Читать книгу Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz - Страница 10

ROZDZIAŁ 1
8

Оглавление

Burza potrzebowała ratunku. Jakiegokolwiek, choćby pozornego, byleby tylko nie myśleć o tym wszystkim, co zaczynało wracać ze zdwojoną mocą i wytrącać ją z równowagi.

Alkohol był beznadziejnym rozwiązaniem. Z czymś mocniejszym styczność miała tylko kilka razy w liceum, kiedy popalała trawkę. Papierosy nigdy jej nie kręciły, a lekami nie zamierzała się faszerować.

Jak jeszcze ludzie radzą sobie w trudnych okresach?

Zanim dotarła do niej absurdalność tego toku myśli, miała już całkiem absorbujące zajęcie. Choć niekoniecznie takie, którego by sobie życzyła.

Ciało dziewczynki z Krasnobrodu dotarło do prosektorium. Korolew zarządził sekcję sądowo-lekarską, oględziny i otwarcie zwłok. Wszystko to, co robił Zaorski w przypadku Heidi, stanowiło jedynie namiastkę tego, do czego teraz zabrał się medyk sądowy.

Kai nie było przy wszystkich czynnościach, ale widziała dziewczynkę tuż po przywiezieniu. Nie ulegało wątpliwości, że obydwa zabójstwa są połączone. Ofiara była ubrana dokładnie tak samo i także ona sprawiała wrażenie, jakby morderca po śmierci dokładnie umył jej ciało i ubrał w nieskazitelną, świeżo wypraną sukienkę.

Kiedy sekcja dobiegła końca, Burza stała przed budynkiem. Chciała zaczerpnąć nieco świeżego powietrza, mając serdecznie dość zapachu formaldehydu i środków czystości.

– Już po wszystkim. – Usłyszała głos Korolewa.

Obróciła się w stronę wyjścia i zobaczyła, jak prokurator głęboko nabiera tchu. Najwyraźniej on też miał dość sekcji na kolejnych kilka lat.

– Jakie ustalenia? – spytała Burza.

– Różne. Dowiedziałem się między innymi, że osadzenie gałek ocznych dziewczynka miała prawidłowe, a otwory uszne wolne od wydzieliny.

Ani trochę nie dziwiło jej to, że medyk sądowy był tak skrupulatny. Sprawiał wrażenie kompetentnego, a wszystko, co robił, przywodziło na myśl raczej działanie maszyny niż człowieka. Jego zachowanie nie miało wiele wspólnego z entuzjazmem ani tym bardziej ze swoistą euforią Seweryna.

– Oprócz tego na nozdrzach zewnętrznych i wokół ust znajduje się zaschnięta brunatna treść.

– Rozumiem – odparła niechętnie Kaja. – A coś odbiegającego od normy?

Korolew przeklął cicho.

– Nic, kompletnie nic – rzucił. – Sytuacja identyczna z poprzednią. Tylko Bóg jeden wie, jak ta ofiara zginęła.

– Może nawet nie on.

– Może – przyznał prokurator. – W każdym razie biegły nie ma jeszcze wstępnej hipotezy. Żadnych obrażeń, toksykologia czysta.

Obawiali się, że tym razem również trafią w ślepą uliczkę. Sen z powiek spędzały Kai nie tylko dwie młode ofiary, ale także to, że zostały zabite w nieokreślony sposób. Dotychczas sądziła, że to niemożliwe. Że zawsze zostają jakieś poszlaki.

Z kim oni mieli do czynienia, do cholery?

– Ciało oczywiście zostało wyczyszczone – dodał po chwili Korolew. – Żadnych odcisków, żadnych śladów poza tymi mechanoskopijnymi.

Sytuacja robiła się coraz bardziej beznadziejna, w dodatku nadal nie udało się odkryć tożsamości jednej ani drugiej ofiary. Burzy wydawało się absolutnie niemożliwe, by rodzice nie zgłosili ich zaginięcia, ale policjanci sprawdzili wszystkie doniesienia.

– Mamy tylko jeden trop, panie prokuratorze – rzuciła.

Anton spojrzał na nią niechętnie.

– Trop? – spytał. – Czy może raczej jednego kandydata na podejrzanego?

– Nie szłabym tak daleko.

– Bo coś między państwem jest.

– Zapewniam, że…

– Może pani zapewniać do woli – uciął Korolew. – Ale nie trzeba śledczego, żeby to zobaczyć. Zresztą sam Zaorski dość wymownie o tym wspomniał.

– Mówił o swoich uczuciach, nie moich.

– Oczywiście.

Kaja nie miała zamiaru ciągnąć tego wątku, i tak czuła się coraz mniej komfortowo. Obróciła się do oskarżyciela i przyjęła najbardziej rzeczowy ton, na jaki było ją stać.

– Nagranie po niemiecku to jedyna poszlaka – powiedziała. – I skoro ktoś przysłał je właśnie Sewerynowi, to musiał wyjść z założenia, że będzie potrafił je rozszyfrować.

Korolew skwitował to wymownym milczeniem.

– Nie mamy innego tropu – podkreśliła.

– Na razie.

Pokiwała głową, choć szczerze wątpiła, że dalsze analizy kryminalistyczne przyniosą jakikolwiek rezultat. W miejscach, gdzie znaleziono zwłoki, również nie było żadnych śladów. O świadkach nie było nawet co marzyć.

– Zajmijmy się tym, co mamy – powiedziała. – Seweryn może mieć odpowiedzi, mimo że sam nie jest tego świadomy.

– Mhm…

– I wiem, że z pańskiego punktu widzenia jestem ostatnią osobą, która powinna z nim rozmawiać – przyznała, a potem zrobiła pauzę. – Ale jestem też najwłaściwszą.

– Tak się pani wydaje? – spytał bez przekonania.

Zbliżyła się o krok i popatrzyła mu prosto w oczy.

– Tylko ja będę w stanie coś z niego wyciągnąć.

Czy naprawdę musiała go przekonywać? Miał ją za solidną funkcjonariuszkę i z pewnością zapoznał się z przebiegiem jej służby na tyle, by wiedzieć, że nie jest w tej ocenie odosobniony. Na dobrą sprawę nie miał powodów sądzić, że kiedykolwiek złamała jakiś przepis.

Ani że z Zaorskim łączy ją mroczna tajemnica. Bez tej wiedzy w końcu jednak zgodził się, by to ona spróbowała coś z niego wyciągnąć.

Burzyńska pojechała radiowozem do swojego starego domu i już z oddali dostrzegła, że brama garażowa jest otwarta. Seweryn kręcił się wokół domu, polewając czymś ziemię. Dostrzegł Burzę od razu, ale przerwał to, co robił, dopiero kiedy do niego podeszła.

– Krety – oznajmił, wskazując kopczyk. – Nie stosują się do moich nakazów eksmisji i niszczą mi korzenie drzew i krzewów.

Kaja się rozejrzała. Ogród bynajmniej nie nadawał się na okładkę żadnego miesięcznika, ale i tak był w lepszym stanie, niż pamiętała.

– Mnie tam cała ta zieleń niepotrzebna – dodał. – Ale diablice lubią.

Burza spojrzała na pojemnik, który trzymał, i pociągnęła nosem.

– Lejesz benzynę?

– Nie.

– Przecież czuję.

Zaorski wzruszył ramionami.

– Próbowałem wszystkiego – odparł. – Wiatraczków, puszek po piwie, jakichś elektrycznych bzdur, środków… Jak tak dalej pójdzie, podłączę rurę wydechową accorda do tej nory i włączę silnik.

Kaja spojrzała na niego z niedowierzaniem, a on szybko uniósł otwarte dłonie.

– Spokojnie, spokojnie, jestem proekologiczny – zadeklarował. – Bronię praw zwierząt zacieklej niż praw ludzi.

– Widzę – odbąknęła.

Seweryn wskazał starą szmatę leżącą na kopczyku obok.

– Nasączam tylko kawałek materiału – wyjaśnił. – Te małe, porośnięte futerkiem, słodkie skurwysyny nie lubią zapachu benzyny, nafty i tak dalej.

Burzyńska nie miała zamiaru wnikać.

– Ale nie przyjechałaś, żeby gadać o kretach.

– Ano nie.

– Ja właściwie też robię to tylko po to, żeby mieć zajęcie – odparł i odłożył pojemnik z benzyną. Wskazał wejście do domu, choć zrobił to niepewnie, jakby nie wiedział, czy Kaja nadal ma opory przed wchodzeniem do budynku.

Miała.

– Pogadajmy tutaj – postanowiła. – I zacznijmy od tego, dlaczego pojechałeś zobaczyć się z moim ojcem. Dwukrotnie.

– Zacznijmy od czegoś innego.

Pokręciła głową z rezygnacją, spodziewając się, że to przyczynek do omówienia tego, co zaszło w pokoju przesłuchań.

– Dostałem kolejną wiadomość.

– Co? – wypaliła.

– Dlatego próbuję znaleźć sobie coś, żeby nie…

– Masz kolejne nagranie? – syknęła. – I nikomu o tym nie powiedziałeś? Nie dałeś znać nawet mnie?

– Ano nie – odparł, imitując jej ton głosu. – Po ostatnim jakoś mi się nie spieszyło i uznałem, że może sam dojdę, w czym rzecz.

Burzyńska zrobiła głęboki wdech, starając się powściągnąć emocje. Wskazała przed siebie, a potem ruszyła do garażu. Rozłożywszy drugie krzesełko wędkarskie, postawiła je obok skrzynki służącej Zaorskiemu za stolik.

– Siadaj i mów – odezwała się.

Bez wahania zrobił, o co prosiła – jakby sam fakt, że ją zobaczył, gwarantował uległość.

– Po tym, jak wczoraj przywiozłem dziewczynki ze szkoły, Lidka dostała AirDropem kolejny plik.

– Lidka?

Skinął głową z irytacją.

– Dopiero co zaparkowałem pod domem, a przyszło do niej nagranie.

– I?

– Od razu wyskoczyłem z auta i zacząłem szukać skurwiela – syknął Seweryn. – I wierz mi, że polowanie na krety to w porównaniu z tym nic.

– Wierzę – przyznała, a potem rozejrzała się po metalowych szafkach. Whisky nie dostrzegła, ale jakaś butelka z pewnością była na wyciągnięcie ręki. – I przypuszczam, że nie znalazłeś tego człowieka.

– Gdyby tak się stało, te kopce na zewnątrz świadczyłyby o czymś zupełnie innym.

W to także nie wątpiła.

– Musiał być nie dalej jak dziesięć metrów ode mnie, ale nie udało mi się go namierzyć – kontynuował Zaorski. – Najpewniej był po drugiej stronie domu i jak tylko Lidka przyjęła plik, uciekł.

– Przyjęła go?

– Mhm – potwierdził cicho. – Gdy tylko wyskoczyłem z samochodu.

– I co w nim było?

Seweryn westchnął, a potem zaczął sprawdzać kieszenie w poszukiwaniu telefonu. W końcu uniósł lekko daszek czapki, podrapał się po czole i rozejrzał. Znalazł komórkę na jednej z szafek.

Odtworzył nagranie, które kolejny raz zaczynało się od dźwięków przywodzących na myśl kołysankę. Niewinna melodia nabrała złowieszczego charakteru, kiedy Burza przypomniała sobie wygląd obydwu ciał.

Potem ponownie rozległ się dziewczęcy głos. I znów słowa po niemiecku.

– Eins, eins, sechs. Dörfer.

Burzyńska czekała na więcej, było to jednak wszystko, co powiedziała dziewczynka. Zaraz potem Seweryn odłożył komórkę na prowizoryczny stolik i zza niego wyjął butelkę whisky. Spojrzał pytająco na Kaję.

– Jestem na służbie.

– To dobrze. Służba jest jedną z dwóch rzeczy, które nadają sens życiu.

Burza przyjrzała mu się, jakby starała się stwierdzić, czy ma do czynienia z tym samym człowiekiem, którego dotychczas znała.

– Drugą jest miłość – dodał Zaorski. – A przynajmniej tak twierdził Jan Paweł II. W sumie to całkiem zasadne, o ile uczuciem, o którym mowa, darzy się whisky.

Odkręcił butelkę starej glenburgie, a potem nalał do szklanki, którą podniósł z podłogi. Kaja poprawiła włosy, ale te jak zwykle nie chciały trzymać się za uszami.

– Co to ma znaczyć? – spytała.

– Że czasem czytam sobie JPII. Wielka mi rzecz.

– Mam na myśli…

– Chodziło mi z grubsza o to, że dobrze jest kochać i służyć. Szczególnie jak jest komu i czemu.

– Seweryn…

– Co? – spytał i pociągnął łyk. – Wolisz gadać o mówiącej po niemiecku dziewczynce, która ewidentnie zrobiła sobie przerwę w graniu w horrorach i przygotowała dla mnie wiadomość?

– Tak.

Skinął niechętnie głową i odstawił szklankę. Przypuszczała, że rozważał treść komunikatu przez całą noc i miał już serdecznie dosyć wszystkiego, co się z nim wiązało. Nie miało to jednak dla niej wielkiego znaczenia.

– Od kogo Lidka dostała to nagranie?

– Mówiłem ci, że…

– Chodzi mi o nazwę urządzenia. Znów Fenol?

Potwierdził zdawkowym skinieniem głowy.

– A nazwa pliku?

– Identyczna jak ostatnio. „Prawda.mp3”.

Kaja zaklęła cicho. Liczyła na to, że choć na tym froncie coś ruszy. Przez chwilę zastanawiała się, czy w ogóle jest sens pytać Zaorskiego o jego przypuszczenia co do treści nagrania. Gdyby do czegokolwiek doszedł, z pewnością od tego by zaczął. I nie wyglądałby na tak zmordowanego.

– Dlaczego się do mnie nie odezwałeś? – spytała. – Pomogłabym ci się nad tym głowić.

– Byłaś dość wkurwiona.

– O, zauważyłeś?

Uciekł wzrokiem i nagle zaczął sprawiać wrażenie, jakby jego krzesełko wędkarskie go parzyło.

– Nie chciałem pogarszać – dodał cicho. – Poza tym to jest zwyczajnie nie do rozgryzienia.

Znów zaczął szperać w kieszeniach, a potem wyjął pogniecioną kartkę. Rozprostował ją na stoliku i przegładził. Kaja przesunęła wzrokiem po jego skąpych zapiskach.

„11.42. 3.43.

1, 1, 6, Dörfer.

Fenol. Prawda”.

– Beznadziejna sprawa – powiedział. – To nic nie znaczy.

– A co to jest Dörfer?

– Dwusylabowe słowo po niemiecku.

– Seweryn…

– Wsie, wioski – wyjaśnił szybko. – Wychodzi więc na to, że albo chodzi o sześć wiosek, sechs Dörfer, albo o szesnaście, sto szesnaście, osiem…

– Osiem?

– Dodałem liczby – odparł i wzruszył bezradnie ramionami. – Próbowałem już naprawdę wszystkiego, żeby to miało jakikolwiek sens.

– Musi mieć. Inaczej Fenol by ci tego nie przysyłał.

Seweryn znów się napił, a potem otarł usta.

– Tak go teraz będziemy tytułować? – spytał.

– Lepsze to niż skurwiel – odparła. – Poza tym sam się wyrywałeś do nazywania.

Na moment zamilkł, a ona dostrzegła, jak powoli poważnieje.

– Heidi to inna sprawa – oznajmił. – Pomaga pamiętać, że chodzi o człowieka, a nie tylko ciało.

Kaja przez chwilę szukała odpowiedniego komentarza, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Miał rację. W pierwszej chwili każdy śledczy był wstrząśnięty widokiem martwego dziecka, ale po czasie zaczynał traktować dochodzenie w kategoriach zwykłej pracy. I w końcu zapominał, że dotyczyło kogoś, kto kiedyś żył.

W tym wypadku nawet dwóch osób.

Burzyńska cicho odchrząknęła.

– Nie chodzi tylko o Heidi – powiedziała.

– Hm?

– Jest druga ofiara.

– Że co? – wyrzucił z siebie Zaorski. – I dopiero teraz mi mówisz?

– Tak, bo…

– I jeszcze masz pretensje, że ja zachowuję coś dla siebie?

Spiorunowała go wzrokiem.

– Ty jesteś w tej chwili bezrobotnym tępicielem kretów. Ja policjantką uczestniczącą w dochodzeniu.

Przez moment milczał, zbierając myśli. Widziała, że nie zamierza kontynuować tej przepychanki.

– Chryste… – rzucił w końcu. – Myślałem, że to drugie nagranie to tylko kontynuacja pierwszego, a nie… nie oddzielna sprawa. Nie kolejna ofiara.

Urwał i rozejrzał się nerwowo, jakby zabójca czaił się gdzieś w okolicy. Doskonale go rozumiała, na jego miejscu też najpierw pomyślałaby o córkach.

– Mamy seryjnego zabójcę dzieci – jęknął.

– Na to wygląda. W dodatku z jakiegoś powodu właśnie tobie przysyła nagrania po odebraniu życia ofiarom.

Zaorski natychmiast sobie dolał i opróżnił szklankę jednym pociągnięciem. Jego umysł musiał wchodzić na wysokie obroty, analizując wszystkie zdarzenia ostatnich tygodni i oceniając na nowo wszystkie osoby, które pojawiły się w jego pobliżu.

– Gdzie znaleziono tę dziewczynę?

– W Krasnobrodzie.

– Niedaleko, obszar działania nieduży… – mruknął raczej do siebie niż do niej. Potem wbił w nią wzrok. – Ile ma lat?

– Mniej więcej tyle co Heidi.

– Też tak zadbana?

Kaja pokiwała głową.

– Coś ją odróżnia?

– Co masz na myśli?

Zaorski podniósł szklankę i wstał. Zaczął przechadzać się po garażu i co chwilę zatrzymywał się, by pociągnąć niewielki łyk. Zwalniał nieco przyjmowanie whisky, co należało zapisać mu na plus.

– Ma jakieś znaki szczególne? – spytał. – Miała przy sobie jakieś przedmioty, cokolwiek?

– Właściwie to nie.

Zatrzymał się tyłem do niej i pokręcił głową, jakby nic mu nie grało.

– Była ubrana w białą sukienkę, tak jak pierwsza – dodała Kaja.

– Nie wiedziałem o tym.

– Bo widziałeś ją dopiero na stole sekcyjnym.

Obrócił się, mrużąc oczy. Był wyraźnie niezadowolony, że wezwali go tylko na moment, nie dając mu pełnych informacji. Ale czego się spodziewał? Nie był medykiem sądowym, nie pełnił funkcji biegłego. To, co działo się przy zabójstwie Janiny Wachowiak, było skutkiem wyższej konieczności, która teraz nie zachodziła.

– Ta druga miała na szyi krzyżyk – dodała Burzyńska.

– Jaki krzyżyk?

– Chyba komunijny. Choć przypomina trochę prawosławny, bo ma zaokrąglone końcówki.

Wszystko to sprawiało jedynie, że ofiara wyglądała jeszcze niewinniej. W niczym niestety nie pomagało, choć Kaja i reszta byli przekonani, że sprawca nie zostawił krzyżyka bez powodu.

– To nie ma żadnego sensu – powiedział cicho Seweryn. – Ofiary nie zostały wykorzystane seksualnie, oszpecone ani zhańbione w żaden sposób. Nie okaleczył ich, nie znęcał się nad nimi…

– To źle? – jęknęła Burza.

Pokręcił głową z irytacją.

– Zupełnie jakby nie czerpał z tego przyjemności. Jakby był zmuszony je zabić.

– Może na tym właśnie polega jego sposób działania. Może kręci go to, że zabija je w tak czysty sposób.

Seweryn zdawał się nieprzekonany, ale właściwie żadne z nich nie miało wielkiego doświadczenia w profilowaniu sprawców. Zaorski może nieco większe, bo podczas pracy w instytucie Sehna stykał się pewnie z wieloma sprawami kryminalnymi.

– Na tym się nie skończy – odezwał się cicho.

– Wiem.

– Mamy dwie martwe dziewczynki i wskazówki po niemiecku, które absolutnie nic nam nie mówią – dodał, wciąż zamyślony. – Nie możemy czekać na trzecią czy czwartą, żeby złożyć wszystko do kupy, bo będzie to oznaczało też kolejne ofiary.

– Zdaję sobie z tego sprawę, Seweryn.

W końcu odłożył szklankę na jedną z półek i wbił wzrok w oczy Kai.

– Muszę ją zobaczyć – oznajmił. – Tę nową ofiarę.

– To nie wchodzi w grę.

– Muszę.

Uniosła brwi i podniosła się z chybotliwego krzesła.

– Teraz ty brzmisz jak szaleniec i…

– Nieważne, jak brzmię – przerwał jej. – Muszę zobaczyć drugie ciało. Pierwsze zresztą też.

– Po co?

– Żeby dojść do tego, jak je zabił – odparł z przekonaniem Zaorski.

– Biegłemu się to nie udało, ale tobie się uda?

– Tak.

– Skąd ta pewność?

– Z bardzo prostego faktu – uciął znów bez wahania. – Kiedy ciało ludzkie umiera, życie w nim rozkwita.

Niespecjalnie wiedziała, jak na to odpowiedzieć, ale tak czy inaczej nie miała sposobności. Zaorski zabrał pilota do bramy, a potem ruszył w kierunku radiowozu. Najwyraźniej wypita whisky nieco podbudowała jego pewność siebie.

Kaja wyszła na zewnątrz, a on zamknął bramę garażową.

– Nie musisz odebrać diablic ze szkoły?

– Poczekają w salce katechetycznej – odparł.

– U księdza Wieśka?

– Aha – potwierdził, otwierając drzwi policyjnego wozu. – Ma dla nich jakieś zajęcia. Liczenie datków czy coś. Nudzić się na pewno nie będą.

Głosy z zaświatów

Подняться наверх