Читать книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz - Страница 5

ROZDZIAŁ 1
3

Оглавление

Burzyńskich z pewnością stać było na znacznie większy dom, ale fakt, że głowa rodziny była burmistrzem, przekreślał życie ponad standard. Seweryn postawił accorda przed ogrodzeniem, zabrał z tylnego siedzenia metalową skrytkę i ruszył w kierunku drzwi.

Nie widział Burzy od dwudziestu dwóch lat – przynajmniej jeśli chodziło o spotkanie na żywo. Jak każdy normalny człowiek przed przenosinami na stare śmieci sprawdził na Facebooku wszystkich, z którymi prędzej czy później musiał się zetknąć.

Szczególnie ją.

Kaja należała do tych, którzy zmienili się najmniej. Wprawdzie trochę przytyła, ale owal twarzy i nowe krągłości tylko dodawały jej uroku. W jej oczach wciąż była ta sama determinacja i gotowość do mierzenia się ze wszystkim, co spotka na swojej drodze.

Tak wyglądało to na zdjęciach profilowych. Kiedy otworzyła mu drzwi, zobaczył w jej spojrzeniu raczej bezsilność.

– Nie spieszyło ci się – powiedziała i uśmiechnęła się na powitanie.

Zaorski zerknął na zegarek. Rzeczywiście spóźnił się o studencki kwadrans, ale tylko dlatego, że otrzymał niespodziewany telefon od mężczyzny, z którym dziś w nocy miał spotkać się za starym kościołem.

Tej jednej rzeczy nie mógł zignorować.

– Wybacz – rzucił. – Zapomniałem już, jakie tu korki.

Cofnęła się o krok i zaprosiła go do środka, nieustannie taksując go wzrokiem.

– Wiem, wiem – mruknął, wskazując koszulkę. – Ozzy już to dzisiaj skomentował.

Wyraz zdziwienia na jej twarzy uświadomił mu, że nikt już tak nie mówi na Michała Ozgę. Najwyraźniej czas zapomnieć o starych ksywkach i przypomnieć sobie imiona większości mieszkańców.

Burza uśmiechnęła się, wskazując mu wieszak. Ściągnął czapkę i kurtkę, a potem rozejrzał się po przedpokoju. Od razu odniósł wrażenie, że panuje tu prawdziwa, a nie pozorowana dla wyborców rodzinna atmosfera. Małych butów i kurtek było w przedpokoju tyle, że z pewnością nie zabrakłoby wersji na żadną pogodę. Na komodzie leżała nieotwarta korespondencja adresowana do Michała, tuż obok dziecięcy i męski szalik, para kobiecych rękawiczek i notatnik z informacją o wywózce śmieci.

– Musiał poczuć się, jakby spojrzał prosto we własną przeszłość.

Seweryn podniósł wzrok.

– Hę? – spytał.

– Michał. Kiedy cię zobaczył.

– A, no tak…

– O ile pamiętam, w szkole ubieraliście się tak samo.

– Jak bracia – przyznał Zaorski. – Chociaż nigdy wcześniej tego nie uzgadnialiśmy. Po prostu…

– Tak wychodziło – dokończyła za niego. – Wiem, wiem. Trochę się o tym nasłuchałam.

Seweryn w to nie wątpił. On także nie raz i nie dwa opowiadał swojej żonie o Ozzym, może nawet częściej niż o kimkolwiek z tamtych czasów. Ich przyjaźń wydawała się wtedy nie do zdarcia, a jeden wskoczyłby za drugim w ogień.

– Trochę też pamiętam – dodała. – Ale na wspominki będzie jeszcze czas.

Spojrzała znacząco na metalową skrzynkę, a potem skinęła na Zaorskiego ręką i ruszyła w głąb korytarza.

– Uruchomiłam starego peceta Michała – powiedziała.

– Macie jeszcze taki sprzęt?

– Rozkładał się na poddaszu.

– Ale nie rozłożył?

– Nie. Choć wydaje dźwięki, jakby powoli dogorywał. Od dobrych dziesięciu lat zbierał kurz, pleśń i Bóg jeden wie co jeszcze.

Seweryn przypuszczał, że komputer niebawem wyzionie elektronicznego ducha, ale właściwie potrzebowali go tylko na chwilę, by zobaczyć, co jest na dyskietkach.

– Przejrzałam też stare listy od ojca – dodała.

Kiedy obejrzała się przez ramię, posłał jej pytające spojrzenie.

– Próbowałam znaleźć coś związanego z tymi liczbami, o których wspomniałeś.

– I?

– I nic. Nie pojawiają się w żadnej wiadomości – odparła, wchodząc do kuchni.

Pecet stał na stole, a liczba kabli, które łączyły go ze starym kineskopowym monitorem, była większa, niż Zaorski pamiętał. Obraz trochę migotał, myszka od spodu niemal sczerniała, a niektóre klawisze nie działały. Seweryn usiadł na krześle i postukał w obudowę.

– Sprzęt ma wyraźne objawy preagonalne.

– Dzięki, panie doktorze. O niezbyt dobrych rokowaniach wiedziałam, zanim wyciągnęłam pacjenta z pudła.

Zaorski postawił skrzynkę na stole, a Kaja nachyliła się nad nią, jakby miała do czynienia z długo poszukiwanym skarbem. Wyjmowała dyskietki ostrożnie, niemal z pietyzmem, po czym rozkładała je cierpliwie na stole.

Przez chwilę przypatrywała się liczbom wypisanym na odklejających się etykietach, a potem zaklęła cicho.

– Nic mi to nie mówi – powiedziała, nie odrywając od nich wzroku. – Ojciec nigdy nie wspominał o niczym związanym z matematyką. A jak przychodziło do pomagania mi przy zadaniach domowych, uciekał jak najdalej.

– Całkowicie to rozumiem – odparł Seweryn. – Krew w żyłach ścina mi się na samą myśl o zadaniach, które Ada przynosi ze szkoły. Znasz to, nie?

– Nie.

– Są z gatunku tych, że na stole leży pięć jabłek. Podchodzi do niego dziewczynka i zabiera trzy jabłka, a po niej zjawia się chłopczyk i kładzie na blacie jedno. Oblicz, ile atomów hemicelulozy znajduje się w prawej nodze stołu.

Kaja spojrzała na niego niepewnie.

– No co? – bąknął. – To tego typu czarna magia.

Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Wodzili wzrokiem po etykietach, zastanawiając się nad tym, co na nich widniało.

– Może te liczby nie mają znaczenia – odezwał się w końcu Zaorski.

– Gdyby nie miały, to ojciec nie umieszczałby ich na dyskietkach.

– Więc co? To jakiś kod?

Burza przysiadła na stole i zerknęła na cicho buczący komputer.

– Miałoby to sens – odezwała się. – Skoro zależało mu na tym, żeby nikt tego nie znalazł, to może zabezpieczył się jeszcze dodatkowo.

Zanim Zaorski zdążył odpowiedzieć, sięgnęła po pierwszą z brzegu dyskietkę i podała mu ją.

– Czyń honory.

– Nie zaproponujesz mi najpierw czegoś do picia?

Kaja zmierzyła go wzrokiem.

– I co jeszcze? – spytała. – Rozmówki o tym, co robiliśmy przez ostatnie dwadzieścia parę lat?

– Właściwie to nie najgorszy pomysł.

– W takim razie wpadnij na niego znów, jak kiedyś przyjdziesz do nas na kolację – oznajmiła i odebrała od niego dyskietkę. – A teraz zobaczmy, co tam jest.

Włożyła nośnik do napędu, a ten zabuczał w charakterystyczny sposób. Przez moment brzmiało to jak elektroniczna kłótnia o to, czy po latach uda się zobaczyć zawartość dysku, czy nie.

Moment później Seweryn, chcąc nie chcąc, przypomniał sobie, jak wygląda pulpit w Windowsie 95, a potem kliknął w „Dyskietka 3,5 (A:)”. Nośnik znów zaskrzeczał, a na ekranie pojawiła się zawartość dysku.

Działał bez zarzutu, co być może nie powinno Zaorskiego dziwić. Swego czasu sprawdził w praktyce, jak wiele były w stanie przetrwać trzyipółcalowe dyskietki.

– Co to jest? – spytała Kaja, mierząc palcem w monitor.

Seweryn spojrzał na pojedynczy plik, który ważył niecały megabajt. Nie miał rozszerzenia, ale nazwa „winrar” była dość wymowna.

– Ewidentnie coś spakowanego w archiwum RAR.

Zaorski kliknął prawym klawiszem i dodał stosowne rozszerzenie, a potem otworzył plik. Chwilę trwało, nim uruchomił się WinRAR 2.0, który Seweryn świetnie pamiętał. W czasach, kiedy nie sposób było skorzystać z dobrodziejstw Google’a, dostał nawet od kogoś książkę z Helionu poświęconą w całości obsłudze tego konkretnego programu. Wtedy chyba do każdego powstawała monografia.

Ze stacji dysków doszło kilka zgrzytów, po czym na ekranie wyskoczyło okienko z polem do wpisania hasła.

– Chyba żartujesz… – jęknęła Burza. – Nie dość, że zamurował to pod podłogą, to jeszcze zabezpieczył hasłem?

Zaorski zerknął na nią, kiedy pochylała się nad komputerem.

– Masz jakiś pomysł? – spytał.

– Tylko kilka standardowych. Puścisz mnie?

Seweryn szybko ustąpił jej miejsca, a potem przyglądał się kolejnym nieudanym próbom. Sprawdziła kilkadziesiąt możliwości, od imion przez daty urodzenia aż po ulubione filmy. Archiwum pozostawało zamknięte.

Sprawdzili kilka kolejnych dyskietek, ale sytuacja była identyczna. Na każdej znajdował się plik o nazwie „winrar”

bez rozszerzenia, stanowiący w istocie zabezpieczone hasłem archiwum.

Próbowali także wpisywać cyfry, które znajdowały się na etykietach, ale i to nie przyniosło żadnego skutku.

Po kilku kolejnych, niezbyt wymyślnych próbach zgodnie uznali, że strzelanie w ciemno nie ma żadnego sensu. Stanęli nad rozłożonymi na stole dyskietkami i przez chwilę przyglądali się liczbom. Ułożyli je od najmniejszej do największej, ale nie okazało się to ani trochę pomocne.

Zaorski zerknął na kilka pierwszych.

2. 11. 42. 132. 429. 514.

Nie przypominało to niczego, co miałoby jakikolwiek sens, a im więcej uwagi poświęcali liczbom, tym bardziej przypadkowe się wydawały. Mimo to oboje byli przekonani, że istnieje klucz, który pomoże zrozumieć więcej.

Mnożyli koncepcje, wypijając kolejne kubki kawy. Rozważali, czy cyfry mogą oznaczać litery, słowa, lokalizacje lub inne rzeczy. Hipotez właściwie było nieskończenie wiele. I żadna nie prowadziła do odpowiedzi.

Seweryn spojrzał kontrolnie na zegarek. Do odebrania Lidki i Ady miał jeszcze trochę czasu, ale przypuszczał, że nawet wielogodzinna burza mózgów nie przyniesie żadnych efektów.

– Jeszcze jedna? – odezwała się Kaja, wyrywając go z zamyślenia.

– Hm?

– Kawa.

Spojrzał na pusty kubek i pokręcił głową. Kofeiny miał tyle, ile wątpliwości. Podniósł pierwszą z dyskietek i obrócił ją w dłoni.

– Twój ojciec nie zakładał pewnie, że wyprowadzisz się z domu… – odezwał się cicho.

– I?

– Przypuszczał więc, że to ty znajdziesz tę skrytkę. Prędzej czy później musiałabyś to zrobić, bo ta wylewka w garażu była naprawdę spartaczona. Wymagałaby remontu tak czy owak.

Siedzieli na krzesłach obok siebie, ale oboje skupiali się wyłącznie na tym, co rozłożyli na stole.

– I? – spytała Burzyńska.

– Skoro tak, to musiał też założyć, że będziesz potrafiła odgadnąć hasło.

– W takim razie się pomylił. Albo nie zdążył mi go przekazać.

Seweryn nie był gotów przyjąć takiej możliwości. Jej ojciec zadał sobie stanowczo zbyt wiele trudu, by nie zadbać o rzecz najważniejszą.

– Jest jeszcze jedna możliwość…

– Jaka?

– Te listy, które dostajesz, są związane z dyskietkami.

– W jaki sposób? – spytała, w końcu na niego patrząc. – I skąd w ogóle taka myśl?

Obydwa pytania były całkiem zasadne, skwitował w duchu Zaorski. I równie trudne.

– Wydaje mi się to logiczne – podjął, również się do niej odwracając. – Jeśli twój ojciec rzeczywiście chciał coś ukryć i dać do tego dostęp jedynie tobie, to jaki byłby lepszy sposób?

Kaja przez chwilę się namyślała.

– Więc sądzisz, że hasło jest w listach?

– A ty nie?

Zmarszczyła czoło, jakby nie była gotowa się zgodzić. W pewnym sensie było to zrozumiałe, bo przyjęcie, że listy

miały pełnić rolę klucza do rozwiązania zagadki, umniejszałoby ojcowską bezinteresowność, którą Burzyński miałby się kierować, spisując je przed śmiercią.

Wahanie znikło jednak tak szybko, jak się pojawiło.

– Nie zaszkodzi sprawdzić – odezwała się. – O ile nie masz nic przeciwko wglądowi w korespondencję między córką a nieżyjącym ojcem.

– Nie. Chętnie zobaczę, czym ta relacja różni się od mojej.

– Może tym, że ty żyjesz. Jeszcze.

Popatrzył na nią z rezerwą.

– Nie mówiłabyś tak, gdybyś zobaczyła mnie wieczorem po tym, jak kładę diablice do łóżka.

Odpowiedziała mu niewyraźnym uśmiechem, a po chwili przenieśli się na kanapę i podzielili listami. Było ich sporo, ale żaden nie był przesadnie długi. Burzyńskiemu najwyraźniej nie zależało na tym, by przekazać możliwie jak najwięcej, ale raczej by co roku przypomnieć córce o sobie.

W wiadomościach zawsze pojawiał się ten sam schemat. Najpierw kilka krótkich pytań, potem refleksji, a na koniec jakiś pasujący do treści aforyzm. Właściwie był tylko jeden wyjątek.

Seweryn sięgnął po list, który na początku odłożył, i postukał palcem w kartkę.

– Tu jest jedyna anomalia – zauważył.

Kaja spojrzała na niego przelotnie, a on podał jej wiadomość. Szybko ją przejrzała, choć pewnie niemal całą treść mogłaby odtworzyć z pamięci.

– Wszystko jest tak jak przy innych – powiedziała. – Najpierw ojciec snuje rozważania, potem rzuca złotą myśl.

– Ale w tym wypadku dziwnie ją zapisał.

Kiedy oddała mu kartkę, jeszcze raz spojrzał na tekst.

„I

W ten

Sposób

Umrze cały świat

Kiedy my przyglądać się będziemy z zapartym tchem”.

W liście Burzyński pisał o rozpadzie małżeństwa, co właściwie stanowiło temat przewodni większości jego wynurzeń. Przedstawiał to jako jedną ze swych największych życiowych porażek, ale podkreślał też, jak długo wraz z żoną musieli robić dobrą minę do złej gry. Korelowało to w pewien sposób z końcową myślą, ale znacznie mniej niż w przypadku innych wiadomości.

Zaorski wyłożył to wszystko Kai, choć widział, że ta skupia się już nie na jego słowach, ale na przekazie od ojca.

– Ten zapis jest naprawdę dziwny – dodał.

– Może – przyznała. – Ale co z tego? Jeśli jest jakiś związek tego cytatu z liczbami, to ja go nie widzę.

Seweryn milczał.

– A ty?

– Też nie – powiedział w końcu, drapiąc się po głowie.

Przez moment się zastanawiał, po czym sięgnął do klawiatury. Wytrzepał trochę okruchów spomiędzy klawiszy i otworzył windowsowy Notatnik. Wpisał wszystkie pierwsze litery wierszy z aforyzmu. Wydawało mu się nieprzypadkowe, że Burzyński zaczynał każdy wers wielką literą.

– WTSUA – odczytała Kaja. – To ma coś znaczyć?

– Może to anagram?

– Czego?

Oboje wlepiali wzrok w mrugający ekran, jakby odpowiedź miała sama cudownie się na nim pojawić.

– Zazwyczaj dostaję w dupę od córek w Scrabble, ale na moje oko jedyne, co ma sens po przestawieniu liter, to…

– „Ustaw” – dokończyła za niego Kaja. – Nic innego nie pasuje.

– No.

– Ale co ustawić?

Seweryn wciąż drapał się po głowie.

– Te liczby na dyskietkach? – dodała Burza. – W jakiejś określonej kolejności?

Nie potrafiąc znaleźć żadnych odpowiedzi, wypróbowali kilka innych pomysłów na hasła do archiwum. WTSUA i „ustaw” nie przyniosły żadnego rezultatu, podobnie jak inne kombinacje. Oboje szybko odnieśli wrażenie, że zabrnęli w ślepą uliczkę.

W dodatku ani się obejrzeli, wybiła pora, o której Ada i Dominik kończyli zajęcia.

– Musimy się zbierać – oznajmił Zaorski. – Chyba że wytresowałaś męża na tyle, żeby nie tylko odwoził, ale też odbierał syna.

– Aż tak nie. Przynajmniej na razie.

Uśmiechnęła się i wstawiwszy kubki po kawie do zmywarki, skinęła na Seweryna. Wyszli z domu, ale zanim wsiedli do samochodów, zatrzymała go spojrzeniem, w którym przebłyskiwało coś znaczącego.

– Wiesz, jaką mają ostatnią lekcję? – spytała.

– Niespecjalnie. Jestem raczej beznadziejnym ojcem.

– To widać na pierwszy rzut oka – przyznała. – Ale w tym wypadku ta wiedza mogłaby ci się przydać.

Zaorski w mig zrozumiał, w czym rzecz.

– Matematyka? – rzucił.

– Zgadza się. I kobieta, która jej uczy, ma na karku jakieś dwieście pięćdziesiąt lat.

– Z których dwieście czterdzieści dziewięć poświęciła matematyce?

– Tak – odparła z zadowoleniem Burzyńska. – To mniej więcej ten typ.

– Już mi się podoba. I myślisz, że…

– Warto spróbować – ucięła Kaja. – Jeśli ona nie wyłowi czegoś sensownego z tych liczb, to pewnie nikt nie zdoła tego zrobić.

Seweryn kiwnął głową, a potem poczekał chwilę, aż Burza wróci ze wszystkimi dyskietkami. Być może nauczycielka rzeczywiście mogła okazać się osobą, której potrzebowali.

Listy zza grobu

Подняться наверх