Читать книгу Noah jest bardziej - Simon James Green - Страница 11

Rozdział dziesiąty

Оглавление

Milczący Noah siedział po turecku na podłodze salonu. W powietrzu unosiła się słaba woń spalonych mebli ogrodowych, podczas gdy on bez zapału usiłował jeść pałeczkami zamówioną chińszczyznę. Teraz nie miał ochoty na jedzenie. Naprawdę nie był głodny.

– Kutas – mruknął Eric, ładując do ust kluski widelcem.

Parasol ogrodowy trafił po drodze w grilla, czyli cały obiad był do wyrzucenia. Ugaszenie ognia wymagało od każdego gościa (oprócz Evy, która skorzystała z poruszenia i się wymknęła, zapewne po to, by dołączyć do swojego gangu ćpunów), by stanął w linii i podawał z rąk do rąk rondle i miski z wodą, żeby zapobiec dalszej katastrofie.

Noah zignorował Erica i gmerał pałeczkami w swojej porcji kurczaka w sosie słodko-kwaśnym. Teraz Pierre ma go za debila. Czy wraz z Harrym będą się z niego wyśmiewać później, gdy razem wrócą do domu Harry’ego? Już to sobie wyobrażał:


PIERRE: Och, Harry, twój chłopak to idiota. Wszystko podpala.

HARRY: Tak.

PIERRE: I jest naprawdę biedny i nie ma prądu.

HARRY: Wiem!

PIERRE: Ha, ha, ha, ha! Ale śmieszne.

HARRY: Ha, ha, ha, ha!

PIERRE: A teraz będziemy się całować i kochać po francusku!

HARRY: O, la, la!


Noah po raz piąty upuścił kawałek kurczaka, westchnął i odstawił talerz na podłogę obok siebie. Do dupy z tym. Może lepiej wymyślić jakiś pretekst i nie przeciągać…

– Muszę iść spać, wątroba mi siadła – oznajmił Noah.

– Dzięki, Eric, coś pysznego – powiedział jednocześnie Harry. – Słucham? Co mówiłeś, Noah?

– Nic – odburknął.

Harry wytarł usta serwetką.

– Bardzo, bardzo smaczne.

Noah się skrzywił. O tak, teraz to Eric był bohaterem, nie? Noah wysoko postawił poprzeczkę, żeby powitać międzynarodowych gości. Nie poszedł na łatwiznę i nie zamówił jedzenia, tylko sam próbował przyrządzić wielką, nieznaną rybę. Ale po małym pożarze przestało się to zupełnie liczyć.

– Tak, Eric! – dodał Pierre, siorbiąc kluski. – To fantastyczne. Dzięki!

Noah łyknął nieco zielonej herbaty, której sobie zażyczył do picia. Smakowała okropnie, ale to elegancki, wykwintny napój. Widzisz, Pierre Victoire? Nawet w Little Fobbing można.

– Nie ma sprawy, nie ma sprawy – powiedział Eric, najwyraźniej mając się za bohatera.

Chociaż Noah musiał się zgodzić – to był fart, że przyszedł Eric. Zjawił się w totalnym chaosie, ale spokojnie wyszedł i wrócił dziesięć minut później, nabywszy w pobliskim sklepiku trochę prądu. Gdy światłość została przywrócona, wyjął z portfela trzydzieści funtów (a miał tam jeszcze więcej gotówki!) i zamówił im jedzenie.

– Czy ktoś ma ochotę na deser? – spytał Noah.

– Właściwie to już musimy się zwijać – odparł Harry. – Robi się późno i mama zacznie panikować.

Noah skinął głową. Tak pewnie będzie najlepiej. Jeśli przyniósłby deser, to znów wszystko by zepsuł. Upuściłby go albo przypadkiem rzuciłby nim komuś w twarz, albo…

– Noah?

– E?

Harry uśmiechał się do niego.

– Wszystko gra?

– Tak, myślę tylko o tym całym obiedzie.

Harry pokiwał głową.

– Jedzenie się nie liczy. To ludzie są najważniejsi. Pierre? Ubierz się. Spotkamy się na zewnątrz, dobrze?

– Jasne! – odparł Pierre.

Harry wciągnął Noaha do kuchni.

– Nie musisz się martwić Pierre’em.

– Nie martwię się nim – skłamał Noah.

Sam fakt, że Harry powiedział, żeby się nim nie martwić, wyraźnie oznaczał, że totalnie musi się martwić. To znaczy, że ta myśl przemknęła przez głowę Harry’ego. O Boże.

Harry patrzył na niego, jakby czytał mu w myślach. Na wszelki wypadek Noah upewnił się, że myśli o delfinach, grzybach i przebojach ABBY. To go zmyli!

– No super. To dobrze – powiedział Harry, podchodząc do niego, obejmując go w pasie i kładąc mu dłonie na pośladkach.

– Tak sobie myślę, że Pierre ma chyba bardzo ładne ciało – powiedział Noah. – Mnóstwo mięśni.

– Hmm – mruknął Harry w szyję Noaha.

– Jest dość charyzmatyczny i czarujący…

– Jasne.

– Wiesz, co by nie mówić, ma dużo plusów.

Harry pocałował delikatnie Noaha w bok szyi, aż dreszcze przebiegły mu wzdłuż kręgosłupa.

– To idę.

– Okej.

– Nie rób nic, czego ja bym nie zrobił.

– Co? Z Evą? Pewnie, że nic nie zrobię – odparł Noah. – Ale wiesz, to samo obowiązuje ciebie, Harry Lawson. Ciebie i Pierre’a.

– O, tak! – zachichotał Harry. – Proszę! Proszę! Proszę!

Noah otworzył szeroko oczy.

– Haz.

– To do jutra – powiedział Harry, przewracając oczami, a w jego głosie zabrzmiała lekka irytacja, gdy wychodził.

I co? To było dokładnie to, o co Noahowi chodziło. Teraz Harry się na niego gniewał. Gniewał się, bo Noah trafił w punkt, chociaż Harry temu zaprzeczał.

To było dziwne. Kiedy byli „tylko przyjaciółmi”, Harry zwykle czytał Noahowi w myślach, co bardzo mu się podobało. Harry wiedział, co Noah chciał zamówić w cukierni, nie musiał go pytać (podpieczona maślana bułeczka i angielska herbata śniadaniowa). Harry wiedział, co Noah chciał robić w sobotni wieczór (grać w Cluedo 3D, jeść chrupki serowe i dyskutować, czy lepszą panną Marple była Joan Hickson, czy Geraldine McEwan). Więc dlaczego Noah teraz nie chciał, żeby Harry znał jego myśli? Jak to jest, że bycie razem, co oznaczało, że jest się bliżej, sprawia, że czuje, jakby oddalili się od siebie?

Czasami posiadanie czegoś naprawdę fajnego w życiu było gorsze niż brak tego, bo trzeba się było martwić stratą. A utrata czegoś jest gorsza, gdy wiesz, jak cudowne jest tego posiadanie.

– Jak sytuacja z szopą? – spytał Eric, pojawiając się na progu ze swoim laptopem pod pachą.

– No więc, wygląda to tak – zaczął Noah – że rodzice sami wyrazili zainteresowanie szopą, żeby przechowywać w niej jakiś zatracony tandem.

– Kurwa mać – mruknął Eric.

– Więc mam związane ręce.

– Tych dwoje gra mi na nerwach. W zeszły weekend, gdy zostałem na noc, słyszałeś ich?

Noah miał pustkę w oczach.

– Uch, uch, uch, UCH! OCH! OCH! OCH! TAK! – podsunął Eric w ramach wyjaśnień.

– Podnosili ciężary?

– Zamknij się, pacanie. Wyczyść szopę. Dziś. Teraz. – Twarz Erica zmieniła się z przebiegłej w złowrogą. – Ja ogarnę tatę i Lisę.

Noah jest bardziej

Подняться наверх