Читать книгу Zerwa - Remigiusz Mróz - Страница 11
CZĘŚĆ PIERWSZA
PRZEDTEM
Calle Pablo Mercader Torregrosa, Torrevieja
9
ОглавлениеKilka minut po zmroku dwóch mężczyzn obeszło niewysoki dom, przeszło pod policyjnymi taśmami, a potem dostało się na teren wokół budynku. W żadnym z okien nie paliło się światło, alarm był wyłączony. Wokół panowała cisza, jakby znajdowali się na jednej z hiszpańskich wiosek w górach, a nie w nadmorskim centrum turystycznym.
Weszli do domu i ostrożnie się rozejrzeli.
– Co za burdel… – szepnął Gerc.
Był to bodaj pierwszy raz, kiedy Wiktor musiał się z nim zgodzić. Ktoś wywrócił cały dom do góry nogami, wyrzucił całą zawartość szuflad na podłogę i rozbebeszył materace w sypialni i salonie.
Nie, nie ktoś. Ekipa dochodzeniowców, którzy poszukiwali przemycanej ze Wschodu broni. Gercowi udało się potwierdzić, że jeden z kanałów wiódł przez Torrevieja, choć i bez tego Forst miał co do tego pewność. Liczyło się jednak to, by po nitce dotrzeć do kłębka i u Hiszpanów zweryfikować, że chodzi o ten konkretny adres przy Pablo Mercader Torregrosa.
Dolly z pewnością nie miała z tym wiele wspólnego, cały proceder organizował Bałajew lub któryś z jego współpracowników. Wiktor pochwalił ich w duchu za to, że tym razem skoncentrowali się wyłącznie na broni – gdyby było inaczej, śledczy zarekwirowaliby zapewne wszystko, co znaleźli na miejscu.
Tymczasem zabrali jedynie to, co miało związek z towarem. Wszystko inne zostawili.
– Ty zajmij się sypialnią – odezwał się Aleks. – Ja sprawdzę salon.
Forst nie miał zamiaru ani się sprzeczać, ani wykonywać jego poleceń. Zrobił więc to, co umiał najlepiej – odpowiedział milczeniem. Pochyliwszy się nad stosem wyrzuconych z szuflad papierów, zaczął je metodycznie przeglądać.
Już po chwili trafił na to, czego szukał.
– Gerc – rzucił.
Prokurator przerwał własne poszukiwania w pokoju obok i wszedł do salonu. Spojrzał z góry na Wiktora, potem na trzymane przez niego zdjęcie i przykucnął obok.
– Jest tego więcej – dodał Forst, rozkładając fotografie na podłodze.
Olga miała taką samą fryzurę jak na zdjęciu w witrynie salonu. Musiały zostać zrobione mniej więcej w jednym czasie, ale z pewnością nie w Hiszpanii. Ulice były pokryte grubą warstwą śniegu, a Szrebska miała na sobie grubą białą kurtkę.
Forst wbijał w nią wzrok, czując, jak serce uderza mu coraz szybciej. Zupełnie jak na moment przed przyłożeniem igły do żyły. Organizm wiedział już, czego się spodziewać, i przygotowywał się na falę upojenia.
Ale w tym wypadku perspektywa była odległa. Fotografii było przynajmniej kilkanaście, co dawało mu nadzieję, że ostatecznie coś na ich podstawie ustali – wiedział jednak, że musi uzbroić się w cierpliwość.
Wiktor potarł nasadę nosa. Ciąg głośnych jak armatnia salwa dźwięków rozbrzmiał mu w głowie, przypominając o jego przypadłości. Zbliżała się migrena.
– Gdzie ona jest, do kurwy nędzy? – odezwał się Aleks, podnosząc jedno ze zdjęć.
– Z pewnością nie tutaj.
Gerc posłał mu krytyczne spojrzenie.
– Tu też pada śnieg – zauważył.
– Ale nie tyle. Jeśli nawet do tego dochodzi, osiada tylko lekki puch i zaraz robi się breja. Ludzie ledwo zdążą zrobić selfie na plaży, a wszystko znika. Na tych ujęciach jest go tyle, że można budować igloo.
Forst był tak skupiony na zdjęciach, że na dobrą sprawę zapomniał, z kim rozmawia. Gdyby sobie to uświadomił, zapewne ograniczyłby się do niewyraźnego mruknięcia w odpowiedzi.
– Północ? – spytał Aleksander.
– Albo zima w Polsce. Możliwości jest sporo.
– Na Polskę mi to nie wygląda.
Wiktor musiał przyznać mu rację. Olga stała na tle kilku niewysokich budynków pokrytych stiukami w kolorze cegły. W tle widać było maszt centrum handlowego lub stacji benzynowej. Dwa budynki po prawej były murowane, reszta wydawała się drewniana. Gdzieś między nimi na wysokich słupach powiewały trzy flagi, a tuż przed nimi znajdowało się pojedyncze, pozbawione liści drzewo.
– Niezłe zadupie – ocenił Aleks.
– Ale zadbane. Nie żaden wschodni kraj.
Wszystko wyglądało stanowczo zbyt schludnie. Na ulicach, gdzie śnieg był wyjeżdżony, dało się dostrzec równy asfalt. Próżno było szukać jakichkolwiek zaniedbanych konstrukcji czy śmieci. Lampy uliczne też nie przywodziły na myśl tych, które Forst pamiętał z czasów PRL-u.
– Alaska? – podsunął Gerc.
Przez moment Wiktor nie miał pojęcia, dlaczego akurat to miejsce przyszło mu na myśl. Zaraz potem zerknął na trzymane przez Aleksa zdjęcie i dostrzegł powód. Na tabliczce znajdującej się pod jedną z latarni widać było napis „ROOMS – CRAFTS – HORSE RIDING – RAFTING”.
– Angielski to nie dowód na cokolwiek – odezwał się Forst. – Rafting też nie.
Aleksander skinął głową. Obaj zdawali się tak pochłonięci wpatrywaniem się w zdjęcia, że wszystko inne robili właściwie bezrefleksyjnie. Wymienili się kilkoma fotografiami, nie odrywając od nich wzroku.
– Co się z nią działo, do cholery? – mruknął Gerc.
– Dobre pytanie.
Pytanie, które będzie wracało ze zdwojoną mocą przy każdym kolejnym kadrze, dodał w duchu Forst.
– I kto zgromadził tę całą dokumentację? – kontynuował Aleks, zwracając się bardziej do siebie niż do Wiktora. Podniósł jedną z teczek i potrząsnął nią. – I po co? To musiał być niemały trud. Co niby…
– Nie ma sensu gdybać.
– Nie gdybam, stawiam pytania – odparł Aleks, w końcu patrząc na Forsta. – Od tego zazwyczaj zaczyna się śledztwo, choć są i tacy, którzy najpierw strzelają, a dopiero potem starają się ustalić, za co…
– Sprawę Ukrainy mamy zamkniętą, Gerc.
– Prawnie.
– Tylko to się liczy.
Nie była to do końca prawda, przynajmniej nie z punktu widzenia Forsta. Nigdy nie żałował tego, co zrobił, ale zdawał sobie sprawę, jak wiele zdarzeń to za sobą pociągnęło. Jeden wystrzał, jedna ofiara i jedno życie, które powinno zostać zakończone już dziesięciolecia wcześniej.
– Mniejsza z tym – powiedział Aleks.
Wiktorowi przez moment wydawało się, że się przesłyszał.
– Skupmy się na Szrebskiej.
– W porządku.
Prokurator wymierzył palcem w logotyp widoczny nad budynkami.
– Co to jest? Stacja benzynowa? Jakieś lokalne centrum handlowe?
– Wygląda raczej na to drugie.
Forst rozejrzał się po pokoju i dostrzegłszy lampkę nocną, przysunął ją i oświetlił fotografię. Obaj przyjrzeli się uważniej.
Na reklamie widoczna była jedna litera. „K”. Tło było niebieskie, na dole znajdował się zielony pasek, a powyżej czerwony.
– Nie kojarzę loga – odezwał się Aleks.
Wiktor mógł teraz dostrzec nieco więcej szczegółów. Zdawało się, że słup stał przed niewielkim podłużnym budynkiem. Reklamy nad oknami były żółte, ale nie dało się odczytać, co się na nich znajduje. Z wyjątkiem dużej informacji „9–21”, zapewne dotyczącej godzin otwarcia.
– Wygląda jak supermarket – ocenił Forst.
– Poznajesz, w jakim języku są te napisy?
– Nie. Zbyt niewyraźne.
Wiktor przejrzał kilka innych zdjęć. Trudno było wyciągnąć z pozostałych ujęć jakiekolwiek wnioski.
– Przydałyby się cyfrowe oryginały – powiedział Gerc i się rozejrzał. – Może gdzieś tu są.
– O ile ktoś robił te zdjęcia cyfrówką.
– A robi się je jeszcze w inny sposób?
– Nie, pewnie nie – przyznał mu rację Forst. – Ale żaden aparat ani karta pamięci z pewnością się nie ostały. Przetrząśnięto tę chatę skrupulatnie, a zdjęcia zostały tylko dlatego, że niespecjalnie interesowały policję.
Wiktor zerknął w stronę drzwi, bo naraz naszła go myśl, że ktokolwiek zebrał te materiały na temat Olgi, mógł wrócić. Równie dobrze na miejscu mogli pojawić się technicy czy ktoś z organów ścigania.
Forst zebrał zdjęcia i włożył je do teczki.
– Czas na nas.
Aleksander nie protestował. Jedyną zaletą działania z tym człowiekiem było to, że nie trzeba tłumaczyć mu powagi pewnych zagrożeń. Przed wyjściem obfotografował jeszcze wszystko, co mogło mieć jakiekolwiek znaczenie. Zapełnił kartę pamięci, ale twierdził, że to nie żaden problem, bo reszta zapisała się w chmurze.
Opuścili dom przy Pablo Mercader Torregrosa chwilę później, sprawdziwszy jeszcze pobieżnie, czy nie przegapili niczego istotnego. Forst był przekonany, że mają wystarczająco dużo, by podjąć trop. I być może ich wspólne doświadczenie pozwoli ustalić, dokąd ten prowadzi.
– Wynająłem pokój niedaleko – odezwał się Aleksander, kiedy ruszyli w stronę centrum.
Taka informacja z ust kogokolwiek innego z pewnością nie zabrzmiałaby niepokojąco. W tym wypadku jednak Forst poczuł się nieswojo.
– Hostal Belén przy calle Apolo.
– Aha.
– Mam ze sobą laptopa. W hostelu jest całkiem szybkie wi-fi.
– Okej.
Gerc wskazał kierunek i obaj ruszyli ku calle Apolo. Z zewnątrz miejsce robiło w najlepszym wypadku niepozorne wrażenie. Wąskie balkony przywodziły Wiktorowi na myśl budynek przy Piaseckiego, a niebieska markiza z nazwą hostelu i naklejki na szybach wysyłały jasny sygnał – noc w tym miejscu nie kosztuje wiele.
Pokój, w którym zatrzymał się Gerc, miał dwa łóżka i okazał się bardziej zadbany, niż Forst się spodziewał. Płytki na podłodze pasowały wprawdzie bardziej do łazienki, ale internet rzeczywiście był szybki.
– Naprawdę powinni płacić wam trochę więcej – odezwał się Forst.
Aleks zaśmiał się pod nosem i wyjął z torby laptopa.
– W tej robocie najlepszą zapłatą jest patrzenie, jak skurwiele gniją w więzieniu – oznajmił, a potem skierował znaczące spojrzenie na rozmówcę. – I jeśli o to chodzi, masz u mnie zaciągnięty kredyt.
Forst nie odpowiedział, czekając, aż komputer się włączy. Zaraz potem Gerc wprowadził do Google krótkie zapytanie. Wyników pokazujących wszystko, co wiązało się z „K supermarket”, było około dziesięciu milionów, ale ich interesował tylko ten pierwszy.
– Sieć fińskich marketów – powiedział Aleksander.
– Logo się nie zgadza.
Rzeczywiście, na stronie wypełnionej niezrozumiałymi słowami, ale wiele mówiącymi zdjęciami przecenionych produktów i dań znajdowała się wprawdzie litera „K”, ale pomarańczowa, z dwiema takimi samymi belkami pod i ponad nią.
– Czyli nie to.
– Poczekaj – mruknął Wiktor. – Sprawdź drugi wynik.
– Drugi wynik w Google’u? Musimy być wyjątkowo sfrustrowani.
– Po prostu to zrób, Gerc.
Kolejne miejsce zajmował link z fińskiej Wikipedii. I już po kliknięciu w niego przekonali się, że trafili na to, czego szukali. Nie musieli nawet rozumieć treści, bowiem kilka zdjęć pod artykułem pokazywało to samo logo, które widzieli za Szrebską.
Na samym dole zaś znajdowała się grafika podpisana „K-Supermarketin logo vuosina 2002–2017”.
Wszystko było jasne. W dodatku Forst zyskał jakąś cezurę czasową – zdjęcie musiało zostać zrobione przed dwa tysiące siedemnastym rokiem, kiedy doszło do zmiany logotypu.
Ale co Olga robiła w Finlandii? I jakim cudem Dolly trafiła na jej trop?
Na to drugie pytanie mógł znaleźć odpowiedź. Dolly dysponowała szeroką siatką kontaktów, nie tylko w Hiszpanii. Po pierwsze, korzystała z kontaktów w ramach działalności Bałajewa, po drugie, podczas rejsów sama nawiązywała wiele znajomości.
A po tym, co Forst zrobił dla jej dziewczyn, poczuła się w obowiązku, by jakoś mu odpłacić. Nie mogła lepiej wybrać.
Wiktor zachował jednak te wnioski dla siebie. Gerc być może przez kilka chwil sprawiał wrażenie przyjaźnie nastawionego, ale w gruncie rzeczy był do cna przesiąknięty złem. W licznie prowadzonych przez niego postępowaniach karnych równie dobrze mógłby występować po przeciwnej stronie barykady.
– Ile tych sklepów jest w Finlandii? – zapytał Wiktor.
Gerc wskazał na fragment krótkiego opisu. „Vuonna 2011 K-Supermarketteja oli 205 kappaletta ympäri Suomen”.
– Wygląda na to, że sześć lat temu było ich ponad dwieście – powiedział.
Forst podziękował w duchu Hindusom za wynalezienie uniwersalnego sposobu zapisu liczb, a Arabom za zaadaptowanie go i upowszechnienie na świecie. Nawet bez znajomości języka mogli dowiedzieć się wszystkiego, czego potrzebowali.
Musieli jednak zawęzić tę liczbę. Wiktor rozłożył na łóżku zdjęcia, a potem zaczął wypatrywać innych charakterystycznych punktów. Skupiony na zadaniu, nie zauważył, kiedy Gerc otworzył drzwi na korytarz.
– Będę w knajpie na dole – oświadczył. – Na pusty żołądek niczego nie wymyślę.
Forst mruknął potakująco, niespecjalnie zainteresowany tym, co i gdzie robi Aleks. Istotne było tylko to, że zostawił laptopa. Kiedy drzwi się zamknęły, Wiktor podsunął go sobie, a potem zupełnie pogrążył się w pracy.
Dopiero po dwóch godzinach uświadomił sobie, że Gerca jeszcze nie ma. W tym czasie udało mu się nie tylko skorygować pewne ustalenia, ale także dokonać nowych. W końcu zamknął komputer i wyprostował się, zdając sobie sprawę, że cały czas siedział przygarbiony.
Zszedł na dół i w niewielkiej restauracji zastał Aleksandra z kuflem piwa Mahou. Biorąc pod uwagę zaszklone oczy, nie był to jego pierwszy. Prawdopodobnie także nie ostatni.
Belén stanowił nie tylko hostel, ale także bar i kafeterię – co było właściwie dość powszechnym połączeniem w Hiszpanii, Portugalii czy innych krajach regionu. Forst odnosił wrażenie, że idąc do jakiegokolwiek przybytku, miejscowi oczekują możliwości wypicia czegoś, zjedzenia głównego posiłku i uwieńczenia tego deserem. Piwne kegi stojące obok wyrobów cukierniczych nikogo nie dziwiły.
Forst zajął miejsce obok Aleksa i spojrzał niepewnie na ogromny talerz z paellą. Znajdowały się w niej ryż, krewetki, małże i kilka innych morskich dziwolągów, których nie umiał zidentyfikować.
– Zamówiłeś dla mnie, Gerc?
– Jeszcze tyle nie wypiłem – odparł pod nosem prokurator. – Po prostu nie sprzedają wersji dla jednej osoby. Chcesz, to żryj. Ja jestem już pełny.
Forst wolał zamówić dla siebie nowe danie. Wziął pierwszą lepszą pozycję z menu, byleby coś wpadło do żołądka.
– Masz coś nowego? – zapytał Aleks.
– Całkiem sporo.
– To mów, póki jeszcze cię słucham. Po kolejnym piwie będę mieć wszystko w dupie.
– I bez tego wyglądasz, jakbyś miał.
Aleksander skrzywił się i machnął ręką, po czym jednak sięgnął po krewetkę.
– Pomyliliśmy się co do sieci – zaczął Wiktor. – To nie K-Supermarket, tylko K-Market.
– To rzeczywiście bardzo, kurwa, istotne.
– Ta druga sieć jest obecna tylko w mniejszych ośrodkach. Wsiach, ewentualnie małych miasteczkach.
Gerc odrzucił skorupkę na talerzyk obok i oblizał palce.
– Więc zawęziłeś możliwości.
– Niezupełnie – odparł Forst. – Bo tych sklepów jest w całej Finlandii osiemset. Sieć przeszła rebranding w dwa tysiące szesnastym roku i od tamtej pory ma dzisiejszą nazwę. Logo zmieniło się wiosną tamtego roku.
– Czyli zdjęcie…
– Może pochodzić z dwa tysiące szesnastego, ale równie dobrze mogło zostać zrobione wczoraj. Nie wszystkie placówki zmieniły szyldy, mają obowiązek zrobić to do końca dwa tysiące osiemnastego.
Aleksander spojrzał na kawałek kalmara i odłożył go do paelli.
– Czyli gówno mamy.
– Niezupełnie.
– Bo znalazłeś coś więcej?
Forst sięgnął do kieszeni i wyjął dwie fotografie. Olga była na nich słabo widoczna, ale w tle widać było market z różnych perspektyw. Gerc nawet nie spojrzał na ujęcia.
– Napatrzyłem się na to wystarczająco długo. Mów, o co chodzi.
– W tym i w tym miejscu widać kawałek szyldu – powiedział Wiktor, wskazując miejsca. – Z obydwu można wyczytać słowo, które tam widnieje.
– I co to za słowo?
– Kuukkeli.
– Czyli co, Forst?
– Po fińsku oznacza to sójkę syberyjską.
– Chyba sobie, kurwa…
– Te markety mają swoje nazwy. Przy niektórych jest „cassa” i przypuszczam, że to coś w rodzaju naszych carrefourów express. Na innych są nazwy wsi, miejscowości czy charakterystycznych miejsc.
– I co ma oznaczać zasrana sójka syberyjska?
– Że chodzi o koło podbiegunowe północne – wyjaśnił Forst, zerkając na notatki, które zrobił na odwrocie zdjęcia. – Tak oznaczone sklepy znajdują się tylko w trzech miejscowościach. Saariselkä, Ivalo i Inari. Ta pierwsza to znany kurort, w dodatku wszystkie znajdują się niedaleko siebie. To jeden region.
Aleks odsunął kufel.
– Jak duży?
– Niespecjalnie. Wszystkie leżą wzdłuż drogi E75. Inari jest na północ, stamtąd jedzie się pół godziny do Ivalo. A z niego dwadzieścia minut do Saariselkä.
Gerc milczał, ale zaczął sprawiać wrażenie, jakby nagle wytrzeźwiał. Kiedy kelner podawał Forstowi gazpacho, prokurator nawet nie zwrócił na to uwagi.
– A więc ją mamy – powiedział Gerc. – Znalazłeś ją.
Wiktor spojrzał na zdjęcie. Skinął głową, samemu nie mogąc w to uwierzyć.