Читать книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz - Страница 10
ROZDZIAŁ 1
8
ОглавлениеWieczorne powroty do domu były raczej domeną Michała, ale tego dnia role się odwróciły. On odebrał Dominika ze szkoły i to on czekał na nią z kolacją. Kaja wróciła zmęczona i wyzuta ze wszystkiego, marząc tylko o tym, by położyć się do łóżka. Musiała jednak odłożyć to na później, bo mąż użył dość mocnego argumentu, by posiedzieć chwilę dłużej przy stole.
– Wina? – spytał.
– Wódki. Najlepiej dożylnie.
Uśmiechnął się, a potem nalał jej pełen kieliszek czerwonego półsłodkiego wina z Gruzji.
– Pirosmani – powiedział, jakby to rzeczywiście miało znaczenie.
– W tej chwili w zupełności wystarczyłoby mi fresco za dychę.
– W tej chwili?
Wzięła o wiele za duży łyk, oblizała usta i skinęła głową.
– Racja. Może w każdej innej też – przyznała.
– Aż tak źle?
Michał nalał do drugiego kieliszka i usiadł obok niej. Nie miała specjalnej ochoty rozmawiać o tym, co stało się tego dnia, ale wiedziała, że ostatecznie warto się zmusić. Z pewnością poczuje się lepiej.
– Biegaliśmy dwójkami po całych Żeromicach – powiedziała. – Od drzwi do drzwi, pytając i sprawdzając, komu brakuje czerwono-czarnego młotka ślusarskiego z określonego zestawu dostępnego w Mrówce.
Znów pociągnęła wina. Nie dała kubkom smakowym czasu, by odnotowały jego smak.
– Zgadniesz, kto przypadł mi jako partner na cały dzień?
– Konar?
– Chciałabym – odparła pod nosem. – Ale druga osoba w duecie musi być spoza miasta. Chyba po to, żeby… no wiesz.
Zmarszczył czoło, jakby zdziwiła go rezerwa w głosie żony.
– To w sumie całkiem zasadne – powiedział. – W końcu zabójcą mógł być ktoś z policji. A jeśli nie, to znajomy znajomego, członek rodziny i tak dalej.
– Niby tak… – zgodziła się niechętnie. – Ale w takim razie najbardziej podejrzana osoba powinna dostać w przydziale Korolewa, nie?
– I padło na ciebie?
Pokiwała głową i spojrzała na niedojedzone danie na talerzu. Możliwości kulinarne Michała nie były wielkie, ale kuchenkę mikrofalową obsługiwał bez trudu. Spaghetti z wczoraj nieco stwardniało, nadawało się jednak do jedzenia. Problem polegał na tym, że Burzyńska nie miała apetytu.
– Oberwało ci się trochę, co?
– Nie trochę – odparła. – Za dopuszczenie Zaorskiego na miejsce zdarzenia przejechał się po mnie jak Kubica po torze F1.
Spodziewała się, że mąż przyjmie taktykę milczenia, bo sam jest gotów podzielić niezadowolenie prokuratora. Michał sprawiał jednak wrażenie, jakby ten drugi przekroczył swoje kompetencje.
– Pogadam z nim – oznajmił.
– Daj spokój. Zresztą ma rację, nie powinnam zwracać się do Seweryna.
– Nie? – spytał, podnosząc kieliszek. Obracał go przez moment w dłoni. – A do kogo? Nikt tutaj nie wiedział nawet, że mamy jakieś maty, które można rozłożyć na ziemi. Dobrze zrobiłaś.
Burza nabrała głęboko tchu. W podobny sposób broniła się w rozmowie z Korolewem, ale od początku była na przegranej pozycji.
– A jeśli miał z tym coś wspólnego? – spytała.
– Nie miał.
– Skąd ta pewność?
– Znaliśmy się jak łyse konie – odparł ciężko Michał. – Teraz już takich kumpli wśród dzieciaków nie znajdziesz, bo wszyscy się boją, że wyjdą na pedałów. Ale wtedy…
– Wtedy, czyli ponad dwadzieścia lat temu.
Przeszło jej przez myśl, żeby upomnieć go za „pedałów”, ale tego wieczoru nie miała na to siły. Podczas regionalnych spotkań Unii Republikańskiej padały zresztą znacznie bardziej dosadne określenia. Z góry jakiś czas temu poszedł wprawdzie przekaz, by uważać na podsłuchy, ale w małych miasteczkach mało kto cokolwiek sobie z tego robił. Wszyscy trzymali się zasad dopiero wtedy, kiedy ktoś od premiera Hauera zjawiał się z wizytą.
– Przez ten czas Zaorski się zmienił – dodała. – I na dobrą sprawę nie wiemy jak bardzo.
– Nie. Dalej jest tym samym gościem.
– Bo nosi czapkę, rockowy T-shirt i skórzaną kurtkę?
– Między innymi.
Pewność Michała była zbyt daleko idąca, ale z nią też nie miała zamiaru dzisiaj walczyć. Sama chciała wierzyć, że Seweryn nie byłby zdolny dopuścić się tej zbrodni – ale to samo mogłaby powiedzieć o kimkolwiek innym w Żeromicach.
– Ściągnęliście jakieś odciski palców z tego młotka?
– A skąd wiesz, że w ogóle go mamy?
– Ej – upomniał ją z uśmiechem. – To moja mieścina. Muszę wiedzieć, co się dzieje.
– No tak – bąknęła. – Ale odcisków żadnych nie ma. Albo morderca miał rękawiczki, albo wyjątkowo się postarał, żeby wyczyścić uchwyt.
– Po zestawie też nie ma śladu?
– Nie – potwierdziła. – Wszyscy, u których byliśmy, dobrowolnie nas wpuszczali. I nic. Będziemy sprawdzać wszystkie markety budowlane w okolicy, ale marne szanse, że wpadniemy na coś konkretnego.
Michał dolał wina sobie i żonie, choć Kaja czuła, że ilość, jaką wypiła, wprawiła ją w stan odpowiedni do snu.
– A motyw? – spytał. – Macie jakąś hipotezę?
– Żadnej.
Był to najważniejszy powód, dla którego byłaby gotowa uwierzyć, że Seweryn nie ma z tym nic wspólnego. Jaki cel miałby mu przyświecać? Co miałby osiągnąć mężczyzna wracający po dwudziestu dwóch latach do Żeromic, zabijając starą nauczycielkę z podstawówki?
Znów jednak to samo mogła powiedzieć o każdym innym mieszkańcu.
Liczby Catalana nie mogły mieć z tym nic wspólnego. Powtarzała sobie to w duchu niemal od samego rana, jakby starała się zmienić swoje pierwsze, intuicyjne skojarzenie.
Nie powiedziała o nich nikomu, Zaorski również nie. Przekonywała się, że to rozsądne, bo skoro trop jest mylny, nie warto robić niczego, co ukierunkowałoby na niego śledztwo. Strata czasu. I strata energii.
Takie było tłumaczenie. Prawda zaś taka, że gdyby zrobili to teraz, Korolew z pewnością uznałby zwłokę za zastanawiającą. Oboje staliby się podejrzanymi.
Dopiero kiedy ta myśl dotarła do Kai, zrozumiała, że to właśnie ona jest powodem jej zmęczenia. Walczyła z nią cały dzień i ostatecznie była tymi zmaganiami zwyczajnie wypompowana.
– A co z tymi dyskietkami? – spytał Michał, wyrywając ją z zamyślenia.
– Hm?
– Dowiedzieliście się czegoś?
Spojrzała na niego i przez moment się wahała. Potem podjęła decyzję, by mu o wszystkim powiedzieć. Nigdy nie trzymali przed sobą niczego w tajemnicy – i nie miała zamiaru robić tego w tak istotnej sprawie.
Opisała mu wszystko dokładnie, a wyraz zdziwienia na jego twarzy uświadomił jej, że popełniła błąd, zachowując to dotychczas dla siebie.
– Cholera… – mruknął. – Idziecie do kobiety z jakąś zagadką sprzed dwudziestu lat, a ona w nocy ginie? Naprawdę dopuszczasz możliwość, że to przypadek?
Kiedy wypowiedział na głos jej myśl, rzeczywiście brzmiało to dość jednoznacznie. Dlaczego wcześniej brakowało jej tej pewności? Może z powodu niewyspania. A może przez szok. Tak czy owak, z samego rana powinna wyjaśnić wszystko komendantowi.
Potrząsnęła głową. Nie, może to nie najlepszy pomysł. Może idą zbyt daleko w tych spekulacjach. Spojrzała na prawie pustą butelkę wina, jakby miała ona stanowić potwierdzenie.
Kaja gubiła się we własnych myślach i przypuszczała, że tylko długi sen może jej pomóc. Opróżniła kieliszek, odstawiła go na stół i się podniosła. Miała zamiar rzucić zdawkowo, że idzie pod prysznic, i skierować się prosto do łazienki, ale zamiast tego złapała za oparcie krzesła i pochyliła się.
– Jeśli to nie przypadek, to co? – zapytała. – Ktoś ją uciszył, bo dowiedziała się, że mój ojciec zostawił coś na dyskietkach? Słyszysz, jak to brzmi?
– Słyszę.
– I nie sądzisz, że to absurd?
– Nie wiem, co mam sądzić – uciął Michał. – Nie jestem też pewien, czy wierzę w takie zbiegi okoliczności.
Być może ona również nie powinna. Ale żeby w ogóle zacząć układać to wszystko w głowie, potrzebowała snu.
Położyła się pół godziny później, a po chwili dołączył do niej mąż. Zerknął na nią i wsparł się na łokciu, a ona uświadomiła sobie, że dziś wtorek. Dzień seksu. Jeden z dwóch w tygodniu. Po tylu latach małżeństwa rutyna była po pierwsze niezmienna, po drugie nieco skostniała, a po trzecie formalnie nigdy nieuzgodniona. Z dzisiejszej perspektywy trudno było Kai stwierdzić, dlaczego kiedyś padło akurat na wtorek i piątek i dlaczego wciąż się tego trzymali. Nigdy o tym nie rozmawiali, bo była to jedna z rzeczy, które w ich związku musiały zostać niewypowiedziane. Zupełnie jakby oboje obawiali się, że poruszenie tego tematu stanie się namacalnym potwierdzeniem łóżkowej monotonii.
Równie niebezpieczne wydawało się wyłamanie ze schematu. A mimo to dzisiaj Burza miała zamiar to zrobić.
– Jestem padnięta – powiedziała.
Michał położył jej rękę na plecach.
– Jasne – odparł, a potem ułożył się wygodnie.
Pozazdrościła mu, że od razu umie znaleźć właściwą pozycję. Ona kręciła się z boku na bok, mając wrażenie, że cała senność, jaką niedawno czuła, nagle znikła. Próbowała ułożyć się jeszcze przez kilkanaście minut, po czym obróciła się na plecy i szeroko otwartymi oczami spojrzała w sufit.
Jej myśli krążyły wokół zbyt wielu spraw, by mogła się wyciszyć.
– Nie śpisz?
Brzmiało to raczej jak oskarżenie niż pytanie.
– Zastanawiam się – odparła. – Dlaczego on w ogóle tu wrócił? Gdzie jest jego żona?
– Seweryn?
– Mhm – potwierdziła cicho.
Michał obrócił się do niej i odkrył nieco kołdrę. Kiedy na niego popatrzyła, posłał jej przewrotne, podejrzliwe spojrzenie.
– Często przed snem myślisz o innych facetach? – spytał z uśmiechem.
– Rzadko. Ale kiedy już to robię…
– Dobra, dobra – uciął czym prędzej. – Może nie chcę wiedzieć.
Też się do niego obróciła i popatrzyła mu prosto w oczy. Ilekroć szukała w nich wsparcia, zawsze je odnajdywała. Tym razem także.
– Wróciłbyś na jego miejscu? – zapytała. – Po tylu latach, z tyloma perspektywami, do takiej zapadłej pipidówy?
– Pewnie nie.
– Więc co on tu robi?
– Miał objąć nowy zakład w szpitalu – odparł Michał i ciężko westchnął. – To był dobry program, dofinansowany z Unii. W większości ośrodków, nawet tych wielospecjalistycznych, takie laboratoria to rzadkość, ale u nas…
– Wiem, mówiłeś – ucięła. – To ważna sprawa.
– O tyle, że nasze laboratorium miało zapewniać diagnostykę w całym regionie.
Jeszcze jakiś czas temu patomorfologia kojarzyła się Kai jedynie z badaniem trupów. Po tym jednak, jak Michał z Wiesławem Kalamusem zaczęli starać się o rozbudowę szpitala, Burzyńska nieco poszerzyła swoją wiedzę. Wyglądało na to, że badania sekcyjne stanowiły tylko niewielką część zadań patomorfologów.
– Więc czemu to nie wypaliło na ostatniej prostej? – zapytała.
– Nie wiem.
– Kalamus ci nie powiedział?
– Twierdzi tylko, że musimy znaleźć nowego kierownika, bo Zaorskiego nie może zatrudnić.
– Nie pytałeś dlaczego?
– Pytałem – odparł mąż i obrócił się na plecy. – Ale Wiesiu powtarza, że po prostu się nie dogadali.
– Mnie Zaorski powiedział to samo.
Spojrzeli na siebie w sposób, który właściwie mówił wszystko. Coś z pewnością było na rzeczy. Przez moment oboje milczeli.
– Sporo się dzieje w jednym czasie… – podjął w końcu Michał.
– I wydaje ci się, że jest to w jakiś sposób ze sobą związane?
Wzruszył lekko ramionami, a Burzyńska musiała przyznać, że kumulacja zdarzeń rzeczywiście jest nieco zastanawiająca. Szczególnie w miejscu, w którym od wielu lat tak naprawdę nie działo się nic godnego uwagi.
– Pogadam z Kalamusem – odezwał się po chwili mąż. – A ty spróbuj przycisnąć Seweryna.
– Może ty miałbyś więcej szczęścia?
– Myślisz?
– W końcu byliście najlepszymi przyjaciółmi. A my ledwo znajomymi.
Minęła się nieco z prawdą, ale po tylu latach pewnych rzeczy nie warto było prostować. Podobnie jak wspominać, że siedem lat po tym, jak Zaorski opuścił Żeromice, miała z nim kontakt.
Seweryn zdawał się o tym nie pamiętać. Być może ona także nie powinna. Od tamtej pory minęło piętnaście lat i właściwie tamto zdarzenie było tak trywialne, że mogło zatrzeć się w pamięci. Nie miało żadnego znaczenia.
– Kaja?
– Hm? – spytała, orientując się, że Michał przed momentem coś powiedział.
– Pytałem, o czym myślisz?
– O niczym – odparła. – Śpijmy.
Czekał na ten sygnał i przez myśl mu nie przeszło, że mógłby przepuścić okazję. Kaja też zamknęła oczy, choć bez większej nadziei na sen. Ten jednak nadszedł niespodziewanie, kiedy była już przekonana, że spędzi noc na gapieniu się w sufit.
Tuż przed czwartą przebudziła się i stuknęła palcem w komórkę, by sprawdzić, która godzina. Zobaczyła krótką wiadomość od Zaorskiego, która przyszła kilka minut wcześniej.
„Chyba wiem, o co chodziło Twojemu ojcu” – brzmiała.