Читать книгу Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz - Страница 6

ROZDZIAŁ 1
4

Оглавление

Ledwo drzwi gabinetu się zamknęły, Burza podeszła do biurka przełożonego, jakby miała zamiar je przewrócić. Zamiast tego położyła dłonie na blacie i nachyliła się lekko.

– Opanuj się – burknął Konarzewski.

– Jak tylko powie mi pan…

– Zaraz. Najpierw przypomnij mi, kto tu jest starszą aspirant, a kto inspektorem?

Zmitygowała się i szybko przyjęła postawę zasadniczą. Nie miała złych relacji z przełożonym, ale z pewnością nie mogła też liczyć na to, że będzie przymykał oko na obcesowe zachowanie ze strony podkomendnej. Sama zresztą była nim zaskoczona. Nie mogła jednak przejść obojętnie obok tego, jak potraktowano Seweryna.

– Niemal siłą go pan tu zatrzymał, mimo że formalnie nie było podstaw – zauważyła. – Ani trybu.

– Formalne podstawy są.

– Jakie?

Konarzewski wrócił za biurko i wspierając się o nie, opadł na krzesło.

– Dotarliśmy do pewnych dowodów świadczących o tym, że Zaorski może być zamieszany w śmierć dziewczynki.

– Co proszę?

Komendant w końcu uznał, że nie ma sensu dłużej się podduszać. Uniósł brodę, rozsupłał krawat, a potem z ulgą przewiesił go przez oparcie krzesła.

– Tak cię to dziwi? – spytał. – Mam ci przypomnieć, jaką rolę odgrywał przy poprzedniej sprawie, która wstrząsnęła tym miastem?

– Nie musi pan.

– Właśnie. Więc może pamiętaj o tym.

Pamiętała wszystko aż za dobrze. Szczególnie spotkanie w Gałęźniku, kiedy zbliżyli się znacznie bardziej, niż powinni. I wszystkie inne chwile razem. Chwile, o których przynajmniej teraz powinna zapomnieć. Należało przełączyć się na tryb czysto służbowy.

– Jakie to dowody? – spytała.

Konarzewski sięgnął do monitora ustawionego w rogu biurka, a potem obrócił go tak, by Burza mogła nań spojrzeć.

– Medyk sądowy zrobił sekcję – oznajmił inspektor. – Przyczyny zgonu dalej nie udało się ustalić, ale oczyszczono bebechy z treści jelitowej i zgadnij, co znaleziono.

Kaja powiodła wzrokiem po dokumencie, który przełożony wyświetlił.

– Sporo nieprzetrawionej treści – powiedziała cicho. – Większość nie opuściła jeszcze jelita cienkiego… a przynajmniej tak jest tutaj napisane. – Oderwała wzrok od ekranu. – Niestety niewiele mi to mówi.

– Mnie też. Ale biegły twierdzi, że dzięki temu może oszacować czas zgonu na cztery do sześciu godzin przed tym, jak znaleźliśmy ciało.

– To już coś.

– Taaa… – przyznał Konarzewski. – Oprócz tego przeanalizowali wszystko, co dziewczynka zjadła. I wychodzi na to, że takie rzeczy serwują tylko w jednym miejscu w okolicy.

– Gdzie?

– W Kurewskiej Przystani.

Był to niewielki przydrożny motel, położony nieopodal trasy prowadzącej do Tomaszowa Lubelskiego. Mieściła się tam restauracja, ale większość podróżnych zatrzymywała się tam głównie ze względu na młode Ukrainki i Białorusinki, gotowe właściwie na wszystko i z każdym.

Nazwa przyjęła się jeszcze przed pierwszym sezonem Gry o tron, głównie dlatego, że wyszynk nazywał się po prostu Przystań.

– Sprawdziliśmy od razu monitoring – dodał szef i przysunął się, by lepiej widzieć ekran. – Ale okazało się, że nie ma czego oglądać.

– To zrozumiałe.

– Skurwiele w ogóle go nie włączają, a kamery są tam tylko dla picu.

Kaja nie spodziewała się niczego innego i przełożony z pewnością także nie powinien. Mieszkańcy Żeromic omijali Kurewską Przystań szerokim łukiem, zatrzymywali się tam jedynie niczego nieświadomi, głodni przejezdni lub mężczyźni szukający uciech cielesnych w niezbyt wygórowanych cenach.

– Z samego rana kilku naszych pojechało na miejsce i przesłuchało personel – podjął Konarzewski. – Pokazali im zdjęcie dziewczynki.

– I?

– Kelnerka i barman od razu ją rozpoznali. Zwracają uwagę na dzieciaki, żeby nie było przypału. Tak to określili.

– Aha – mruknęła Burza. – Ale nadal nie rozumiem, co wspólnego ma z tym Zaorski?

– To, że jego samochód zauważono na parkingu w tym samym czasie.

Kaja momentalnie poczuła, że robi jej się gorąco.

– Tak po prostu?

– Co?

– Nie dość, że go zauważyli, to jeszcze to zapamiętali? I zanotowali godzinę?

– To auto źle się ludziom kojarzy – odbąknął szef. – Podobnie jak jego kierowca.

Właściwie trudno było się dziwić dwójce z obsługi. Podobnie jak dla innych, tak i dla nich Seweryn wciąż był osobą znajdującą się na liście przestępców seksualnych. Ilekroć pojawiał się w miejscu, gdzie znajdowały się dzieci, musiał wzbudzać pewną obawę. Skojarzenie jednego wydarzenia z drugim nie byłoby tak dziwne i nikt nie musiałby notować konkretnej godziny, by o czymś takim pamiętać.

– Widzę po minie, że nie wspomniał ci o tym.

– Nie – przyznała Burzyńska.

– Może wyleciało mu z głowy.

Kaja nie miała zamiaru wdawać się w ironiczne przepychanki. Liczyło się tylko to, by jak najszybciej skierować śledztwo na inny tor. Ten, na którym znalazło się w tej chwili, był całkowicie mylny.

– Ktoś widział tam Zaorskiego czy tylko jego samochód? – spytała.

– A co, ma samoprowadzące się auto?

– Pytam poważnie.

– Skoro był jego accord, to był on też.

– Ale ktoś go widział?

– Nie.

Pokiwała głową i znów pozwoliła sobie na to, by nachylić się nad biurkiem przełożonego. Pokrótce opowiedziała mu o tym, co miało miejsce w nocy, starając się, by nie zabrzmiało to jak zwykła próba wybronienia Seweryna.

– Dlatego go tu przyprowadziłam – powiedziała. – Chciał przekazać nagranie, które otrzymał przez AirDro…

– Rzekomo otrzymał.

– To z pewnością informatyk ustali bez trudu. Jeśli plik został przysłany z innego urządzenia, musiał zostać jakiś ślad.

Konarzewski potarł się po szerokim karku i westchnął. Trudno było ocenić, czy dał wiarę słowom podkomendnej, czy wręcz przeciwnie.

– Załóżmy, że ktoś mu to przysłał – odezwał się. – W jakim celu, to dla mnie niepojęte.

– Dla niego też, ale…

– Załóżmy jednak, że tak było – powtórzył stanowczo. – To nie dowodzi, że ktoś zabrał jego samochód. Nie widziałaś w nocy kierowcy, prawda?

– Nie. Byłam oślepiona światłami.

– Więc mogła to być próba ogrania cię – zawyrokował komendant. – Może przyjechał tylko po to, by wyglądało na to, że ktoś zwinął mu auto. Tak teraz, jak i dzień wcześniej, kiedy widziano je pod Kurewską Przystanią.

Zanim Burza zdążyła skontrować tę hipotezę, przełożony podniósł się, a potem powoli ruszył w kierunku drzwi.

– Omamił cię po raz kolejny – rzucił, wychodząc do przestrzeni wspólnej. – A oprócz tego próbuje wykorzystać.

Ruszyła za nim i szybko zorientowała się, dlaczego wyszli. W komisariacie zjawił się krótko ostrzyżony blondyn z zarostem wokół ust, którego Burza dobrze pamiętała. Anton Korolew.

– Zamość już przysłał prokuratora?

– Od razu go wezwałem – mruknął komendant. – Nie możemy pozwolić sobie na jakiekolwiek uchybienia. Raz już to przerabialiśmy.

Anton lekko się uśmiechnął, a potem powitał ich z lekkim wschodnim zaśpiewem. Sprawiał wrażenie niegroźnego, ale nie ulegało wątpliwości, że Seweryna za moment czeka niełatwa przeprawa w pokoju przesłuchań.

– Zanim pan zacznie, moja podkomendna ma dla pana kilka informacji.

Korolew spojrzał na Burzę bez cienia niechęci, mimo że po ich ostatnim spotkaniu zasadniczo mogło być różnie. Nie znajdował się w gronie śledczych, którzy wiedzieli o przekręcie z lekami i zastawili sidła na Zaorskiego – i to nie on wystosował propozycję, która sprawiła, że Seweryn ostatecznie uniknął konsekwencji.

Kaja podsumowała wszystko to, co wcześniej przedstawiła szefowi, a prokurator zdawał się odnotowywać każde jej słowo w głowie. Nie sprawiał wrażenia uprzedzonego wobec Zaorskiego, choć z pewnością przyjechał tutaj gotów stawiać mu zarzuty.

– Porozmawia z nim pani? – spytał.

– Ja? Mam go przesłuchać?

– W żadnym wypadku. Chodzi mi tylko o to, by zgodził się na rozmowę z nami. Dobrowolnie.

Oczywiście. Woleli być ostrożni i tym razem formalnie nie uznawać go za podejrzanego. Kaja przypuszczała, że to dobry ruch, bo ostatecznie w ten sposób łatwiej będzie przekonać Zaorskiego do współpracy.

Wymagało to nieco wysiłku z jej strony, ale w końcu przystał na propozycję. Jedynym warunkiem, jaki postawił, była obecność Burzy.

Chwilę później razem z prokuratorem zajęli miejsce w ponurym pomieszczeniu bez okien, które kojarzyło się z peerelowskim aresztem wydobywczym. Mimo to Seweryn wyglądał, jakby miał zamiar dobrowolnie współdziałać z organami ścigania.

– Ile razy będziemy się tak jeszcze spotykać, zanim w końcu mnie zamkniecie? – odezwał się.

Nie, jednak nie powinna była się spodziewać, że po dobroci wejdzie w kooperację.

– To jest tortura – dodał. – Wiedzieć, że ktoś jest w takim błędzie, ale nie móc wytłumaczyć mu dlaczego.

– Panie doktorze… – zaczął Korolew.

– Macie tu o mnie niepochlebną opinię, rozumiem. I pewnie przez ostatnie pół godziny nadawaliście na mój temat jak najęci.

– Zapewniam, że…

– Wie pan, co radzi moja młodsza córka, kiedy ktoś obgaduje cię za plecami?

– Nie.

– Pierdnąć – odparł Seweryn i wzruszył ramionami. – Pan wybaczy bezpośredniość, ale jej mądrości należy cytować wiernie. Zresztą ma sporo racji, nie uważa pan?

Anton spojrzał na Burzyńską, która wciąż nie zajęła miejsca przy stole. Nie chciała siadać obok prokuratora, wychodząc z założenia, że byłby to prztyczek wymierzony Zaorskiemu.

– To jak, mam zabierać się do dzieła? – spytał Seweryn. – Czy powie mi pan, dlaczego padł na mnie cień podejrzeń?

– Chcemy po prostu zadać panu kilka pytań.

– My? – odparował Zaorski i spojrzał na Kaję. – Wygląda mi na to, że starsza aspirant nie chce.

Cierpliwość oskarżyciela się kończyła, a Seweryn zdawał się w końcu to odnotować.

– W porządku – rzucił. – Niech pan wali. W końcu ten, kto pyta, jest idiotą tylko przez kilka minut. A ten, kto nie pyta, przez cały żywot.

Korolew przygładził wąs.

– A na to nie chcielibyśmy pana przecież skazywać.

Prokurator zignorował uwagę, a Burza musiała mu oddać sprawiedliwość – pod względem powściągania emocji był wyjątkowo dobrze przygotowany do tej rozmowy. Pod innym kątem być może również. Znajdował się z pewnością na lepszej pozycji, bo wiedział o wszystkim, co ustaliła dziś rano policja. Zaorski nie miał o tym pojęcia.

– Gdzie pan był, kiedy doszło do zabójstwa dziewczynki?

– Heidi.

– Co proszę?

– Stosujemy to określenie zamiast NN – szybko włączyła się Kaja.

Oskarżyciel nie odpowiedział, nadal poprawiając zarost, jakby coś innego absorbowało jego myśli.

– I nie wiem, gdzie byłem – oświadczył Seweryn.

– Nie pamięta pan?

– Przypuszczam, że pamiętam. Rzecz w tym, że nie wiem, kiedy Heidi zginęła.

– Od czterech do sześciu godzin przed tym, jak odnaleziono ciało.

– Skąd wiecie?

Z pewnością zdawał sobie sprawę, że nie usłyszy odpowiedzi na to pytanie. Przypatrując mu się, Burza odniosła jednak wrażenie, że sam do tego dojdzie. Widział ciało i był świadomy, że żadne oznaki zewnętrzne nie pozwalały zawęzić ewentualnego czasu zgonu. Musiał założyć, że zrobiono to po otwarciu zwłok.

– Odpowie pan na pytanie? – rzucił Korolew.

Zaorski przez moment się namyślał.

– Byłem w domu. Korzystałem, że nie ma diablic.

– Kogo?

– Moich cudownych bombelków.

Prokurator znów skierował wzrok na Kaję, ale tym razem w jego oczach dostrzegła wyraźne błaganie.

– Musi pan zrozumieć, że młodsza mówi do mnie „tateł”, a starsza to podłapała. W ramach rewanżu mówię na nie „bombelki”. Strasznie je to wnerwia, a mnie przynosi wiele satysfakcji.

– Rozumiem – odparł pod nosem Anton. – A zatem był pan w domu sam?

– Tak. Był to jeden z tych wieczorów, kiedy najgorszym miejscem, w którym można być, jest własna głowa.

Korolew ani przez moment nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał wnikać, co konkretnie Seweryn miał na myśli. Kaja też raczej nie chciała wiedzieć.

– Ktoś może to potwierdzić?

– Poza gronem moich wyimaginowanych przyjaciół, nikt.

– I nie wychodził pan?

– Nie.

Anton świdrował go wzrokiem, jakby czekał, aż Zaorski ucieknie spojrzeniem w bok. Jego oczy jednak nie drgnęły. Siedział w niemal całkowitym bezruchu, jakby przychodziło mu to z łatwością.

Cisza przeciągała się tak długo, że Burza miała ochotę ją przerwać.

– Wydaje mi się, że pan kłamie – odezwał się w końcu prokurator.

– Dobrze się panu wydaje.

– Słucham?

– Dość często to robię – przyznał Zaorski. – Ale to zawsze usprawiedliwione okolicznościami. Kiedy Lidka, ta młodsza, była mała, wmówiłem jej, że za każdym razem, kiedy skłamie, jej uszy zrobią się czerwone. Do dzisiaj czasem je zasłania, jak mi coś opowiada, i wtedy wiem, że mała jędza przynajmniej konfabuluje.

Uśmiechnął się triumfalnie i rozsiadł na zupełnie niewygodnym krześle.

– Czasem mówię im też, że tata idzie spać, a jak tylko się obudzi, to będziemy wszyscy sprzątać – ciągnął. – Potem zamykam się w pokoju i czytam. Mam błogi, absolutny spokój.

Burzyńska zastanawiała się, ile trzeba, by Korolew zaczął w końcu tracić cierpliwość. Na razie wyglądało na to, że zachowuje równie zimną krew jak Seweryn. W istocie jednak musiało się w nim gotować.

– Dobra taktyka – odezwała się Kaja.

– Dzięki. Bywa też tak, że bawimy się w chowanie jakichś smakołyków. Na przykład wracam ze sklepu i mówię, że mam trzy waniliowe belriso, które zaraz pochowam w domu. Zamykają oczy, ja działam, a potem szukają.

Zaorski zrobił pauzę, patrząc z zadowoleniem na rozmówców.

– I? – spytała niechętnie Burza.

– I dwa znajdują bez problemu, ale trzeciego nie. Bo nigdy go nie kupuję.

Uśmiech, na jaki sobie pozwolił, objął niemal całą twarz.

– Mam przynajmniej godzinę spokoju – dodał. – A potem mówię, że skoro nie znalazły, tata zje, jak nie będą widziały.

Rozmowa na moment została przerwana, kiedy rozległ się sygnał wiadomości z telefonu Korolewa. Prokurator przeprosił, wyjął komórkę i przez chwilę coś przeglądał. Podniósł się, odszedł kawałek i zatrzymawszy się tyłem do Zaorskiego, długo milczał. Skupiał się jedynie na urządzeniu.

W końcu wrócił do stolika i położył ręce na blacie. Jakiś czas przyglądał się siedzącemu naprzeciwko Sewerynowi.

– Przepraszam – powiedział. – Sprawy niecierpiące zwłoki.

– Jasne.

Korolew cicho odchrząknął.

– A zatem ustaliliśmy, że kłamać pan potrafi – rzucił.

– Właściwie ustaliliśmy tylko, że mam sprytne metody wychowawcze.

– Tak bym tego nie nazwał, ale akurat to w tej chwili nie ma żadnego znaczenia – odparł i nabrał głęboko tchu. – Liczy się to, że widziano pana tamtej nocy poza domem.

– Może ktoś miał zwidy.

– Pański samochód został dostrzeżony przy przydrożnym motelu na południe od miasta.

– W Kurewskiej Przystani?

Seweryn poruszył się nerwowo i zerknął na Kaję.

– Zna pan to miejsce?

– Każdy je zna – odparł Zaorski i przysunął się do stołu. – Ale ostatnim razem byłem tam… bo ja wiem, może w liceum, próbując kupić piwo i podpatrzeć to i owo.

– Mimo to świadkowie potwierdzają, że pana widzieli.

– Mnie czy moje auto? – odparował Seweryn, wyraźnie poważniejąc. – Bo powinien pan wiedzieć, że…

– Tak, słyszałem, jaką wersję przedstawił pan aspirant Burzyńskiej.

– To nie wersja, tylko prawda.

– Prawdę ustalają zwycięzcy, a pan bynajmniej nie wygrał – zauważył Korolew, a potem podniósł się z krzesła.

Zaczął chodzić po pomieszczeniu, a Seweryn wodził za nim wzrokiem. Burza znała to spojrzenie, świadczyło o tym, że Zaorski stał się czujny. Gotów na odparcie ataku.

– Powiedziałbym, że panu znacznie bliżej do sromotnej porażki – dodał Anton i zatrzymał się obok rozmówcy. Spojrzał na niego z góry. – Najpierw widziano pana w miejscu, gdzie była ta dziewczynka, potem rzekomo otrzymał pan jakieś nagranie, a ostatecznie…

– Nie było mnie w Przystani. I nagranie dostałem nie rzekomo. Proszę sobie to sprawdzić, udostępniłem wam telefon.

– Sprawdzamy.

– A auto…

– Tak, auto dwa razy tej samej nocy skradziono panu spod domu. I to tak, że niczego pan nie zauważył.

Zaczynało to wyglądać dla Seweryna nie najlepiej, ale ostatecznie Korolew nie miał niczego konkretnego. Przy budowaniu hipotezy śledczej obecność hondy w okolicy motelu była na wagę złota, ale jako dowód w sprawie fakt ten niespecjalnie się bronił.

– Proszę przeszukać mój samochód – dodał Zaorski. – Ściągnąć odciski palców, sprawdzić stacyjkę i…

– Wszystko to zrobimy, zapewniam.

Seweryn lekko skinął głową, a Burza nie mogła opędzić się od wrażenia, że od kiedy dowiedział się o tym, że ktoś widział auto, zaczął zachowywać się zupełnie inaczej.

– Monitoring z Przystani też może się przydać – dorzucił Zaorski. – Przekonacie się, że mnie tam po prostu nie było.

– Monitoring nie działa. I przypuszczam, że dobrze pan o tym wiedział.

– Nie wiedziałem, bo ostatnim razem byłem tam jako jurny licealista.

– Będzie się pan trzymał tej wersji?

– Jeszcze raz: to nie wersja, tylko…

– Widziano pana tamtej nocy w motelu – uciął prokurator.

– Nie mnie, ale samochód. Ile razy będziemy to przerabiać?

Anton położył rękę na oparciu krzesła Seweryna. Przechylił się lekko na bok, a potem nachylił nad rozmówcą.

– Nie – rzucił. – Widziano pana. W dodatku jedna z klientek nagrywała komórką filmik, na którym się pan znalazł.

Dopiero teraz Burza zrozumiała, jaką wiadomość Korolew musiał przed momentem dostać. Najwyraźniej funkcjonariusze wysłani do przepytania stałych bywalców Przystani dotarli do nowych ustaleń.

Ustaleń, które zupełnie pogrążały Zaorskiego.

– Godzina wykonania tego nagrania odpowiada czasowi, w którym ofiara była tam widziana – odezwał się Anton. – Pojawia się pan jakieś pół godziny przed nią.

Zaorski się nie odzywał, ale wyraźnie się spiął.

– Może mi to pan wyjaśnić? – spytał Korolew. – Bo o ile nie ma pan brata bliźniaka, to ewidentnie pan.

Seweryn znów bezgłośnie szukał wsparcia u Kai. Tym razem w jego wzroku zobaczyła nie tylko prośbę o pomoc, ale także desperację.

– Więc? – dodał oskarżyciel. – Dlaczego pan kłamie?

Głosy z zaświatów

Подняться наверх