się w niej „coś rzewnego i lirycznego”224. Po kilku tygodniach będzie mógł natomiast przeczytać:
Nie godzi się winić ludzi za ich poglądy wczorajsze. Nie ma np. powodu wątpić, że Goetel, pisząc swą straszną książkę o faszyzmie, kierował się uczuciami patriotycznymi. Nie przypuszczam jednak, aby […] w dalszym ciągu podtrzymywał swą wiarę w „rycerskość” hitleryzmu. Książka Goetla była zbyt nieudolna, by mogła być szkodliwa, choć mamy przykłady, że dzieła równie prostackie miały wpływ ogromny i głęboko deprawujący225.
W opinii Słonimskiego intencje pisarza oraz naiwne podejście do polityki usprawiedliwiają opublikowanie Pod znakiem faszyzmu. Książka jest wprawdzie „straszna”, ale słowo to zostało raczej użyte w znaczeniu „nieudolna”, „nonszalancka”, pozbawiona większej wartości literackiej. Publicystyka Goetla to raczej „ferdydurki o faszyzmie”, nie zaś prawdziwa, konsekwentna (a więc naprawdę niebezpieczna) agitacja. Ta zaś przede wszystkim przykuwa uwagę felietonisty w ostatnim roku międzywojnia. Także przywoływany przez Słonimskiego kalambur „Goetels” (utworzony ze skontaminowania nazwisk polskiego pisarza oraz ministra propagandy Trzeciej Rzeszy) używany jest przede wszystkim żartobliwie226. Przypuszczam, że nadspodziewana tolerancja okazana Goetlowi przez Słonimskiego227 wiąże się z archaicznym – sentymentalnym czy wręcz naiwnym – pojmowaniem polityki przez autora Wyspy na chmurnej Północy. Polityka jawi się Goetlowi jako walka o wcielenie wartości (także moralnych), nie zaś narzędzie realizacji celów militarnych. Obca wydaje się pisarzowi możliwość rozumienia sfery działalności politycznej jako gry, strategii, techniki czy wojny (współzależność i nierozerwalność wojny od polityki Carl von Clausewitz podkreślał ponad sto lat przed powstaniem Pod znakiem faszyzmu). Zapewne tę właśnie cechę sposobu myślenia Goetla zauważył Słonimski, kiedy pisał o „rzewności” i „liryczności” jego książki („Goetel nie był politykiem, tylko artystą” – zapewniał w latach siedemdziesiątych bliski przyjaciel pisarza Wiesław Wohnout228). Autor Okna bez krat mógł odnaleźć pewne podobieństwa do własnego światopoglądu, z pewnością zaś nie dostrzegł „roboty na zimno”, czyli cynizmu, który zawsze tak odstręczał Słonimskiego. Natomiast znacznie mniej wyrozumiałości okazał – ale też chyba poważniej potraktował omawianą pozycję – cytowany przez „Wiadomości Literackie” Wincenty Rzymowski. W jego artykule, zamieszczonym na łamach socjalistycznego „Dziennika Ludowego”, znalazły się słowa o „chomącie faszyzmu” włożonym przez autora Z dnia na dzień na własną szyję, a także przekonanie, iż tej publikacji „wstydzić się będzie Goetel i wstydzić się będzie literatura polska”229.
Nieznacznie tylko korzystniej przedstawiała się recepcja Pod znakiem faszyzmu w kręgach narodowych. Idee zawarte w książce nie trafiły do postponowanych przez Goetla endeków, zafascynowanych wówczas raczej portugalskim Nowym Państwem (Estadio Novo) Salazara230. Także wśród młodonarodowców traktat o faszyzmie nie został przyjęty entuzjastycznie. Mimo wszystko jedna z nielicznych przychylnych opinii pochodziła właśnie z tego kręgu. Oto Stanisław Piasecki, redaktor naczelny „Prosto z mostu”, w tekście Faszystowskie credo Goetla stanął w obronie politycznego wymiaru pisarstwa autora Kar-Chatu. Piasecki, sam przez Witolda Gombrowicza nazywany „politykiem […], który operuje w kulturze”231, zapewnia:
Goetel […], wbrew temu, co o nim podają encyklopedie i podręczniki, jest właśnie i przede wszystkim pisarzem politycznym, a potem dopiero, i to wtórnie, beletrystą. Że jako powieściopisarz bardziej jest znany – to już sprawa tępoty współczesnej krytyki literackiej […]232.
Reinterpretacja powszechnego sądu dotyczącego charakteru twórczości Ferdynanda Goetla, a także podniesienie rangi pisarstwa politycznego w literackich hierarchiach (Piasecki przekonany jest o spostrzeganym współcześnie „wspaniałym rozkwicie” tego gatunku piśmiennictwa, podobnie zresztą jak o „największym upadku beletrystyki polskiej”) wydaje się jednak drugorzędnym celem artykułu Piaseckiego. Satysfakcję redaktora budzi obserwacja, iż Goetel-polityk wykroczył poza „zjełczały banał demoliberalny”, prowokując tym samym „tzw. intelektualistów (tych spod znaku PEN-Clubowego)”. Kompetentny i pozytywnie nastrojony recenzent dostrzega atuty nawet w tych punktach, które pozornie wydają się słabościami.
Goetel jest przede wszystkim psychologiem w swych dociekaniach politycznych. Ta może niemal wyłączność argumentów psychologicznych, przy ilustracyjnym raczej traktowaniu historycznych, ekonomicznych i prawnych sprawia, że książka Goetla wywierać może na powierzchownym czytelniku wrażenie pewnego amatorstwa, czy jeśli kto chce ostrzej: dyletanctwa. Na czytelniku politycznym tego wrażenia nie wywrze. Wprost przeciwnie. Daje mu bowiem argumenty z dziedziny, najczęściej słabo uwzględnianej przez „fachowych polityków”, daje zaś argumenty szczególniej żywe, sugestywne i przekonywające.
Jedyny poważniejszy zarzut postawiony pisarzowi dotyczy negatywnego obrazu polskiego ruchu narodowego, jaki odmalowany został w Pod znakiem faszyzmu. Redaktor wyraża przypuszczenie, że Goetel nie zna osiągnięć rodzimego nacjonalizmu, który bynajmniej „nie ma potrzeby wiele uczyć się od obcych”. Tymczasem to właśnie polscy narodowcy „potrafią zrealizować to, co Goetel tak sugestywnie przedstawia jako cel w swojej książce”. Niełatwo oprzeć się przekonaniu, iż Piasecki usiłuje zaprowadzić autora Z dnia na dzień w granice partyjnych opłotków („droga Goetla zejdzie się zupełnie z drogą polskiego ruchu narodowego”). Być może był to nawet główny powód napisania takiego artykułu. Przypuszczam jednak, że plany te nie zostałyby zrealizowane – rozczarowanie i zniechęcenie pisarza do działalności stricte partyjnej (po okresie aktywności w ramach OZN) uniemożliwiłoby taki alians233.
Książka Ferdynanda Goetla natrafiła zatem na polityczną próżnię, przynajmniej jeśli zestawić jej recepcję z oczekiwaniami autora. Nie posłużyła także opiniom o pisarzu, ułatwiła nowej władzy postawienie zarzutów o kolaborację w okresie drugiej wojny światowej (fragmenty Pod znakiem faszyzmu przedrukowane były – bez zgody, a zapewne i wiedzy autora – w kolaboracyjnym Przełomie, redagowanym przez Jana Emila Skiwskiego i Feliksa Burdeckiego)234. „Czarna legenda” przetrwała wiele lat, Goetel długo pamiętany był nie jako autor znakomitych reportaży podróżniczych – z iście futurystyczną nonszalancją „depczący zabytki” Egiptu, sceptycznie patrzący na „azjatyckie cudowności” podczas pobytu w Indiach, czy też zachwycający się surowym pięknem islandzkiego krajobrazu235 – lecz kojarzono go raczej z „gloryfikowaniem faszyzmu”236. Kwestia faszystowskich fascynacji autora Kar-Chatu powracała co kilka lat w środowiskach emigracyjnych, zazwyczaj pod wpływem nowych okoliczności zewnętrznych („sprawa Miłosza”237, „sprawa Horii”238), funkcjonalizowana jako element rozgrywki między ośrodkiem emigracji londyńskiej i środowiskiem paryskiej „Kultury”239. Nietrudno zauważyć, że także współczesnym badaczom twórczości Goetla Pod znakiem faszyzmu sprawia kłopot. Niekiedy autorzy uwypuklają pewne elementy życiorysu pisarza, bagatelizując lub lekceważąc inne. Narracja prezentująca autora Wyspy na chmurnej Północy jako szlachetnego człowieka zasad, niesłusznie oskarżanego i gnębionego przez władze PRL, wręcz „ostatnią ofiarę Katynia”240 („biała legenda”), musi zmierzyć się także z jego przekonaniem o „heroicznym posłannictwie faszyzmu”. Symptomatyczny wydaje się sposób, w jaki tę książkę charakteryzuje Jacek Trznadel.
Popełnił tam Goetel – i to późno wobec wydarzeń […] naiwną pomyłkę życia, chociaż tylko literacką – szukał dla Polski możliwości ocalenia w takiej jedności, która miałaby pewien wzór we Włoszech […] i w Niemczech. Nie on jeden w Europie dał się oszukać241.
Autor Hańby domowej tłumaczy postawę Goetla „idealizmem i łatwowiernością”242, przedstawia go jako ofiarę własnej naiwności oraz chęci poprawy sytuacji Polski w obliczu skomplikowanych uwarunkowań polityki międzynarodowej. Interpretację tę można by przyjąć, pamiętając jednak, że wszelkie „okoliczności łagodzące” nie niwelują całkowicie indywidualnej odpowiedzialności pisarza. Większe zdziwienie budzi opinia, zgodnie z którą Ferdynand Goetel „nie był gloryfikatorem idei faszystowskiej, lecz tylko informował i wyrażał sympatię dla pewnych jej społecznych przejawów243. Trznadel przekonuje, że Pod znakiem faszyzmu to jedynie „książka informacyjna” zawierająca nuty sympatii wobec prezentowanej ideologii. Taki pogląd musi zaskakiwać, bowiem Goetel zajmował stanowisko jednoznacznie aktywne, nie brak także w jego traktacie elementów perswazyjnych. Pisarzowi towarzyszyło głębokie przekonanie o wyczerpaniu się dotychczasowych form społeczno-politycznych („z tym olbrzymim, ślamazarnym, rozlazłym taborem pojęć, który nagromadziła demokracja w ciągu stuleci, nie można już dotrzymać kroku w pochodzie historycznym narodów” [Pzf, s. 151]), a także przeświadczenie, że w przełomowym momencie historii konieczne jest znalezienie dla Polski nowych rozwiązań ustrojowych. Rozwiązania te podsuwała ideologia i praktyka faszyzmu, którą przedstawiał i do której przyjęcia zachęcał. Nieprzypadkowo już w Słowie wstępnym Goetel podkreślił, że napisał „książkę faszystowską”, a więc taką, która faszyzm podejmuje nie tylko jako temat, ale także kluczowy element własnej struktury wewnętrznej. Odrębną sprawą pozostaje stan wiedzy autora Z dnia na dzień, wszak – w przeciwieństwie choćby do Antoniego Sobańskiego – nie miał wielu okazji, aby państwu faszystowskiemu naocznie się przyjrzeć.
Jak wytłumaczyć fakt, że właśnie Ferdynand Goetel został autorem „jednej z najważniejszych manifestacji profaszystowskich sympatii w Polsce przedwojennej”244? Jak należałoby interpretować ten etap jego drogi twórczej? Może on wydawać się momentem nieciągłości, zerwania konsekwentnie utrzymywanej linii pisarskiej245, którą dotychczas wyznaczały takie pojęcia, jak „humanitaryzm”, „zdrowy rozsądek”, „trzeźwość”, niechęć do sentymentalizmu i utopijności246. Tym bardziej że rozdział poświęcony Żydom, niewolny od akcentów wyraziście antysemickich (pisarz jednoznacznie opowiada się za koniecznością emigracji Żydów z Polski, zorganizowanej „albo przy ich współudziale albo wbrew im” [Pzf, s. 105]), jest chyba jedyną tego typu wypowiedzią w długiej publicystycznej karierze Goetla. Z drugiej strony – jak zauważa Ida Sadowska – dostrzegana w faszyzmie duchowość korespondowała z zawsze Goetlowi bliską postawą „zdobywcy” i okcydentalisty, pisarz dokonał zatem „przeniesienia pojęć wypracowanych na gruncie «geografii humanistycznej» w jakże odmienną sferę polityki”247. Wydaje się, iż z pisanych w końcu międzywojnia opowiadań i powieści Goetla wyczytać można postulat „wyjścia z kawiarni” (opowiadanie Zorza polarna248) i nonkonformistycznego udziału literatów w sprawach społecznych i politycznych (byłby to wspólny punkt wyjścia dla powstających w podobnym czasie, a bardzo od siebie odmiennych, Pod znakiem faszyzmu i „powieści o węglu” Anakonda). Przypadek Goetla można byłoby także wpisać w szerszy kontekst zwrotu w prawo, dokonanego przez piłsudczyków oraz zwolenników obozu sanacyjnego (do których pisarz przez lata należał). Sądzę jednak, że lepiej będzie potraktować autora Pod znakiem faszyzmu jako jednego z ważnych pisarzy i intelektualistów międzywojnia. Wprawdzie tylko on złożył wówczas tak klarowną deklarację ideologiczną (za którą spotkała go przede wszystkim krytyka), ale ślady dyskursu faszyzującego możemy odnaleźć także u innych twórców. Sam Goetel wyrażał przekonanie, że idee przedstawione w jego książce płynęły podskórnym prądem polskiego życia intelektualnego, brakowało jedynie człowieka, który miałby niezbędny ładunek odwagi i determinacji, aby je publicznie wypowiedzieć. On właśnie podjął się tego zadania, postępując w myśl wskazania Ferdynanda Gaudyna – wzorowanego na Goetlu bohatera Rzeczpospolitej poetów Ludwika Hieronima Morstina – który jako jedyny w obliczu chłopskiej (kontr)rewolucji zachowuje trzeźwy, chłodny umysł: „Nie czas się teraz wzruszać, płakać i rozczulać/ trzeba coś postanowić”.
218
Nieco inaczej przedstawił Goetel swoje ówczesne oczekiwania na łamach wspomnieniowego tomu Czasy wojny. Znajdujemy tam następujący passus: „Gdy jednak napisawszy książkę o faszyzmie byłem jedynym w Polsce człowiekiem, który miał odwagę nazwać po imieniu to, co było wstydliwą treścią licznych w Polsce prądów politycznych, nie mogłem liczyć na popularność nawet u swych cichych zwolenników” (F. Goetel, Czasy wojny, s. 256).
219
Zauważalnym wyjątkiem – istotnym, lecz odosobnionym – była niemal entuzjastyczna recenzja autorstwa Jana Emila Skiwskiego. Zdaniem krytyka „w dzisiejszej Europie faszyzm a nie co innego jest jedyną koncepcją ładu społecznego poza koncepcją komunistyczną”, zaś propagowany przez Goetla „polski faszyzm nas czeka, jest nieunikniony, na nic zdadzą się grymasy i demokratyczne kręcenie nosem” (J. E. Skiwski, Książka wyjątkowa, „Pion” 1939, nr 4. Cyt.: M. Urbanowski, Człowiek z głębszego podziemia. Życie i twórczość Jana Emila Skiwskiego, Kraków 2003, s. 292).
220
Jak zauważa Sławomir Drelich, liberalną linię prezentowaną na łamach „Wiadomości Literackich” rozpatrywać można w aspekcie antropologicznym, politycznym, społecznym i kulturowym. „Z punktu widzenia liberalizmu antropologicznego mamy tutaj do czynienia z indywidualizmem, racjonalizmem i optymizmem antropologicznym. Jeśli chodzi o aspekt społeczny, to „Wiadomości” promowały tolerancję dla wszelkich odmienności, stały na straży praw mniejszości narodowych i etnicznych, opowiadały się za emancypacją kobiet […]. Na poziomie politycznym opowiadano się za demokracją parlamentarną […]. Liberalizm kulturowy przejawiał się nie tylko w stosunku do kwestii emancypacji kobiet, lecz także w pojawiających się wątkach proaborcyjnych i pacyfistycznych” (S. Drelich, Wolność w czasach uczuć. Polskie myślenie liberalne w międzywojniu, „Liberté” 2012, nr 11, s. 39).
221
A. Słonimski, Kroniki tygodniowe 1936–1939, Warszawa 2004, s. 330.
222
Ibidem.
223
Ibidem, s. 331.
224
Ibidem, s. 330.
225
Ibidem, s. 363 (Kronika tygodniowa z 21 maja 1939).
226
Zestawienie postaci Ferdynanda Goetla i Josepha Goebbelsa – motywowane brzmieniowym podobieństwem nazwisk, ale uzasadniane także zaangażowaniem w działania propagandowe – w kręgach liberalnej inteligencji międzywojnia nie należało do rzadkości. W Dziennikach Marii Dąbrowskiej znajdujemy następującą – wprawdzie sprowokowaną osobistą urazą – wzmiankę o autorze Pod znakiem faszyzmu: „i takiego doczekaliśmy się Goebbelsa” (M. Dąbrowska, Dzienniki, t. 3 (1936–1945), oprac. T. Drewnowski, Warszawa 2000, s. 252).
227
Tolerancji tej zabraknie autorowi Kronik tygodniowych wiele lat później, kiedy kreślić będzie sylwetkę Goetla w Alfabecie wspomnień (wkładając przy tym w usta pisarza sformułowania typowe raczej dla publicystyki Jana Emila Skiwskiego) oraz w felietonie opublikowanym na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Czternaście lat po śmierci autora Z dnia na dzień, Słonimski zastanawiać się będzie „co pchało tego dobrodusznego człowieka, autora paru dobrych nowel, do akceptacji całej ohydy faszyzmu” [wytłuszczenie P. S.] (A. Słonimski, Trochę o wyobraźni, „Tygodnik Powszechny” 1974, nr 14. Przedruk w: idem, Alfabet wspomnień, Warszawa 1989, s. 67). Tak surowa opinia – zdecydowanie mniej zniuansowana niż w 1939 roku – zaskakuje, nie tylko dlatego, że w Pod znakiem faszyzmu Goetel zdystansował się od niektórych przynajmniej zjawisk towarzyszących ideologii, z którą sympatyzował (np. terroru), ale także z uwagi na godną, antyniemiecką postawę pisarza w czasie wojny (z odmówieniem podpisania Volkslisty na czele). Wypada zauważyć, że pisząc o Goetlu, zasłużony opozycjonista Słonimski nolens volens realizował zalecenia PRL-owskiej cenzury, dbającej o prezentowanie krytycznego wizerunku zmarłego pisarza.
228
W. Wohnout, Goetel – po dziesięciu latach, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 1972, nr 268. Cyt.: K. Polechoński, Pisarz w czasach wojny i emigracji. Ferdynand Goetel i jego twórczość w latach 1939–1960, Wrocław 2012, s. 68. Pogląd ten przedstawiony został przy okazji postawienia problemu wierności Goetla obozowi piłsudczykowskiemu. Zdaniem Wohnouta u podstaw niewątpliwego przywiązania pisarza do sanacji leżał specyficzny sposób postrzegania rzeczywistości politycznej, niepostrzeżenie nabierającej w oczach Goetla cech legendy: „Legenda go urzekła, urzeczenie trwało. U polityka byłby to błąd. U artysty…” (ibidem).
229
W. Rzymowski, Goetel pod znakiem faszyzmu, „Dziennik Ludowy” 1939, nr 1. Cyt.: Przegląd prasy, „Wiadomości Literackie” 1939, nr 3, s. 7.
230
O odbiorze Pod znakiem faszyzmu w kręgach zbliżonych do Narodowej Demokracji zaświadczają teksty W. Wielowieyskiego, Pionier zagadkowego faszyzmu, „Warszawski Dziennik Narodowy” 1939, nr 187 oraz S. Cata-Mackiewicza, Książka dyletanta niebezpieczna dla dyletantów, „Słowo” 1938, nr 354. Artykuły te przywołuje, opisując współczesną recepcję książki Goetla, Maciej Urbanowski, Polityka Ferdynanda Goetla, s. 25–27.
231
W. Gombrowicz, Wspomnienia polskie, s. 137.
232
S. Piasecki, Faszystowskie credo Goetla, „Prosto z mostu” 1939, nr 4, s. 1. Podobnie pozostałe cytaty z tego artykułu.
233
Kilka miesięcy później „Prosto z mostu” opublikowało jeden artykuł Ferdynanda Goetla. Był to jednak niemal zupełnie pozbawiony akcentów politycznych reportaż Dni Krzemieńca („Prosto z mostu” 1939, nr 28, s. 1–2).
234
Warto pamiętać, że informacje dotyczące współpracy Goetla z okupacyjnymi władzami niemieckimi propagowane były nie tylko w PRL, krzywdzące pisarza oskarżenia o kolaborację formułował na emigracji Stefan Korboński, zasłużony działacz Polskiego Państwa Podziemnego (por. K. Polechoński, op. cit., s. 250–252). Czesław Miłosz podkreślał jednak, konfrontując postawę Goetla z zachowaniem Józefa Mackiewicza, umiejętności dyplomatyczne, którymi wykazywał się autor Kar-Chatu. „W Warszawie pamiętano jego przedwojenne otwarte pochwały faszyzmu, a w 1940 roku zdradzał nieśmiałe skłonności do kolaboracji […]. Jednak Goetel miał dobre wyczucie społecznych presji i nakazów patriotycznego kodeksu, toteż nie posunął się dalej w ugodowości wobec Niemców. I chociaż pojechał do Katynia, nikt go jakoś później na emigracji nie piętnował jako kolaboranta. Natomiast Mackiewicz, który ze wszystkimi chodził na udry, nie liczył się z publiczną opinią i był z temperamentu pieniaczem, jadąc do Katynia umacniał nieprzychylne jego osobie nastroje i nikogo nie obchodziło, że pojechał za zgodą polskich władz podziemnych” (C. Miłosz, Rok myśliwego, Kraków 1991, s. 208).
235
Na odmienność postaw narratora-bohatera reportaży Goetla zwraca uwagę Monika Worsowicz – w Egipcie narrator przyjmuje postawę „nonszalanckiego zdobywcy”, na kartach Wyspy na chmurnej Północy przeistacza się natomiast w ostrożnego i uważnego obserwatora (M. Worsowicz, Między literaturą a dziennikarstwem – reportaże podróżnicze Ferdynanda Goetla, [w:] Reportaż w dwudziestoleciu międzywojennym, s. 145).
236
Taka lapidarna charakterystyka znalazła się choćby we wspomnieniowym tekście Włodzimierza Słobodnika, poświęconym zmarłemu kilka miesięcy wcześniej Julianowi Tuwimowi. Przywołujący spotkanie z Tuwimem w roku 1937 autor Niepokoju wieczornego napisał: „Na terenie Związku Literatów Polskich odbywało się nasze walne zebranie. Przewodniczył mu gloryfikator faszyzmu Goetel” (W. Słobodnik, Trzy spotkania, „Łódź Literacka”, listopad–grudzień 1954. Cyt: P. Matywiecki, Twarz Tuwima, Warszawa 2007, s. 347).
237
Przypadek Goetla przywołany został przez Juliusza Mieroszewskiego, zarzucającego środowisku londyńskiej emigracji stosowanie podwójnych standardów moralnych przy ocenie uwikłania pisarzy w totalitaryzm („dla sympatyków faszystowskiego totalizmu byliśmy zawsze raczej wyrozumiali”). Mieroszewski zestawia bezkompromisowość „londyńczyków” wobec byłego dyplomaty Polski Ludowej Miłosza z faktem, iż „jeden z czołowych pisarzy emigracyjnych do tej pory nie odwołał publicznie swej faszystowskiej książki, wydanej w Polsce przed wojną” (J. Mieroszewski, List z Wyspy. Sprawa Miłosza, „Kultura” 1951, nr 7/8, s. 100). Ostrze krytyki publicysty skierowane jest tu nie tyle przeciw Goetlowi i jego „koszmarnej książce”, lecz przeciwko obłudzie i politycznej krótkowzroczności „polskiego Londynu”.
238
Vintilă Horia, emigracyjny pisarz rumuński, został w 1960 roku laureatem niezwykle prestiżowej Nagrody Goncourtów, przyznanej mu za książkę Dieu est né en exil. Wkrótce po ogłoszeniu tej decyzji Towarzystwa Literackiego ujawnione zostały związki Horii z Żelazną Gwardią, której przed laty był członkiem. W wyniku skandalu wywołanego przez tę informację laureat zrzekł się nagrody, szeroko dyskutowany zaczął być również problem faszystowskiej przeszłości antykomunistycznie nastawionych emigrantów z Europy Środkowej. Echa debaty dotarły także do środowiska paryskiej „Kultury”, przy tej okazji powróciło nazwisko autora Pod znakiem faszyzmu. Komentujący „sprawę Horii” Jerzy Giedroyc pisał w liście do Jerzego Stempowskiego: „na własnym odcinku mamy podobny casus z Goetlem, który właśnie umarł”, natychmiast jednak zaznaczał niewspółmierność postaw obu pisarzy („Goetel nie kolaborował, a zachowywał się w czasie okupacji wyśmienicie”, jedynie w okresie poprzedzającym wybuch wojny „wyraźnie faszyzował”). Surowiej postępowanie Goetla ocenił Stempowski, wskazując na bogate doświadczenie życiowe polskiego literata: „Goetel nie był dzieckiem ani młodym szaławiłą jak Horia i trudniej go wytłumaczyć” (J. Giedroyc, J. Stempowski, Listy 1946–1969, oprac. A. S. Kowalczyk, t. 2, Warszawa 1998, s. 142 i 145). Wymianę korespondencji między redaktorem „Kultury” i autorem Esejów dla Kassandry analizuje Krzysztof Polechoński, op. cit., s. 212–214.
239
Krytycznie oceniając na łamach „Kultury” wspomnieniowy tom Goetla Czasy wojny, Janusz Jasieńczyk przypominał związki Goetla z obozem sanacyjnym oraz publikację Pod znakiem faszyzmu. „Rozumiem, że klęska nie jest dobrym źródłem natchnienia, zwłaszcza klęska człowieka, co – jak sam powiada – związał swój los i życie z obozem politycznie przegranym i klęska pisarza, który dziś musi przyznać, że popełnił błąd pisząc apologię faszyzmu” (J. Jasieńczyk [J. Poray-Biernacki], Świadectwo klęski, „Kultura” 1955, nr 7/8, s. 210).
240
Ferdynand Goetel – ostatnia ofiara Katynia to tytuł biograficznego artykułu Tomasza Zbigniewa Zaperta, opublikowanego w „Gazecie Polskiej” 2006, nr 38 oraz „Rzeczpospolitej” 2008, nr 52. O wizerunku Goetla w latach PRL pisze Krzysztof Polechoński, op. cit., s. 303–333.
241
J. Trznadel, Goetel i historia tragiczna, [w:] idem, Spojrzeć na Eurydykę, Kraków 2003, s. 120. Opinia Trznadla przypomina przekonania formułowane w połowie lat siedemdziesiątych przez polemizującego z Antonim Słonimskim Józefa Łobodowskiego, zbliżone są nawet niektóre wyrażenia. „Niewątpliwie Goetel uległ wpływowi faszyzujących teorii, zresztą nie on jeden. U źródeł tej pokusy tkwiło głębokie rozczarowanie ówczesnym stanem Europy […] Ferdynand Goetel rozczarował się do demokracji i uległ na jakiś czas pokusie faszyzmu […]. Szukał nowych koncepcji politycznych i na tej drodze niewątpliwie pobłądził, do czego później przyznał się po męsku, bez minoderii i fałszywego wstydu” (J. Łobodowski, op. cit., s. 6).
242
J. Trznadel, op. cit., s. 121.
243
Ibidem, s. 127. Bardziej wyważone i chyba sprawiedliwsze wydaje się zdanie Krzysztofa Polechońskiego, badacza twórczości Goetla, który podkreślając ujawnioną w Pod znakiem faszyzmu „osobistą odwagę i niezależność myślenia” pisarza oraz odnotowując „wiele celnych diagnoz dotyczących ówczesnej – wewnętrznej i zewnętrznej – sytuacji Polski”, nie omieszkał zaznaczyć (delikatnie, lecz stanowczo), że omawiany esej „jest świadectwem braku rozwagi i politycznej nieroztropności autora” (K. Polechoński, Pisarz na rozdrożach, „Odra” 1996, nr 12, s. 55).
244
M. Urbanowski, Stanisław Brzozowski i faszyzm, [w:] idem, Od Brzozowskiego do Herberta: studia o ideach literatury polskiej XX wieku, Warszawa 2013, s. 17–18.
245
Krzysztof Polechoński w poświęconym Ferdynandowi Goetlowi artykule Pisarz na rozdrożach utrzymuje, że po opublikowaniu powieści Z dnia na dzień, rozpoczął się w twórczości Goetla okres dylematów i poszukiwań (formalnych, ideowych, życiowych), trwający przez całe lata trzydzieste. Czas ten znaczony był przez cztery „rozdroża”, na których znalazł się autor Kar-Chatu: rozdroże literatury ambitnej i popularnej, rozdroże podróżnika i kawiarnianego bywalca, rozdroże literata i działacza oraz – najbardziej znaczące – rozdroże polityczne. Świadectwem tego ostatniego stało się opublikowanie Pod znakiem faszyzmu, interpretowane przez Polechońskiego jako kulminacyjny moment ewolucji Goetla, utwór, w którym „pisarz przeobraża się w politycznego ideologa” (K. Polechoński, Pisarz na rozdrożach, s. 55).
246
Określenia zaczerpnięte z kilku artykułów krytycznych poświęconych twórczości prozatorskiej Goetla (m.in. K. Irzykowski, Pochwała twórczości
Ferdynanda Goetla, „Tygodnik Ilustrowany” 1936, nr 14 – laudacja z okazji wyboru autora Wyspy na chmurnej Północy do Polskiej Akademii Literatury; J. E. Skiwski, Poeta zdrowego rozsądku, „Pion” 1936, nr 8). Przywołuje je Maciej Urbanowski, Polityka Ferdynanda Goetla, s. 16.
247
I. Sadowska, Egzotyzm i swojszczyzna w prozie Ferdynanda Goetla z lat 1911–1939, s. 258.
248
W opowiadaniu tym, opublikowanym w 1938 roku, Goetel portretuje grupę kawiarnianych bywalców (literat, dziennikarz, profesor, radca, filozof), oderwanych od bieżącego życia i bezradnych wobec prozaicznej rzeczywistości. Jeden z bohaterów opowiadania nie potrafi powiedzieć, jakie budynki znajdują się naprzeciw kawiarni, którą odwiedza codziennie od dziesięciu lat (F. Goetel, Dzieła wybrane, t. 2: Opowiadania, oprac. K. Polechoński, Kraków 2005, s. 277).