Читать книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz - Страница 11
ROZDZIAŁ 1
9
ОглавлениеPoranne spotkanie ze starym przyjacielem w jednej z nielicznych kafejek w Żeromicach nie było wymarzonym początkiem dnia. Mimo to lepiej zobaczyć się z Ozzym na neutralnym gruncie, niż ryzykować, że wejdzie do garażu i zobaczy na nowo zamurowaną skrytkę.
Zaorski nigdy wcześniej nie był w Kawalądku. Za jego czasów w tej niewielkiej kamieniczce na żeromickiej imitacji miejskiego rynku mieściła się jakaś pasmanteria. Dwa lub trzy lata temu lokal przejęło młode małżeństwo i urządziło w nim całkiem klimatyczną, niewielką kawiarnię.
Michał czekał przy stoliku obok okna wychodzącego na ratusz. Przewracał leniwie jeden z dzienników, chyba „Głos Obywatelski”, i popijał czarną kawę. Sprawiał wrażenie, jakby był u siebie.
Kiedy zauważył Seweryna, od razu złożył gazetę i skinął na kelnerkę. Ledwo Zaorski ściągnął czapkę z daszkiem i położył ją na stole, pracownica postawiła przed nim kawę z ekspresu przelewowego. Pociągnął łyk i pokiwał głową z aprobatą.
– Widzę, że wszystko było gotowe zawczasu – rzucił.
– A jak. Taka randka po latach wymaga trochę wysiłku. Poza tym wiesz, co mówi Kaja.
– Nie za bardzo.
– Najpierw kawa, potem życie.
Seweryn upił jeszcze łyk, po czym wskazał na dwupiętrowy budynek po drugiej stronie deptaka.
– A kiedy robota? – spytał.
– Formalnie zaczynam za jakąś minutę.
– Może zdążysz – zauważył Zaorski. – Daleko nie masz.
– Ano nie – potwierdził Michał. – Ty za to trochę dalej.
Seweryn zaśmiał się nerwowo.
– Ja w ogóle nie mam roboty. Może jeszcze nie wiesz, ale…
– Gadałem z Kalamusem – uciął dawny przyjaciel. – I postawiłem sprawę jasno: albo powie mi, dlaczego cię nie zatrudnił, albo zamykam cały szpital w cholerę i zrobię w nim pieprzone centrum handlowe.
W pierwszej chwili Zaorski założył, że Ozzy żartuje, ale na jego twarzy dało się dostrzec wyłącznie powagę.
– W sumie zrobiłem to tylko po to, żeby dowiedzieć się, o co poszło, ale efekt… cóż, starczy powiedzieć, że mnie zaskoczył.
– Co? Chcesz powiedzieć, że Kalamus zmienił zdanie?
– Tak. Mając do wyboru tylko dwie beznadziejne drogi, zdecydował się wytyczyć trzecią.
– Zaraz…
– Też rozumiem z tego tyle co ty – przerwał mu Ozzy i złożył gazetę na pół. – A może nawet mniej.
Zaorski zaklął w duchu. Z punktu widzenia Michała zapewne jawiło się to podejrzanie. W dodatku jako burmistrz z pewnością chciał trzymać rękę na pulsie. Fakt, że dyrektor szpitala z jakiegoś powodu mu na to nie pozwalał, musiał przynajmniej trochę go drażnić.
– Więc może powiesz mi, o co chodzi? – zapytał Ozzy. – O co wam poszło?
Seweryn nie odpowiadał.
– I co było na tyle istotne, że Kalamus woli jednak cię zatrudnić, niż zdradzić, o co chodzi?
– Cóż…
Tylko tyle był gotów powiedzieć – i miał nadzieję, że zadziała jakaś resztka zaufania sprzed dwóch dekad, która sprawi, że Michał odpuści.
– To chyba mi nie wystarczy – podjął.
– Musi.
– W takim razie może powinienem dosadniej zagrozić Kalamusowi wywaleniem go z roboty – rzucił i uśmiechnął się lekko. – Będzie gotów bronić tego waszego małego sekretu, kiedy jego przyszłość zawodowa znajdzie się na szali?
Z pewnością nie, pomyślał Zaorski. To, że dyrektor zmienił zdanie, na pewno też nie było wynikiem dociekań Michała Ozgi. Kalamus musiał sam dojść do tego, że potrzebny mu wykwalifikowany patomorfolog. A może także do tego, że ich dawne, bliskie relacje mają znaczenie.
– Ten SPZOZ to nasza jednostka organizacyjna – dodał Ozzy.
– Wiem.
– A ja jako…
– Jako burmistrz masz prawo wiedzieć, jasne – uciął Seweryn. – Ale to nasze prywatne sprawy. Pokłóciliśmy się, powiedzieliśmy o kilka słów za dużo, a teraz Kalamusowi najwyraźniej przeszło.
W podobnym tonie rozmowa przebiegała jeszcze przez kilka minut. Zaorski widział, że stary przyjaciel coraz bardziej skłania się ku wersji, którą starał się mu sprzedać. Spodziewał się także, że za moment Michał wspomni o nocnym esemesie, który dostała jego żona.
Burza jednak najwyraźniej się o nim nie zająknęła. Ani o tym, że za godzinę byli umówieni niedaleko stąd. Nie rozumiał dlaczego, ale z pewnością miała dobry powód. Oboje sprawiali wrażenie małżonków, którzy mówią sobie o wszystkim.
Zaorski musiał jeszcze przez chwilę uwiarygadniać wersję z kłótnią, ale w końcu rozmówca odpuścił. Ostatecznie najważniejsze było dla niego to, że pracownia będzie miała dobrego patomorfologa i niemal zgodnie z planem rozpocznie swoją działalność.
Seweryn odetchnął z ulgą. Gdyby dyrektor zająknął się choćby słowem o tym, co odkrył, Zaorski mógłby pakować walizki. I to dosłownie. A w dodatku szukać miejsca, w którym razem z córkami będzie mógł zaszyć się na resztę życia.
– Tak czy inaczej, dzięki – odezwał się.
– Za co? – spytał Ozzy.
– Gdyby nie twój telefon…
– Chyba nie myślisz, że to on przesądził sprawę?
– Nie, ale na pewno nie zaszkodził – odparł Seweryn i uniósł lekko kąciki ust. – Czego nie można powiedzieć o moim udziale w śledztwie…
Zawiesił głos i popatrzył na Michała. Miał zamiar skorzystać z okazji, wybadać grunt i dowiedzieć się, czy jest coś, czym powinien się przejmować.
– Co masz na myśli?
– To, że Burza pewnie ma przeze mnie trochę problemów.
Ozzy machnął ręką.
– Nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić.
– Prokurator jej nie ciśnie?
– Ciśnie, ale Kaja ma wieloletnie doświadczenie w radzeniu sobie z upierdliwymi facetami – odparł Michał i wskazał na siebie. – Poza tym byłeś tam jako lekarz. Stwierdziłeś zgon, wypisałeś kartę informacyjną. Wszystko jest okej.
– Korolew może być innego zdania.
Ozzy wzruszył ramionami, dopił kawę, a potem zabrał gazetę i wstał. Wskazał głową widoczny za oknem ratusz.
– Czas na mnie – oznajmił.
Kiedy uścisnęli sobie ręce, Seweryn był już przekonany, że ta rozmowa zakończyła się tak szybko tylko dlatego, że poszła w niewygodnym dla Ozgi kierunku. Śledczy musieli interesować się Zaorskim, a rozmówca doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jedno słowo za dużo mogłoby okazać się dla niego zbyt kosztowne.
– Wpadnij do nas kiedyś – dodał na odchodnym Michał. – Czasem dobrze się spotkać nie z powodu trupa, tajemnicy z przeszłości i problemów z robotą.
– Pewnie.
– Mówię poważnie. To nie jedna z tych propozycji, które rzuca się na koniec rozmowy, bo nie wiadomo, co powiedzieć.
Ozzy oczekiwał przynajmniej wstępnej zgody, ale Seweryn zbył propozycję kilkoma wymijającymi uwagami. Jasne, jak tylko będę mógł. Oczywiście, kiedyś muszę wpaść. Pewnie, odezwę się niebawem i zobaczymy.
Kiedy Michał się oddalił, Zaorski wyciągnął komórkę i wybrał numer Kalamusa.
– A więc już słyszałeś? – powitał go dyrektor.
– Tak. Dziękuję.
– Nie spiesz się z wdzięcznością, bo nie jestem przekonany, czy dobrze zrobiłem.
Seweryn milczał. Na miejscu dyrektora z pewnością nie miałby żadnych wątpliwości. Gdyby dowiedział się o kimś tego, co Kalamus o nim, natychmiast zerwałby wszelki kontakt i urządził takiej osobie piekło.
– I nadal oczekuję, że mi to wszystko wyjaśnisz.
– Mówiłem już, że nie ma czego.
Wiesław przez chwilę nie odpowiadał. W końcu zakaszlał cicho i wypuścił powietrze wprost do słuchawki.
– To było wtedy – odparł. – A teraz sytuacja się zmieniła.
– W jaki sposób?
– W taki, że ręczę za ciebie, przyjmując cię do pracy. Jeśli to, czego się o tobie dowiedziałem, to prawda, mogę ponieść srogie konsekwencje.
– Nie poniesiesz.
Kalamus zaśmiał się chrapliwie.
– I mam na to twoje słowo? – rzucił. – Wybacz, ale po tym, co przeczytałem, potrzebuję czegoś więcej.
Zaorski dopił kawę i otarł usta serwetką. Dyrektor miał rację, zwyczajne zapewnienia nie mogły wystarczyć. Nie w tej sytuacji. Seweryn wprawdzie nie planował ujawniać nikomu choćby części powodów, dla których się tutaj zjawił, wychodząc z założenia, że doprowadzi to wyłącznie do katastrofy – w takiej sytuacji jednak być może nie miał wyjścia.
– W porządku – odparł. – Pogadamy, jak tylko będę w szpitalu.
– Czyli kiedy? Pracę możesz zacząć właściwie od zaraz.
– Mam jeszcze coś do załatwienia.
– Co takiego?
– Pomagam Kai w pewnej sprawie.
Gdyby rzucił taką uwagę w rozmowie z kimkolwiek innym, niechybnie skończyłoby się to wezbraną falą pytań. W przypadku Wiesława Zaorski miał jednak pewność, że tak się nie stanie.
Kalamus bywał u nich w domu mniej więcej w okresie, kiedy głównym tematem rozmów była Kaja Burzyńska. Wraz z ojcem Seweryna próbowali wtłoczyć młodemu do głowy, że każda rana się goi i że tego kwiatu jest pół światu. Ludowe męskie mądrości jednak w niczym nie pomagały i Wiesław z pewnością pamiętał, w jakim stanie był wówczas Zaorski.
– W porządku – odezwał się Kalamus. – Uważaj na siebie.
Zabrzmiało to jak dość nietrafiona rada.
– Nie wybieram się w żaden rejon konfliktu – odparł Seweryn.
– Ale spotykasz się z dziewczyną, dla której kiedyś straciłeś głowę.
– Ponad dwadzieścia lat temu.
– I? To chyba nie ulega przedawnieniu.
– Ulega – powiedział stanowczo Zaorski. – Poza tym ona ma męża i dziecko. A ja dwie córki, które są i pozostaną jedynymi kobietami w moim życiu.
– Rozumiem.
– Niedługo będę – zapewnił Seweryn, po czym odsunął od siebie kubek i się rozłączył.
Przypuszczał, że to, co miał zamiar przekazać Burzyńskiej, nie zajmie mu wiele czasu. Za dwie godziny powinien być już w swoim nowym gabinecie i zacząć powoli ogarniać wszystko, co związane z laboratorium.
Kaja zjawiła się pod Miejsko-Gminną Biblioteką Publiczną jeszcze przed umówioną porą. Nie bez znaczenia był fakt, że właściwie wszystkie instytucje publiczne znajdowały się na rynku lub w promieniu kilkuset metrów.
– Hej – powitała go Burza.
Skinął jej głową, rozglądając się, jakby myśli miał zaprzątnięte czymś innym i był tutaj jedynie z obowiązku. Zaczynał grać. Nie zamierzał tego robić, ale najwyraźniej była to reakcja obronna.
I jak wiele było trzeba? Wystarczyło, że Wiesław wspomniał o wydarzeniach z przeszłości. Niemal od razu stały się znacznie świeższe i wręcz namacalne.
– To co? – rzucił. – Bierzemy się do roboty?
– Chyba najpierw powinnam zapytać, czy nie masz w nocy nic lepszego do roboty od zastanawiania się nad szyfrem mojego ojca.
– I pisania ci esemesów?
– To też.
Prawda była taka, że potrzebował odskoczni. Nie mógł spać – i nie mógł też przestać myśleć o matematyczce, skrzynce z narzędziami w skrytce, utracie pracy i wszystkich innych rzeczach, które się z tym wiązały.
Głowienie się nad zagadką Burzyńskiego było miłą odmianą.
– Lidka mnie obudziła i nie mogłem spać – powiedział. – Mała diablica czasem wstaje, o której popadnie, i ma zachcianki.
– Zachcianki?
– Lody o trzeciej w nocy, tost o piątej nad ranem… – odparł Zaorski i westchnął. – Jestem przekonany, że za kilka lat obudzi mnie w środku nocy, bo będzie chciała przeprowadzić aborcję.
Burzyńska uniosła brwi.
– Wszystkiego można się po niej spodziewać – wyjaśnił Seweryn. – Dlatego od najmłodszych lat staram się wychować córki na przykładne homoseksualistki.
Konsternacja na twarzy Kai jeszcze się pogłębiła.
– Żadnych facetów, żadnych problemów – dodał.
– Z tym akurat nie będę się kłócić, ale…
– Ale jak mam zamiar to osiągnąć? W całkiem prosty sposób. Puszczam im filmy Kasi Adamik, z których wprawdzie nic nie rozumieją, ale zakodują sobie, że to porządna postać. Każę im też oglądać wywiady z Biedroniem, bo mądrze gada. I filmy z Jackiem Poniedziałkiem, przynajmniej większość. A jak ostatnio oglądaliśmy Top Guna, rzuciłem niby mimochodem, że ta pani od Mavericka woli inne panie.
Burzyńska milczała.
– Wychowywać trzeba od kołyski – dodał Zaorski. – W najgorszym wypadku wyrosną tylko na aktywistki LGBTQIA… plus kilka innych liter, biorąc pod uwagę upływ czasu. W najlepszym nigdy nie będę musiał martwić się, że jakiś facet zaciągnie je do łóżka.
Cisza, która zaległa, zdawała się potwierdzać, że Seweryn powinien czym prędzej zmienić temat.
– Tak czy inaczej, nie mogłem spać, więc zacząłem przeglądać graty, które zostawiliście. Ozzy mówił, że zabraliście wszystko, co miało jakiekolwiek znaczenie, ale…
– I co znalazłeś?
– Kartę biblioteczną – odparł, wskazując na budynek, przy którym stali.
W nocy napisał jej tylko tyle, że wytłumaczy wszystko, jak się spotkają, a ona od razu się zgodziła. Przypuszczał, że nie chciała ciągnąć tej wymiany wiadomości, bo mąż spał obok.
– I? – spytała.
– To mało?
– Ojciec raczej nie korzystał z biblioteki.
– Wiem, mówiłaś, że zawsze kupował książki – odparł. – Tym bardziej zastanowiła mnie ta karta.
Wsunęła obydwie dłonie we włosy i odgarnęła je do tyłu. Od razu wróciły na swoje miejsce, ale Kaja nie zwróciła na to uwagi. Mrużyła oczy, patrząc na wejście do biblioteki.
– Sądzisz więc…
– Że wskazał nam te dwa wersy w Międzymorzu nie bez powodu. I że nie chodzi o obojętnie którą książkę, ale o ten konkretny egzemplarz, który znajduje się w tej bibliotece. Może wetknął w niego jakąś wiadomość, może znalazł inny sposób, żeby przekazać ci kolejną informację. Tak czy inaczej, powinniśmy to sprawdzić.