Читать книгу Listy zza grobu - Remigiusz Mróz - Страница 4

ROZDZIAŁ 1
2

Оглавление

Z pewnością istniał sposób, by zmusić pocztę do wydania wszystkich listów, które dla Kai przygotował ojciec. Mimo że przeszło jej to kilka razy przez myśl, tak naprawdę nigdy poważnie tego nie rozważała. Wydawało jej się, że tym samym sprzeniewierzyłaby się ostatniej woli ojca.

Chciał, by dostawała wiadomości co roku. Może dzięki temu przed śmiercią miał świadomość, że w pewien sposób będzie przy niej? Nigdy nie zrozumiała, skąd ta przezorność. Nikt o zdrowych zmysłach nie robi takich rzeczy, a przynajmniej nie w takim wieku. Ojciec nie miał powodu, by spodziewać się, że jego życie niedługo się skończy. Zginął nagle, tragicznie. Nie mógł tego przewidzieć.

Powtarzała sobie to, od kiedy dostała pierwszy list dwadzieścia lat temu, ale nigdy do końca nie przekonała samej siebie.

Początkowo liczyła na to, że w wiadomościach znajdzie coś, co tłumaczyłoby ten dziwny stan rzeczy. W żadnej nie było jednak nic, co rzuciłoby więcej światła na motywacje ojca.

Jak co roku, dziewiątego września wzięła urlop. Niegdyś robiła to po to, by uporać się z emocjami, jakie wiązały się z kolejnym listem. Teraz stanowiło to już tylko nie do końca uzasadnioną tradycję.

Chciała odwieźć dziewięcioletniego syna do szkoły, jak zawsze to robiła, ale Michał uparł się, że to on dziś zabierze Dominika. Wiedziała doskonale, skąd ta gotowość – zbliżały się wybory samorządowe i dobrze było pokazać się wyborcom jako przykładny ojciec.

Burzyńska pozmywała po śniadaniu i kontrolnie zerknęła na zegarek w kuchni. Listonosz zjawiał się u niej zazwyczaj tuż po dziesiątej, nawet kiedy na zewnątrz trwała pogodowa sodoma i gomora. Teraz także nie zawiódł.

Wręczył jej list z niezbyt dobrze pozorowaną obojętnością, jakby nie miał pojęcia, co rokrocznie przychodzi do Kai dziewiątego września.

W miasteczku tak małym jak Żeromice podobna tajemnica nie miała szans się utrzymać. Być może byłoby nieco łatwiej, gdyby nie to, że kilka lat temu NSI zrobiła materiał o ojcowskich listach z zaświatów. Bez tego przy odrobinie szczęścia Kaja byłaby dziś dla większości mieszkańców po prostu starszą aspirant Burzyńską. Po tamtym reportażu nie było już jednak o tym mowy, stała się lokalną celebrytką. Żeromice nigdy wcześniej nie doczekały się takiego zainteresowania medialnego – i całkiem możliwe, że nigdy już się nie doczekają.

Kaja podziękowała listonoszowi i wróciła z kopertą do kuchni. Nie otworzyła jej od razu, bo jeśli kierowała się w życiu jakąkolwiek żelazną zasadą, to sprowadzała się ona do prostego: najpierw kawa, potem wszystko inne.

Wypiła kilka łyków, po czym rozcięła papier. Miejsce, w którym powinny być dane nadawcy, jak zawsze było puste, choć Burza przypuszczała, że ojciec wysłał wszystkie listy z domu.

Domu, z którego wyprowadziła się po jego śmierci. Nie chciała mieć z tym miejscem nic wspólnego, starała się o nim zapomnieć. Pozwoliła, by latami niszczało, przekonana, że nikt nie zdecyduje się kupić gruntu. Mieszkańcy Żeromic mieli ziemi pod dostatkiem, a zrujnowany budynek nie był nikomu do szczęścia potrzebny.

Kiedy Michał oświadczył, że mają kupca, początkowo wzięła to za niezbyt wyszukany żart. Po tym, jak dodał, że chodzi o Seweryna Zaorskiego, uznała, że na pewno robi sobie z niej jaja.

A jednak okazało się, że to prawda. Zaorski wrócił po dwudziestu dwóch latach.

Znikł z Żeromic nagle, tuż po maturze. Z dnia na dzień po prostu się rozpłynął. Zostawił rodzinę i przyjaciół, nie oglądał się na nikogo i zdawał się zapomnieć o przyszłości, którą tu planował. Po jakimś czasie zrobiło się o nim głośno – podobno skończył z dobrymi wynikami jakąś uczelnię medyczną i współpracował z Instytutem Ekspertyz Sądowych imienia Sehna w Krakowie.

W komisariacie raz po raz ktoś przebąkiwał na jego temat, ale jakiś czas temu wszyscy o nim zapomnieli. Nikt nie spodziewał się, że Seweryn kiedykolwiek wróci na stare śmieci. A już szczególnie, że zainteresuje się starym domem rodzinnym Burzyńskich.

Kaja dopiła kawę i w końcu wyjęła list z koperty.

Zawsze przeprowadzała trzy czytania. Pierwsze – pobieżne, by przekonać się, czy w wiadomości nie ma czegoś przełomowego. Drugie – dokładniejsze, ze zrozumieniem, by nic jej nie umknęło. I trzecie – drobiazgowe, by ustalić, czy ojciec nie starał się przemycić czegoś między wierszami.

Nie miałby powodu tego robić. I nie powinna spodziewać się, że w którymkolwiek liście znajdzie coś, co mogłoby zwalić ją z nóg.

Właściwie były to dość banalne, może nawet sztampowe wiadomości. Ojciec zazwyczaj podkreślał, że cieszy go, iż może chociaż w ten sposób być obecny w jej życiu. Zastanawiał się nad tą czy inną kwestią – zazwyczaj związaną z jej hipotetycznym mężem, dziećmi lub pracą zawodową. Tym razem najwięcej uwagi poświęcił rozważaniom dotyczącym tego ostatniego, po czym przeszedł do obowiązkowej złotej myśli. Z jakiegoś powodu uznawał, że każdy list musi zakończyć mniej lub bardziej wyszukanym aforyzmem. Czasem poważnym, czasem lekkim, ale zawsze dotyczącym treści wiadomości.

Zanim Burzyńska zdążyła skupić się na tym, który kończył dzisiejszą wiadomość, rozległ się dzwonek telefonu. Zerknęła na ekran i zobaczyła zdjęcie męża. On też doskonale wiedział, o której zjawia się listonosz – i o której Kaja będzie już po lekturze.

– I jak? – spytał.

– U mnie bez zmian. Oprócz tego, że dziś mój mąż po raz pierwszy odwiózł syna do szkoły.

Michał prychnął do słuchawki.

– Nie pierwszy…

– Ale ostatni? – wpadła mu w słowo. – Zmolestowały cię gospodynie domowe?

– Nie. W sumie nikt mnie nie zauważył.

Burza uśmiechnęła się pod nosem. Powtarzała mu, że zjawienie się rankiem pod szkołą niespecjalnie przysłuży się jego kampanii wyborczej. Matki i ojców odwożących dzieciaki interesowało jedynie to, by ich pociecha jak najszybciej opuściła samochód, a oni mogli popędzić do pracy.

– Może oprócz Zaorskiego – dodał Michał.

– Spotkałeś go?

Potwierdził cichym mruknięciem, a Kaja odnotowała niewielki sukces. Od kiedy Seweryn zaczął interesować się jej starym domem, namawiała męża, by odnowił znajomość z Zaorskim. Po wejściu do lokalnej polityki właściwie nie miał już żadnych zwykłych przyjaciół – wszyscy byli albo interesantami, albo osobami, z którymi wypadało utrzymywać dobre relacje.

Najlepszy przyjaciel z czasów szkolnych z pewnością przydałby się teraz bardziej niż kiedykolwiek.

– I? – spytała Burzyńska.

– Pogadaliśmy chwilę – burknął. – Ale powiedz mi lepiej…

– O czym gadaliście?

– O bzdurach.

– To się rozumie samo przez się, kiedy rozmawia ze sobą dwóch facetów – odparła i podeszła z pustym kubkiem do ekspresu. – Pytam o szczegóły.

Mąż przez moment się zastanawiał, a ona zrobiła sobie nieco słabszą kawę.

– Seweryn znalazł coś w garażu.

– Co?

– Jakieś graty po twoim ojcu, nic ciekawego. Powiedziałem, żeby się tego pozbył.

– Czego konkretnie?

Po kilkunastu latach małżeństwa mogła bez trudu ustalić, że Michał w tym momencie wzrusza ramionami.

– Jakieś stare komputerowe bzdety, dyskietki i tak dalej.

Usiadła z powrotem przy stole i uniosła wzrok, zastanawiając się przez chwilę. Zabrała z domu rodzinnego wszystko, co nadawało się do użytku i co miało jakąkolwiek wartość sentymentalną. Sprawdzała dwukrotnie, wiele lat temu, by już nigdy nie musiała tam wracać i się upewniać.

– To nic ważnego – dodał Michał. – Powiedz mi lepiej, jak list?

– Jak zawsze.

Nie musiała dodawać nic więcej. Mąż wiedział, że jak zwykle będzie to dla niej miły akcent, ale nic ponadto. Już od dawna nie wiązało się to z takimi silnymi przeżyciami, jak na początku. Wszystko powszedniało. Nawet głosy zza grobu.

– Miałam nadzieję, że ojciec weźmie na warsztat ciebie – dodała. – Ale tym razem skupił się przede wszystkim na pracy.

– I? Trafił z tym, że pójdziesz w jego ślady?

– Wręcz przeciwnie. – Z uśmiechem przesunęła ręką po kartce. – Spodziewał się, że będę trzymała się jak najdalej od policji.

Miał ku temu powody. Całe dzieciństwo spędziła na obserwowaniu, jak wiele ojca kosztowała służba. Dochrapał się wprawdzie stanowiska komendanta w Żeromicach, został ulubieńcem mieszkańców i dla wielu prawdziwą ostoją sprawiedliwości, ale wszystko to odbyło się kosztem życia rodzinnego.

– Tak czy owak, byłby dumny ze swojej starszej aspirant.

– Może – odparła bez przekonania Burza.

– Złota myśl na końcu też się pojawiła?

– Jasne.

Michał prowadził rozmowę mimochodem, a ona miała świadomość, że zajęty był już czymś innym. O tej porze siedział pewnie za biurkiem i mierzył się z dzisiejszymi sprawami urzędowymi.

– Co tym razem? – zapytał.

Kaja zerknęła na kartkę i odchrząknęła. Cytaty kończące listy bywały różne, ale zawsze stanowiły podsumowanie tego, o czym pisał ojciec. Czasem rzucały na to nowe światło. W tej wiadomości pisał o pracy zawodowej, a zamykający cytat świadczył o tym, jaki efekt w jego życiu prywatnym przyniosła policyjna kariera.

– Kropla nienawiści wystarczy, by zgasić najgorętsze uczucie – powiedziała.

Michał przez chwilę milczał.

– Podniosłe – ocenił.

– Taa. I prawdziwe, bo ma na myśli siebie i matkę.

– To przecież niekoniecznie…

– Cytat zawsze ma związek z wiadomością – ucięła. – A w tym wypadku to dość wymowny komentarz. I trafny.

Michał musiał przyznać jej rację. Znał zarówno sposób, w jaki ojciec Kai konstruował wiadomości, jak i historię rodziny Burzyńskich. Mimo że na zewnątrz byli wręcz modelowi, za zamkniętymi drzwiami mogliby pretendować do miana najbardziej beznadziejnej i żenującej familii w Żeromicach.

Nigdy nie dochodziło do patologicznych zachowań, ale ojciec i matka w pewnym momencie czuli do siebie wyłącznie odrazę. Jeśli nie milczeli, to przerzucali się winami. Jeśli byli w jednym pokoju, udawali, że nie widzą drugiej osoby. Rozmawiali z Kają na zmianę, jakby każde miało swoją kolejkę.

Cytat nie był odkrywczy, ale z pewnością trafny.

– Odbierzesz dzisiaj Dominika? – spytała, chcąc zająć myśli czymś innym.

– Nie mogę. Muszę zostać w urzędzie trochę dłużej.

– Jesteś pewien? Po południu rodzicom się tak nie spieszy, mają chwilę na rozejrzenie się i wyłowienie z tłumu ich burmistrza w niecodziennej sytuacji.

– Nie wiem, czy…

– Nie żartuj – ucięła. – Mężczyzna bohatersko odbierający dziecko ze szkoły to widok tak niespotykany, że nie ujdzie niczyjej uwagi.

Zaśmiał się, a potem przeprosił i zapewnił, że naprawdę musi zostać. Tak naprawdę jej to nie przeszkadzało, wprost przeciwnie. Nawet jeden dzień bez odwózki do szkoły sprawiał, że czuła się, jakby zaniedbywała swoje obowiązki.

Był to z pewnością rezultat pewnej nadopiekuńczości, ale przejawiała ją tylko dlatego, że właśnie takiego podejścia do dziecka nauczył ją ojciec. Nie przegapił żadnego, nawet mało istotnego zdarzenia w jej życiu. Nigdy jej nie zawiódł, nigdy nie podniósł na nią głosu, nigdy nawet krzywo na nią nie spojrzał. I był gotowy na wszystko, czego sobie życzyła.

A mimo to nie potrafił poukładać sobie życia z jej matką.

Ta ostatnia myśl zdawała się nabierać dodatkowego ciężaru, kiedy Kaja spoglądała na cytat kończący list.

Było w nim jednak coś jeszcze. Nie potrafiła powiedzieć co, ale intuicyjnie to czuła. Kiedyś ślęczałaby nad wiadomością długimi godzinami, starając się dojść, co jest nie tak, i szukając drugiego dna.

Teraz nie miała takiego zamiaru. Dawno podjęła decyzję, że listy z zaświatów nie będą determinować jej życia.

Zajęła się swoimi sprawami, krzątając się po domu. Korzystając z wolnego, zrobiła pranie, pościerała kurze i zaczęła przeglądać zapasy w komórce, starając się znaleźć to, co już dawno powinna wyrzucić.

Od czasu do czasu nerwowo zerkała na zegarek i dopiero za którymś razem uświadomiła sobie, że wyczekuje momentu, by pojechać po Dominika do szkoły. Nie chciała być sama ze swoimi myślami. Nie chciała siedzieć bezczynnie. Robiła wszystko, by uciec od tego, co cały czas miała z tyłu głowy.

Zrozumiała, że nie była to treść listu, ale raczej to, co powiedział Michał.

Zastanawiała się przez moment i w końcu podjęła decyzję. Wyjęła umowy sprzedaży domu i odszukała kontakt do Zaorskiego. Wklepała numer do smartfona i od razu zadzwoniła. Chwila wahania pewnie wystarczyłaby, żeby się rozmyśliła.

– Tak? – rozległ się nieco chropowaty, męski głos.

– Seweryn?

Przez moment Kaja słyszała jedynie ciszę. Nie znał jej numeru, a jej głos słyszał zbyt dawno, by go rozpoznać. Mimo to odniosła wrażenie, jakby próbował.

– Tak stoi w akcie urodzenia – odparł w końcu. – Matka wybierała. Postanowiła zemścić się za trudny poród.

Burzyńska uśmiechnęła się lekko. Najwyraźniej od czasów szkolnych Zaorski niewiele się zmienił. Żartował właściwie ze wszystkiego, nie znał pojęcia tabu. I nie było dla niego żadnej świętości – choć Michał twierdził, że teraz są dwa wyjątki. Jego córki.

– Z tej strony Kaja – odezwała się. – Chciałam…

– Wiem, kto mówi – uciął. – Masz dość charakterystyczny głos.

– Który przez ponad dwadzieścia lat się zmienił.

– Tylko trochę. Poza tym mam dobrą pamięć.

– Albo po prostu dobrze improwizujesz.

Miała wrażenie, jakby rozmawiali nie dwie dekady temu, ale raptem wczoraj lub przedwczoraj, podczas posiadówy w Gałęźniku, Central Parku lub innych miejscówkach w Żeromicach, które nazywali na fali uwielbienia dla tego czy innego amerykańskiego serialu.

– Mogłeś też spisać mój numer z dokumentów sprzedaży domu – dodała.

– Mogłem – przyznał. – Ale skoro nie brałaś udziału w naszych burzliwych negocjacjach, uznałem, że na nic mi się nie przyda, bo nie masz zamiaru odnawiać dawnych znajomości.

Wiedziała, że powinna dodać choćby kilka słów wytłumaczenia, dlaczego to Michał załatwiał wszystkie sprawy. Zaorski był niegdyś jego najlepszym przyjacielem, ale także jej znajomym – wypadało choćby raz się pojawić. Burzyńska miała jednak sporo na głowie i zwyczajnie zabrakło jej czasu na wizytę u notariusza. O odwiedzeniu starego rodzinnego domu nie było mowy.

– Nie, po prostu…

– Byłaś zajęta – dokończył za nią. – Jasna sprawa. Dziecko, służba, mąż polityk… Jest się kim i czym zajmować.

– Otóż to – potwierdziła.

– Więc dzwonisz, żeby odkurzyć starą relację?

– Niezupełnie – odparła szybko. – Michał powiedział mi o gratach, które znalazłeś.

Seweryn na moment zamilkł.

– To właściwie tylko kilkanaście dyskietek – odparł cicho. – Ale może „tylko” to niewłaściwe słowo…

– Co masz na myśli?

– To, że zostawił je twój ojciec. I to, że zalał je betonem w schowku pod podłogą.

– Co takiego?

Zaorski znów przez moment milczał, a Kaja podniosła się z kanapy i podeszła do okna. Chwilę zajęło Sewerynowi przedstawienie szczegółów tego odkrycia. Od razu zrozumiała, że Michał zbagatelizował sprawę – być może z premedytacją, by nie wytrącać jej z równowagi, jaką cieszyła się od pewnego czasu.

To, co mówił Zaorski, całkowicie zmieniało postać rzeczy.

– Sprawdzałeś, co na nich jest? – zapytała, kiedy skończył.

– Nie. Nie mam nawet komputera z napędem FDD – odparł. – Poza tym nie wiem, czy powinienem to robić. Ani ja, ani ktokolwiek inny.

Burza wpatrywała się w drzewa, które w oddali chwiały się na wietrze. Nie odpowiadała, gorączkowo zastanawiając się nad wagą znaleziska.

– Twój ojciec z pewnością nie schował tych dyskietek bez powodu – dodał Seweryn. – Mogą być na nich rzeczy, których nikt nie powinien widzieć.

Kaja pochyliła głowę, a sięgające szyi ciemne włosy opadły jej na twarz. Potrzebowała chwili, by zebrać myśli.

Coroczne listy od ojca to jedno – do nich była przyzwyczajona – takie niespodziewane odkrycie to jednak zupełnie coś innego. W dodatku Zaorski miał rację. Nikt nie zadawałby sobie takiego trudu, żeby ukryć coś, co nie miało znaczenia.

– A jednak tego nie zniszczył… – odezwała się w końcu cicho.

– Co mówisz?

– Gdyby ojciec chciał, żeby nikt ich nie znalazł, pozbyłby się dyskietek – odparła, jednocześnie podejmując decyzję. – Mógłbyś mi je podrzucić?

– Teraz?

Mruknęła potwierdzająco.

– Cóż… – odparł. – Planowałem właśnie…

– Coś ciekawszego od odkrywania tajemnic z przeszłości?

– Nie – przyznał. – Właściwie nie. I mogę być za dziesięć minut.

– Wiesz, gdzie mieszkamy?

– Jasne. Tutaj wszyscy wiedzą, gdzie kto mieszka. Szczególnie jeśli chodzi o dom burmistrza.

Próbował zmienić nieco ton rozmowy, z pewnością słysząc napięcie w głosie Kai. Ona sama czuła, że to stopniowo rośnie. Powoli docierało do niej, że otrzyma kolejną, tym razem być może bardziej wyczerpującą wiadomość od ojca.

– W takim razie się zbieram – dodał Seweryn.

– Czekaj – rzuciła. – Te dyskietki są jakoś podpisane?

– Tak, ale… dość enigmatycznie.

– To znaczy?

– Jakimiś przypadkowymi liczbami. – Na moment urwał. – Dwa, jedenaście, pięćset czternaście… To nie ma żadnego sensu.

Burzyńska się nie odzywała.

– Chyba że tobie to coś mówi? – spytał.

Nie mówiło, ale Kaja była przekonana, że cyfry nie są przypadkowe.

Listy zza grobu

Подняться наверх