Читать книгу Głosy z zaświatów - Remigiusz Mróz - Страница 5

ROZDZIAŁ 1
3

Оглавление

Kolejne dzieciaki wychodziły z samochodów parkujących przed szkołą, a w hondzie Seweryna wciąż rozbrzmiewały dźwięki z albumu Not Fragile BTO. Zaorski cofnął płytę do początku, zastanawiając się, czy ten, kto zabrał jego auto, rzeczywiście mógł przegapić tak oczywistą rzecz.

Po chwili pod budynkiem stanął samochód wiozący Lidkę i Adę. Seweryn odetchnął, widząc córki. Jedna noc bez nich, szczególnie tak obfita we wrażenia, była wystarczająca. Nie chciał jednak wyjść na nadopiekuńczego ojca, więc przyglądał się z oddali, jak razem z koleżanką, u której spały, idą do szkoły.

Zaraz potem Zaorski wypatrzył volvo Burzy. Dominik wyskoczył z niego, jakby się paliło, na pożegnanie jedynie unosząc rękę.

Kaja przez moment się rozglądała, co sprawiło, że stojący za nią kierowca ponaglił ją, podjeżdżając pod sam zderzak. Najwyraźniej na żonę burmistrza nie wypadało trąbić.

Szybko dostrzegła stojącego kawałek dalej Seweryna i podjechawszy do niego, opuściła szybę po stronie pasażera.

– Podjedziemy na komisariat? – zaproponowała.

– Po moim trupie w stanie enzymatycznego rozkładu.

– W takim razie gdzie?

– Może do Gałęźnika?

Pokręciła głową bez choćby chwilowego zawahania, a Zaorski skarcił się w duchu za tę propozycję. Działał jednak całkowicie automatycznie. Wystarczyło, że zobaczył Burzę, a od razu zbierało mu się na dwuznaczne uwagi, sugestywne propozycje, długie spojrzenia i próby znalezienia się bliżej.

– Kawalądek? – podsunęła.

Publiczne miejsce. Dobry wybór, gdyby nie pewien szkopuł.

– Jestem tam umówiony z Michałem za pół godziny – odparł Zaorski. – Może po prostu zjedźmy na najbliższą stację.

Zatrzymali się na orlenie, a Seweryn skorzystał z okazji i kupił sobie półlitrową, niegazowaną wodę. Spodziewał się komentarzy o tym, że go suszy, zamiast tego jednak usłyszał krótką policyjną komendę, by się podzielił.

Burza pociągnęła łyk i omiotła wzrokiem wnętrze samochodu.

– Mogły zostać jakieś ślady po nocnym kierowcy – powiedziała.

– Mogły. Ale wątpię, żeby Konar zgodził się wysyłać techników tylko dlatego, że ktoś użyczył sobie mojego kombiaka.

– Ja też.

– Mamy zresztą ważniejsze rzeczy do roboty.

Przysiedli na masce hondy, a Zaorski wyciągnął komórkę. Włączył nagranie, które otrzymał w nocy od nieproszonego gościa.

Pozornie niewinna, przywodząca na myśl dziecięcą kołysankę melodia nawet w dzień wywołała w Sewerynie niepokój.

– Jak z horroru – odezwała się Kaja.

– Słuchaj dalej.

Dźwięki dzwonków nieco ucichły, ale nadal były wyraźnie słyszalne. Dołączył do nich głos małej dziewczynki mówiącej wyraźnie po niemiecku.

– Eins. Eins. Punkt. Vier. Zwei.

Burza spojrzała pytająco na Zaorskiego.

– Drei. Punkt. Vier. Drei.

Jeszcze przez chwilę grały cymbałki, po czym nagranie się skończyło. Seweryn wygasił ekran i schował telefon do kieszeni.

– To wszystko? – spytała Kaja.

– Jeśli chodzi o przekaz od Heidi, to tak.

– Heidi?

– Tak ją nazwałem – odparł Zaorski i napił się nałęczowianki. Smakowała cudownie, jakby miała rozwiązać wszystkie jego problemy, a on utwierdził się w przekonaniu, że dopiero na kacu docenia się życiodajność zwykłej niegazowanej wody.

– Nazwałeś dziewczynkę, którą usłyszałeś na nagraniu?

– Nie tylko. Wydaje mi się, że to ta sama, która leży w prosektorium. Lepiej mówić na nią Heidi niż NN, prawda?

Burzyńska bez słowa zabrała mu butelkę.

– Dlaczego akurat Heidi? – mruknęła.

– A jak miałem ją nazwać? Helga? Berta? Gertruda? Brunhilde? – odparował. – Heidi to taka postać z bajki, diablice ją lubią. Zamieszkała na moment z dziadkiem w Alpach, a potem…

– Znam Heidi, Seweryn – ucięła Burza. – I to na podstawie książki dla dzieci szwajcarskiej pisarki, Johanny Spyri.

– Może. Co nie zmienia faktu, że…

– Że nie masz absolutnie żadnego dowodu na to, że głos na nagraniu należy do dziewczynki, która leży w chłodni.

– Nazywajmy ją po imieniu, tak wypada.

Łypnęła na niego z ukosa i oddała mu butelkę, jakby chciała zasugerować, że najlepiej będzie, jeśli przestanie gadać i nieco uzupełni poziom elektrolitów.

– Nie wiem zresztą, czy potrzebuję jakiegokolwiek dowodu – dodał. – Nie jestem ani śledczym, ani sędzią. Zestawiam ze sobą tylko dwa dość logicznie połączone fakty.

Burza zmarszczyła czoło, wbijając wzrok w rozległe pola rozciągające się za stacją benzynową. Musiała zastanawiać się nad tym, czy dobrze robi, spotykając się tutaj z Zaorskim. Z jej punktu widzenia najsensowniej byłoby zabrać go na komisariat i przesłuchać w obecności innego funkcjonariusza.

Najwyraźniej jednak wiedziała, że w żaden sposób go do tego nie przekona. Spotkań z lokalnymi stróżami prawa miał dosyć, szczególnie od kiedy wszyscy jak jeden mąż uznali go za gwałciciela o mafijnych powiązaniach.

– Ten plik nazywał się „Prawda.mp3” – kontynuował Seweryn, obawiając się, że Kaja zaraz zmieni zdanie. – A przysłał go ktoś, kto jako nazwę telefonu wprowadził słowo „fenol”.

Burzyńska wciąż patrzyła przed siebie, a on odstawił butelkę na maskę.

– Prawda i fenol? – spytała. – Co to ma niby znaczyć?

– To pierwsze znam tylko ze słyszenia. To drugie z praktyki, głównie za sprawą wodnego roztworu, karbolu. Używa się go do dezynfekcji pomieszczeń, a kiedyś służył jako antyseptyczny środek na salach operacyjnych. Potem z niego zrezygnowano, bo jest, cóż… trochę toksyczny. Sam fenol możesz znaleźć w niektórych lekach, a oprócz tego chyba jako środek bakteriobójczy.

Kaja czekała na więcej konkretów, ale było to właściwie wszystko, co Zaorskiemu udało się ustalić. Wszystko inne wydawało się albo mało istotne, albo zupełnie abstrakcyjne. I tak czy owak nie dawało żadnych odpowiedzi.

– Fenol, prawda i te numery po niemiecku – bąknęła Burzyńska i skrzyżowała ręce na piersi. – Co to ma znaczyć?

Seweryn wyjął kartkę z kieszeni skórzanej kurtki i podał Kai. Wynotował na niej wszystko, co powiedziała Heidi, ale to także nie było zbyt pomocne. Liczby mogły oznaczać właściwie wszystko.

Kaja zerknęła na jego zapiski.

11.42. 3.43.

– Zapis godzinowy? – spytała.

– Taka była moja pierwsza myśl – przyznał. – Mimo że większość ludzi używa dwukropka, sposób z kropką jest poprawniejszy. Przynajmniej tak twierdzą mądre lingwistyczne głowy w internecie.

Burza zignorowała uwagę, przypatrując się cyfrom. Zaorski miał ich serdecznie dosyć, towarzyszyły mu nie tylko przez całą noc, ale i ranek, kiedy próbował choć chwilę się przespać. Ledwo jednak zamykał powieki, widział ciąg znaków.

– Te kropki na pewno mają tam być? – spytała.

– Heidi wyraźnie mówi Punkt. Po niemiecku kropka. Zresztą w tym kontekście nic innego nie pasuje.

Kaja skinęła głową.

– Ale może cyfry powinny być rozdzielone? – podsunęła. – Mała mówi eins, eins, a nie elf. A ty zapisałeś jedenaście.

– Mój niemiecki lekko kuleje.

Burza popatrzyła na niego z ukosa i przez moment sprawiała wrażenie, jakby miała zamiar go szturchnąć. Ostatecznie jednak nawet nie drgnęła, a Seweryn dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo jest spięta.

Pilnowała każdego ruchu i gestu, z pewnością obawiając się, że jedno niefortunne posunięcie może przekreślić wszystko, na co pracowali od wielu miesięcy. Udało im się stworzyć dystans teoretycznie gwarantujący, że już nigdy się do siebie nie zbliżą. W praktyce sprawiał, że oboje potrzebowali wzajemnego kontaktu, jakby od tego zależało ich życie.

– Googlowałeś te liczby? – odezwała się po chwili Kaja.

– A czy papież jest katolikiem?

– I co?

– Najpierw wziąłem na warsztat jedenaście, czterdzieści dwa. Nie zaczęło się najlepiej, bo wyskoczyły jakieś matematyczne brednie i zmroziło mnie na samą myśl, że znów będę musiał podjąć próbę zrozumienia czegoś, co się do rozumienia zupełnie nie nadaje. Potem…

– Będziesz opisywał cały proces?

Obrócił się do niej i podparł ręką na masce.

– Taki miałem zamiar.

– Nie możesz przedstawić mi konkretów?

– Nie – odparł od razu. – Bo nie mam żadnych.

– Aha.

– Pół nocy nad tym siedziałem. Trafiłem głównie na wyniki dotyczące gier komputerowych, współrzędnych geograficznych, rozdziałów w książkach, ustępów w aktach prawnych i… właściwie wszystkiego, co ludzie robili o jedenastej czterdzieści dwie. Nic z tych rzeczy mnie nie zaciekawiło.

– Domyślam się.

– Może z jednym wyjątkiem – przyznał Zaorski, poprawiając daszek czapki. – Bo wyświetlił mi się też Koran. Sura jedenasta, wers czterdziesty drugi. Znasz?

– Moja znajomość świętej księgi islamu jest taka, jak twoja niemieckiego.

– To fragment o tym, jak Noe woła do syna, żeby zostawił niewiernych i popłynął z nim arką. Bo czeka ich niezła przygoda.

Burza nabrała głęboko tchu, a potem obróciła się do Zaorskiego. Po raz pierwszy, od kiedy znaleźli się na stacji, posłała mu dłuższe spojrzenie. Nie było w nim jednak niczego, co chciałby widzieć. Przeciwnie, wzrok był ponaglający.

– Muszę jechać do roboty – powiedziała Kaja. – Masz dla mnie coś konkretnego czy nie?

– Jeszcze nie.

– „Jeszcze” zakłada, że masz zamiar się tym dalej zajmować.

Zaorski niewinnie wzruszył ramionami.

– Seweryn…

– Wyrzucili mnie z pracy, mieszkańcy traktują mnie, jakbym wymordował pół wioski, a diablice przez pół dnia są w szkole. Nie mam co robić.

Tym razem w jej oczach pojawiło się jedynie coś karcącego.

– Bądź poważny – rzuciła pod nosem.

– Będę po śmierci.

– Jakoś nawet w to wątpię – odparła, a potem zsunęła się z maski. Poprawiła mundur, jakby chciała wysłać jasny sygnał, że czas przejść na nieco bardziej służbowy ton.

– Poza tym jestem bezpośrednio zaangażowany w tę sprawę – dorzucił Zaorski. – To do mnie przyszło nagranie. I to mój samochód ktoś pożyczył sobie na trzy piosenki.

– Nie wiemy, czy te rzeczy są ze sobą powiązane.

– Oczywiście, że są. Dwie obce, przypadkowe osoby raczej nie kręcą się tej samej nocy pod czyimś domem.

Kaja napiła się jeszcze wody, a potem zakręciła ją i wrzuciła na siedzenie pasażera.

– A więc to by było na tyle? – spytał Zaorski.

– Nie – odparła spokojnie. – Jeśli chcesz brać w tym udział, warunek jest jeden.

– Mam cię zabrać na wyjątkowo drogą kolację?

– Pojechać ze mną na komisariat.

– Wolałbym prowadzić śledztwo w sposób polowy.

– Nie będziesz niczego prowadzić – odparła stanowczo, ale i z pewną przewrotnością. – Zabieram cię, żebyś złożył zeznanie.

Seweryn szybko się podniósł.

– Nie ma mowy.

– W charakterze świadka.

– Domyślam się, że nie podejrzanego, ale…

– Mam ci doręczyć wezwanie i poinformować cię o konsekwencjach prawnych niestawiennictwa?

Patrzył na nią tak długo, że musiała odwrócić wzrok.

– Nie – odparł w końcu. – Wystarczy, że poprosisz.

Uśmiechnęła się lekko, a potem pokręciła bezradnie głową. Odeszła bez słowa do samochodu, bo w zasadzie nie musiała nawet werbalizować prośby. Seweryn zakładał zresztą, że właśnie w ten sposób skończy się to spotkanie.

Na udział w dochodzeniu nie miał co liczyć, ale powinien przekazać Konarzewskiemu i reszcie to, co wiedział. Przy odrobinie szczęścia śledczym uda się ustalić, o co w tym wszystkim chodzi.

Zaparkowali pod komisariatem chwilę później, a kiedy Burza wprowadziła Seweryna do środka, ten natychmiast poczuł na sobie nieprzychylne spojrzenia mundurowych. Żaden z nich się nie odezwał, kiedy szedł za Kają do gabinetu przełożonego.

Komendant jednak milczeć nie zamierzał.

– Co on tu robi, do kurwy nędzy? – rzucił, podnosząc się z trudem zza biurka.

Choć zdawało się to niemożliwe, od ostatniej sprawy szef lokalnych stróżów prawa przytył jeszcze bardziej. Podbródek był już tak obfity, że zasłaniał kawałek luźno zawiązanego krawata. Brzuch stał się tak wydatny, że mundurowa koszula niemal pękała w szwach.

– Przyjechał złożyć zeznania – odparła Kaja.

– Chyba żartujesz…

Zaorski zmarszczył czoło, nie mogąc zrozumieć, z czego wynika niedowierzanie komendanta. Właściwie nie było powodu, by tak reagował. Szczególnie że nie wiedział, w czym rzecz.

– Wyprowadź go stąd – zarządził.

Oddech Konarzewskiego nieco przyspieszył i trudno było sądzić, że to rezultat samego podniesienia się zza biurka.

– Ale panie komendancie…

– Natychmiast!

Burza spojrzała na Seweryna, jakby to on miał wytłumaczyć jej, co się dzieje. Zrobiła krok ku niemu, ale zanim zdążyła choćby lekkim ruchem zasugerować, by skierował się do drzwi, Konarzewski ruszył przed siebie.

Wyszedł z gabinetu, przywołał do siebie dwóch policjantów, a potem wskazał im Zaorskiego.

– Wyprowadzić go – polecił. – Posadzić w korytarzu i pilnować, żeby nigdzie się nie ruszał.

Seweryn drgnął nerwowo.

– Jestem zatrzymany?

Słysząc alarmistyczny ton zwierzchnika, funkcjonariusze natychmiast stanęli obok Zaorskiego. Ten nadal niespecjalnie wiedział, jak się zachować. Wyglądało to jak aresztowanie, mimo że formalnie z pewnością nim nie było.

– No? – dodał Seweryn, tracąc cierpliwość. – Zatrzymujecie mnie, czy co?

– Poczekaj chwilę na zewnątrz – wpadła mu w słowo Kaja, podchodząc bliżej. – Zaraz się wszystkiego dowiem.

– Wolałbym sam dowiedzieć się wszystkiego już teraz.

Dwóch policjantów tylko czekało na sygnał od szefa, by siłą wyprowadzić nieproszonego gościa.

– O co tu chodzi? – dorzucił Zaorski.

– Daj mi chwilę – odparła Kaja.

Posłała mu długie, uspokajające spojrzenie. Tyle właściwie powinno wystarczyć, by poczuł, że wszystko jest w porządku. Miał jednak głębokie przekonanie, że to początek poważnych kłopotów.

Głosy z zaświatów

Подняться наверх