Читать книгу Anatomia słabości - Robert Krasowski - Страница 10
Zatem tego, co robi rząd Mieczysława Rakowskiego, nie traktuje pan jako planu miękkiego lądowania formacji w nowych warunkach w szyku uporządkowanym?
ОглавлениеChwileczkę. Miękkiego lądowania całej formacji w szyku uporządkowanym działania rządu Rakowskiego na pewno nie były w stanie zagwarantować i chyba nawet nie taki był ich sens. Natomiast opiewana przez liberałów ustawa Wilczka była wynikiem egzystencjalnej refleksji tamtego obozu. Kiedy stało się jasne, że władzy w obecnym kształcie nie da się utrzymać, pojawiła się potrzeba otworzenia możliwości szybkiego zakumulowania innych dostępnych dóbr. Takich, które mogą przyszłość uczynić bardziej bezpieczną. Oznaczało to oparcie się na bardzo różnym biznesie, w większości szemranym bądź przestępczym, ale to nikomu nie przeszkadzało. Bo przecież to był świat ich ludzi. Zdejmując kontrolę nad gospodarką, komuniści zapewniali tym, którzy dysponują największym kapitałem – czyli swoim ludziom – swobodę grabieży. Oczywiście ta swoboda była potencjalnie dla wszystkich, ale tak to wyglądało jedynie w teorii. W praktyce było inaczej. Bo co się dzieje, jak wódz mówi swojej drużynie: „kochani, przestajemy się troszczyć o porządek”, i jeszcze dodaje: „a teraz wolno grabić”, nawet jeśli przy okazji prawo grabieży przyznaje wszystkim innym dookoła? Otóż w takiej sytuacji chłop pańszczyźniany najwyżej drugiemu chłopu kurę ukradnie, natomiast wszystkie cenniejsze dobra wezmą drużynnicy i wojowie wodza. Mało tego, aby wziąć całą pulę, wejdą w układy ze zbójami z lasu. A zatem ustawa Wilczka to tłumaczenie słów Gorbaczowa na lokalny kontekst i na życiowe konkrety. Gdy towarzysz Gorbaczow mówi: „nie liczcie więcej na nasze bagnety”, to znaczy róbcie, co chcecie, radźcie sobie sami, ja na wszystko się zgadzam. I to samo mówią liderzy PZPR swoim towarzyszom: „nie liczcie, że partia dłużej wam zapewni te sklepy za żółtymi firankami, przydziały polonezów itd. Radźcie sobie sami”. Ale żeby sobie poradzili, liderzy PZPR organizują im przestrzeń, pozwalają im poradzić sobie w nowych warunkach. Nie rozdają dóbr jak dawniej, ale dają narzędzia, aby te dobra sami szybko zdobyli. I tak się stało. Sprytniejsi ludzie aparatu i służb sobie poradzili, a co głupsi prowadzili kioski z warzywami i teraz na transformację gardłują.