Читать книгу Anatomia słabości - Robert Krasowski - Страница 14
A czy 4 czerwca 1989 roku stało się jasne, że logika wydarzeń daleko wykroczyła poza Październik?
ОглавлениеCzwarty czerwca był polityczną cezurą. Przy czym znowu in gremio wszyscy byli w szoku. I jedni, i drudzy, bo przecież nie tak miało być. Ale ciekawsze było co innego. Otóż 4 czerwca ujawnił, że nie ma elementu równowagi umożliwiającego Październik razy cztery czy razy sześć. I to nie ma go po stronie komunistów. Bo oni mieli nadal, i to pod całkiem niezłą kontrolą, twarde narzędzia władzy. Ale nie mieli już partii. Nawet w wojsku czy na placówkach dyplomatycznych, co pokazały wyniki wyborów w okręgach zamkniętych. Bo stan wojenny partię wykończył kompletnie, nawet jeśli Jaruzelski tego nie planował. On usiłował partię później odrodzić, pracował nad jej odbudową całymi dniami. Pamiętam z telewizji przedzjazdowe zebrania trwające po dziesięć godzin dzień w dzień. To były straszne katusze. A jednak Jaruzelski na tych zebraniach siedział, bo wiedział najlepiej, że partia w czasie pierwszej „Solidarności” kompletnie mu się posypała, a jemu partia była potrzebna. Bo była ważnym narzędziem rządzenia. Ba, była narzędziem jedynym, bo tamten świat nie znał innego narzędzia władzy niż potężna partia komunistyczna. Jaruzelski ponosił fiasko za fiaskiem, więc w końcu zrozumiał, że to się nie uda. Więc musiał symulować „władzę partii”, ale w rzeczywistości partia już nie funkcjonowała – jako byt polityczny, jako narzędzie wpływu. A jeśli nie istniała nawet w czasach „normalizacji”, to tym bardziej nie mogła dostarczyć potencjału do utrzymania stabilizacji komunistycznej władzy na poziomie nowego, bardziej radykalnego Października ’56. Zatem tamta strona miała tylko twarde narzędzia władzy, prawie żadnych możliwości ich użycia i nic poza tym. Nawet jeśli miała swoich zwolenników w społeczeństwie, to było ich za mało. I byli zbyt bierni, raczej stali z boku, zamiast mobilizować się wobec politycznego konfliktu.