Читать книгу Noah jest bardziej - Simon James Green - Страница 8

Rozdział siódmy

Оглавление

– Odkładałem piłkę na miejsce! – pisnął Noah.

Eric pokręcił głową.

– Kurde, człowieku, kłamca z ciebie do bani.

– Nie. Nie kłamię. Mówię prawdę – odparł Noah z szeroko otwartymi oczami.

Eric parsknął i wkroczył do biura, rozglądając się dokoła jak detektyw wchodzący na miejsce zbrodni.

– Stoisz za jej biurkiem, mimo że nie musisz, i masz w dłoni kawałek papieru. Czyli o co chodzi?

– Papier? – odparł Noah, spoglądając na kartkę, którą miał w dłoni. – O to? Nie, ja tylko… przesuwałem go, żeby położyć tu piłkę. Zajmował miejsce, to wszystko. – Noah odłożył kartkę na biurko. – O, proszę. Już jest na miejscu. Nie mam zresztą pojęcia, co to jest.

Eric się uśmiechnął.

– Ma parę tajemnic.

– Tak? – odparł Noah.

– Wydaje mi się, że jedną właśnie odkryłeś, co?

Noah wzruszył ramionami.

– Nie, bo nie patrzyłem na te papiery.

– Skąd wiesz, że chodzi mi o te dokumenty?

– Nie… nie wiem. Strzeliłem tylko.

Eric podrapał się w przetłuszczoną czarną czuprynę, jakby coś go oblazło. Noah zmarszczył nos. Ten chłopak miał wiecznie czerwoną, spoconą twarz. Pewnie dlatego, że ciągle myślał o seksie i innych nieprawościach, uznał Noah.

– Właściwie to chciałem pogadać z tobą. – Eric przysiadł na brzegu biurka pani O’Malley.

Nogawki jego przyciasnych spodni podjechały, ukazując brudne białe skarpety i blade kostki. Cholera, był odważny. W ogóle nie powinni tu przebywać, rozsiadać się i gadać. Gdyby ich ktoś znalazł – mieliby przerąbane!

Noah przełknął ślinę.

– A nie możemy porozmawiać później, w domu?

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo chcę pogadać o domu.

– Okej. – Noah poczuł, jak ciśnienie mu skacze.

Fakt, że Eric był jego przyrodnim bratem, pozostawał ukryty i znany był tylko kilku osobom. Oprócz uniknięcia plotek ich ojciec uznał, że lepiej nie budzić gniewu faceta, który uważał się za biologicznego ojca Erica – Wściekłego Pitbulla Smitha. „Trzymaj to w sekrecie, bo jeśli Wściekły Pitbull się dowie, to koniec z nami”, powiedział tata, co od razu wywołało u Noaha wizję ich martwych ciał wrzucanych do jakiejś rzeźniczej maszynerii. Biorąc pod uwagę, jak niebezpieczny i przerażający był Wściekły Pitbull Smith, była to zapewne najmądrzejsza rzecz, jaką tata Noaha w życiu powiedział. Eric wpadał od czasu do czasu, ale niezbyt regularnie, żeby nie wzbudzać podejrzeń Pitbulla, który i tak średnio się nim interesował.

– Słyszałem ostatnio to i owo. – Eric pociągnął nosem. – Takie tam pierdolety między tatą a twoją mamą. Chyba mają kłopoty.

– Kłopoty partnerskie? – spytał Noah z nadzieją.

Eric pokręcił głową.

– Kasa.

– Jest źle? Co konkretnie?

– Przyszło pismo – odparł Eric. – Komornicy.

– Czego chcą?

Eric zachichotał.

– Wiesz, takie tam, jak się mamy, gadali o swoich wakacjach na Barbadosie. – Eric się zachmurzył. – Kasa, ty pało! Jeśli jej nie dostaną, to wezmą graty.

Noah rozdziawił usta.

– Na przykład mój komputer?

– Pewnie. – Eric wzruszył ramionami.

– Moje dzieła zebrane Agathy Christie?

Twarz Erica wyrażała powątpiewanie.

Noah przejechał dłońmi po włosach.

– A ile chcą?

– O ile się orientuję – odparł Eric, drapiąc się po jajach – coś koło piętnastu kafli.

Noaha zatkało.

Dobry Boże, jakim cudem jego rodzice tyle przehulali? Nie. Nie może do tego dojść.

Wbił w Erica stalowe spojrzenie.

– Skoro mi o tym mówisz, musisz mieć plan.

– Opróżnij szopę.

– Co?

– To były dwa słowa. Którego nie zrozumiałeś?

– Mam opróżnić szopę? Żeby sprzedać jej zawartość?

Eric uniósł brew.

– Czyli jest tam coś cennego?

– Nie wiem… Znaczy jest mój rower. Jeździłem na nim, kiedy miałem dziesięć lat…

– Nawet nie zaczynaj – odparł Eric, kręcąc głową. – Jedyny rower, który tam stoi, jest różowy ze srebrnymi proporczykami i z koszykiem z Hello Kitty…

– Mój wierny rumak – oznajmił Noah. – Dobrze się sprawował.

– Słuchaj, nie mam na to czasu. Po prostu usuń swoje graty z szopy. Nic mnie to nie obchodzi, gdzie je przeniesiesz i co z nimi zrobisz.

– I tyle? To rozwiąże nasze problemy finansowe?

– To pomoże – odparł Eric.

– Ale jak?

Eric ześlizgnął się z biurka i podszedł do Noaha, tak że stali prawie nos w nos.

– Nie chcesz wiedzieć. – Noah czuł, jak Ericowi śmierdzi z ust chrupkami. Ohyda. – Im mniej wiesz, tym dalej będziesz się trzymał od kłopotów.

Miał rację. Noah nie chciał wiedzieć, co knuje Eric. Wbił wzrok w ciemnobrązowe oczy brata, zerknął w dół na delikatny puszek wyrastający mu pod nosem. Co? Jakim cudem to Eric zaczyna mieć zarost, a nie on?

– Dobra – powiedział Noah. – Zajmę się tym w weekend.

– Nie. Dziś.

– Dobra! Dziś! Boże! Uwielbiam to twoje przeświadczenie, że mogę dopasowywać swoje plany do twoich kaprysów! Niektórzy próbują odrabiać lekcje i jednocześnie zabawiać francuskich uczniów z wymiany, wiesz?

– Skoro o tym mowa, to powinieneś iść do szatni – stwierdził Eric.

– Dlaczego?

– Bo o tej porze Pierre Victoire powinien już wychodzić spod prysznica. Chyba nie chcemy, żeby oczy Harry’ego gdzieś zawędrowały, co?

– Co? Wcale nie! – zawołał oburzony Noah, oburzony tym kuriozalnym wymysłem. Od niechcenia ruszył do drzwi. – I tak powinienem już tam iść. Zmienić ubranie i takie tam.

– To na razie, Noah. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć wieczorem moją pustą szopę.

– Nie zrobisz tam nic… nielegalnego, co?

– Weź już idź.

Noah jest bardziej

Подняться наверх