Читать книгу Zerwa - Remigiusz Mróz - Страница 7

CZĘŚĆ PIERWSZA
TERAZ
Północny wierzchołek Rysów, 2499 m n.p.m
5

Оглавление

W końcu przestało padać, ale Wadryś-Hansen miała wrażenie, że najciemniejsze chmury dopiero się nad nimi zbierają. Przenosiła wzrok z ratownika na Forsta i z powrotem, zastanawiając się, co to wszystko znaczy.

TOPR-owiec nie miał powodu kłamać, musiał naprawdę widzieć Wiktora w schronisku. Po drodze na Rysy. Na tyle blisko, by Forst znalazł się tutaj w czasie, kiedy najprawdopodobniej doszło do zabójstwa.

Na szczycie przez chwilę panowało milczenie. Nie była to jednak miła odmiana.

– Jesteś pan absolutnie pewny? – zapytał Osica.

– Tak, przecież… – zaczął ratownik i na moment urwał, marszcząc brwi. – Przecież rozmawialiśmy jakiś czas – dodał, patrząc na Wiktora.

– O czym?

– Nie pamięta pan?

– Nie – odparł Forst.

Technicy, którzy weszli z TOPR-owcem, zaczęli niepewnie rozkładać sprzęt, jakby nie byli do końca pewni, czy mogą przystąpić do pracy. Dominika czym prędzej skinęła im głową. Stracili wystarczająco dużo czasu, a ona do tej pory powinna mieć przynajmniej podstawowe informacje na temat tego, jak zginął mężczyzna leżący przy słupku granicznym.

– Komentowaliśmy ostatnią interwencję na Granatach – wyjaśnił nieco zdezorientowany ratownik. – Potem pytał pan o prognozę.

– Na jak długo?

Mężczyzna wzruszył ramionami, ale szybko poczuł na sobie ciężkie spojrzenie Forsta i zrozumiał, że odpowiedź z jakiegoś powodu jest dla rozmówcy istotna.

– Chyba chodziło panu o kolejne godziny.

– Nie następny dzień?

– Nie, wydaje mi się, że nie.

Wiktor popatrzył na Wadryś-Hansen, jakby oczekiwał, że to ona dokończy naprędce rozpoczęte przesłuchanie. Właściwie powinna to zrobić, a przynajmniej nie pozwolić, by robił to Forst.

Być może rzeczywiście należało uznać, że każda wersja jest w tej chwili tak samo prawdopodobna. Także ta, że Wiktor miał coś wspólnego z zabójstwem, a nocą zszedł gór i z jakiegoś powodu znalazł się nieprzytomny w okolicach Wielkiej Krokwi.

Dominika rozmasowała kark, mając wrażenie, jakby mięśnie zbijały jej się w twardą masę. Przeniosła wzrok na stojących po drugiej stronie Słowaków, starając się ocenić, czy do wszystkich problemów powinna doliczyć jeszcze ten. Osica podjął rozmowę z jednym z nich, ale mowa ciała obydwu mężczyzn jasno dowodziła, że o jakimkolwiek porozumieniu wciąż nie ma mowy. Gašpar Barát i jego towarzysze byli wyraźnie pobudzeni i rozsierdzeni, połowa z nich kręciła się z komórkami przy uchu, zapewne starając się skontaktować z przełożonymi.

Tak, zdecydowanie powinna doliczyć ich do kłopotów. Najwyżej za kwadrans zapewne zadzwoni do niej ktoś z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Wewnętrznych lub z resortu sprawiedliwości. Oberwie jej się za to, co zrobiła. Nie pierwszy raz, choć niegdyś w krakowskiej prokuraturze to ona była wzorem właściwego postępowania.

Jeśli ktoś miewał na pieńku z przełożonymi, to jedynie Aleksander Gerc. Od pewnego czasu jednak zyskiwał sobie u nich coraz większą przychylność – i teraz to w nim upatrywali podwładnego, na którym można było polegać.

Oparła ręce na podkurczonych kolanach, a potem obejrzała się przez ramię na Forsta i przywołała go skinieniem głowy.

Wiktor zawahał się, ale ostatecznie dołączył do niej, kucając przy ofierze.

– Posłuchaj… – zaczął cicho, niemal konspiracyjnie.

– Mamy teraz ważniejsze sprawy niż twoje dziury w pamięci – przerwała mu, wskazując spojrzeniem zwłoki.

Na twarzy Forsta pojawił się ledwo dostrzegalny, ale szczery uśmiech.

– Chcesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – zauważył.

– To znaczy?

– Jednocześnie zapobiec mojej dalszej rozmowie ze świadkiem, który mnie widział, i zacząć badać, co tutaj zaszło.

– Bez heroiny robisz się wyjątkowo przenikliwy, Forst.

– Na tyle, by wiedzieć, że załatwianie dwóch spraw za jednym zamachem nie zawsze jest dobrym pomysłem.

Dominika nie odpowiedziała, przypatrując się krwawemu napisowi na klatce piersiowej.

– Weź kanibalizm – ciągnął Wiktor. – W teorii rozwiązuje dwa największe problemy ludzkości. Eliminuje światowy głód i przeludnienie globu.

Zerknęła na niego z niedowierzaniem.

– Takie myśli chodzą ci po głowie?

– A ciebie do podobnych nie nastraja taki widok?

Zmasakrowane ciało właściwie sprawiało, że miała znacznie gorsze skojarzenia. Starała się jednak nie dać im się rozwinąć.

– Tak czy inaczej, musisz na mnie uważać – dodał Wiktor. – Nie wiemy, co robiłem w górach, a nawet krótka rozmowa ze świadkiem może…

– Nie wpłynąłeś na jego zeznania, Forst.

– Ale mogłem nawet nieświadomie sprawić, że…

– Nie – ucięła i posłała mu stanowcze spojrzenie. Mówiło jasno, że czas na gdybanie się skończył.

Jakby na potwierdzenie tego Osica w końcu machnął ręką, rezygnując z dalszych pertraktacji ze Słowakami, i dołączył do dwójki śledczych. Wszyscy przez moment w milczeniu przyglądali się ciału.

Technicy zaczęli fotografować miejsce zdarzenia i zwłoki, a Edmund wyciągnął paczkę chesterfieldów.

– Nie mam słów na tych jeleni – burknął, obrzucając niedbale wzrokiem Słowaków. – Banda fidrygołów straszy, że zaraz wejdą ze swoim sprzętem na naszą stronę.

– Nic nie stoi temu na przeszkodzie – odparł Wiktor. – Podejmiemy ich tu z wszelkimi honorami.

Osica spojrzał na niego równie krytycznie jak na ludzi Baráta.

– Zamknij się, Forst – rzucił.

– Tak jest, panie inspektorze.

– Burdel i tak jest tu stanowczo za duży – dodał Edmund, zataczając ręką krąg. – Ślady pozacierane, truchło przesunięte… i Bóg jeden raczy wiedzieć, czy ta dwójka fotografów wcześniej czegoś nie ruszała.

Wiktor wskazał usta ofiary.

– Najważniejszej rzeczy nie ruszyli.

– W dodatku ta zasrana kapanina… – kontynuował Osica, jakby nie usłyszał uwagi. – Deszcz zmył nam ze skał wszystko, co istotne.

Komendant zerknął na technika.

– Kiedy wyciągacie ten bilon? – syknął.

– Niebawem, panie inspektorze. Musimy tylko…

– Pospieszcie się. Awanturnicy zaraz dodzwonią się do któregoś ze swoich ministrów, a ci do któregoś z naszych przełożonych.

Kilkuosobowa grupa potwierdziła, kiwając głowami, ale żaden z techników nie miał zamiaru się spieszyć. Byli profesjonalistami, na co dzień robili swoje mimo ponagleń i nacisków ze strony śledczych.

Podczas gdy specjaliści kryminalistyki badali miejsce zbrodni, TOPR-owcy najwyraźniej doszli do wniosku, że nic tu po nich. Ten, z którym wcześniej rozmawiał Forst, zbliżył się do prokurator i poczekał, aż Dominika go zauważy.

Cała trójka się podniosła, w końcu odrywając uwagę od ciała. Każde z nich szybko odczuło, że zbyt długo tkwili w tej pozycji. Obserwując pracę kryminalistyków, wpadli w rodzaj transu i nie wiedzieli nawet, ile czasu upłynęło.

– Pogoda się poprawia – powiedział ratownik, zadzierając głowę. – Przyślemy śmigło po ciało, jak technicy skończą.

– W porządku – odparła Wadryś-Hansen.

– W takim razie możemy się zbierać?

– Jak najbardziej. Macie ważniejsze rzeczy do roboty.

– Oby było ich jak najmniej – odparł TOPR-owiec, a potem skinął głową na pożegnanie.

Zanim jednak zawrócił, zawahał się. Popatrzył na Forsta, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.

– Przypomniało mi się jeszcze coś – odezwał się. – Choć nie wiem, czy to w ogóle dla państwa istotne.

Wiktor spojrzał na Dominikę.

– Odnośnie do naszego spotkania.

– Co konkretnie? – spytał Forst.

– Czytał pan coś na którymś ze starszych modeli galaxy note.

– Miałem ze sobą tablet?

Ratownik wciąż wyglądał, jakby był przekonany, że rozmówca jedynie go podpuszcza. W tym wypadku Dominika mu się nie dziwiła. Największą nowinką technologiczną, jaką kiedykolwiek widziała u Forsta, były buty z powłoką GORE-TEX.

Wiktor potrząsnął głową.

– Co czytałem? Widział pan?

– Kątem oka. Nie wiem, na ile to istotne, ale…

– Niech pan mówi.

– To było coś związanego ze Wschodem.

Forst patrzył na niego ponaglająco, a TOPR-owiec podrapał się z tyłu głowy.

– Chyba z historią Ukrainy.

– Skąd taki wniosek?

– Widziałem tam kilka charakterystycznych skrótowców. UPA, OUN, wie pan.

– Wiem – odparł ponuro Wiktor.

Dominika wzdrygnęła się na myśl, że Forst nie tylko był w okolicy, ale też przeglądał materiały związane z tym, od czego tak naprawdę wszystko się zaczęło. To właśnie ukraińskie zbrodnie na Polakach sprawiły, że pierwsze ciało znalazło się niegdyś na Giewoncie. I dało początek krwawej serii w górach.

Serii, która mogła okazać się niezakończona.

– Widział pan coś jeszcze na tym tablecie?

– Jakąś datę, ale…

– Nie pamięta pan jaką?

– Czterdziesty siódmy rok, tak mi się wydaje. Ale nie widziałem ani dnia, ani miesiąca.

Przepytywanie ratownika trwało jeszcze chwilę, a Wadryś-Hansen nie mogła opędzić się od myśli, że powinna je przerwać. Forst rzeczywiście nie był odpowiednią osobą, która powinna się tym zajmować.

Nie dowiedzieli się wiele więcej. TOPR-owiec twierdził, że Wiktor przeglądał plik tekstowy, najpewniej w Dokumentach Google. Nie dostrzegł żadnych zdjęć, tabel czy wykresów. Jedynie wyjustowany tekst.

Kiedy ratownik razem ze swoimi towarzyszami opuścili wierzchołek, Forst zdawał się kompletnie zagubiony. Wszystko, czego stopniowo się dowiadywali, stawiało go w coraz gorszym świetle.

Dla niego miało to duże znaczenie – dla Dominiki i Osicy wręcz przeciwnie. Oboje dawno nauczyli się, że wyciąganie pochopnych wniosków względem Wiktora prowadzi wyłącznie do pomyłek.

Wadryś-Hansen przez moment obawiała się, że Forst będzie oponował przed dalszym udziałem w śledztwie. Szczęśliwie jednak musiał szybko przepracować wszystko w głowie – i uznać, że pomoc w dochodzeniu to najlepsze, co może zrobić.

Nie skomentowali doniesień ratownika. Nie mieli na to czasu.

– Jesteśmy gotowi wyciągnąć monetę – rzucił jeden z techników.

Dominika poczuła przyspieszające bicie serca. Numizmat był nie tylko podpisem sprawcy – stanowił wiadomość przeznaczoną dla osoby, która miała ruszyć jego tropem.

Nie, więcej. Był rzuceniem wyzwania, zaproszeniem do wzięcia udziału w makabrycznej grze. Wadryś-Hansen nie miała co do tego żadnych wątpliwości – bez względu na to, kto tak naprawdę zabił tego człowieka.

Założyła lateksowe rękawiczki, a potem zbliżyła się do ofiary. Mimo woli spojrzała w szeroko otwarte oczy mężczyzny. Gdyby skupiła się wyłącznie na nich, mogłaby odnieść wrażenie, że umarł w spokoju. Wszystko inne jednak temu przeczyło.

Sięgnęła do zestawu oględzinowego i wyjęła niewielkie płaskie szczypce. Ostrożnie złapała nimi brzeg monety i pociągnęła. Numizmat ani drgnął, jakby zęby trzymały go niczym imadło.

– Coś nie tak? – spytał Osica.

– Szczęka się zacisnęła.

– Znaczy mamy już rigor mortis? – dodał komendant, pochylając się nad zwłokami. – W tych warunkach to by dawało czas zgonu… jakieś dwie do sześciu godzin temu.

Forst zrobił krok w kierunku ciała.

– Zaciśnięta szczęka o niczym nie świadczy – powiedział. – No, prawie o niczym.

Osica spojrzał na niego pytająco.

– Albo była unieruchomiona, albo zabójca został tu na tyle długo, by moneta się zakleszczyła.

– Hę?

– Niech pan sobie przypomni, jak ułożone było ciało na słupku. Zwisało z obu stron – dorzucił Wiktor, odpakowując jedną z cynamonowych gum.

Edmund strzepnął krople deszczu z marynarki.

– Chcesz powiedzieć, że po śmierci gęba musiała być otwarta jak niemieckie granice przed islamistami jesienią dwa tysiące piętnastego?

– Tak, panie inspektorze. Choć może tak bym tego nie ujął.

Wadryś-Hansen pociągnęła nieco mocniej, ale numizmat nadal nie chciał wyjść. Forst miał rację – pozycja, w której znajdowało się ciało, powinna sprawić, że usta pozostałyby szeroko otwarte. Sprawca najpewniej został na szczycie odpowiednio długo, by zesztywnienie mięśni zrobiło swoje, a dopiero potem ułożył ofiarę na granicy.

Kątem oka Dominika dostrzegła, że Wiktor kładzie się na ziemi obok zwłok.

– Nie pora na odpoczynek – mruknął Osica.

– Odpoczywać będę po śmierci, panie inspektorze.

– Więc co teraz, za przeproszeniem, odpierdalasz?

– Szukam śladów.

– Jakich śladów?

Forst wymierzył palcem w podbródek zmarłego.

– Świadczących o tym, że coś przytrzymywało dolną szczękę, by nie opadła.

Dominika również zerknęła na szyję i szybko zauważyła niewyraźny ślad po sznurku lub lince. Fakt, że Wiktor się nie mylił, napełnił ją niepokojem. Wywołało to w niej poczucie, jakby były komisarz i sprawca się znali. Jakby byli starymi znajomymi, którzy w komunikowaniu się ze sobą posługują się językiem nieznanym nikomu innemu.

Wzdrygnęła się na myśl, że to naprawdę możliwe. Że Gjord Hansen, jej mąż, człowiek, który wymanewrował nie tylko wszystkich śledczych, ale także ją, mógł przeżyć upadek z Orlej Perci.

– Pani prokurator?

Potrząsnęła głową, słysząc głos jednego z techników. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że moneta się poruszyła. Pociągnęła ją lekko i wyjęła spomiędzy zębów. Spojrzała niepewnie na numizmat, który nie przypominał żadnego z poprzednich.

– Wygląda jak moneta okolicznościowa – zauważył Edmund. – Jedna z tych dawanych zwycięzcom w lokalnych turniejach sportowych albo wręczanych policjantom za wycinanie konfetti dla ministrów.

Wadryś-Hansen przyjrzała się awersowi. Widniał na nim pochylony krzyż, stylizowany na drzewo targane mocnymi podmuchami wiatru. Zamiast korony miał jednak trzy poprzeczki zakończone mniejszymi, zaokrąglonymi krzyżami. Tuż obok znajdowały się napisy w cyrylicy.

– Co to jest? – odezwał się Osica.

– Krzyż prawosławny – odparł Forst. – Lewe belki są zwrócone ku górze, bo tam udał się dobry łotr ukrzyżowany z Jezusem, a prawe ku dołowi, bo do piekła trafił ten, który się nie pokajał.

– A te napisy?

– Nie znam ukrajinśkoji mowy, panie inspektorze.

– Są też trzy litery w normalnym języku. COP – zauważył Edmund. – I nie powiedziałbym, że reszta jest po ukraińsku. Wygląda mi na ruski.

– Panu wszystko tak wygląda, ale jeśli ten drugi jest zbliżony do innego języka, to raczej do białoruskiego – odparł ciężko Forst. – Niech mi pan wierzy, chcąc nie chcąc, w ostatnich latach doszkoliłem się w sprawach wschodnich.

Wiktor i Osica wdali się w krótką wymianę zdań, a Dominika obróciła z namaszczeniem monetę, jakby miała w dłoniach cenne relikwie. Spojrzała na rewers i na moment wstrzymała oddech.

– Doszkalałeś się nie tylko w ostatnich latach, Forst – odezwała się w końcu. – W schronisku czytałeś coś związanego z rokiem czterdziestym siódmym.

Forst potwierdził szybkim skinieniem i popatrzył na tylną stronę monety. Dominika doskonale wiedziała, że jego wzrok padł na jeden element. Datę: „24 kwietnia 1947 roku”.

Zerwa

Подняться наверх